**Oczami Leny**
Lekko otworzyłam oczy, ale zaraz po tym je
zamknęłam. Na nic nie miałam siły, nawet na dłuższe podniesienie powiek.
Usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi i kroki dwóch osób.
- Stary, siedzisz tu już
pół dnia i pół nocy. Musisz odpocząć, przecież przyjechałaś tu prosto z
lotniska. Jesteś wykończony tym wszystkim. Jedź do mnie, do Mateusza, Kamila,
Bartka, do Frencelów, gdziekolwiek i odpocznij. - usłyszałam głos Kuby, mówił
po angielsku.
- Słuchaj, Kuba ma
racje. Dam ci klucze od swojego mieszkania i jedź się prześpij. - teraz odezwał
się Bartek.
- Nie zostawię jej
samej. - odpowiedział smutny głos, ale... Tak, to był jego głos. Czy ja nadal
śnię? Widziałam i słyszałam Carlosa, zaraz przed tym gdy zostałam postrzelona i
straciłam przytomność... Właśnie, postrzelona. Nadal czułam w lewym ramieniu,
coś nieprzyjemnego, takie dziwne
coś, ból przy dużej ranie.
- Dlaczego wy zawsze
musicie stawiać na swoim? - zapytał ironicznie Bartek. Chciałam ich zobaczyć,
powiedzieć im, że wcale nie jestem uparta, bo to było też o mnie! Otworzyłam
oczy i zobaczyłam białe ściany szpitalnego pokoju. Światło było zaświecone,
lekko przekręciłam głowę i
zobaczyłam Carlosa, Bartka i Kubę stojących tyłem do mnie, wyglądających przez
okno, na miasto pogrążone w ciemności nocy. Podniosłam delikatnie rękę i
dotknęłam moje zabandażowane opatrunkiem lewe ramię. Od razu syknęłam z bólu,
na co momentalnie zareagowała cała trójka, obrócili się i spojrzeli na mnie.
Bartek z Kubą od razu szybko znaleźli się przy moim łóżku, a Carlos zrobił to
niepewnie i powoli.
- Lena, nie dotykaj
tego. - zawołał od razu Kuba.
- Teraz to już wiem. -
odpowiedziałam i chciałam się podciągnąć do góry, ale nie dałam rady.
- Nawet nie wiesz jak
się cieszymy, że się obudziłaś i jesteś tu z nami, żywa! Napędziłaś nam
strachu. - zawołał Bartek.
- Spokojnie, mam jeszcze
coś do załatwienia tu i na razie nie wybieram się jeszcze na ten drugi świat. -
uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na Carlosa.
Moi policjanci spojrzeli na siebie i
zaproponowali, że pójdą po jakiegoś lekarza, poinformować, że się już
obudziłam. Wyszli z sali i zostałam w niej sama z Carlosem. Chciałam z nim
porozmawiać, ale... Jeszcze chyba tak zmieszana nie czułam się nigdy... On też
stał zmieszany. W końcu spojrzał
mi w oczy. Z jednej strony widać było, że cierpiał, ale też i się cieszył.
- Carlos. - zaczęłam. -
Możesz tu podejść? Usiąść? - pokazałam miejsce obok mnie.
Bez słowa wykonał moją prośbę. Spojrzeliśmy
sobie w oczy. Nagle poczułam nagły napływ emocji, to że mam go tu przy sobie,
mężczyznę którego kocham i dałabym się za niego pociąć. Tak bardzo mi go
brakowało. Wyciągnęłam powoli swoją dłoń i położyłam niepewnie na jego. Poczułam, że on naprawdę tutaj
jest, jest tu dla mnie i tylko dla mnie. Nagle po policzkach spłynęły mi łzy.
Zobaczyłam na jego twarzy lekki uśmiech, zaczął się do mnie przybliżać. Dłoń
którą przykrywałam swoją, uwolnił i ścisną nią moją dłoń. Drugą dłoń przyłożył
do mojego policzka i kciukiem starł moją łzę. Twarz przybliżył jeszcze
bardziej.
- Proszę cię, nie płacz,
nie zniosę tego więcej. - zaczął. - Dostałem dość jasną i przekonywującą
wiadomość od Tonego, że masz przeze mnie nie płakać. Wolę nie ryzykować. -
uśmiechnął się i przyłożył swoje czoło do mojego, tak że nasze nosy też się ze
sobą stykały, a usta dzieliły
tylko milimetry. Cała zapłakana też się zaśmiałam. Wiedziałam, że gorzej już
być nie może. Mam Carlosa przy sobie. Nasze usta się złączyły w namiętnym i
głodnym siebie pocałunku. Przerwaliśmy i mocno się do siebie przytuliliśmy,
Carlos uważał na moja ranę.
- Tego mi było trzeba...
Bardzo tęskniłam. - wydusiłam z siebie.
- Ja też, tak bardzo,
bardzo. - słuchałam go uśmiechnięta, ale nagle zmieniłam swój wyraz twarzy i
ton.
- Tak właściwie, to co
mówił ci na ten temat Tony? - zapytałam, a ten odchylił głowę i się zaśmiał.
- A czy to ważne?
- Tak! - odpowiedziałam
stanowczo.
- No to najpierw pokazał
mi to całe nagranie, wkurzyłem się na Samanthe, później chwilkę z nim
rozmawiałem i jak to facet facetowi, powiedział mi, że jeżeli znów będziesz
przeze mnie płakać i znów złamię ci serce, to on za to złamie mi kark.
Normalka... - odpowiedział spokojnie z
uśmiechem, który nie schodził mu z twarzy.
- No to teraz mój drogi
musisz uważać, bo on jest bardzo słowny. Zdążyłam go poznać. - zaśmiałam się.
- No i to mnie
najbardziej wkurzyło... Ta wasza przyjaźń, a potem chodzenie.
- Trzeba było mnie
wysłuchać od razu i uwierzyć, a potem się nie upijać i nie wierzyć tej Droke! -
lekko się podburzyłam.
- No dobra, dobra.
Spokojnie, bo znów zaraz się pokłócimy... - zrobił minę zbitego psiaka i znów
mnie przytulił, a ja go jeszcze mocniej ścisnęłam.
- Kocham cię Carlos. -
zamruczałam.
- Ja ciebie też. I nie
chcę się już z tobą rozstawać! - odpowiedział, a wtedy otworzyły się drzwi i
wszedł lekarz, pielęgniarka, a za nimi Bartek z Kamilem, widząc nas od razu się
wyszczerzyli.
- No dobrze, koniec już
tych miłości na razie... Panowie wychodzą, bo chcę obejrzeć ranę pacjentki. -
powiedział niskim głosem doktor. Carlos się do mnie uśmiechnął i pocałował w
czoło, po czym wyszedł z sali z Pawłowskim i Kozłowskim.
- Jak się pani czuje? -
zapytał lekarz.
- Psychicznie to jestem
teraz najszczęśliwszą dziewczyną na
świecie, a fizycznie... Czuję się jakby wyssał ktoś ze mnie wszystkie siły. -
odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- A rana? Bardzo boli? -
zapytał ponowie, a pielęgniarka podeszła do mnie i zaczęła odklejać opatrunek.
Zasyczałam, gdy go odkleiła. Spojrzałam tam, ale od razu odwróciłam głowę, bo
widok był okropny. Lekarz podszedł i zaczął się przyglądać temu miejscu.
- Jak to mówią, do
wesela się zagoi, a sądząc po sytuacji, gdy weszliśmy, to pani wesele niebawem.
- uśmiechnął się mężczyzna, odpowiedziałam tylko uśmiechem. Pielęgniarka
zmieniła mi opatrunek. - Pani Leno, jest środek nocy. Musimy się pozbyć pani
gości, bo to raczej przecina godzina do
czasu odwiedzin. - powiedział.
- No, ale ja spać nie
będę. Dość długo spałam. - zajęczałam.
- Nie mogę zgodzić by w
nocy była tu cała trójka.
- A jeden?! - pokazałam
tą cyfrę na palcach i spróbowałam naśladować oczy kota ze Shreka.
- Ten Latynos, który
siedział tu od rana? - zapytał roześmiany, a ja kiwnęłam głową.
- No dobrze, ale z
pozostałą dwójką się pani żegna i widzę jak wychodzą. - powiedział i wyszedł, a
pielęgniarka za nim. Po chwili do sali wrócili Bartek, Kuba i Carlito.
- No już zostaliśmy
powiadomieni, że we dwoje mamy się zmyć. - powiedział Kuba. - Trzymaj się Mała.
Zdrowiej. - uśmiechnął się.
- Przyjdziemy rano. Pa.
- dodał Bartek i wyszli.
- Chodź. - zwróciłam się
do Carlosa, robiąc mu miejsce obok siebie. Położył się, a ja oparłam głowę na
jego torsie.
- Teraz będzie wszystko
dobrze. - pocałował mnie w czubek głowy.
- Wiem. -
odpowiedziałam.
Nie spaliśmy do rana. Rozmawialiśmy o
wszystkim, a w szczególności o tym co czuliśmy przez ten cały czas. Od momentu
gdy Carlos zobaczył jak Kamil mnie pocałował, do teraz. Moje i jego odczucia.
Odzyskałam mojego kochanego i wspaniałego chłopaka, Carlosa.
Rano pierwszymi gośćmi, którzy zresztą nas
obudzili byli moi rodzice.
- Cześć, a gdzie macie
Filipa? - zapytałam, przecierając zaspane oczy i podnosząc głowę, by uwolnić
spod siebie Carlosa. Usiadł, a ja oparłam się o niego.
- Zgadnij, kto zaszczycił
nas swoimi odwiedzinami. - zaśmiała się mama.
- Nie mam pojęcia. -
wzruszyłam ramionami.
- Moja kochana teściowa
postanowiła wyjść ze swojej zakopiańskiej jaskini. - zadrwił tata, na co z
Carlosem wybuchnęliśmy śmiechem.
- Jej reakcja na to, że
jestem w szpitalu? - zapytałam.
- Uwaga, cytuję:
Postrzelili moją wnuczkę?! A ty go potem Wojtku zabiłeś? Dobrze mu tak! Ale po
co ona się tam pchała do tej policji! Oj za dużo ona brała przykładu z ojca! -
zaczął papugować tata.
- Ej, ty chcesz od mojej
mamy? - zbulwersowała się moja rodzicielka.
- Nie, ale teściowa to
teściowa... Właśnie Carlos, uważaj sobie. - zaśmiał się tata.
- E tam, ja będę miał
dobrą teściową. - powiedział z jedną z jego słodkich min.
- No widzicie! Ten to
się przynajmniej potrafi podlizać. - zaśmiała się mama. - To ja za to będę
miała dobrego zięcia. - dorzuciła. - Wiecie co... Ślicznie razem wyglądacie! No
i tak powinno być cały czas, a nie robić sobie jakieś niepotrzebne przerwy! -
zawołała i od razu wyjęła aparat ze swojej torebki.
No i tak powstało kolejne zdjęcie, do którego doczepił się tata, który od rana
ma dość dobry humor, zdjęcie do albumu, który namiętnie prowadzi moja mama.
Zresztą zdjęcie, na którym śpię na kanapie z Tonym też już tam jest... Tony! Że
też akurat o nim sobie przypomniałam! Co teraz będzie z nim?
Godzinę później moja sala była wypełniona
dosłownie po brzegi. Prócz moich rodziców, kolejno przychodzili Kamil z Agatą,
Kuba, Mateusz, Karolina z babcią, które tym razem z Filipem i Mańką ożenili
Kacpra, oraz Łukasz z Kingą. Gdy lekarz przyszedł na obchód, od razu zamrugał oczami i zrobił minę w stylu:
więcej to was mamusia nie miała?
Jak to mówią: w kupie
siła! A była mi potrzebna, bo wszystkim w końcu udało się namówić Carlosa, żeby
pojechał z moimi rodzicami do domu i normalnie się przespał i zjadł coś
ciepłego. Stopniowo wszyscy się zaczęli rozchodzić. W drugiej turze gości byli
Majka i Bartek. Siedzieli ze mną,
rozmawialiśmy, a w szczególności prawili mi kazania na temat: jak to dobrze, że
znów jesteście razem z Carlosem!
W końcu zaczęli się już zbierać, wyszli, a
kilka sekund później usłyszałam ponowne pukanie do drzwi. Pomyślałam, że może
czegoś zapomnieli... Drzwi się uchyliły, a w progu pojawił się Martinez.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz