piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 97




Czwartek.
  - Cześć, co was tak dzisiaj zdarło? - zapytałam Van, gdy wpuściła mnie do mieszkania 'ozdobionego' foliami itd.
- Wszystko dotyczące ślubu mamy już zapięte na ostatni guzik, a w końcu trzeba było coś zacząć robić w tym mieszkaniu, by później w nim zamieszkać, a że i Raf i nasi gwiazdorzy mają już dziś wolne, to trzeba było to jakoś wykorzystać. No przynajmniej dwóch gwiazdorów, bo Kendall z Jamesem wykręcili się tym, że jadą ze swoimi dziewczynami do rodziców. Logan ma później przyjechać.
- Tak, przynajmniej potwierdzę to u Meg i Jamesa. - zaśmiałam się i weszłam w głąb mieszkania. - Cześć chłopaki. - przywitałam siedzących na dwóch drabinach Rafa i Carlosa. - I jak idzie?
- Cześć. Już kończymy zacierać nierówności i zaraz już będzie można malować, tylko wyschnie. - odpowiedział Raf.
- No, no a skąd wy takie rzeczy potraficie? Nawet nie wiedziałam, że murarskie zdolności też macie.  - zaśmiałam się.
- No to jeszcze o nas dużo nie wiesz. - odpowiedział Raf.
- Jak już wiesz zresztą i twojego i naszego ojca uważano za złote rączki. Jak już trochę podrośliśmy, a trzeba było coś zrobić w domu, to pomagaliśmy tacie. - dodał Carlosa.
- No widzisz, odziedziczyli to w genach. - zaśmiała się Van, stając obok mnie. - A tak właściwie to gdzie są te farby?
- Kurcze. - przerwał na chwilę Carlos.
- Carlos! Chyba nie chcesz powiedzieć, że zapomniałeś je zabrać?! - zapytał go z wyrzutem Raf, a tamten tylko skinął głową.
- No dobra, teraz trzeba będzie po nie jechać. - powiedziała Van. - Lena, ty jedyna jeszcze nie jesteś pobrudzona, pojedziesz? Hmm?
- No dobra, tylko potrzebuję jakiegoś pojazdu, bo przyjechałam tu taksówką.
- Raf, gdzie są kluczyki do samochodu? - zapytała Van.
- Nie wiem, tobie dałem.
- A ja nie wiem gdzie są. Mogłeś mi ich nie dawać tylko sam gdzieś schować.
- Jeny, jeszcze małżeństwem nie są, a już takie sprzeczki. - zaśmiał się Carlosa. - Lena, łap. - wyciągnął z kieszeni pęczek kluczy i rzucił mi je. Złapałam je.
- Okey, tylko gdzie ja mam po nie jechać? - zapytałam.
- Do mieszkania Carlosa. Tam zostały. - dodał Raf.
- Stoją w tym drugim, małym pokoju w kącie. W mieszkaniu powinna być Samantha, a jeśli jej nie będzie to wiesz, które klucze... - wskazał na pęczek, który trzymałam w ręce. Miałam wejść do jego mieszkania, w którym mieszka sobie ze swoją dziewczyną i jeszcze z nią sobie pewnie porozmawiać... Wcale mi się to nie uśmiechało.
- Okey... - powiedziałam po chwili. - Dokumenty auta są w schowku? - zapytałam jeszcze.
- Tak, nie zmieniam nawyków. - odpowiedział i po chwili skierował swój wzrok w inną stronę.
 Wyszłam z klatki i znalazłam zaparkowanego białego Peugeota. Uśmiechnęłam się, gdy wsiadałam do niego, ponieważ często będąc w LA go używałam i lubiłam go prowadzić, bo był to jeden z niewielu samochodów, które tak naprawdę najlepiej mi się prowadziło, a są to właśnie samochód Carlosa, mój Tiguan, który został w Polsce, Passat taty i jeden samochód służbowy z mojego komisariatu.
  Zaparkowałam samochód pod budynkiem i weszłam do niego. Stanęłam pod mieszkaniem, w którym wiążę wspomnienia, np. pierwsza noc u Carlosa, wspaniała przygoda z moją 'przyjaciółką' klamką, czy po prostu mój pierwszy raz...
Zapukałam, nic. Nacisnęłam dzwonek, też nic. Znów zapukałam, ale na marne. Wyciągłam z kieszeni klucze i już miałam je wsadzić do zamka, kiedy drzwi się otworzyły, a w progu stanął wysoki mężczyzna o ciemnej karnacji, brunet z lekkim zarostem, Latynos. Spojrzał na mnie i wyszedł z mieszkania, ubierając kurtkę. Zostawił otwarte drzwi i zszedł  po schodach na dół. Pewnie szkoda, że nie widziałam swojej miny, ale na pewno malowało się na mojej twarzy duże zdziwienie. Weszłam niepewnie do mieszkania. Weszłam dalej i zobaczyłam stojącą obok stołu Samanthę w szlafroku.
- Co tutaj robisz? - zapytała mnie z lekko przestraszoną miną.
- Przyjechałam po farby, które Carlos zapomniał zabrać. - powiedziałam. - Mogę? - zapytałam, wskazując na drzwi od pokoju. Nic nie odpowiedziała, tylko upiła łyk z kubka. Nie czekając co odpowie sama weszłam do tego pokoju. Zdziwił mnie jego wystój, ponieważ wcześniej stało tu tylko biurko, jakieś szafki duża szafa, a teraz jeszcze do tego stało łóżko. Tylko dlaczego? Zobaczyłam, stojące w kącie pod oknem dwa wiaderka z farbą. Podeszłam do nich i chciałam je podnieść, ale moją uwagę przykuł kawałek ściany nad nimi. Wisiały na niej cztery ramki ze zdjęciami. Pierwsze z nich było identyczne jak to, które dostałam w zeszłym roku od Marii, takie na którym byłam ja, w wieku jakichś sześciu lat i Carlos, takie dzieci, ale śmiejący się i cieszący się swoją obecnością... Na drugim była czwórka chłopaków, zdjęcie zrobione zapewne podczas jakiejś trasy. Trzecia fotografia przedstawiała naszą całą paczkę, na szczecie góry, wtedy gdy wyszliśmy na małą wycieczkę w Zakopanym w ostatnie święta... Spoglądając na czwartą, ostatnią fotografię zrobiło mi się tak jakoś dziwnie. Siedziałam roześmiana z małym Demonem na kolanach, a Carlos całował mnie w policzek.
Wzięłam wiadereczka z farbą i wyszłam z pokoju.
- Przyjechałaś samochodem Carlosa? - zapytała Samantha, wskazując na okno, z którego widok wychodził na parking.
- Tak, masz z tym jakiś problem? - odpowiedziałam z wredotą w głosie, wcale nie mam zamiaru ukrywać tego, że jej nie trawię.
- Spotykacie się? - zapytała ponownie.
- Nie i nie mam zamiaru. Carlos jest twój. - odpowiedziałam i wyszłam z mieszkania.
 Włożyłam farby do samochodu i sama wsiadłam za kierownicę.
Wracając zastanawiałam się kim mógłby być ten facet...
Ponownie zaparkowałam samochód i wzięłam farby. Wróciłam do remontowanego mieszkania. Teraz był już tu też Logan. Zaczęliśmy w piątkę malować największy pokój.
- A właśnie, miałem się pytać. Lena, jak tam twoja wczorajsza randka? - zaśmiał się Raf.
- Randka?! - zawołali jednocześnie Vanessa i Logan, przerywając swoją pracę, a ja się zaśmiałam.
- Z kim?! - zawołała Vanessa.
- Kochanie, dobrze, że zaprosiliśmy na wesele Tonego. - uśmiechnął się do niej Raf i po chwili spojrzał na swojego brata.
- Co? Zaraz, zaraz... Zaproszenie, randka, Lena, Tony... Lena! Czemu ja nic o tym nie wiem?!
- Zacznijmy od tego, że to nie była żadna randka... - spiorunowałam wzrokiem Rafaela. - Zwykłe spotkanie. Co tu mówić...
- Nie chcesz mówić? - zaśmiała się. - Zobaczysz, ja się dowiem co tu jest grane. - pogroziła mi palcem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz