czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 124



  Hmmmm, jego ciemne tęczówki, ciepły przyjemny oddech na swojej twarzy i po chwili pocałunki, zachłanne, przyjemne, mokre… co? Mokre?
 Otworzyłam oczy i nad sobą zobaczyłam mojego sapiącego psa.
   - Demon złaź! – zawołałam, a Husky jak na zawołanie zeskoczył z łóżka i usiadł obok, patrząc na mnie, wesoło merdając ogonem. – No widzisz piesku, śnił mi się mój narzeczony. A ty postanowiłeś mnie obudzić, wskakując mi na łóżko i liżąc moją twarz. – mówiłam, a ten przekręcił swój łeb i patrzył na mnie jak dobry słuchacz. – Mówił, że spędzimy ten dzień razem. Jestem ciekawa co wymyśli. – wstałam z łóżka w dobrym humorze i przykucnęłam naprzeciw mojego psiego przyjaciela. Podrapałam go za uchem i ruszyłam do łazienki.
  Zjadłam śniadanie, pożegnałam się z rodzicami i bratem. Wsiadłam do samochodu i jak co rano, pojechałam na swoją uczelnię.

    W końcu skończyłam. Wyszłam z budynku, owijając się ciepłym szalem. W końcu był luty. Obok mojego samochodu, na parkingu, ku mojemu zaskoczeniu czekali na mnie Kuba z Elizą.
   - Cześć. Co wy tutaj robicie? – zapytałam z uśmiechem.
   - Stęskniliśmy się za tobą. – Kuba zrobił smutną minkę, a ja z rudą go wyśmiałyśmy.
   - Chcielibyśmy, żebyś poszła gdzieś z nami. Spędzilibyśmy wspólnie miło czas. – wtrąciła Eliza.
   - A wiecie co, chętnie. – uśmiechnęłam się. Wpakowaliśmy się wszyscy do mojego samochodu i za poleceniami tej dwójki obrałam kierunek na galerię handlową.
 Zaprowadzili mnie pod wielką fontannę, która mieściła się w centralnym środku.
   - I dlaczego tu przyszliśmy? – zapytałam dwójkę.
   - Zaraz zobaczysz. – odpowiedział uśmiechnięty Jakub, wpatrzony w ekran swojego telefonu. Po chwili na środku ustawiono stojak z mikrofonem i wysokie, czarne krzesło. Po prawej stronie, w tłumie ludzi zrobił się mały tunel. Najpierw szło nim dwóch ochroniarzy i ktoś za nimi. Jakieś małolaty zaczęły piszczeć i dopiero wtedy zauważyłam kim jest ta osoba. Nie mogłam w to uwierzyć. Stałam jak wmurowana z wyszczerzonymi zębami.
   - Carlosss ! – pisnęłam, szeroko otwierając oczy. On usiadł na miejscu i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się, a wtedy, z rozstawionych głośników, poleciała spokojna, znana mi już melodia. Zaczął śpiewać, patrząc się na mnie. Śpiewał solo, całą ich piosenkę Cover Girl.
  Mogłam słuchać jego głosu w nieskończoność. 
 Skończył i odłożył mikrofon na krzesełko. Ruszył w moją stronę. Rozejrzałam się, ale Kuby i Elizy już przy mnie nie było. Carlos podszedł do mnie i przytulił.
   - Mówiłem, że spędzimy ten dzień razem. – szepnął mi do ucha. – Kocham cię. – uśmiechnął się i pocałował.
   - Ja też cię kocham. – odpowiedziałam śmiejąc się.

  Pośpiesznie wyszliśmy z Bartkiem z budynku naszej uczelni, już po raz ostatni. Tak – skończyliśmy naukę. Mogliśmy już normalnie pracować w policji.
   - Lena, Bartek! – usłyszeliśmy za sobą wołanie znajomych. – Gdzie tak lecicie? Chodźcie z nami na jakieś piwo, oblejmy zakończenie. – śmiała się koleżanka.
   - Z chęcią byśmy z wami poszli, ale śpieszymy się na samolot. – odparł Kozłowski, stojąc już przy swoim samochodzie.
   - Gdzie wy ciągle wylatujecie? Znów słoneczna Kalifornia? – zaśmiali się.
   - Słoneczna i też na k, ale Katalonia. Lecimy do Hiszpanii na ślub przyjaciela. – uśmiechnęłam się i pomachałam im, wsiadłam do Tiguana i tuż za Bartkiem wyjechałam z parkingu.

  Ja, Majka, Eliza, Olga, Agata, Mateusz, Kuba, Bartek i Kamil wchodziliśmy już do samolotu. Zajęliśmy swoje miejsca. Ja oczywiście zostałam bez pary. Na początku siedziałam sama, ale po chwili na miejscu obok mnie usiadła dziewczynka, mająca na oko z jedenaście lat. Rozsiadła się na fotelu, nałożyła olbrzymie słuchawki i wyjęła młodzieżowy magazyn, gdzie na okładce widać było cztery twarze moich kochanych, amerykańskich przyjaciół i chłopaka. Dziewczyna od razu otworzyła na dziale, który cały był poświęcony Big Time Rush. Spojrzałam na gazetę. Wzrok dziewczyny zatrzymał się w lewym górnym rogu, gdzie było przedarte zdjęcie chłopaków z podpisem ‘Krążą plotki, że zespół ma się rozpaść.’
   - Ale jak to?! – zapytała sama siebie.
   - To nie prawda. – wskazałam na obrazek.
   - Skąd wiesz? – zapytała od razu, a ja tym razem wskazałam palcem na dość duże zdjęcie, gdzie każdy z chłopaków stał przytulony do swojej dziewczyny. Nastolatka najpierw spojrzała na mnie, później na zdjęcie i znów na mnie. – Ty jesteś Lena! – prawie krzyknęła, a ja kiwnęłam głową z lekkim uśmiechem. Praktycznie cały lot spędziłyśmy na rozmowie o zespole. Widać było, że dziewczyna była bym wszystkim bardzo zachwycona. W końcu słucha o swoich idolach od kogoś, kto zna ich osobiście i spędził z nimi mnóstwo czasu.

   Wylądowaliśmy wieczorem. Na lotnisku czekały na nas dwa duże samochody, które miały nas zabrać do hotelu, który cały był zarezerwowany na potrzeby Tonyego i jego przyszłej żony.
 Gdy weszliśmy całą grupą do hotelowego lobby, pierwszymi osobami, którymi zobaczyłam byli trzej starsi mężczyźni, jednego znałam od dziecka, a dwóch poznałam gdy ostatnim razem byłam w Hiszpanii. Wszyscy podeszliśmy się przywitać z panem Polakiem, Martinezem i Rosselem. Po chwili z windy wyłoniły się kolejne trzy męskie sylwetki. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wyszłam im naprzeciw i pierwsze ramiona w które wpadłam należały do mojego ukochanego chłopaka.
   - Cześć Carlos! – pisnęłam mu do ucha, a ten się zaśmiał.
   - Ej, Księżniczko, a ja?! – usłyszałam głos Tonyego, a po chwili tuliłam i jego.
   - Kiedy ty przestaniesz z tą księżniczką? – zaśmiałam się i przywitałam się ze starszym Peną. Ten tylko wzruszył ramionami. – Dawno przylecieliście? – zapytałam.
   - Jakieś trzy godziny temu i czekamy na was. – odpowiedział Carlito i podeszliśmy do reszty. Chłopaki przywitali się z resztą moich towarzyszy z Polski.
   - Kogoś mi tu brakuje. – spojrzał na mnie przyszły pan młody.
   - Tak, moi rodzice kazali was przeprosić, ale nie udało im się zdobyć wolnego w pracy. – odparłam.
   - No trudno, szkoda. – lekko się uśmiechnął. – Zapraszam was wszystkich do recepcji po klucze do waszych pokoi. – zwrócił się do grupki.
   - A nasz pokój już na ciebie czeka. – szepnął mi do ucha Carlos i wziął moją walizkę, a drugą ręką chwycił za moją dłoń.

  Później przywitałam się z Jamesem, Meg, Mią, Loganem, Alice i Kendallem oraz rodzicami chłopaków. Widziałam się też z Eleną, która z siedmiomiesięcznym brzuszkiem wyglądała olśniewająco. Przez cały wieczór byliśmy nierozłączni z Carlosem. Wybraliśmy się na spacer, najpierw pozwiedzać zakamarki hotelu, później wyjść na zewnątrz.
 Weszliśmy do wielkiej sali, gdzie jutro miało się odbyć wielkie przyjęcie. Na jednej ścianie pracownicy zawieszali jakąś kotarę, a obok nich stał Tony. Zainteresowani podeszliśmy do niego.
   - Co ty kombinujesz tu? Hmm? – zaśmiałam się. – Co jest za tą kotarą?
   - Ogromny ekran. – odparł.
   - Ekran? Po co ci ekran? – uśmiechnął się Carlos, obejmując mnie w pasie.
   - Będzie niespodzianka, a później, wieczorem na czymś będzie trzeba obejrzeć finał mistrzostw Europy, no nie? Wszyscy będziemy kibicować Hiszpanii. – zaśmiał się.
   - Co by nie. – pokazałam mu język. – Hiszpania ma wygrać. Od początku rozgrywek trzymałam kciuki za moje polskie orzełki i za La Roje. – dodałam.
   - I tak trzymać. – odparł Hiszpan. 
_________________________________________
Krótki jak cholera i nijaki. Ale cieszę się, że w końcu udało mi się coś napisać na ten blog ; )
Powiem wam jeszcze coś od razu. Zbliżamy się do końca. 
Pozdrawiam Fiolkaa/Coppernicana.