piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 109



    Zaparkowaliśmy samochody w jednym z równych rzędów na parkingu. Zobaczyłam stojące naprzeciwko trzy samochody, które już widziałam, ale dzień wcześniej, a mianowicie zauważyłam ciemnoniebieskiego Lexusa, czarne Porsche, granatowe Audi i jeszcze kilka sportowych wozów. Wiedziałam, że dziś też spotkamy tu piłkarzy.
Weszliśmy do budynku, a potem na wielką salę, w której kłębiło się mnóstwo znanych twarzy z telewizji czy gazet.
W pewnym momencie na sale weszły hostessy z szampanem w kieliszkach na srebrnych tacach. Wszyscy zebrali się w ogromnym kole i zwróciliśmy swój wzrok na sam przód, gdzie stał ojciec Mateusza i jeszcze cztery osoby, dwóch starszych mężczyzn oraz dwie kobiety, jedna w wieku panów obok, a ta druga, wysoka, śliczna blondynka, może troszkę starsza ode mnie.
 Trójka mężczyzn, kolejno po sobie coś mówili po hiszpańsku. Przynajmniej starałam się udawać, że słucham, bo przecież nic nie rozumiałam w tym języku. Rozejrzałam się dookoła, ale od razu uśmiechnęłam się, gdy zatrzymałam wzrok na wprost siebie. Naprzeciw mnie stali znane i uwielbiane przeze mnie postacie, a mianowicie piłkarze Dumy Katalonii! Centralnie przede mną stał Leo i patrzył się w naszą stronę. Nagle gospodarze spotkania powiedzieli coś razem, a wszyscy jak na jedną komendę podnieśli do góry kieliszki i wznieśli toast. Wtedy Messi wzniósł lekko do góry swój kieliszek i z uśmiechem skinął głową w moją stronę. Odwzajemniłam gest. Jeny, ja chyba śnię!
- Chodźmy, poznasz moich rodziców. - Tony szepnął mi do ucha, wyrywając mnie z piłkarskiego transu.
- To idę z wami, do mojego taty. - dorzucił Mateusz i we trójkę powędrowaliśmy na początek sali. Szczerze? To miałam lekkiego stresa. Znałam przecież wcześniej rodziców Carlosa, więc... Nie! Znów o nim myślę! Koniec, teraz mam poznać rodziców Tonego! O niczym innym teraz nie myślę. W piątkę stali w małym kółku, podeszliśmy do nich.
- Dzień Dobry, cześć mamo, cześć tato. - odezwał się Tony po angielsku, a tamci od razu zwrócili na nas uwagę.
- No synu, ja się tu właśnie dowiaduję od Jeremiego, że jesteście w Hiszpanii już od dwóch dni, a ty dopiero dziś przychodzisz się przywitać. - zaśmiał się jeden z mężczyzn, po czym wywnioskowałam, że to właśnie tato Tonego. Z drugiej strony to było łatwe do odgadnięcia, bo w tym przypadku syn jest odbiciem ojca, z tym że młodszym.
- Oj tak wyszło. - odpowiedział młody Martinez, przytulając matkę na powitanie i po chwili podał dłoń ojcu Mateusza.
- Poznajcie, to jest Conrado Rossel, nasz tymczasowy wspólnik i jego córka Elena. - przedstawił nam pozostałych pan Martinez. Tony podał rękę mężczyźnie, a z jego córką przywitał się jak chyba z każdą kobietą dotychczas, poprzez pocałowanie w rękę, co na pewno ją też oczarowało.
- A no właśnie, żeby nie było, że mam sklerozę. - zaakcentował, wiecznie zwariowany Tony. - To jest Lena, moja dziewczyna. - wskazał na mnie, a ja się uśmiechnęłam i skinęłam lekko głową.
- Miło nam cię w końcu poznać, mnóstwo o tobie już słyszeliśmy od naszego syna. - mówiła jego mama, gdy podawałam jej swoją dłoń. Wtedy lekko odwróciłam głowę, by spojrzeć na chłopka, który dziwnie zaczął chować się za Mateusza, na co każdy zareagował śmiechem. Teraz każdy z każdym zaczął się witać.
- Mamy podobne imiona. - uśmiechnęła się blondynka.
- Racja, Elena  i Lena. - także się uśmiechnęłam.
- Carla, Juan, znam Lenę odkąd zaczęła kolegować się z Mateuszem, czyli praktycznie odkąd oboje zaczęli już sami chodzić i gwarantuję wam, że wasz syn dokonał bardzo dobrego wyboru. - zaśmiał się pan Polak, na co poczułam lekkie zmieszanie.
- W to nie wątpimy. - uśmiechnął się starszy Martinez. - No dobrze, przepraszamy was, ale musimy przywitać innych gości. Później jeszcze będziemy mieć jeszcze okazję do rozmowy. - dodał i odeszli. Mateusz wrócił do reszty naszych przyjaciół, a ja i Tony zostaliśmy tam gdzie staliśmy. Rozejrzałam się i znów zatrzymałam swój wzrok na moim ulubionym piłkarzu.
- Mam być zazdrosny? - Tony zaśmiał mi się do ucha, a ja znów na niego spojrzałam.
- Przestań, a co chciałbyś być? - poruszyłam brwiami.
- Zabawne... - odpowiedział z głupkowatą miną.
- A tak właściwie, to co opowiadałeś swoim rodzicom o mnie? - zapytałam stanowczo.
- Hmmm, że jesteś wspaniałą, piękną i cudowną dziewczyną. - udał zamyślonego.
- Dziękuję. - pocałowałam go w policzek i upiłam kolejny łyk szampana.
- Można przeszkodzić? - usłyszałam za sobą niski, charakterystycznie ochrypnięty głos. Odwróciłam się i zobaczyłam mile uśmiechniętą twarz.
- Można. - uśmiechnęłam się. - Poznaj, to jest mój chłopak, Tony. - zwróciłam się do piłkarza, wskazując na Tonego.
- Cześć. - podali sobie dłonie na powitanie.
- Zauważyłem was i postanowiłem się przywitać. - uśmiechnął się, a w tym momencie przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Z racji, że już jutro muszę wracać do domu, do Polski, to mogę liczyć na jeszcze jedną pamiątkę? Prócz koszulki z twoim autografem, kilku muszelek i wachlarza kupionego na straganie nie mam nic. - zrobiłam minę zbitego małego psiaka. - Zdjęcie z idolem? - zapytałam z lekka nieśmiało. Ten znów wyszczerzył zęby.
- Oczywiście. - odpowiedział. Wyjęłam ze swojej czarnej kopertówki mały aparat i podałam go mojemu chłopakowi.
- Mógłbyś? - zapytałam, a ten się tylko uśmiechnął i włączył aparat.
- Ustawiać się, bo tu pan fotograf teraz zawojuje. - zaśmiał się, na co my też zareagowaliśmy śmiechem. Podeszłam do Messiego stanęłam obok niego, objął mnie ramieniem, a ja zrobiłam to samo. Mój osobisty, profesjonalny fotograf zrobił nam zdjęcia.
- A co powiesz na zdjęcie zresztą drużyny, może nie całą, ale dużą jej częścią. - zapytał piłkarz, a moje oczy od razu się zaświeciły.
- Dużo was tu jest? - zapytałam z wyszczerzonymi zębami.
- No trochę. Jest Villa, Fabregas, Sanchez, Tello, Iniesta, Valdes, Adriano, Keita, Pique no i oczywiście nasz niezastąpiony Pep. Poczekaj, zaraz wrócę. - dodał i odszedł na chwilę.
- A jednak marzenia się spełniają. - zapiszczałam cicho, a Tony oczywiście się zaśmiał.
- Barcelona to magiczne miejsce. - dorzucił roześmiany.
- Właśnie widzę. - odpowiedziałam, a za mną właśnie pojawił się Messi.
- Gotowa do zdjęcia? - zapytał.
- Wszyscy się zgodzili? - odpowiedziałam pytaniem, na pytanie.
- No pewnie, uwielbiamy wszystkich swoich kibiców, a w szczególności fanki. - zaśmiał się i pociągnął nas za sobą. W jednym miejscu czekało już dziewięciu piłkarzy z trenerem, każdy w czarnym garniturze i pod krawatem. - To jest właśnie Lena i Tony.
  Przywitaliśmy się z wszystkimi. Tak naprawdę to byłam lekko zmieszana, zapoznanie ulubionych piłkarzy to raczej nie codzienność. Stanęłam z nimi, pomiędzy Guardiolą, a Sanchcezem. Kilka pstryknięć i zdjęcia gotowe. Podziękowałam i wszyscy się rozeszliśmy.
Oglądałam z Tonym powstałe zdjęcia na wyświetlaczu mojego małego aparatu cyfrowego. Na jednym ze zdjęć, stojący za mną Cesc, zrobił mi rogi, a Pique trenerowi, ale na szczęście powstały też normalne zdjęcia z grupą. Od razu mówię, że w przyszłości powiększę sobie jedno z wszystkimi, drugie z Messim, oprawię w antyramy i powieszę w swoim domu na ścianie.
Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła, jakiś znajomy, damski głos. Odwróciłam się i momentalnie poczułam, że ktoś mnie mocno przytula. Ten ktoś, sądząc po sylwetce, był kobietą, bardzo wysoką, lub po prostu na szpilkach. W końcu się ode mnie odkleiła i mogłam zobaczyć jej twarz.
- Barb... Kimberly. - wydukałam z lekka zaskoczona.
- Spoko, wiem przecież jak na mnie mówiliście. - zaśmiała się, a na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Kim poznaj, to jest mój chłopak, Tony Martinez. - przedstawiłam jej mojego chłopaka, stojącego obok mnie.
- Cześć, Kimberly Montana. Miło mi cię poznać. - wyszczerzyła się i podała mu dłoń. - Ale zaraz, czasem jeden z organizatorów tego wszystkiego, nie ma tak samo na nazwisko?
- Tak, ma. To mój tata. - zaśmiał się Tony.
- No, no Lena, ty to zawsze wiesz jak się ustawić. - poruszała brwiami. - Jeszcze tak na marginesie, to naprawdę Lena, podziwiam cię, że tu z nią wytrzymujesz... - powiedziała z poważną miną i lekko ściszonym głosem.
- Ale z kim? - zdziwiłam się.
- Ale jesteś dzielna. - położyła mi dłoń na ramieniu i wskazała na prawo, gdzie przy jednym ze stołów stały dwie aktorki, blond włosa Ashley Tisdale oraz... Tak, właśnie ona... Nie kto inny, tylko dobrze mi znana Samantha Droke. Szczerze przyznam, że trochę mnie zamurowało. - No nic, miło było, ale muszę lecieć przywitać się z jednym projektantem. W końcu jako modelka muszę zapoznawać nowych w branży. - cmoknęła mnie w policzek i pognała dalej.
- Ej, kto to był? - zapytał również wmurowany Tony.
- Była Carlosa, którą wykopałam z jego życia. - powiedziałam spokojnie, ciągle patrząc się w stronę Droke i upijając ostatni łyk szampana.
- Przepraszam, mogę się dołączyć? Jakoś nie przepadam za ciągłym towarzystwem rodziców i ich znajomych. - usłyszeliśmy miły głos dziewczyny, którą poznaliśmy tego wieczoru.
- Pewnie. - uśmiechnęłam się i zmieniłam swój tor patrzenia, bo już po tych kilku chwilach miałam dość tego widoku...

**Oczami Kuby**

Lena z Tonym i Mateuszem ulotnili się do rodziców, a ja z Majką, Agatą, Bartkiem i Kamilem zostaliśmy sami. Staliśmy ciągle w tym samym miejscu i rozmawialiśmy o tym dzisiejszym wydarzeniu, o tym kogo znajomego z gwiazd widzimy czy to jak, kto się ubrał.
Po niedługim czasie wrócił do nas Mateusz, mówiąc o jakiejś ładnej pannie, którą poznał, która jak to określił, ciekawie łypała wzrokiem na młodego Martineza. No cóż, ma chłopak prawo podobać się dziewczynom.
Ponownie się rozejrzałem. Mój wzrok przykuły dwie kobiety, stojące niedaleko nas. Miałem dziwne wrażenie, że skądś je kojarzę.
- Ej, dziewczyny, tamte dwie to są jakieś piosenkarki, aktorki? Tak jakoś mi się zdaje, że skądś je kojarzę... - zwróciłem się do Majki i Agaty, wskazując na te dwie dziewczyny.
- Ej, chłopaki, to nie są jakieś dziewczyny... No przynajmniej jedna... - powiedziała, patrząc na nie Majka.
- Ale ta niższa to nie jest przypadkiem ta cała Droke? - zapytał Kamil.
- No właśnie, że jest... Ta druga, to też aktorka, Ashley Tisdale. - potwierdziła Agata.
- Nie wiem, jak wy, ale ja mam wielką ochotę ich trochę posłuchać... - wyrwałem.
- A wiesz, że to nie głupi pomysł... Czasem te twoje, Bartka czy Leny policyjne zboczenia zawodowe się na coś przydają. - zaśmiała się Majka.
- Ta Samantha nas nie zna, ale i tak tam wszyscy nie podejdziemy, tak na hura. Chodź Bartek, podejdziemy tam na razie we dwóch. - zwróciłem się do przyjaciela.
- Okey. - odpowiedział i ruszyliśmy. Stanęliśmy w bezpiecznej od nich odległości, ale tak by je słyszeć. Chwilę plotkowały o strojach jakichś tam celebrytek, ale po chwilce zmieniły temat.
- I jak tam u ciebie? Dalej sprawa z Latynosem stoi w miejscu? - zapytała blondynka, a ja i mój towarzysz wymieniliśmy znaczące spojrzenia. Wyjąłem szybko telefon z kieszeni i zanim druga zdążyła odpowiedzieć, na szczęście udało mi się włączyć dyktafon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz