sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 5



Następnego dnia po obiedzie wzięłam walizkę z szafy moich rodziców i poszłam do siebie zacząć się pakować. Po godzinie, wyciągnęłam  jeszcze torbę z mojej szafki, po pomyliłam się co do tego, że zabiorę tylko walizkę. Po spakowaniu rzeczy stanęłam przed moją Big Time Rushową ścianą i popatrzyłam na największy plakat. - No panowie, może gdy będę w Los Angeles to kopnie mnie taki zaszczyt bycia na waszym koncercie i może nawet podarujecie mi swoje autografy i uśmiechy. - pomyślałam patrząc na chłopaków, a szczególnie na tego z ciemną cerą.  Zeszłam na dół do kuchni by coś przekąsić, bo przez to pakowanie nieźle zgłodniałam.                                                   - Mam nadzieję, że spakowałaś tą mini i te dwa stroje kąpielowe. - powiedziała mama, która również była w kuchni.                                                                                                                          - A miałam wyjście? - zapytałam z moim wzrokiem i miną męczennicy. Wczoraj jeszcze te dwa katy kazały mi kupić właśnie stroje kąpielowe, bo mój podobno to pozostawia wiele do życzenie. Co one chcą od mojego sportowego dwuczęściowego stroju?! Więc wracając do tamtego zakupu, to kupiłam pod przymusem krwisto czerwony, wszędzie wiązany dwuczęściowy i drogi jasno zielony z tym, że tam gdzie ten poprzedni miał wiązania to ten ma tam takie kółeczka. ( może się domyślacie o co mi chodzi) . Usiadłam z kanapkami w jadalni połączonej z salonem, gdzie siedział mój pan policjant, czyli tato ciągle wpatrzony w ekran telewizora. Wtedy rozległ się dźwięk domowego telefonu, a że leżał najbliżej mnie to go odebrałam.                                                           - Słucham.                                                                                                                                              - Cześć Młoda. Jest tata? - usłyszałam w słuchawce znajomy głos partnera mojego taty.                       
- Jest. Podać go? - zapytałam.                                                                                                                   - Nie, powiedz mu że za 8 minut jestem u was pod domem, niech będzie gotowy. Mamy robotę. Ważną! - powiedział i po chwili dodał. - Jakbym cię do jutra nie zobaczył to Ci mówię teraz, żebyś uważała na siebie w tej Ameryce i życzę dobrej zabawy.                                                                      - Dzięki – uśmiechnęłam się. - Już przekazuje tamto tacie, cześć. - powiedziałam i rozłączyłam się. - Tato, za 8 minut będzie tutaj wujek Adam, masz być gotowy. Jakaś ważna robota. - powiedziałam, a do partnera taty mówię wujek, bo pracują ze sobą już ponad 10 lat i jako mała dziewczynka zaczęłam tak do niego mówić i tak już zostało.
Mój tata zwlókł się z kanapy, pomamrotał coś pod nosem że mu się nie chce i poszedł się przebrać. Po kilku minutach usłyszeliśmy dźwięk klaksonu, tata zszedł na dół i ubrał buty, wtedy z  mamą powiedziałyśmy w tym samym momencie " Uważaj na siebie", on się odwrócił do nas z uśmiechem i powiedział " Będę" i wyszedł. Ten wieczór spędziłyśmy z mamą we dwie. Gdy po 23 poszłam do siebie spać, mojego taty jeszcze nie było, ale z mamą byłyśmy już do tego przyzwyczajone, że tata jest policjantem, a najważniejsze jest to żeby lubić to co się robi, a tata uwielbiał swoją prace.          
Gdy się obudziłam była już ósma, gdy zeszłam na dół mama krzątała się przy śniadaniu
- Taty jeszcze nie ma? - Zapytałam.
- Dzwonił przed chwilą, że zaraz będzie. - ledwo co powiedziała, a drzwi frontowe się otworzyły i do domu wszedł mój tato.
- Cześć dziewczyny. - wszedł i pocałował mnie w czoło i mamę u usta. - Miałem okropną noc, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Zamknęliśmy seryjnego gwałciciela i mordercę, wszyscy szukali go od dobrego roku i wyobraźcie sobie, że nam się to udało.
- To dobrze, że wyszedłeś z tego bez szwanku. Siadajcie do stołu i jedźcie. Smacznego. - powiedziała i usiadła na krześle obok mnie.
Po śniadaniu sprawdziłam jeszcze raz czy wszystko co ma być w moich torbach tam jest. Było wszystko. Czas niemiłosiernie się dłużył, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Po długim namyśle postanowiłam wskoczyć na mój rower i zrobić kilka rundek po osiedlu. Gdy przejeżdżałam bok przystanku autobusowego zobaczyłam coś, a raczej kogoś kogo nie chciałam. Trzy Kleopatry, tak je nazywałam. Kojarzyły mi się z Jenifferkami z serialu Big Time Rush, ale one były o wiele gorsze.
- Ooo nasza Lenka. - powiedziała z ironią jedna.
- Szlag, musiały mnie zobaczyć. - przeklęłam w myślach.
- Zatrzymaj się, dawno się nie widziałyśmy. - powiedziała druga. Zrobiłam to, chociaż nie wiem dlaczego to zrobiłam.
- Jak nasza koleżanka, a może jednak kolega, bo tak się zachowujesz i ubierasz, spędza wakacje? -

zapytała trzecia.
- Daruj sobie takie gadki.
- Uuu, już się boję... - powiedziały jednocześnie, często to robią, co mnie strasznie wkurza.
- Ja na waszym miejscu bym się bała. - gdybym mogła zabijać wzrokiem, to one by już nie żyły.
- Hahaha. Tiaaa, to się uśmiałam. - zaczęła pierwsza, była tak jakby ich guru. Ja nie wytrzymałam, zeszłam z roweru i już miałam walnąć ją z pięści, gdy ktoś złapał mnie za rękę i usłyszałam.
- Nie jest tego warta, potem zrobi wokół tego rozgłośnie. - powiedział zdenerwowany Kamil.
- Ooo Kamil, mój wybawca. - zaczęła pierwsza blondi. Jak już wcześniej wspominałam Kamil, Bartek i Mateusz podobali się dziewczynom, a te trzy to już im żyć nie dawały.
- Szkoda mi tylko dłoni Leny żeby nie zatopiła się w twojej pięciocentymetrowej mazi na twarzy. - powiedział, podniósł mój rower i pociągnął mnie za ramię. Tamte trzy stały na tym przystanku i lampiły się jak odchodzimy.
- Zawsze jak widzę jak one się przed nami płaszczą to mi niedobrze. - powiedział po chwili chłopak.
- Też grają mi na nerwach, ale nic na to nie poradzisz.
- A ty nie miałaś wylatywać do LA dzisiaj? - zapytał gdy byliśmy już prawie pod moim domem.
- Dopiero wieczorem. O 16 mają przyjechać ci z którymi jadę, a właściwie już są. - Zdziwiłam się gdy zobaczyłam samochody pod domem. - Kamil, która jest godzina? - chłopak wyjął telefon z kieszeni i powiedział:
- Za dwadzieścia piąta.
- Kurcze, nawet nie wiedziałam że już jest ta godzina. Muszę iść. Dzięki za tamto na przystanku i, że mnie odprowadziłeś. - uśmiechnęłam się do kolegi.
- Nie ma za co. Życzę udanego lotu i pobytu w Stanach. - powiedział i oddał mi rower który ciągle prowadził. Zaczął się oddalać i pomachał na pożegnanie, też mu pomachałam i wróciłam do domu.
- Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale straciłam poczucie czasu.
- Nic się nie stało. - powiedział mój tata.
Wypiliśmy wszyscy kawę, poplotkowaliśmy chwile i ruszyliśmy na lotnisko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz