sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 16




Dni mijały, spędzałam dużo czasu z Vanessą, Meggie, Rafem, Carlosem, Jamesem, Loganem i Kendallem. Czułam, że mam prawdziwych przyjaciół. Barbie znowu zaczęła słodzić Carlosowi i się pogodzili, niestety...
"Dziś, godzina 20 mała impreza w domu moich rodziców. Obecność OBOWIĄZKOWA!"
Był to SMS od Logana. Podobnego dostał Raf i Van, z którymi akurat siedziałam na tarasie.
- Znając życie jego rodzice postanowili pojechać gdzieś na parę dni z Kelly i Kendall korzysta z okazji... - zaśmiała się Van.
- Pewnie tak. - odpowiedziałam i wzięłam do rąk mojego laptopa. - Muszę sprawdzić pocztę, bo mama mi wczoraj mówiła jak wczoraj z nią rozmawiałam, że wyśle mi jakieś zdjęcia Młodego. Gdy zalogowałam się na poczcie, w skrzynce czekała już na mnie wiadomość zatytułowana "Filip – półtora miesiąca."
- Jest śliczny! - powiedziała Vanessa, gdy zaczęłam przeglądać załączone zdjęcia.
- Jak dla mnie to wszystkie dzieci są takie same. - podsumował Raf.
- Bo jesteś facetem. - zaśmiała się Van i rzuciła chłopaka jedną z poduszek leżących na leżakach. Wtedy zaczęła się bitwa na poduszki.
- Halo! Co wy tam wyrabiacie?! - zawołała Maria stojąc przed domem. - Idę do sklepu, mam nadzieję, że jak wrócę to dom jeszcze będzie tu stał... - zażartowała kobieta.
- Mamo ratuj mnie! Dwie na jednego to raczej nie fair! - krzyknął chłopak i oberwał poduszką od Van.
- Jak narozrabiałeś to teraz sobie radź. Pa. - zaśmiała się Maria i ruszyła do sklepu.
- Nie no, nawet własna matka mi nie pomoże! Do czego to już doszło?!
Pobawiliśmy się jeszcze chwilę i Van poszła do siebie by móc przygotować się na wieczór.
Zbliżała się już godzina 19, ja byłam już gotowa i Raf też. Oboje nie mieliśmy nic do roboty, więc postanowiliśmy że pojedziemy do Kendalla wcześniej. Tak jak postanowiliśmy tak też zrobiliśmy. Po 19 byliśmy już na miejscu, Logan też już był, wszystko było gotowe.
- My tu śpieszymy z myślą, że trzeba Ci pomóc, a tu już wszystko zapięte na ostatni guzik :P – zażartowałam.
- Jak widzisz zdążyłem na czas, a nawet wyrobiłem się wcześniej. - zaśmiał się Kendall.
- No właśnie widzę. - odparłam.
Po godzinie przyszli znajomi chłopaków i Mark z żoną. Przedstawili mi swoich znajomych. Brakował jeszcze tylko Meggie, James i Carlosa.
Gdy wszyscy przenieśliśmy się do ogrodu dotarł do nas Carlos, niestety nie sam, oczywiście musiała być do niego przyklejona Barbie... Potem przyszli James i Meggie, razem :D Nikt jeszcze nie wiedział, co się stało wtedy w studio, ale wiedziałam, że coś między nimi jest.
Wszyscy dobrze się bawili, ja też. Rozmawiałam ze wszystkimi, czasem nawet z kimś zatańczyłam.
Gdy stałam przy barku z drinkiem w ręku podeszła do niego również Barbie.
- Ja już wiem skąd ja cię kojarzę - powiedziała.
- Tak? To super. - zadrwiłam.
- To ty siedziałaś obok mnie w samolocie w tamtym roku.
- Jak miło. Coś jeszcze odkryłaś?
- Słuchaj, wiem że wszyscy chcecie nas rozdzielić, ale wam się to nie uda. - powiedziała po chwili z powagą.
- Ależ skądże znowu?! Jak mogłaś tak pomyśleć! - odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem i napiłam się drinka. - Słuchaj, nie dotarło jeszcze do twojej blond głowy, że nie mam ochoty dłużej prowadzić tej rozmowy?! - powiedziałam w końcu nieźle wkurzona. Działała mi ona na nerwy, co ja na to poradzę! Poparzyła się tylko na mnie swoim głupkowatym wzrokiem i poszła męczyć kogoś innego.
- Co ona chciała? - zapytała Van, gdy weszłyśmy do środka.
- Skojarzyła mnie z samolotu, gdy rok temu tutaj leciałam. No i zaczęła gadkę że nie rozdzielimy ją i Carlosa. Żałosne... - odpowiedziałam przyjaciółce.
- Jeszcze chwila i doprowadzi do tego, że Carlos się jej oświadczy, a do tego to ja nie dopuszczę, żeby mój przyjaciel sobie  życie zmarnował. - dodała Van. Ja bym chyba tego nie przeżyła, albo w jakąś depresje wpadła gdybym się dowiedziała, że planują się pobrać.
- No cóż, musimy mu w końcu otworzyć oczy... - powiedziałam.
Vanessa wróciła do ogrodu, a ja poszłam do kuchni po coś do picia.
- Dlaczego to zawsze ja muszę was na tym przyłapać?? To już nudne robi. - powiedziałam gdy zobaczyłam całujących się Meggie i Jamesa. Gdy  mnie usłyszeli od razu się od siebie odkleili. - Macie szczęście, że to tylko ja... - dodałam i wzięłam butelkę wody mineralnej
- Lena... - zaczął James.
- Wiem. Nikomu nie powiem. - uśmiechnęłam się i wyszłam na zewnątrz. Oni się uśmiechnęli i wrócili do całowania.
Naprawdę fajnie się bawiłam, wieczór był niemalże idealny, gdyby nie widok tej lalki Barbie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz