piątek, 17 maja 2013

Rozdział 126

  Można by powiedzieć, że staję się najszczęśliwszą kobietą, stąpającą po tym globie. Mam wyjść za swojego przyjaciela, którego kocham do szaleństwa, z którym wiele przeszłam, z którym udowodniliśmy sobie, że jesteśmy stworzeni tylko i wyłącznie dla siebie.
 Gdy powiedziałam o tym mojej mamie, to myślałam, że wyskoczy z tej słuchawki i zacznie skakać i nas tulić. Podobnie było z Marią, tylko że ona faktycznie zaczęła nas ściskać. Wszyscy znajomi nam gratulowali i życzyli szczęścia. Nie chcieliśmy, żeby na razie wyszło to do prasy, internetu, ogółem do mediów. Wiedzą, że się zaręczyliśmy, z resztą sama nie wiem skąd, ale o ślubie dowiedzą się po fakcie, jeżeli dobrze pójdzie.
  Maria praktycznie od razu zaczęła wariować i gadać o sukience, miejscu przyjęcia, kościele i tak dalej. Carlos ją uspokajał, mówiąc, że kościół i sala jest już zarezerwowana. Pomógł mu w tym Peter, który jako jedyny był wtajemniczony. Można by rzec, że manager zawsze służy swoją pomocą.
  Mamie Carlosa zostawiliśmy kwestię pomocy wyboru mojej sukienki. Co zaproponowała? Od razu umówiła spotkanie z krawcową, tą samą, u której kupowaliśmy sukienkę Vanessy.
 Pojawiliśmy się u tej kobiety zaraz na drugi dzień.
   - Dzień dobry pani Mario! - ucieszyła się na widok Peny.
   - Witam, miło panią widzieć. Jak wspominałam, musimy mieć sukienkę, ale mamy mało czasu. - powiedziała na progu. Wtedy za nią weszłam ja.
   - No przecież ja pamiętam tą młodą pannę! Znalazł się już ten kawaler? - uśmiechnęła się kobieta.
   - Znalazł się. Za niecałe dwa tygodnie wyprawiam wesele drugiego syna.
   - Rozumiem. Pani Mario, niech pani zaczeka w salonie, a ja na chwilę porwę przyszłą synową. - powiedziała szybko i pociągnęła mnie za sobą. Weszłyśmy do tego samego pomieszczenia, co wtedy z Van. Kobieta podeszła do ogromnej szafy i wyjęła z niej białą sukienkę, owiniętą w przeźroczystą folię. - Pamięta ją panienka? - uśmiechnęła się zadowolona.
   - Oczywiście. - otworzyłam szeroko oczy i podeszłam bliżej. - Ona nadal tutaj jest? - zdziwiłam się, a kobieta przytaknęła.
   - Przymierz ją.
   Tak zrobiłam. Wyszłam w niej do salonu, by pokazać się Marii. Uśmiechnęła się, ale po chwili zmarszczyła czoło.
   - Jest idealna, prawda? - zapytałam.
   - Jest śliczna i wyglądasz w niej jak księżniczka, ale przypadkiem to nie jest ta sama sukienka...
   - Tak, to ta sama. - odezwała się krawcowa.
   - Skarbie, ale Carlos cię już niej widział. - zmartwiła się.
   - Facet to facet i tak nie będzie wiedział, że to ta sukienka. - uśmiechnęła się kobieta.
   - Dokładnie. A dla mnie wydaje się idealna. - odparłam pewnie.
   - Ehhhh. Co ja z wami dzieci mam? - zaśmiała się Maria.
   - Wiedziałam, że dobrze robię, zostawiając tą sukienkę. Miałam nosa. - zaczęła krawcowa. - Zrobimy tak. Ja ją wezmę do czyszczenia, poprawię i zadzwonię, kiedy będzie można po nią przyjść. Dobrze? - zaproponowała.
   - Idealnie. Dziękuję! - uścisnęłam ją.

 Zaproszenia. Z tym było gorzej i można by powiedzieć, że... Zakręcenie! W przeciągu kilu dni nie objedziemy Polski, Hiszpanii i połowy Ameryki! Tym na miejscu wręczyło się zaproszenia do ręki, a dla reszty wymyśliło się inny sposób. Dzwoniliśmy najpierw do danej osoby, nakazywaliśmy wejść natychmiastowo na maila i wtedy wysyłaliśmy e-zaproszenie. Takie samo jak to rzeczowe, tylko w wersji on-line. Udało się z każdym.
   - Carlos! Zapomnieliśmy o ważnej rzeczy! - zawołałam, wychodząc pewnego wieczoru z łazienki. Usiadłam obok niego na łóżku i spojrzałam wyczekująco.
   - Co znów? - zdziwił się.
   - Świadkowie. - powiedziałam.
   - Juuups. - skrzywił się. Czyli też zapomniał.
   - Vanessa i Rafael? - zaproponowałam.
   - My byliśmy świadkami na ich weselu, więc oni zajmą tą samą posadkę na naszym. - zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie. Położyłam się obok i przytuliłam do niego.

  Chodziłam w koło po środku pokoju, ciągle klnąc pod nosem po polsku na swoje wysokie buty. W rękach trzymałam te wszystkie tiule, by ich nie podeptać.
   - Możesz w końcu przestać? - zapytała Majka, która razem z Meg, Van, Mią, Alice, Elizą, Olgą, Agatą, Eleną i Karoliną siedziały tam gdzie się dało i znudzone, przyglądały mi się.
   - Co przestać?! Jak przestać?! - mówiłam rozemocjonowana.
   - Tak chodzić, bo wiesz... - Mia spojrzała na zegarek. - Za pół godziny musimy najpóźniej jechać już do kościoła. - mruknęła.
   - Ale ja się boję. - jęknęłam, w końcu siadając na krześle.
   - Czyli normalna rzecz u kobiety przed każdym ślubem? - zaśmiała się Karolina.
   - Wątpliwości? - zaśmiała się Meggie.
   - Nie wiem... Boję się. - dodałam.
   - Ale to jest normalne. - śmiała się Elena.
   - Jako twój świadek, gwarantuję ci, że te wątpliwości miną, gdy zobaczysz odstawionego Carlosa pod ołtarzem. - uśmiechnęła się Vanessa.
   - Tak? Też tak miałaś?
   - Każda tak miała. - wtrąciła Karolina. - Boisz się tego.
   - Masz wątpliwości, czy dobrze robisz. - dodała Van.
   - A potem zdajesz sobie sprawę z tego, że to jest jedna z najpiękniejszych rzeczy w twoim życiu. - powiedziała Rossel.
   - Stwierdzasz, że twój facet jest idealnym kandydatem na męża.
   - A potem to się potwierdza w późniejszym życiu. - mówiły na zmianę trzy mężatki.
   - Czyli takie kazanie czeka po kolei każdą z nas? - zaśmiała się Agata.
   - Na to wygląda. - uśmiechnęłam się. - Kocham go i chcę z nim być.
   - I to jest znakomita odpowiedź. - skwitowała moja kuzynka. Wtedy do pokoju, jakby nigdy nic wparował Tony.
   - To tak, kazali mi przyjść po te całe wasze polski drużki, które mają odwieźć Carlosa do kościoła. Dalej, Lena wyglądasz ślicznie. Kolejna sprawa, jak Carlos pojedzie to możesz spokojnie zejść na dół i ostatnia... Elena, rozmawiałem z mamą, dziewczynki są grzeczne. - powiedział wszystko na jednym tchu i wypuścił ciężko powietrze. Wtedy momentalnie Maja razem z Mią wstały i ruszyły na dół.
   - My też już pojedziemy, nie? - zapytała Elena. Wstała i podeszła do mnie. - Ty się trzymaj i nie rozmyślaj za dużo. - ucałowała mnie w czubek głowy i wyszła razem z Tonym. Po chwili dostałam cynk, że Carlosa już nie ma, więc zeszłyśmy wszystkie na dół, gdzie Przebywali moi rodzice, praktycznie to już sztuk cztery, mój brat, który bawił się jeszcze w najlepsze z Manią, Rafael, Kamil, Kendal, Logan, Kuba, Mateusz, Bartek i James. Logan i Bartek od razu mnie obstąpili, jako że byli drużbami. Pomieszaliśmy trochę tych tradycji polskich z amerykańskimi.

   W przedsionku stałam już tylko ja i tato. Usłyszeliśmy pierwsze dźwięki Marszu Mendelsona.
   - Gotowa? - szepnął tata.
   - Chyba tak. - uśmiechnęłam się.
   - Chyba?
   - Na pewno. - zaśmiałam się.
   - To idziemy. - powiedział, a ja złapałam go za ramię. Kilka kroków i weszliśmy do głównej świątyni. Wszystko było cudownie udekorowane, wszyscy się uśmiechali, a mama z Marią wypłakiwały już chusteczki. Pokręciłam lekko głową. Spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam Carlosa, który stał po prawej stronie księdza z lekkim uśmiechem na twarzy. Tata podprowadził mnie do niego, a na odchodne coś mu szepnął. Stanęłam z nim twarzą w twarz. Dziewczyny miały rację. Wszystkie wątpliwości poszły sobie bardzo daleko. Liczyło się tylko to, że jesteśmy razem. Już na dobre i na złe.

*3 miesiące później*

 Właśnie odstawiłam ostatni talerz, który umyłam, kiedy do naszego mieszkania wpadła zziajana Vanessa.
   - Carlos! - krzyknęła na mojego męża, który siedział na kanapie. - Idź na spacer, do kina, odwiedź barta, macie w lodówce piwo!
   - Po co? - zdziwił się.
   - Bo cię bardzo proszę kochany szwagierku! - zatrzepotała rzęsami, on tylko mruknął coś pod nosem i przewrócił oczami. Wziął bluzę, a po drodze mnie pocałował. Van jeszcze upewniła się, że poszedł, a nie stoi pod drzwiami i podbiegła do mnie, rzucając torebkę na blat wysepki. - Robimy! - powiedziała.
   - Ale co? I coś ty taka w gorącej wodzie kąpana? - śmiałam się. - Stało się coś?
   - No właśnie tego jeszcze nie wiemy! - zawołała i wyjęła ze swojej torby, równo dziesięć testów ciążowych.
   - Na co ci tyle? - zdziwiłam się, biorąc do ręki jedno z pudełek.
   - Na wypadek jakby któryś miał się pomylić? - powiedziała jakby to miała być pewna rzecz.
   - Okay, to idź i rób. - zaśmiałam się.
   - O nie! Samej mi... Tak dziwnie!
   - Mam iść z tobą do łazienki? - zmarszczyłam czoło.
   - Nie! Ty też zrobisz! - postanowiła.
  Razem zużyłyśmy sześć testów. Ja jeden, a Vanessa pięć. Jakby to miało coś zmienić...
Na instrukcji kazano odczekać pare minut, więc usiadłyśmy na kanapie. Ja swobodnie przerzucałam kanały w telewizorze, a Henderson siedziała jak na szpilkach.
   - Uspokój się! Nie chciałabyś mieć domu taką mała kopię Rafa albo swoją? - zaśmiałam się.
   - Sama nie wiem. - myślała. - No niby tak, ale macierzyństwo mnie przeraża. A jak Rafael nie chce mieć na razie dziecka?
   - Taaaa, Raf to dalej takie małe dziecko, więc przyda mu się kolega albo koleżanka do zabawy. Dobrze będzie. - położyłam dłoń na jej ramieniu. Ciężko westchnęła i popatrzyła na zegarek na wyświetlaczu swojego telefonu.
   - Dobra, idę sprawdzić. - wstała i ruszyła w kierunku blatu wysepki, gdzie równiutko ułożone, czekały testy. Podążyłam za nią wzrokiem. Stanęła i wbiła wzrok we wszystkie urządzonka.
   - I jak? - zapytałam.
   - Młoda, który był twój? - zapytała nagle.
   - Pierwszy od lewej, a co? - zdziwiłam się.
   - Chodź. - przywołała mnie gestem ręki. Wstałam i podeszłam do niej. Na każdym z sześciu testów widniały dwie kreseczki. Otworzyłam szeroko oczy.
   - Dawaj jeszcze jeden. - sięgnęłam do jej torebki i popędziłam do łazienki.

 Od burzliwej wizyty Vanessy minął tydzień. Od tego momentu praktycznie się nie rozstawaliśmy. Nawet razem umówiłyśmy się na wizytę u ginekologa, by potwierdzić wyniki testu. Dziś obie postanowiłyśmy powiedzieć o  tym chłopakom. Siedziałam na sofie, a przede mną stał malutki pakunek, w którym była para maleńkich bucików i mój pozytywny test. Czekałam na Carlosa, aż wróci ze studia nagrań.
 W końcu się doczekałam. Wszedł do mieszkania w dobrym humorze. Podszedł do mnie i ucałował w policzek.
   - Cześć skarbie. - uśmiechnął się.
   - Hej. Możesz usiąść obok? - zapytałam.
   - No jasne, stało się coś? - zdziwił się.
   - Nie, nic... Weź to. - podałam mu pakunek. Otworzył go i najpierw wyjął buciki, a później dopiero zauważył test. Czekałam na jego reakcję. Wpatrywał się w test, jakby zobaczył górę złota. Po chwili szeroko się uśmiechnął i mocno mnie przytulił.
   - Będziemy mieć dziecko? - zapytał ucieszony.
   - Cieszysz się?
   - Nawet nie wiesz jak bardzo! - zawołał. - Ja się muszę pochwalić tym całemu światu! Natychmiast! - zerwał się i sięgnął po swój telefon. Zrobił zdjęcie samych bucików i wstawił na Instagrama. Tak samo było po ślubie. Gdy już wszystko się uspokoiło, usiedliśmy na zewnątrz i zrobił zdjęcie naszych dłoni, na których były obrączki. Udostępnił.
   - Wiesz, nie tylko będziesz tatą, ale i wujkiem. - zaśmiałam się po chwili.
   - Wujkiem?
   - Vanessa też jest w ciąży i też dziś miała powiedzieć o tym Rafaelowi.
   - Więc rodzina nam się powiększa i to porządnie. - zaśmiał się. - Muszę kupić dom! - zawołał nagle.
   - Po co?
   - Moje dziecko nie będzie wychowywało się w małym mieszkaniu! Musi mieć ogród i duży pokój. - postanowił, odkrył mój jeszcze niewidoczny brzuch i ucałował. - Kocham cię... Wpadka! Kocham WAS!
   Tego samego dnia wybraliśmy się do rodziców Carlosa, by powiedzieć im o tym, że zostaną dziadkami. Na miejscu oczywiście nie dzwoniliśmy do drzwi, tylko weszliśmy od razu do środka.
   - Czeeeeść! - krzyknął Carlos i trzymając mnie za rękę, weszliśmy do salonu, a tam spotkało nas niemałe zaskoczenie. Jakby nigdy nic, siedzieli tam sobie moi rodzice i Filip!
   - Co wy tu robicie?! - zapytałam, witając się z nimi.
   - Dostałem trochę wolnego, więc postanowiliśmy zrobić wam niespodziankę, ale jak widać, wy nas uprzedziliście. - śmiał się mój tato.
   - Tak właściwie, to idealnie że wszyscy tu jesteście. - zauważył Carlos. Złapał mnie za rękę i stanęliśmy przed nimi. - Bo chcielibyśmy wam coś powiedzieć... - zaczął.
   - Czekajcie! Jeszcze my! - jak huragan, do domu wpadli Raf i Vanessa i w mgnieniu oka ustawili się obok nas.
   - Zostaniecie dziadkami. - powiedzieliśmy we czwórkę równo, co musiało komicznie wyglądać. Moja mama otworzyła szeroko oczy i buzię, Maria z wrażenia usiadła, ojcowie zaczęli się przytulać, a Filip głośno się zaśmiał. Cyrk!
   - Ale, że tak od razu podwójną?! - wydukała Maria, a my skinęliśmy głowami. - Matko moja kochana! Aśka! Będziemy babciami! - zawołała i wstała z miejsca. Pierwsza zaczęła całować mnie i Vanessę. Zaczęło się gratulowanie, ściskanie, a nawet pierwsze rady. Moje życie może nie było idealne, ale go kocham. Kocham ludzi, którzy w nim uczestniczą. Kocham mojego męża Carlosa i kocham nasze maleńkie dzieciątko, które noszę pod sercem.
____________________________
Ponad 4,5 strony! Tak!
Mogłoby się wydawać, że to jest ostatni odcinek, że to już koniec, ale... Mam chyba jeszcze jeden pomysł, który myślę, że uda mi się go tu zrealizować ;)
Buźka kochani ♥