piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 114



**Oczami Leny**

   Lekko otworzyłam oczy, ale zaraz po tym je zamknęłam. Na nic nie miałam siły, nawet na dłuższe podniesienie powiek. Usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi i kroki dwóch osób.
- Stary, siedzisz tu już pół dnia i pół nocy. Musisz odpocząć, przecież przyjechałaś tu prosto z lotniska. Jesteś wykończony tym wszystkim. Jedź do mnie, do Mateusza, Kamila, Bartka, do Frencelów, gdziekolwiek i odpocznij. - usłyszałam głos Kuby, mówił po angielsku.
- Słuchaj, Kuba ma racje. Dam ci klucze od swojego mieszkania i jedź się prześpij. - teraz odezwał się Bartek.
- Nie zostawię jej samej. - odpowiedział smutny głos, ale... Tak, to był jego głos. Czy ja nadal śnię? Widziałam i słyszałam Carlosa, zaraz przed tym gdy zostałam postrzelona i straciłam przytomność... Właśnie, postrzelona. Nadal czułam w lewym ramieniu, coś nieprzyjemnego, takie dziwne coś, ból przy dużej ranie.
- Dlaczego wy zawsze musicie stawiać na swoim? - zapytał ironicznie Bartek. Chciałam ich zobaczyć, powiedzieć im, że wcale nie jestem uparta, bo to było też o mnie! Otworzyłam oczy i zobaczyłam białe ściany szpitalnego pokoju. Światło było zaświecone, lekko przekręciłam głowę i zobaczyłam Carlosa, Bartka i Kubę stojących tyłem do mnie, wyglądających przez okno, na miasto pogrążone w ciemności nocy. Podniosłam delikatnie rękę i dotknęłam moje zabandażowane opatrunkiem lewe ramię. Od razu syknęłam z bólu, na co momentalnie zareagowała cała trójka, obrócili się i spojrzeli na mnie. Bartek z Kubą od razu szybko znaleźli się przy moim łóżku, a Carlos zrobił to niepewnie i powoli.
- Lena, nie dotykaj tego. - zawołał od razu Kuba.
- Teraz to już wiem. - odpowiedziałam i chciałam się podciągnąć do góry, ale nie dałam rady.
- Nawet nie wiesz jak się cieszymy, że się obudziłaś i jesteś tu z nami, żywa! Napędziłaś nam strachu. - zawołał Bartek.
- Spokojnie, mam jeszcze coś do załatwienia tu i na razie nie wybieram się jeszcze na ten drugi świat. - uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na Carlosa.
 Moi policjanci spojrzeli na siebie i zaproponowali, że pójdą po jakiegoś lekarza, poinformować, że się już obudziłam. Wyszli z sali i zostałam w niej sama z Carlosem. Chciałam z nim porozmawiać, ale... Jeszcze chyba tak zmieszana nie czułam się nigdy... On też stał zmieszany. W końcu spojrzał mi w oczy. Z jednej strony widać było, że cierpiał, ale też i się cieszył.
- Carlos. - zaczęłam. - Możesz tu podejść? Usiąść? - pokazałam miejsce obok mnie.
 Bez słowa wykonał moją prośbę. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Nagle poczułam nagły napływ emocji, to że mam go tu przy sobie, mężczyznę którego kocham i dałabym się za niego pociąć. Tak bardzo mi go brakowało. Wyciągnęłam powoli swoją dłoń i położyłam niepewnie na jego. Poczułam, że on naprawdę tutaj jest, jest tu dla mnie i tylko dla mnie. Nagle po policzkach spłynęły mi łzy. Zobaczyłam na jego twarzy lekki uśmiech, zaczął się do mnie przybliżać. Dłoń którą przykrywałam swoją, uwolnił i ścisną nią moją dłoń. Drugą dłoń przyłożył do mojego policzka i kciukiem starł moją łzę. Twarz przybliżył jeszcze bardziej.
- Proszę cię, nie płacz, nie zniosę tego więcej. - zaczął. - Dostałem dość jasną i przekonywującą wiadomość od Tonego, że masz przeze mnie nie płakać. Wolę nie ryzykować. - uśmiechnął się i przyłożył swoje czoło do mojego, tak że nasze nosy też się ze sobą stykały, a usta dzieliły tylko milimetry. Cała zapłakana też się zaśmiałam. Wiedziałam, że gorzej już być nie może. Mam Carlosa przy sobie. Nasze usta się złączyły w namiętnym i głodnym siebie pocałunku. Przerwaliśmy i mocno się do siebie przytuliliśmy, Carlos uważał na moja ranę.
- Tego mi było trzeba... Bardzo tęskniłam. - wydusiłam z siebie.
- Ja też, tak bardzo, bardzo. - słuchałam go uśmiechnięta, ale nagle zmieniłam swój wyraz twarzy i ton.
- Tak właściwie, to co mówił ci na ten temat Tony? - zapytałam, a ten odchylił głowę i się zaśmiał.
- A czy to ważne?
- Tak! - odpowiedziałam stanowczo.
- No to najpierw pokazał mi to całe nagranie, wkurzyłem się na Samanthe, później chwilkę z nim rozmawiałem i jak to facet facetowi, powiedział mi, że jeżeli znów będziesz przeze mnie płakać i znów złamię ci serce, to on za to złamie mi kark. Normalka... - odpowiedział spokojnie z uśmiechem, który nie schodził mu z twarzy.
- No to teraz mój drogi musisz uważać, bo on jest bardzo słowny. Zdążyłam go poznać. - zaśmiałam się.
- No i to mnie najbardziej wkurzyło... Ta wasza przyjaźń, a potem chodzenie.
- Trzeba było mnie wysłuchać od razu i uwierzyć, a potem się nie upijać i nie wierzyć tej Droke! - lekko się podburzyłam.
- No dobra, dobra. Spokojnie, bo znów zaraz się pokłócimy... - zrobił minę zbitego psiaka i znów mnie przytulił, a ja go jeszcze mocniej ścisnęłam.
- Kocham cię Carlos. - zamruczałam.
- Ja ciebie też. I nie chcę się już z tobą rozstawać! - odpowiedział, a wtedy otworzyły się drzwi i wszedł lekarz, pielęgniarka, a za nimi Bartek z Kamilem, widząc nas od razu się wyszczerzyli.
- No dobrze, koniec już tych miłości na razie... Panowie wychodzą, bo chcę obejrzeć ranę pacjentki. - powiedział niskim głosem doktor. Carlos się do mnie uśmiechnął i pocałował w czoło, po czym wyszedł z sali z Pawłowskim i Kozłowskim.
- Jak się pani czuje? - zapytał lekarz.
- Psychicznie to jestem teraz najszczęśliwszą dziewczyną  na świecie, a fizycznie... Czuję się jakby wyssał ktoś ze mnie wszystkie siły. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- A rana? Bardzo boli? - zapytał ponowie, a pielęgniarka podeszła do mnie i zaczęła odklejać opatrunek. Zasyczałam, gdy go odkleiła. Spojrzałam tam, ale od razu odwróciłam głowę, bo widok był okropny. Lekarz podszedł i zaczął się przyglądać temu miejscu.
- Jak to mówią, do wesela się zagoi, a sądząc po sytuacji, gdy weszliśmy, to pani wesele niebawem. - uśmiechnął się mężczyzna, odpowiedziałam tylko uśmiechem. Pielęgniarka zmieniła mi opatrunek. - Pani Leno, jest środek nocy. Musimy się pozbyć pani gości, bo to raczej przecina godzina do czasu odwiedzin. - powiedział.
- No, ale ja spać nie będę. Dość długo spałam. - zajęczałam.
- Nie mogę zgodzić by w nocy była tu cała trójka.
- A jeden?! - pokazałam tą cyfrę na palcach i spróbowałam naśladować oczy kota ze Shreka.
- Ten Latynos, który siedział tu od rana? - zapytał roześmiany, a ja kiwnęłam głową.
- No dobrze, ale z pozostałą dwójką się pani żegna i widzę jak wychodzą. - powiedział i wyszedł, a pielęgniarka za nim. Po chwili do sali wrócili Bartek, Kuba i Carlito.
- No już zostaliśmy powiadomieni, że we dwoje mamy się zmyć. - powiedział Kuba. - Trzymaj się Mała. Zdrowiej. - uśmiechnął się.
- Przyjdziemy rano. Pa. - dodał Bartek i wyszli.
- Chodź. - zwróciłam się do Carlosa, robiąc mu miejsce obok siebie. Położył się, a ja oparłam głowę na jego torsie.
- Teraz będzie wszystko dobrze. - pocałował mnie w czubek głowy.
- Wiem. - odpowiedziałam.
  Nie spaliśmy do rana. Rozmawialiśmy o wszystkim, a w szczególności o tym co czuliśmy przez ten cały czas. Od momentu gdy Carlos zobaczył jak Kamil mnie pocałował, do teraz. Moje i jego odczucia. Odzyskałam mojego kochanego i wspaniałego chłopaka, Carlosa.
          Rano pierwszymi gośćmi, którzy zresztą nas obudzili byli moi rodzice.
- Cześć, a gdzie macie Filipa? - zapytałam, przecierając zaspane oczy i podnosząc głowę, by uwolnić spod siebie Carlosa. Usiadł, a ja oparłam się o niego.
- Zgadnij, kto zaszczycił nas swoimi odwiedzinami. - zaśmiała się mama.
- Nie mam pojęcia. - wzruszyłam ramionami.
- Moja kochana teściowa postanowiła wyjść ze swojej zakopiańskiej jaskini. - zadrwił tata, na co z Carlosem wybuchnęliśmy śmiechem.
- Jej reakcja na to, że jestem w szpitalu? - zapytałam.
- Uwaga, cytuję: Postrzelili moją wnuczkę?! A ty go potem Wojtku zabiłeś? Dobrze mu tak! Ale po co ona się tam pchała do tej policji! Oj za dużo ona brała przykładu z ojca! - zaczął papugować tata.
- Ej, ty chcesz od mojej mamy? - zbulwersowała się moja rodzicielka.
- Nie, ale teściowa to teściowa... Właśnie Carlos, uważaj sobie. - zaśmiał się tata.
- E tam, ja będę miał dobrą teściową. - powiedział z jedną z jego słodkich min.
- No widzicie! Ten to się przynajmniej potrafi podlizać. - zaśmiała się mama. - To ja za to będę miała dobrego zięcia. - dorzuciła. - Wiecie co... Ślicznie razem wyglądacie! No i tak powinno być cały czas, a nie robić sobie jakieś niepotrzebne przerwy! - zawołała i od razu wyjęła aparat ze swojej torebki. No i tak powstało kolejne zdjęcie, do którego doczepił się tata, który od rana ma dość dobry humor, zdjęcie do albumu, który namiętnie prowadzi moja mama. Zresztą zdjęcie, na którym śpię na kanapie z Tonym też już tam jest... Tony! Że też akurat o nim sobie przypomniałam! Co teraz będzie z nim?
     Godzinę później moja sala była wypełniona dosłownie po brzegi. Prócz moich rodziców, kolejno przychodzili Kamil z Agatą, Kuba, Mateusz, Karolina z babcią, które tym razem z Filipem i Mańką ożenili Kacpra, oraz Łukasz z Kingą. Gdy lekarz przyszedł na obchód, od razu zamrugał oczami i zrobił minę w stylu: więcej to was mamusia nie miała?
Jak to mówią: w kupie siła! A była mi potrzebna, bo wszystkim w końcu udało się namówić Carlosa, żeby pojechał z moimi rodzicami do domu i normalnie się przespał i zjadł coś ciepłego. Stopniowo wszyscy się zaczęli rozchodzić. W drugiej turze gości byli Majka i Bartek. Siedzieli ze mną, rozmawialiśmy, a w szczególności prawili mi kazania na temat: jak to dobrze, że znów jesteście razem z Carlosem!
 W końcu zaczęli się już zbierać, wyszli, a kilka sekund później usłyszałam ponowne pukanie do drzwi. Pomyślałam, że może czegoś zapomnieli... Drzwi się uchyliły, a w progu pojawił się Martinez.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz