sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 12




- Tak właściwie to kim jest Mark? - zapytałam gdy mieliśmy wychodzić z domu.
- Nasz manager wymyślił sobie, że potrzebuje zastępcy i asystentki. Mark jest właśnie tym zastępcą, a asystentką jest Meggie. Smith jest tylko od podpisywania papierków, a ta dwójka zajmuje się całą resztą. - powiedział James.
- Wygodny... No dobra, chodźmy już bo się spóźnimy. - powiedziałam i wszyscy wyszliśmy na zewnątrz. Ja, Carlos, Logan, Kendall, James i Mark pojechaliśmy limuzyną, a moi rodzice swoim samochodem. Z Filipem  zgodziła się zostać sąsiadka. Jakiś czas później byliśmy już na lotnisku. Moi rodzice ciągle powtarzali, żebym na siebie uważała i tak dalej...
- Chłopaki macie się nią opiekować i uważać na nią. - powiedziała moja mama.
- Mamo! Nie mam dwunastu lat! Potrafię o siebie zadbać.
- Proszę się nie martwić. Nie pozwolimy by naszej małej przyjaciółce coś się stało :). - zażartował Carlos i objął mnie ramieniem. Myślałam, że odpłynę! Czułam się wtedy tak dziwnie... bezpiecznie.
- Mam nadzieję. - zaśmiał się mój tata.
- I mam dla was panowie zadanie, na czas jej pobytu w Stanach. Macie zrobić z niej dziewczynę. - zaśmiała się moja mama.
- Mamo! - Krzyknęłam.
Wtedy usłyszeliśmy, że mamy się już kierować do wyjścia. Pożegnałam się z rodzicami i nasza piątka ruszyła w nakazanym kierunku W samolocie siedziałam obok Kendalla. Logan siedział z Carlosem, a James z Markiem.
- Wiesz, dzisiaj w końcu Carlos był sobą... - zaczął Kendall gdy wystartowaliśmy.
- To znaczy?
- Śmiał się, żartował, wygłupiał... Był starym Carlosem. Gdy jesteśmy w LA to ciągle ta jego Barbie musi być w pobliżu, wtedy on jest inny. Zawsze musi się jej podporządkować i nawet niekiedy nie ma swojego zdania. Musimy jakoś otworzyć oczy temu chłopakowi... - powiedział, a ja siedziałam w ciszy. - Gdy tylko będziemy już w Stanach musimy zrobić wszystko by mu pokazać, że zasługuje na dziewczynę z którą będzie na prawdę szczęśliwy. Musimy jeszcze wtajemniczyć Jamesa i Logana, myślę że Van i Raf też z chęcią pomogą... Ty też prawda?
- Spróbuję... - powiedziałam.
Logana i Jamesa powiadomiliśmy gdy po kolei chodzili do toalety. Gdy wylądowaliśmy na lotnisku  czekała już tam na nas ładna, mniej więcej mojego wzrostu brunetka.
- Lena, to jest Meggie, asystentka managera i za razem nasza dobra koleżanka. Meggie poznaj naszą przyjaciółkę z dzieciństwa Lenę. - powiedział James, a my podałyśmy sobie ręce na powitanie.
- Carlito, kochanie w końcu wróciłeś!!! - usłyszeliśmy po czym wysoka blondynka uwiesiła się na młodym Latynosie.
- A ta co tu robi?! - zapytał Logan gdy tamta odciągnęła Carlosa na bok.
- Usłyszała jak rozmawiałam ze Smithem, że jadę po was i zaczęła jęczeć, żebym ją zabrała. Miałam już dość Smitha, a gdy ona zaczęła to dla świętego spokoju ją zabrałam. Sorry.
- Trudno. Ja przynajmniej sobie trochę od tego zrzędy odpocząłem. - zaśmiał się Mark i my też zaczęliśmy się śmiać.
- Ej, ja ją skądś znam... I na pewno nie z gazet o modzie, bo nie czytam. - powiedziałam po chwili.
- Barbie? Skąd? - zdziwił się Logan.
- Już wiem! - powiedziałam po krótkim namyśle. - Zeszłego lata gdy leciałam z waszymi rodzicami, to na lotnisku właśnie ona zrobiła awanturę jakiemuś pracownikowi i potem w samolocie musiałam siedzieć obok niej, ona wtedy zaczęła się nad sobą użalać jaka to ona biedna nie jest... Tak, to na pewno ona...
- Współczuję... Ja bym nawet pięciu minut obok niej nie wytrzymał, co dopiero cały lot... - powiedział Kendall.
- Dlatego ciągle słuchałam muzyki. - zaśmiałam się. Wtedy zauważyłam, że Carlos z blondyną zbliżają się do nas.
- Kimberly poznaj Lenę, naszą przyjaciółkę. Lena to jest Kimberly, moja dziewczyna.
- Kochana dziewczyna.. - dodała blondi i pocałowała chłopaka, a ja czułam, że mi się robi niedobrze, jak to zobaczyłam... Dziwnie wyglądali razem, taki fajny chłopak, przystojny, fajnie ubrany i taka blondi dużo od niego wyższa. Naprawdę dziwnie i głupio to wyglądało.
- A my się czasem nie znamy? Nie spotkałyśmy się już gdzieś? - zapytała gdy podawała mi rękę.
- Nie. - odpowiedziałam automatycznie, widziałam że wszyscy oprócz mnie, Carlosa i blondi uśmiechali się pod nosem.
- Czemu nie powiedziałaś, że siedziałyście razem w samolocie? - powiedział mi do uch roześmiany Logan gdy szliśmy do wyjścia. - Miałabyś nową przyjaciółkę:D
- Dziękuję bardzo za taką przyjaciółkę.. - popatrzyłam się na niego wzrokiem zabójcy.
Wyszliśmy z budynku i poszliśmy za Meggie do dużego samochodu, kierowca z Markiem zapakowali do bagażnika nasze torby i wsiedliśmy wszyscy do środka. Najpierw odwieźliśmy Jamesa, potem na szczęście wysiadła Kimberly, następnie podjechaliśmy pod dom Kendalla i Logana... W samochodzie zostaliśmy Ja, Carlos, Meggie i Mark. Gdy stanęliśmy pod domem rodziców Carlosa, Mark pomógł nam wyciągnąć bagaże i pożegnaliśmy się z nimi.
- Halo?! Gdzie orszak powitalny? Gdzie czerwony dywan? - krzyknął chłopak gdy weszliśmy do środka.
- Jesteście. - powiedziała uśmiechnięta kobieta wychodząca z kuchni. Podeszła do mnie i uścisnęła. - Fajnie Cię Lenko znowu widzieć. - dodała.
- Też się cieszę, że znów tutaj jestem. - powiedziałam.
- Halo, jeszcze ja tutaj jestem. - zaśmiał się Carlos. Kobieta się zaśmiała i też go przytuliła.
- Mam nadzieję, że zostaniesz przynajmniej na obiad? - zapała syna Maria.
- Może nawet dłużej... Nie chce mi się wracać do pustego mieszkania. - powiedział.
" Czyżby Carlos wyfrunął z gniazdka i mieszkał już sam?" - pomyślałam.
- Nikt Ci się nie kazał wyprowadzać. - zażartowała kobieta. - Chodźcie do salonu, usiądziemy.
Usiedliśmy i oczywiście musieliśmy opowiedzieć wszystko kobiecie.
- Auć! Który narozrabiał, ja czy tata, że wystawiłaś te walizki?! - po tym Auć można było się domyślić, że Raf w którąś wpadł. - Ooo co ja widzę... Lena. - wstałam i przywitałam się z chłopakiem. - No i mój braciszek... - podał mu rękę. - Ja ci mówiłem, że Młody dotrzymuje obietnic :P – powiedział siedząc już obok nas.
- Stary się odezwał... - odburknął Carlos i zaczął się przepychać z bratem.
- Halo, panowie! Jak dzieci, normalnie jak dzieci... - zaśmiała się Maria.
Potem wrócił Pedro i zjedliśmy obiad. Carlos i Raf zanieśli moje torby do pokoju w którym mieszkałam zeszłego lata.
- Wiesz, teraz pojadę do siebie i zawiozę mój bagaż. Wezmę jakieś rzeczy i wrócę. - powiedział do matki Carlos ubierając swoją skórzaną czarną kurtkę.
- Rozumiem, że funkcjonujesz na dwa domy? - zaśmiałam się do chłopaka
- Powiedzmy. - odpowiedział z uśmiechem na ustach i wyszedł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz