sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 25




Ocknęłam się z bólem głowy. Siedziałam na materacu , w kącie niewielkiego pomieszczenia. W tym pokoju oprócz białych ścian, materaca, małego okienka pod samym sufitem, które wpuszczało trochę słońca, mnie i małego chłopca, który spał obok mnie, nie było nic. Obydwoje mieliśmy związane ręce.
Co ja mam robić?! Co tu się do cholery dzieje!?!?!?!?
Po chwili do pomieszczenia weszło dwóch gości. Jeden napakowany, taki goryl. Drugi wysoki, z lekkim zarostem, koło trzydziestki. Pierwszy stanął przy drzwiach, drugi podszedł i kucnął obok materaca. Chłopiec się wtedy obudził.
- Widzę, że nasi goście się już obudzili... - zaśmiał się facet, a mnie wcięło, bo powiedział to po polsku.
- Czego od nas chcesz?! - zapytałam.
­  Gdzie jest moja mamusia? Ja chcę do mojej mamy! - powiedział chłopiec po angielsku.
- Nie martw się, wyszła na chwilę i zaraz wróci. - powiedziałam i przysunęłam małego do siebie. I spojrzałam na kucającego faceta.
- On jest nam nie potrzebny, nawinął się. Chodzi nam o Ciebie, jeżeli twój tatuś nie spełni naszych żądań to już nie zobaczy swojej córeczki. - powiedział poważnie po polsku.  - Rok temu twój starszy zamknął mojego brata, teraz jeżeli go nie wyciągnie z paki to Cię straci... - przejechał ręką po moim policzku. - A szkoda by było takiej ładniej buźki, prawda? - zaśmiał się. - Widać, że jesteś córką policjanta... Tak załatwiłaś mojego człowieka, że do tej pory jęczy. - zaśmiał się i oboje wyszli.
Faktycznie rok temu, dzień przed moim wyjazdem z rodzicami chłopaków, tata miał robotę, z tego co pamiętam to było coś ważnego. Zamknęli jakiegoś seryjnego, którego szukali od dość dawna.
- Ja jestem Lena, a ty? - zapytałam chłopca.
- Timy
- A ile masz lat?
- Siedem. - odpowiedział. Potem żeby chłopiec nie myślał o tym co się dzieje dookoła ciągle rozmawialiśmy, wymyślaliśmy jakieś słowne zabawy. Kilka godzin później, wszedł do nas jakiś facet, położył tacę z jedzeniem, rozwiązał nam ręce i bez słowa wyszedł. Mały coś zjadł, ja nic nie tknęłam.
Potem przyszedł brat tego seryjnego z telefonem przy uchu.
- Ależ panie komisarzu, z pana córką jest wszystko w porządku... - powiedział do słuchawki i podszedł do mnie. - Powiedz tatusiowi, że wszystko jest w porządku i żeby spełniła nasze żądania - powiedział i przyłożył mi komórkę do ucha. Znów mieliśmy związane ręce.
- Tato, proszę. Zrób coś!
- Lena, wytrzymaj. Wszystko będzie w porządku, zobaczysz! - usłyszałam w słuchawce.
- Wystarczy. - powiedział facet i wyszedł z pokoju, dalej rozmawiał przez telefon z moim ojcem.
Gdy zaczęło się ściemniać usiadłam na miejscu gdzie ocknęłam się rano, Timy usiadł obok, wtulił się we mnie i zasnął.
Siedząc w ciemnościach ciągle rozmyślałam. Czy wyjdę z tego cało? Czy Timiemu nic nie będzie? Czy mnie zabiją? Jeżeli tak, to przynajmniej pożegnałam się z Carlosem. Niee! Ja nie chce umierać! Zaczęło się układać! On mnie pocałował! Czy oni wszyscy mnie w ogóle szukają?! Ja chcę wrócić i dowiedzieć się dlaczego Carlos mnie pocałował?!
Ciągle biłam się ze swoimi myślami. Tysiące pomysłów i myśli przewijało się przez moją głowę, w końcu oparłam ją o ścianę i zasnęłam.
Następnego ranka, gdy się obudziłam leżało już obok nas śniadanie. Ja nic nie jadłam, nie będę nic od nich jadła, ale Timiemu kazałam, bo dziecko musi jeść. Potem "odwiedził" nas brat tego seryjnego, jak się dowiedziałam miał na imię Paweł. Mówił coś o tym, że będziemy wymianą, jeżeli policja zwolni z więzienia tamtego, to wtedy nas wypuści.
Ciągle rozmawiałam z Małym, o wszystkim, o naszych rodzicach, przyjaciołach, o bajkach, zabawkach, tylko żeby wytrzymać do czasu aż  stąd się wydostaniemy. Strasznie polubiłam tego smyka. Następna noc była powtórką z poprzedniej, Timy spał, a ja nadal myślałam, o rodzicach, chłopakach, Vanessie i Meg, o wszystkich i o wszystkim.
Następnego ranka znów przyszedł do nas Paweł, ja się cieszę z tego, że rozmawiam z nim po polsku, przynajmniej Mały nic nie rozumie.
- Słuchaj, jesteście tu już trzeci dzień, a wiadomości z Polski, ani widu, ani słychu... A moja cierpliwość się kończy. - zakończył wrzaśnięciem.  Ja siedziała cicho. Podszedł do mnie i złapał za moją buzię i ją ścisnął. - Tak jak już mówiłem, jeżeli nie wypuszczą mojego brata z kicia, to zginiesz. Przed tym się z tobą zabawię, bo mi się podobasz. - ścisnął jeszcze mocniej i w końcu puścił i wyszedł. Bałam się! A kto by się nie bał na moim miejscu!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz