Odkleili się od siebie i nadal stali
przytuleni, uśmiechnięci.
Zakaszlałam, a tamci jak
oparzeni odskoczyli od siebie i spojrzeli na mnie przestraszeni.
- Kaja, długo tu jesteś?
- zapytał Kendall.
- To jest raczej
nieistotne, bo nawet jeżeli weszłabym sekundę temu to wasza postawa
wskazywałaby tylko jedno. - powiedziałam nadal lekko zaskoczona.
- Kaja, proszę cię, nie
mów nic Carlosowi. - Clarie zrobiła kilka kroków w moją stronę.
- O czym ma mi nie
mówić? - zapytał Latynos, który właśnie wszedł do domu. Ja jedynie spojrzałam
na Kendalla i Clarie.
- Ja bym go nie
okłamała. - powiedziałam dobitnym tonem i spojrzałam na Carlosa, który nie
wiedział o co chodzi. Wbiegłam na górę, do pokoju po swój telefon. Gdy już go
zabrałam, początkowo nie chciałam schodzić więc przystanęłam przy klatce
schodowej. Słyszałam ich głosy.
- Clarie, o co chodzi? -
zapytał Carlos, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. - Kendall? Powiecie mi w
końcu? - coś mi się zdawało, że z tego może wybuchnąć coś potężnego, a ja nie
chciałam być tego świadkiem, więc szybko zbiegłam po schodach na dół i szybkim
krokiem już mijałam Carlosa, gdy złapał mnie za
rękę i przytrzymał.
- Powie mi w końcu ktoś
o co chodzi?! - zapytał z uniesionym głosem.
- Chodzi o mnie i o
Kendalla. - wykrztusiła z siebie, ściszonym głosem Clarie.
- To ja może już pójdę.
- chciałam by Carlos puścił swój uścisk, którym nadal mnie przytrzymywał.
- Zostań. - spojrzał mi
prosto w oczy, a ja w jego. Miał w nich już smutek i żal, tak jakby przewidywał
co to mogło być...
- Przepraszam, ale to są
tylko i wyłącznie wasze sprawy, nie powinnam się mieszać. - spojrzałam na
blondynkę i blondyna, którzy nadal stali na swoich miejscach. Poczułam, że
uścisk Carlosa się rozluźnia. Ponownie spojrzałam mu w oczy i wyszłam z domu.
Ruszyłam po prostu przed siebie, ale w inną stronę niż
ta, w którą poszli Beata z Loganem, im też nie chcę przeszkadzać. Niech w końcu
porozmawiają ze sobą na spokojnie.
**
Cała trójka nadal stała w równych
odległościach od siebie.
- Ty i Kendall co? -
zapytał ponownie Latynos.
- Carlos ja cię naprawdę
przepraszam, ale... Pewnego dnia zostaliśmy sami z Kendallem, coś się między
nami wydarzyło, od tamtej pory...
- Kendall, to prawda? -
spojrzał na swojego przyjaciela, który stał ze spuszczoną głową.
- Co ja mam jeszcze do
tego dodawać? To prawda. - odpowiedział niepewnie.
- Ile to trwa? - zapytał
ponownie Carlos.
- Jakiś miesiąc. -
odpowiedziała cicho dziewczyna.
- Miesiąc... - kiwnął
głową. - No dobrze... - spojrzał jeszcze z żalem na ich oboje i wyszedł z domu.
Był to dla niego wielki cios, jego dziewczyna
od miesiąca zdradza go z jednym z jego najlepszych przyjaciół. Po prostu
cudownie... Ale z drugiej strony czuł dziwną ulgę... Pomyślał o nowo poznanej
dziewczynie, kuzynce przyjaciółki. Gdy tylko ją zobaczył, poczuł coś dziwnego,
co ciągnęło go do niej. Było to
coś cudownego. Jeszcze czegoś takiego nie czuł przy żadnej innej.
Wtedy w kuchni, nie mógł
się powstrzymać, chciał... Musiał ją po prostu dotknąć. Nie wiedział co się z
nim dzieje gdy ona jest obok niego, ale pewny był jednej rzeczy – to było
wspaniałe, ona dla niego była wspaniałą i idealną dziewczyną. Myślał tak, będąc
z Clarie. Sam nie wiedział co się
z nim dzieje.
Szedł wolno przed
siebie, kopiąc niewielki kamień. Myślał o dwóch rzeczach na zmianę, o Kai oraz
Clarie i Kendallu.
Doszedł do wiszącego
niewielkiego mostu. Czasem, gdy chciał tu spokojnie porozmyślać, przychodził
tutaj. Teraz zobaczył opierającą się o barierę, dziewczynę, praktycznie dzięki
której dowiedział się o zdradzie Clarie.
**
Nie znałam jeszcze praktycznie tego miasta,
więc ciągle szłam przed siebie, aż doszłam do pewnego mostu. Oparłam się o
barierkę i wpatrywałam się w biegnącą niewielką rzeczkę. Pomyślałam o Carlosie,
jak się teraz musi czuć, gdy dowiedział się, że jego dziewczyna zdradza go z jego przyjacielem.
Nagle poczułam czyjąś
obecność. Obróciłam głowę i zobaczyłam Carlosa, stojącego obok mnie i
opierającego się o barierkę, także wpatrującego się w niewielki potok.
Wyczytałam z jego twarzy
niepewność, smutek i żal.
- Między nimi jest już
coś od jakiegoś czasu, ale wywnioskowałem, że po prostu bali się mojej reakcji
na to. - powiedział spokojnie po chwili.
- To na pewno. Ale z
tego co widzę to albo jesteś dobrym aktorem albo po prostu aż tak bardzo się
tym nie przejąłeś. - spojrzałam na niego.
- To nie tak. To był
oczywiście dla mnie cios, ale nie okazuję tego. Powiedzmy, że zakładam inną
maskę w takich sytuacjach.
- Przeżywasz to, ale tak
bardziej autystycznie. - dodałam.
**
Szli od pewnego czasu, razem, ale jednak
osobno. Nie odezwali się do siebie ani słowem. Po prostu szli tym samym tempem,
w tym samym kierunku, ale w całkowitej ciszy.
- Beata. - ciszę
przerwał głos Logana. Dziewczyna nie zareagowała. - Posłuchaj mnie. - ciągnął
niepewnie. - Bella była moją dziewczyna, ale dawno. Nie pogodziła się z naszym
rozstaniem, ale ja już dawno zamknąłem ten rozdział i go na pewno ponownie nie
będę kontynuował. Nie wiem z jakiej paki ona tu
wtedy przyszła. Od razu ją pogoniłem, mówiąc, że podoba mi się teraz inna
dziewczyna, o którą będę walczyć. - dodał, a ona się zatrzymała i spojrzała mu
w oczy, ale szybko odwróciła wzrok.
- Mamy nasze zguby. -
powiedziała, wskazując na most przed nimi i stojących na nim Kaję i Carlosa.
Ruszyła szybkim krokiem
w ich stronę, a on tylko westchnął i poszedł za nią.
Kaja i Carlos nic nie
powiedzieli na razie przyjaciołom, postanowili wrócić do domu.
Tam zastali Alex i
Jamesa, którzy wrócili już z kina.
**
- I jak tam film? -
zapytałam, gdy tylko weszliśmy we czwórkę do salonu, gdzie siedziała moja
kuzynka ze swoim chłopakiem.
- Ciekawy, a wy gdzie
byliście? I gdzie wywiało Kendalla? - odpowiedział i za razem zapytał Maslow.
- Byliśmy na spacerze. A
to Kendalla nie ma w domu? - zainteresował się i przy okazji lekko zdziwił
Carlos.
- No nie ma go. -
odparła blondynka. Wymieniliśmy z Latynosem porozumiewawcze spojrzenia.
Możliwe, że Schmidt był razem z Clarie, a może nawet i na pewno.
Usiedliśmy wszyscy w salonie i zaczęliśmy
oglądać jakiś film w tv. Co chwilka spoglądałam na Carlosa, siedzącego
naprzeciwko. Miał rację, nic po sobie nie daje poznać, co się dzieje w jego
głowie. Później czwórkę naszych przyjaciół zaczął zmagać sen, więc poszli do
siebie. Ja i Carlos poszliśmy do kuchni i
zrobiliśmy sobie herbatę. Ja wspięłam się i usiadłam na blacie, a Pena usiadł
na krześle, naprzeciwko przy stole.
- Jak myślisz, udało się
porozmawiać Beacie i Loganowi? - zapytałam.
- Nie wiem, gdy do nas
przyszli, wtedy na moście, jakoś tego po nich nie było widać.
- A jak z tobą? -
zapytałam niepewnie. On lekko się uśmiechnął pod nosem i westchnął. - Sorry,
nie musiałam pytać.
- Nie, w porządku. Tak
przecież bywa, że ludzie się rozstają i trzeba żyć dalej. Jak to mówią, wyliżę
się. - posłał mi uśmiech. Nagle usłyszeliśmy otwierające się i zamykające drzwi
frontowe. Wychyliłam się lekko i zobaczyłam, wchodzącego do kuchni Kendalla.
- Carlos, możemy
porozmawiać? - zapytał, drapiąc się po głowie.
- Mów. - odpowiedział
Latynos.
- To ja może pójdę do
siebie. - już miałam wstawać z blatu...
- Nie musisz, jako
jedyna jesteś w to wtajemniczona, więc zostań. - powiedział spokojnie Carlos,
nie odrywając wzroku od swojego przyjaciela. Kendall spojrzał na mnie zakłopotany
i usiadł po drugiej stronie stołu, naprzeciw Peny.
- Carlos, przepraszam
cię. Wiem, że głupio wyszło. - przygryzł wargę.
- Kochasz ją? - zapytał
Latynos.
- Tak, ale...
- Kendall, stało się.
Czasu nie cofniesz. Jest coś między wami i niech będzie. Akceptuję to bez
żadnych awantur, tylko i jedynie mam do was żal o to, że mnie okłamywaliście
przez ten czas. - mówił spokojnie. Ja nadal siedziałam obok nich na brązowym
blacie i przysłuchiwałam się ich słowom, obserwując ich.
- I tak cię przepraszam.
Od początku wiedziałam, że jesteś równy gość i wspaniały przyjaciel. Nawet w
takiej sytuacji. Zgoda? - zapytał blondyn i wyciągnął do niego dłoń.
- Zgoda. - wyciągnął
swoją i ścisnął rękę przyjaciela. - Tylko jeszcze jedna sprawa. Ty o tym
powiesz reszcie, Alex, Beacie, Jamesowi i Loganowi.
- Nie wiedzą? - zapytał
lekko zaskoczony.
- Nie. O tym wie, tu
nasza obecna trójka no i Clarie. - powiedział Latynos i wstał od stołu. Wyszedł
z kuchni i wyszedł na górę.
- Nawet nie wiesz jak
bałem się tej rozmowy... - odetchnął z ulgą Schmidt.
- Nie było tak źle. -
uśmiechnęłam się. - Dość wrażeń na dziś. Idę spać. Dobranoc. - zeskoczyłam z
blatu i ruszyłam w stronę wyjścia z kuchni.
- Dobranoc. - usłyszałam
za sobą głos blondyna.
Następnego dnia Carlos umówił się z Clarie,
co o tym wiedziałam tylko ja i Kendall. Chcieli porozmawiać i wyjaśnić sobie
wszystko. A my tym samym czasie próbowaliśmy jakoś pogodzić Logana z Beatą, ale
na próżno.
Gdy do domu weszli Carlos z Clarie wszyscy
byliśmy w salonie. Mieliśmy jakiś bardzo, ale to bardzo leniwy dzień. Telewizor
był włączony, leciał jakiś nudny film. W jednym kącie kanapy leżeli przytuleni
do siebie James z Alex, ja leżałam wbita w drugi kąt z nogami wyłożonymi na
swoją kuzynkę. W drugą sofę wbici
byli Logan z Kendallem, a fotel zajmowała Beata. Carlos oparł się o framugę
wejścia do salonu i z uśmiechem powiedział:
- Uwielbiam ten dom, bo
tu zawsze ludzie tętnią życiem, a szczególnie dziś. - wyszczerzył zęby. Weszli
oboje w głąb pomieszczenia, dziewczyna usiadła pomiędzy Loganem, a Kendallem, a
Carlos usiadł na oparciu obok mnie.
- Jest gorąco, bardzo
gorąco, a poza tym nic się nikomu nic nie chce. - rzuciłam w niego poduszką.
- Ej słuchajcie, bo jest
sprawa. - Kendall zaczął mówić. Obróciłam lekko głowę i spojrzałam na Carlosa,
a on tylko kiwnął głową. Teraz już wiedziałam na sto procent o czym będzie
mówił Schmidt.
No i jakoś to było. Wszyscy słuchali Kendall i
Clarie z lekkim zaszokowaniem i co chwilę spoglądali na Penę. Dla każdego to
był szok, ale do zaakceptowania. Po tej rozmowie dziewczyny wyszły z Atosem i
Lakim na zewnątrz. Mi się nie chciało, więc zostałam w swojej pozycji razem z chłopakami. Carlos zajął miejsce po Beacie, na
fotelu.
- Logan, to jeszcze
długo będzie trwać? - zapytał James.
- Ale co? - zapytał
Henderson nieco zdezorientowany.
- No ty i Beata. To jest
męczące nie tylko dla waszej dwójki. - dodał Carlos.
- No, ale co ja mam
zrobić? Ja jej to już wytłumaczyłem, a ona nic. - odpowiedział bezradnie.
- Człowieku, idź do
niej, przytrzymaj i namiętnie pocałuj. Może do niej to w końcu dotrze, bo
uwierz ty też nie jesteś jej obojętny. - powiedziałam, tak na żarty, a ten...
On wstał z poważną miną i ruszył w stronę drzwi na taras. Ja wymieniłam szybko
z każdym chłopakiem osobne, zaskoczone
spojrzenia, zerwaliśmy się i pognaliśmy za nim.
Beata, Alex i Clarie
stały w obok siebie i rozmawiały, a psy ganiały po dużym ogrodzie. Logan
poważnym krokiem z poważną miną podszedł do Beaty, złapał jej twarz w dłonie i
pocałował ją.
- Ej, jednak to prawda,
że do facetów to trzeba „DUŻYMI LITERAMI”. - powiedziałam, ale nadal stałam jak
wmurowana.
Podeszliśmy do dziewczyn, które też były
nieźle zaskoczone czynem Hendersona. A tamci stali i się lizali, że tak
powiem... I pomyśleć, że to przez moje jedno głupie palnięcie...
Logan odkleił się od
niej i blisko jej twarzy czekał na jej reakcję. Ona otworzyła oczy i się
uśmiechnęła, na co on też wyszczerzył swoje białe zęby i znów ich usta złączyły
się w namiętnym pocałunku. Zaczęliśmy wiwatować i bić im brawo, a Laki z Atosem
zaczęli skakać wokół nich i wesoło
merdać ogonami.
Nagle zaczęło się chmurzyć i poczułam na
sobie kilka mokrych kropli, które spadły z nieba. Zakochani nie mogli się od
siebie odkleić, ale jakoś udało nam się ich rozdzielić i uciekliśmy do domu, bo
naprawdę zaczęło porządnie pucować.
Usiedliśmy wszyscy w salonie i zaczęliśmy
wymyślać jaki film będziemy oglądać.
- Horror! - wszyscy mnie
przegłosowali.
- Ludzie, litości nooo !
- zajęczałam.
- Już raz przeżyłaś,
więc teraz też powinnaś. - zaśmiał się Kendall.
- Jesteście okropni! -
zawołałam i wbiłam się w kąt jednej z trzech kanap. Wzięłam jedną poduszkę od
kompletu i mocno do niej się wtuliłam. No i wybrali. Przynieśli ogromną miskę
popcornu i położyli ją na środku, zgasili światło i włączyli film. Na kanapie,
naprzeciw mnie siedzieli Kendall z Clarie i Alex z
Jamesem. Na stojącej prostopadle do mojej i ich kanapy siedzieli, a właściwie
to prawie leżeli nasi nowi zakochani, wtuleni w siebie. Ja siedziałam na
trzeciej, wbita w jej kąt razem z małą poduszką. Przede mną, na tej samej
kanapie położył się Carlos, tak że jego nogi oparte były na zakończeniu kanapy,
a głowa leżała obok mnie, praktycznie obok mojego brzucha.
Minęła większa połowa filmu, a ja przez
większość czasu miałam zamknięte oczy i mocno tuliłam się do poduszki jakby
miało to coś dać. W pewnym momencie poczułam coś delikatnie opierającego się o
mój brzuch. Otworzyłam oczy, pomimo tego co się działo na ekranie telewizora.
To Carlos opierał swoją głowę o
mnie, nie zabroniłam mu. Trwaliśmy w takiej pozycji do końca filmu, który
skończył się bardzo późno. Od razu poszłam na górę i wzięłam prysznic. Wróciłam
do pokoju, który rozświetlała jedynie mała lampka przy łóżku. Stanęłam przed
lustrem i zaczęłam rozczesywać włosy, gdy nagle pokój rozświetliła błyskawica i
po chwili rozległ się naprawdę głośny i przerażające grzmot. Od razu zerwałam
się i po sekundzie siedziałam skulona na łóżku z nogami pod kołdrą. W tym samym
momencie przez uchylone drzwi, do mojego pokoju wbiegł mały Beagle i wskoczył
obok mnie na łóżko, skulił się. Zaraz po nim do pokoju wszedł Carlos.
- Przepraszam cię, już
go zabieram. Laki chodź! - zaczął go wołać, ale pies skulił się w jeszcze
mniejszy kłębek i nie miał zamiaru słuchać swojego pana.
- O nie, on dziś zostaje
ze mną. Ja panicznie boję się burzy i on tu dziś będzie ze mną spał.
- On też się boi burzy.
- na jego twarzy pojawił się uśmieszek. Nagle z zaskoczenia pojawiła się
kolejna błyskawica, ja aż zapiszczałam, a Laki to samo. Carlos znów jedynie się
zaśmiał i zamknął za sobą drzwi.
- Oj wy sieroty. -
zaśmiał się i podszedł do łóżka, po czym położył się na drugim jego końcu.
- Co ty robisz? -
zapytałam, a w tym samym momencie rozległ się głośny grzmot. Laki znów
zaskamlał, a ja zapiszczałam, automatycznie przysuwając się trochę do Latynosa.
- No widzisz, jestem wam
potrzebny. - zaśmiał się, a ja tylko spiorunowałam go wzrokiem. Nie
odpowiedziałam już nic tylko wygodnie się ułożyłam i opatuliłam kołdrą.
Przekręciłam się na prawy bok by mieć przed sobą Latynosa, który podobnie jak
ja leżał na boku, czyli byliśmy zwróceni w swoją stronę. Między nami leżał mały, słodki, skulony w kłębek, drzemiący
Beagle. - Czym tak właściwie przeraża cię burza? Przecież to tylko błyskawice i
grzmoty. - zapytał spokojnie.
- Gdy byłam mała
zgubiłam się w lesie i w tym czasie rozpętał się silny wiatr, zaczęło padać i
rozpętała się burza. To po prostu już taka trauma z dzieciństwa. -
odpowiedziałam, kładąc głowę na poduszce.
- Długo byłaś wtedy w
tym lesie? - zapytał, przykrywając się drugim końcem kołdry.
- Podobno ponad dwie
godziny. Rodzice postawili na nogi całą policję, rodzinę i sąsiadów. Wszyscy
mnie szukali w tym lesie, a znalazł mnie jakiś policjant. To podobno tak do
niego przylgnęłam jak mnie niósł z powrotem, że nie chciałam do potem puścić na
miejscu. - na końcu, na mojej twarzy
pojawił się niewielki uśmiech.
- Lubię to. -
wyszczerzył się Carlos.
- Co? - zapytałam, bo
nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Lubię, gdy się
uśmiechasz. - uśmiechnął się, a ja poczułam, że robię się czerwona. Szybki
wzięłam do ręki małego jaśka, poduszkę i rzuciłam ją w niego.
- Dobranoc panie Pena. -
uśmiechnęłam się ponownie i zgasiłam lampkę.
- Miłych snów. -
usłyszałam i zamknęłam oczy. Po chwili zmorzył mnie sen.
Otworzyłam oczy i poczułam, że leżę całkiem
inaczej niż zasypiałam. Moja głowa leżała oparta razem z lewą dłonią o tors
Latynosa, który seksownie opinał biały podkoszulek. Z jednej strony było mi tak
dobrze, ale czy mogłam tam leżeć? Przesunęłam lekko głowę i zobaczyłam uchylone balkonowe drzwi, które wpuszczały do
pokoju gorące promienie słoneczne. Pomimo wilgotnego powietrza, spowodowane
nocnym deszczem, było naprawdę upalnie. Zauważyłam też, że na łóżku nie ma
Lakiego. Nagle, nie wiem z jakiej paki, zaczął dzwonić budzik w moim telefonie,
który leżał na nocnej szafce, stojącej obok śpiącego Carlosa. Lekko się
podniosłam, tak by spróbować go nie obudzić. Spojrzałam na jego twarz. Był taki
słodki, gdy spał. Pfff, co ja mówię, ten facet jest ogólnie słodki, no i
nieziemsko przystojny!!! Podtrzymałam się na jednej ręce i drugą wyciągnęłam do
dzwoniącego telefonu. Szybko go uciszyłam i odłożyłam na swoim miejscu.
Chciałam się jeszcze położyć, dalej tak by nie obudzić mojego towarzysza,
ale... Poczułam, że pod jakimś naciskiem mój łokieć się zgiął i momentalnie
wylądowałam na klatce piersiowej Peny. Moja twarz wylądowała praktycznie nad
jego. Spojrzałam niepewnie, lekko do góry i zobaczyłam tylko jego uśmiechniętą
minę z wzrokiem wbitym we mnie. Swoją jedną dłoń miał na mojej tali, a drugą
trzymał na moim odkrytym ramieniu. Leżeliśmy tak przez chwilę wpatrując się tak
sobie w oczy. Przesunął opuszkami swoich
palców po moim ramieniu, a mnie przeszył natychmiastowy dreszcz.
- Wtedy słyszałem bicie
twojego serca, a teraz czuję te dreszcze. - na jego twarzy pojawił się
uwodzicielski uśmieszek, a ja poczułam, że naprawdę się rumienię.
Praktycznie leżałam na nim, dotykaliśmy się
całymi swoimi ciałami. Przytrzymał mnie i obrócił się, wtedy wylądowałam pod
nim. Poczułam w tym momencie takie przyjemne ciepło. Ciągle patrzyliśmy sobie w
oczy, a nasze twarze się do siebie zbliżały. Wyraźnie czuliśmy na sobie swój spragniony siebie wzrok i oddech. W końcu poczułam
na swoich wargach jego ciepłe i miękkie usta. Nagle wszystkie bariery puściły
i ten początkowo niewinny pocałunek
przeistoczył się w coś namiętnego i szalonego. Poczułam jego ciepłe dłonie,
błądzące po moich plecach, przyciskające mnie do siebie. Jedną rękę wsunęłam pod
jego podkoszulek, a drugą dłoń wtopiłam w jego czarne włosy. Po chwili wspólnie
pozbyliśmy się koszulek, a jego usta zmysłowo ocierały się o moją szyję i
zmierzały w kierunku obojczyka. Po chwili pozbyliśmy się już reszty swoich
ubrań i okrywała nas tylko jedna, wspólna kołdra. Poczułam, że to ten jedyny i
że chciałabym by był tym pierwszym.
Złączyliśmy się w jedno. Nie było już mnie i
niego, w tym momencie byliśmy my.
Leżeliśmy razem, przytuleni do siebie.
Ja przytulona do jego nagiego, czekoladowego torsu, a on bawił się moimi kosmykami
włosów.
- Wiesz, że jesteś
wspaniałą dziewczyną? - zapytał z uśmiechem.
- Szczęśliwą przede
wszystkim. - zaśmiałam się, a w tym momencie przez uchylone balkonowe drzwi
wbiegł Laki i wskoczył do nas na łóżko. - Jak on się tam znalazł? - zapytałam.
- W nocy, gdy już
przestało padać, chciał wyjść, więc go wypuściłem na balkon. - odpowiedział. -
I jeszcze zapytam o jedno... Co ty robiłaś w domu, w Polsce, żeby nie bać się
burzy?
- Miałam psa, owczarka
niemieckiego, który zawsze spał w moim pokoju i często zajmował miejsce na
łóżku, obok mnie, a szczególnie gdy była burza. Był psem policyjnym i pracował
z moim tatą, ale jakieś dwa miesiące temu, na jednej z akcji został postrzelony
i już nie udało się go uratować. - opowiedziałam
smutno. - Czasem też zdarzało się, że Beata zostawała u mnie na noc. - dodałam.
- Szkoda, tego psiaka. -
powiedział i w tym samym momencie podrapał za uchem Lakiego, leżącego obok. -
Ja mam pewien pomysł... Teraz to ja mogę być przy tobie podczas burzy. -
zaśmiał się, a ja się szeroko uśmiechnęłam. Laki w tej chwili podniósł głowę i
zaszczekał. - No dobra, to będzie
nas dwóch. - dodał, śmiejąc się Latynos. Nagle rozbrzmiał dzwonek mojego
telefonu, Carlos mi go podał. Zauważyłam na wyświetlaczu jakiś polski numer,
więc od razu odebrałam.
- Słucham... Tak, to
ja... Słucham?!... Nie, to nie może być prawda... - zamarłam i rozłączyłam się.
Położyłam się obok ze wzrokiem wbitym w sufit. Oddychałam głęboko i czułam, że
do oczu podchodzą mi łzy.
- Kaja, co się stało? -
zapytał zaniepokojony Carlos. Nie reagowałam. - Kaja! O co chodzi? - zapytał
ponownie, a pies, leżący obok, podniósł się i podszedł do nas, do góry i
również zaszczekał.
- Moi ro...rodzice... -
wydukałam.
- Co z twoimi rodzicami?
- Oni, oni... Carlos,
oni nie żyją. - teraz tak jakby wielka tama pękła, tak z moich oczu popłynęły
łzy. Poczułam jak Latynos zbliża się do mnie i mocno przytula. Schowałam głowę
w jego szyi i po prostu płakałam.
Do Polski przyjechaliśmy całą ósemką,
razem. Z nimi nie czułam, że zostałam sama.
Staliśmy wszyscy przed
wykopanym grobem, wszyscy w żałobnej czerni. Najbliżej stałam ja, a ze mną
Carlos, obok reszta moich przyjaciół. Dalej rodzice Alex, jej matka była
siostrą mojej. Następnie sąsiedzi i znajomi. Po drugiej stronie szeregi umundurowanych
policjantów oraz kilkoma psami, Owczarkami
Niemieckimi. Mój tata był policjantem, to dlatego.
Gdy zakopywali obie trumny, odwróciłam się i
mocno wtuliłam w faceta, którego kocham. Czułam jego bliskość, to że jest tu ze
mną.
Gdy wróciliśmy do domu, od razu smętnym
krokiem ruszyłam na górę, do sypialni rodziców. Usiadłam na ich łóżku i wbiłam
wzrok w stojące na komodzie ich zdjęcie w brązowej ramce. Za mną wszedł Carlos
i przykucnął przede mną.
- Zostałam tu sama. -
powiedziałam bez życia.
- Nie mów tak, bo tak
nie jest. Masz Alex, Clarie, Beatę, Jamesa, Logana, Kendalla i.. i masz mnie. -
powiedział, kładąc swoją dłoń na mojej i ją ściskając. Spojrzałam w jego
czekoladowe tęczówki. - Nie zostawię cię samej. Nie pozwolę na to. Zabieram cię
ze sobą do Stanów, bo cię kocham.
- powiedział.
* 6 lat później *
Pojechałam wtedy razem z Carlosem i resztą do
Los Angeles. Logan zabrał też ze sobą Beatę, oni to dopiero byli i nadal są
papużkami nierozłączkami.
Długo mieszkaliśmy razem w tym dużym domu
Jamesa i Alex, ale w końcu trzeba było poradzić sobie samemu.
Pierwszy ślub, który odbył się był ślubem
mojej kuzynki i Maslowa. Następną szczęśliwą, młodą parą byli państwo
Schmidtowie. Rok później na wesele zdecydowali się Logan i Beata.
A ja i Carlos... My pobraliśmy się dwa lata
temu. Zyskałam przez to nowych 'rodziców'. Moi teściowie są wspaniali i
kochani, zastępują mi moich nieżyjących rodziców.
Każda para mieszka w swoim, osobnym domu w
magicznym Mieście Aniołów.
Państwo Maslow doczekali
się już czteroletnich bliźniaków, Connora i Nicka, dwa łobuziaki i urwisy.
Kendall z Clarie mają małą, dwuipółletnią córeczkę Emily. Córka Logana i Beaty
ma już szesnaście miesięcy, Cornelia jest małym odbiciem lustrzanym matki.
Ja teraz leżę na hamaku w naszym ogrodzie i
obserwuję Carlosa, który spaceruje i pokazuje wszystko naszemu trzytygodniowemu
synkowi, którego nosi na rękach. Mama Carlosa już po kilku dniach powiedziała,
że po tatusiu to nie tylko odziedziczył karnację, ale i charakter, teraz grzeczny, ale za to pewnie potem się rozdzikuje.
Ja myślę, że jednak mój Javi (czyt. Chavi) później nadal będzie grzeczny po
mamusi, ale trochę szaleństwa może odziedziczyć po Carlosie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz