Zaparkowaliśmy samochody w jednym z równych
rzędów na parkingu. Zobaczyłam stojące naprzeciwko trzy samochody, które już
widziałam, ale dzień wcześniej, a mianowicie zauważyłam ciemnoniebieskiego
Lexusa, czarne Porsche, granatowe Audi i jeszcze kilka sportowych wozów. Wiedziałam, że dziś też spotkamy
tu piłkarzy.
Weszliśmy do budynku, a
potem na wielką salę, w której kłębiło się mnóstwo znanych twarzy z telewizji
czy gazet.
W pewnym momencie na
sale weszły hostessy z szampanem w kieliszkach na srebrnych tacach. Wszyscy
zebrali się w ogromnym kole i zwróciliśmy swój wzrok na sam przód, gdzie stał
ojciec Mateusza i jeszcze cztery osoby, dwóch starszych mężczyzn oraz dwie kobiety, jedna w wieku panów obok, a ta druga,
wysoka, śliczna blondynka, może troszkę starsza ode mnie.
Trójka mężczyzn, kolejno po sobie coś mówili
po hiszpańsku. Przynajmniej starałam się udawać, że słucham, bo przecież nic
nie rozumiałam w tym języku. Rozejrzałam się dookoła, ale od razu uśmiechnęłam
się, gdy zatrzymałam wzrok na wprost siebie. Naprzeciw mnie stali znane i uwielbiane przeze mnie
postacie, a mianowicie piłkarze Dumy Katalonii! Centralnie przede mną stał Leo
i patrzył się w naszą stronę. Nagle gospodarze spotkania powiedzieli coś razem,
a wszyscy jak na jedną komendę podnieśli do góry kieliszki i wznieśli toast.
Wtedy Messi wzniósł lekko do góry swój kieliszek i z uśmiechem skinął głową w
moją stronę. Odwzajemniłam gest. Jeny, ja chyba śnię!
- Chodźmy, poznasz moich
rodziców. - Tony szepnął mi do ucha, wyrywając mnie z piłkarskiego transu.
- To idę z wami, do
mojego taty. - dorzucił Mateusz i we trójkę powędrowaliśmy na początek sali.
Szczerze? To miałam lekkiego stresa. Znałam przecież wcześniej rodziców
Carlosa, więc... Nie! Znów o nim myślę! Koniec, teraz mam poznać rodziców
Tonego! O niczym innym teraz nie myślę. W
piątkę stali w małym kółku, podeszliśmy do nich.
- Dzień Dobry, cześć
mamo, cześć tato. - odezwał się Tony po angielsku, a tamci od razu zwrócili na
nas uwagę.
- No synu, ja się tu
właśnie dowiaduję od Jeremiego, że jesteście w Hiszpanii już od dwóch dni, a ty
dopiero dziś przychodzisz się przywitać. - zaśmiał się jeden z mężczyzn, po
czym wywnioskowałam, że to właśnie tato Tonego. Z drugiej strony to było łatwe
do odgadnięcia, bo w tym
przypadku syn jest odbiciem ojca, z tym że młodszym.
- Oj tak wyszło. -
odpowiedział młody Martinez, przytulając matkę na powitanie i po chwili podał
dłoń ojcu Mateusza.
- Poznajcie, to jest
Conrado Rossel, nasz tymczasowy wspólnik i jego córka Elena. - przedstawił nam
pozostałych pan Martinez. Tony podał rękę mężczyźnie, a z jego córką przywitał
się jak chyba z każdą kobietą dotychczas, poprzez pocałowanie w rękę, co na
pewno ją też oczarowało.
- A no właśnie, żeby nie
było, że mam sklerozę. - zaakcentował, wiecznie zwariowany Tony. - To jest
Lena, moja dziewczyna. - wskazał na mnie, a ja się uśmiechnęłam i skinęłam
lekko głową.
- Miło nam cię w końcu
poznać, mnóstwo o tobie już słyszeliśmy od naszego syna. - mówiła jego mama,
gdy podawałam jej swoją dłoń. Wtedy lekko odwróciłam głowę, by spojrzeć na
chłopka, który dziwnie zaczął chować się za Mateusza, na co każdy zareagował śmiechem. Teraz każdy z każdym zaczął się witać.
- Mamy podobne imiona. -
uśmiechnęła się blondynka.
- Racja, Elena i Lena. - także się uśmiechnęłam.
- Carla, Juan, znam Lenę
odkąd zaczęła kolegować się z Mateuszem, czyli praktycznie odkąd oboje zaczęli
już sami chodzić i gwarantuję wam, że wasz syn dokonał bardzo dobrego wyboru. -
zaśmiał się pan Polak, na co poczułam lekkie zmieszanie.
- W to nie wątpimy. -
uśmiechnął się starszy Martinez. - No dobrze, przepraszamy was, ale musimy
przywitać innych gości. Później jeszcze będziemy mieć jeszcze okazję do
rozmowy. - dodał i odeszli. Mateusz wrócił do reszty naszych przyjaciół, a ja i
Tony zostaliśmy tam gdzie staliśmy.
Rozejrzałam się i znów zatrzymałam swój wzrok na moim ulubionym piłkarzu.
- Mam być zazdrosny? -
Tony zaśmiał mi się do ucha, a ja znów na niego spojrzałam.
- Przestań, a co
chciałbyś być? - poruszyłam brwiami.
- Zabawne... -
odpowiedział z głupkowatą miną.
- A tak właściwie, to co
opowiadałeś swoim rodzicom o mnie? - zapytałam stanowczo.
- Hmmm, że jesteś
wspaniałą, piękną i cudowną dziewczyną. - udał zamyślonego.
- Dziękuję. -
pocałowałam go w policzek i upiłam kolejny łyk szampana.
- Można przeszkodzić? -
usłyszałam za sobą niski, charakterystycznie ochrypnięty głos. Odwróciłam się i
zobaczyłam mile uśmiechniętą twarz.
- Można. - uśmiechnęłam
się. - Poznaj, to jest mój chłopak, Tony. - zwróciłam się do piłkarza,
wskazując na Tonego.
- Cześć. - podali sobie
dłonie na powitanie.
- Zauważyłem was i
postanowiłem się przywitać. - uśmiechnął się, a w tym momencie przyszedł mi do
głowy pewien pomysł.
- Z racji, że już jutro
muszę wracać do domu, do Polski, to mogę liczyć na jeszcze jedną pamiątkę?
Prócz koszulki z twoim autografem, kilku muszelek i wachlarza kupionego na
straganie nie mam nic. - zrobiłam minę zbitego małego psiaka. - Zdjęcie z
idolem? - zapytałam z lekka nieśmiało.
Ten znów wyszczerzył zęby.
- Oczywiście. -
odpowiedział. Wyjęłam ze swojej czarnej kopertówki mały aparat i podałam go
mojemu chłopakowi.
- Mógłbyś? - zapytałam,
a ten się tylko uśmiechnął i włączył aparat.
- Ustawiać się, bo tu
pan fotograf teraz zawojuje. - zaśmiał się, na co my też zareagowaliśmy
śmiechem. Podeszłam do Messiego stanęłam obok niego, objął mnie ramieniem, a ja
zrobiłam to samo. Mój osobisty, profesjonalny fotograf zrobił nam zdjęcia.
- A co powiesz na zdjęcie
zresztą drużyny, może nie całą, ale dużą jej częścią. - zapytał piłkarz, a moje
oczy od razu się zaświeciły.
- Dużo was tu jest? -
zapytałam z wyszczerzonymi zębami.
- No trochę. Jest Villa,
Fabregas, Sanchez, Tello, Iniesta, Valdes, Adriano, Keita, Pique no i
oczywiście nasz niezastąpiony Pep. Poczekaj, zaraz wrócę. - dodał i odszedł na
chwilę.
- A jednak marzenia się
spełniają. - zapiszczałam cicho, a Tony oczywiście się zaśmiał.
- Barcelona to magiczne
miejsce. - dorzucił roześmiany.
- Właśnie widzę. -
odpowiedziałam, a za mną właśnie pojawił się Messi.
- Gotowa do zdjęcia? -
zapytał.
- Wszyscy się zgodzili?
- odpowiedziałam pytaniem, na pytanie.
- No pewnie, uwielbiamy
wszystkich swoich kibiców, a w szczególności fanki. - zaśmiał się i pociągnął
nas za sobą. W jednym miejscu czekało już dziewięciu piłkarzy z trenerem, każdy
w czarnym garniturze i pod krawatem. - To jest właśnie Lena i Tony.
Przywitaliśmy się z wszystkimi. Tak naprawdę
to byłam lekko zmieszana, zapoznanie ulubionych piłkarzy to raczej nie
codzienność. Stanęłam z nimi, pomiędzy Guardiolą, a Sanchcezem. Kilka
pstryknięć i zdjęcia gotowe. Podziękowałam i wszyscy się rozeszliśmy.
Oglądałam z Tonym
powstałe zdjęcia na wyświetlaczu mojego małego aparatu cyfrowego. Na jednym ze
zdjęć, stojący za mną Cesc, zrobił mi rogi, a Pique trenerowi, ale na szczęście
powstały też normalne zdjęcia z grupą. Od razu mówię, że w przyszłości
powiększę sobie jedno z wszystkimi,
drugie z Messim, oprawię w antyramy i powieszę w swoim domu na ścianie.
Nagle usłyszałam, że
ktoś mnie woła, jakiś znajomy, damski głos. Odwróciłam się i momentalnie
poczułam, że ktoś mnie mocno przytula. Ten ktoś, sądząc po sylwetce, był
kobietą, bardzo wysoką, lub po prostu na szpilkach. W końcu się ode mnie
odkleiła i mogłam zobaczyć jej twarz.
- Barb... Kimberly. -
wydukałam z lekka zaskoczona.
- Spoko, wiem przecież
jak na mnie mówiliście. - zaśmiała się, a na mojej twarzy pojawił się lekki
uśmiech.
- Kim poznaj, to jest
mój chłopak, Tony Martinez. - przedstawiłam jej mojego chłopaka, stojącego obok
mnie.
- Cześć, Kimberly
Montana. Miło mi cię poznać. - wyszczerzyła się i podała mu dłoń. - Ale zaraz,
czasem jeden z organizatorów tego wszystkiego, nie ma tak samo na nazwisko?
- Tak, ma. To mój tata.
- zaśmiał się Tony.
- No, no Lena, ty to
zawsze wiesz jak się ustawić. - poruszała brwiami. - Jeszcze tak na marginesie,
to naprawdę Lena, podziwiam cię, że tu z nią wytrzymujesz... - powiedziała z
poważną miną i lekko ściszonym głosem.
- Ale z kim? - zdziwiłam
się.
- Ale jesteś dzielna. -
położyła mi dłoń na ramieniu i wskazała na prawo, gdzie przy jednym ze stołów
stały dwie aktorki, blond włosa Ashley Tisdale oraz... Tak, właśnie ona... Nie
kto inny, tylko dobrze mi znana Samantha Droke. Szczerze przyznam, że trochę mnie
zamurowało. - No nic, miło
było, ale muszę lecieć przywitać się z jednym projektantem. W końcu jako
modelka muszę zapoznawać nowych w branży. - cmoknęła mnie w policzek i pognała
dalej.
- Ej, kto to był? -
zapytał również wmurowany Tony.
- Była Carlosa, którą
wykopałam z jego życia. - powiedziałam spokojnie, ciągle patrząc się w stronę
Droke i upijając ostatni łyk szampana.
- Przepraszam, mogę się
dołączyć? Jakoś nie przepadam za ciągłym towarzystwem rodziców i ich znajomych.
- usłyszeliśmy miły głos dziewczyny, którą poznaliśmy tego wieczoru.
- Pewnie. - uśmiechnęłam
się i zmieniłam swój tor patrzenia, bo już po tych kilku chwilach miałam dość
tego widoku...
**Oczami Kuby**
Lena z Tonym i Mateuszem
ulotnili się do rodziców, a ja z Majką, Agatą, Bartkiem i Kamilem zostaliśmy
sami. Staliśmy ciągle w tym samym miejscu i rozmawialiśmy o tym dzisiejszym
wydarzeniu, o tym kogo znajomego z gwiazd widzimy czy to jak, kto się ubrał.
Po niedługim czasie
wrócił do nas Mateusz, mówiąc o jakiejś ładnej pannie, którą poznał, która jak
to określił, ciekawie łypała wzrokiem na młodego Martineza. No cóż, ma chłopak
prawo podobać się dziewczynom.
Ponownie się
rozejrzałem. Mój wzrok przykuły dwie kobiety, stojące niedaleko nas. Miałem
dziwne wrażenie, że skądś je kojarzę.
- Ej, dziewczyny, tamte
dwie to są jakieś piosenkarki, aktorki? Tak jakoś mi się zdaje, że skądś je
kojarzę... - zwróciłem się do Majki i Agaty, wskazując na te dwie dziewczyny.
- Ej, chłopaki, to nie
są jakieś dziewczyny... No przynajmniej jedna... - powiedziała, patrząc na nie
Majka.
- Ale ta niższa to nie
jest przypadkiem ta cała Droke? - zapytał Kamil.
- No właśnie, że jest...
Ta druga, to też aktorka, Ashley Tisdale. - potwierdziła Agata.
- Nie wiem, jak wy, ale
ja mam wielką ochotę ich trochę posłuchać... - wyrwałem.
- A wiesz, że to nie
głupi pomysł... Czasem te twoje, Bartka czy Leny policyjne zboczenia zawodowe
się na coś przydają. - zaśmiała się Majka.
- Ta Samantha nas nie
zna, ale i tak tam wszyscy nie podejdziemy, tak na hura. Chodź Bartek,
podejdziemy tam na razie we dwóch. - zwróciłem się do przyjaciela.
- Okey. - odpowiedział i
ruszyliśmy. Stanęliśmy w bezpiecznej od nich odległości, ale tak by je słyszeć.
Chwilę plotkowały o strojach jakichś tam celebrytek, ale po chwilce zmieniły
temat.
- I jak tam u ciebie?
Dalej sprawa z Latynosem stoi w miejscu? - zapytała blondynka, a ja i mój
towarzysz wymieniliśmy znaczące spojrzenia. Wyjąłem szybko telefon z kieszeni i
zanim druga zdążyła odpowiedzieć, na szczęście udało mi się włączyć dyktafon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz