Dni mijały, spędzałam dużo czasu z Vanessą,
Meggie, Rafem, Carlosem, Jamesem, Loganem i Kendallem. Czułam, że mam
prawdziwych przyjaciół. Barbie znowu zaczęła
słodzić Carlosowi i się pogodzili, niestety...
"Dziś, godzina 20 mała impreza w domu
moich rodziców. Obecność OBOWIĄZKOWA!"
Był to SMS od Logana. Podobnego dostał Raf i
Van, z którymi akurat siedziałam na tarasie.
- Znając życie jego rodzice postanowili
pojechać gdzieś na parę dni z Kelly i Kendall korzysta z okazji... - zaśmiała
się Van.
- Pewnie tak. - odpowiedziałam i wzięłam do
rąk mojego laptopa. - Muszę sprawdzić pocztę, bo mama mi wczoraj mówiła jak
wczoraj z nią rozmawiałam, że wyśle mi jakieś
zdjęcia Młodego. Gdy zalogowałam się na poczcie, w skrzynce czekała już na mnie
wiadomość zatytułowana "Filip – półtora miesiąca."
- Jest śliczny! - powiedziała Vanessa, gdy
zaczęłam przeglądać załączone zdjęcia.
- Jak dla mnie to wszystkie dzieci są takie
same. - podsumował Raf.
- Bo jesteś facetem. - zaśmiała się Van i
rzuciła chłopaka jedną z poduszek leżących na leżakach. Wtedy zaczęła się bitwa
na poduszki.
- Halo! Co wy tam wyrabiacie?! - zawołała
Maria stojąc przed domem. - Idę do sklepu, mam nadzieję, że jak wrócę to dom
jeszcze będzie tu stał... - zażartowała kobieta.
- Mamo ratuj mnie! Dwie na jednego to raczej
nie fair! - krzyknął chłopak i oberwał poduszką od Van.
- Jak narozrabiałeś to teraz sobie radź. Pa.
- zaśmiała się Maria i ruszyła do sklepu.
- Nie no, nawet własna matka mi nie pomoże!
Do czego to już doszło?!
Pobawiliśmy się jeszcze chwilę i Van poszła
do siebie by móc przygotować się na wieczór.
Zbliżała się już godzina 19, ja byłam już
gotowa i Raf też. Oboje nie mieliśmy nic do roboty, więc postanowiliśmy że
pojedziemy do Kendalla wcześniej. Tak jak postanowiliśmy
tak też zrobiliśmy. Po 19 byliśmy już na miejscu, Logan też już był, wszystko
było gotowe.
- My tu śpieszymy z myślą, że trzeba Ci
pomóc, a tu już wszystko zapięte na ostatni guzik :P – zażartowałam.
- Jak widzisz zdążyłem na czas, a nawet
wyrobiłem się wcześniej. - zaśmiał się Kendall.
- No właśnie widzę. - odparłam.
Po godzinie przyszli znajomi chłopaków i Mark
z żoną. Przedstawili mi swoich znajomych. Brakował jeszcze tylko Meggie, James
i Carlosa.
Gdy wszyscy przenieśliśmy się do ogrodu
dotarł do nas Carlos, niestety nie sam, oczywiście musiała być do niego
przyklejona Barbie... Potem przyszli James i Meggie,
razem :D Nikt jeszcze nie wiedział, co się stało wtedy w studio, ale wiedziałam,
że coś między nimi jest.
Wszyscy dobrze się bawili, ja też.
Rozmawiałam ze wszystkimi, czasem nawet z kimś zatańczyłam.
Gdy stałam przy barku z drinkiem w ręku
podeszła do niego również Barbie.
- Ja już wiem skąd ja cię kojarzę -
powiedziała.
- Tak? To super. - zadrwiłam.
- To ty siedziałaś obok mnie w samolocie w
tamtym roku.
- Jak miło. Coś jeszcze odkryłaś?
- Słuchaj, wiem że wszyscy chcecie nas
rozdzielić, ale wam się to nie uda. - powiedziała po chwili z powagą.
- Ależ skądże znowu?! Jak mogłaś tak
pomyśleć! - odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem i napiłam się drinka. -
Słuchaj, nie dotarło jeszcze do twojej blond głowy,
że nie mam ochoty dłużej prowadzić tej rozmowy?! - powiedziałam w końcu nieźle
wkurzona. Działała mi ona na nerwy, co ja na to poradzę! Poparzyła się tylko na
mnie swoim głupkowatym wzrokiem i poszła męczyć kogoś innego.
- Co ona chciała? - zapytała Van, gdy
weszłyśmy do środka.
- Skojarzyła mnie z samolotu, gdy rok temu
tutaj leciałam. No i zaczęła gadkę że nie rozdzielimy ją i Carlosa. Żałosne...
- odpowiedziałam przyjaciółce.
- Jeszcze chwila i doprowadzi do tego, że
Carlos się jej oświadczy, a do tego to ja nie dopuszczę, żeby mój przyjaciel
sobie życie zmarnował. - dodała Van. Ja bym chyba tego nie przeżyła, albo w jakąś depresje wpadła gdybym się
dowiedziała, że planują się pobrać.
- No cóż, musimy mu w końcu otworzyć oczy...
- powiedziałam.
Vanessa wróciła do ogrodu, a ja poszłam do
kuchni po coś do picia.
- Dlaczego to zawsze ja muszę was na tym
przyłapać?? To już nudne robi. - powiedziałam gdy zobaczyłam całujących się
Meggie i Jamesa. Gdy mnie usłyszeli od razu się od siebie odkleili. - Macie szczęście, że to tylko ja... -
dodałam i wzięłam butelkę wody mineralnej
- Lena... - zaczął James.
- Wiem. Nikomu nie powiem. - uśmiechnęłam się
i wyszłam na zewnątrz. Oni się uśmiechnęli i wrócili do całowania.
Naprawdę fajnie się bawiłam, wieczór był
niemalże idealny, gdyby nie widok tej lalki Barbie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz