- Cześć. - powiedział Carlos do rodziców gdy
weszliśmy do salonu.
- Cześć, synu. - odpowiedział Pedro.
- Rafael jest w szpitalu, ma złamaną rękę i
nogę. - powiedział młody Latynos.
- Matko! Jak to się stało?! - zapytała
przestraszona Maria.
- Gdy wracał z kolegami spod tego namiotu,
mieli mały wypadek. Samochód zepchnął ich na pobocze, tam w coś uderzyli. -
powiedziałam
- W którym jest szpitalu? Musimy tam jechać!
- Mamo, godziny odwiedzin się już skończyły.
Właśnie od niego wracamy, wszystko jest w porządku. - powiedział Carlos.
- Wszystko oprócz zagipsowanej ręki i nogi. -
dodałam.
- Racja. - przytaknął mi chłopak.
- Jeżeli Lena z Carlosem mówią, że jest w
porządku to jest. - powiedział Pedro obejmując prawie płaczącą żonę. -
Pojedziemy do niego jutro z rana.
- Dobra, ja już zmykam. - powiedział po
chwili Carlos.
- Odprowadzę Cię. - powiedziałam i wyszłam na
zewnątrz za chłopakiem.
- Uwierzyłaś w to, że Vanessa została tylko
żeby zadzwonić? Myślę, że potem wróciła jeszcze do Rafa. - powiedział chłopak
gdy staliśmy na zewnątrz.
- Szczerze, to nie. - odpowiedziałam.
- No właśnie... Trzeba im pomóc. -
powiedział.
- W czym pomóc? - udałam głupią.
- Nie powiesz mi, że nie zauważyłaś jak oni
na siebie patrzą i jak się zachowują w
swojej obecności.
- Zauważyłam. Rozumiem, że chcesz się zabawić
w swatkę... - zaśmiałam się.
- No pewnie, a ty mi w tym pomożesz. -
uśmiechnął się, a ja po prostu nie mogłam mu odmówić. - Dobra, wracaj do
środka. Cześć.
- Cześć. - odpowiedziałam, Carlos poszedł do
swojego samochodu, a ja wróciłam do domu.
Dwa dni później Rafa wypisali do domu, Pedro
i Carlos pojechali po niego do szpitala, a ja, Maria i Vanessa czekaliśmy na
nich w domu.
Gdy przywieźli już Rafa ze szpitala i Maria
zajęła się już swoim synkiem zostaliśmy w jego pokoju, Vanessa, ja, Carlos no i
oczywiście nasza kaleka. Van siedziała na rogu
łóżka Rafa, a ja z Carlosem staliśmy
obok. Oboje byli tak pochłonięci rozmową ze sobą, że nas nawet nie zauważali. W
końcu Carlos położył mi rękę na ramieniu, a ja się na niego popatrzyłam.
Położył palec na swoich ustach i pociągnął mnie za sobą.
- Ciekawe kiedy zorientują się, że nas nie
ma. - zaśmiał się Carlos gdy byliśmy już na korytarzu.
- Są tak sobą pochłonięci, że myślę że nie
prędko. - odpowiedziałam śmiejąc się.
- Nie będziemy im przeszkadzać. Taras?
- Może być. - uśmiechnęłam się i ruszyłam za
przyjacielem.
- O jak dobrze! Ja się już stąd nie ruszam. -
powiedział chłopak opadając na leżak. - Jeszcze tylko jakiś dobry drink i jakaś
piękność wachlująca mnie ogromnym liściem i
byłoby idealnie.
- Zapominałeś jeszcze o piękności karmiącej
cię winogronem. - zażartowałam.
- No też fakt. - powiedział i zaczęliśmy się
śmiać. Po jakichś piętnastu minutach na tarasie pojawiła się Van.
- Tutaj jesteście. Nawet nie słyszeliśmy jak
wyszliście.
- Wyszliśmy z pokoju Rafa jakieś nie całe 20
minut temu. Byliście tak sobą zajęci, że się nie dziwię, że nie zauważyliście
tego. - zaśmiał się Carlos.
- Hej, uważaj sobie Młody, ty to mógłbyś mi
po zapałki do sklepu latać. - zaśmiała się Van i lekko uderzyła w ramię
Carlita.
- Ja tylko stwierdzam fakty. - odpowiedział
chłopak pocierając drugą ręką miejsce gdzie przed chwilą oberwał.
- No dobra, ja już muszę spadać. Raf
postanowił się zdrzemnąć. Pa. - powiedziała Van.
- Cześć. - odpowiedzieliśmy równocześnie z
Carlosem.
- Ja Ci mówię, że prędzej czy później coś z
tego będzie. - zaśmiał się Carlos, gdy Vanessa wyszła już na ulicę.
- Zobaczymy. - uśmiechnęłam się.
Wieczorem gdy leżałam już w łóżku rozmawiałam
z mamą przez Skype
- Co tam u was słychać? - zapytałam.
- Wszystko po staremu, wszyscy jesteśmy
zdrowi, a Filip rośnie jak na drożdżach. - zaśmiała się moja rodzicielka.
- To dobrze. :)
- Teraz ty powiedz co słychać w wielkim
mieście Los Angeles.
- Hmm. Carlos, Kendall, James i Logan
ostatnio dużo pracują, Raf leży połamany, a Vanessa zrobiła sobie urlop i jakoś
spędzamy ten czas.
- To co się stało Rafowi? - przejęła się moja
mama.
- Miał mały wypadek. Ma złamaną nogę i rękę.
Jak to lekarz się śmiał, do wesela się zagoi. - zaśmiałam się.
- To nieciekawie.
- Z drugiej strony ma za dobrze, wszystko się
mu przynosi i obsługuje.
- No tak. - zaśmiała się.- Tata właśnie
wrócił. Wojtek z Leną rozmawiam. - krzyknęła moja mama.
- Cześć kochana. - na monitorze laptopa
zobaczyłam mojego tatę.
- Cześć tato, jak tam w pracy?
- Dobrze, masz pozdrowienia od wujka Adama i
jeszcze od Kamila, Mateusza i Bartka. Spotkałem ich dzisiaj.
- Podziękuj i też ich pozdrów. Już będę
kończyć, jestem zmęczona.
- Dobranoc skarbie. - powiedzieli moi
rodzice.
- Dobranoc. Pa. - powiedziałam, odłożyłam
komputer i poszłam spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz