piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 100



Źle się poczułam, wzięłam klucz z recepcji i ruszyłam do wynajętego pokoju. Wyjechałam windą na drugie piętro i ruszyłam w stronę drzwi. Przejechałam kartą przez czytnik by je otworzyć . Położyłam dłoń na klamkę by ją nacisnąć, usłyszałam za sobą głos.
- Lena... - ciepły głos Carlosa, już nie mojego tylko Samanthy. Odwróciłam się, Latynos stał za mną, patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
- Carlos. - wyszeptałam. Nie wydusiłam już z siebie niczego więcej.
Chłopak zbliżał się do mnie coraz bardziej i bardziej. Nasze nosy się już dotykały, usta dzieliły milimetry. Pocałował mnie. A ja mu do jasnej cholery na to pozwoliłam i jeszcze go odwzajemniłam! 
Ręka Carlosa powędrowała na moją dłoń, która ciągle spoczywała na klamce. Nacisnął ją, a drzwi puściły. Weszliśmy do pokoju ciągle się całując. Carlito zamknął za nami drzwi, oparł mnie o nie i ciągle całował. Dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo mi tego wszystkiego brakowało. Jego ciepłego słowa, miękkich ust, pięknych brązowych oczu, jego czekoladowego ciała i gorących pocałunków.
Całował tak namiętnie, gwałtownie i wygłodniale... Powoli z pocałunkami zjeżdżał niżej, do dekoltu. Pragnęłam go! I to bardzo. Jego jedna dłoń przesuwała się po moich plecach, a druga powędrowała na moje udo. Po chwili rozsunął zamek na plecach w mojej sukience. Najpierw zsuną jedno, a potem drugie ramiączko z moich ramion. Sukienka zleciała ze mnie, a ja zostałam w samej bieliźnie. Jego dłonie wędrowały po całym moim ciele. Ciągle się całowaliśmy. Zaczęłam rozpinać guziki w jego białej koszuli, po chwili już leżała na podłodze. Carlos wziął mnie w swoje silne ramiona i położył delikatnie na łóżku. Czułam jak ciśnienie i temperatura w pokoju ciągle rosną. Latynos była nade mną i obdarowywał czułymi pocałunkami moją szyję. Me ręce przesuwały się po jego nagich plecach.
W tej chwili liczyliśmy się tylko my, nic i nikt więcej.

Obudziłam się rano i ciągle toczyłam zawzięty bój z moimi myślami. Leżałam w białej pościeli, za mną leżał Carlos, jego ręka spoczywała na moim brzuchu. I co my zrobiliśmy?! Ja chcę zacząć nowe życie, on już zaczął. Za kilka miesięcy urodzi mu się dziecko i ożeni się z tamtą. Będzie miał tą swoją wymarzoną rodzinę!
Lekko przesunęłam rękę Carlita bym mogła wstać nie budząc go. Ubrałam się i już stałam przy drzwiach by wyjść, ale...  Podeszłam do komody na której leżał notes i długopis. Zostawiłam wiadomość dla Carlosa. Położyłam kartkę obok klucza, podeszłam do łóżka, pochyliłam się nad śpiącym Carlosem i pocałowałam go delikatnie w usta. Wyszłam... Przed hotelem złapałam taksówkę, wsiadłam do niej i podałam kierowcy adres mieszkania Meg.
- Proszę jechać, a ja będę strasznie płakać, dobrze? - dodałam. ( zapożyczyłam sobie ten kawałek z „Przepisu na życie”, tak jakoś mi się spodobało to ). Facet tylko spojrzał na mnie w lusterku i ruszył. Ja oparłam głowę o szybę i zaczęłam płakać.
Zawsze jestem odważna, pomagam innym, ale jeżeli chodzi o mnie, o moje uczucia – uciekam...
Dlaczego tak się dzieje? Czemu zawsze muszę stchórzyć?! Co takiego jest ze mną nie tak!?! Obiecałam sobie, że to już miał być koniec, ale się złamałam... To była słabość. Ta cholerna słabość do niego!
Dojechaliśmy pod wskazany wcześniej przeze mnie adres, zapłaciłam i wysiadłam. Pod budynkiem stał jeszcze samochód Jamesa, czyli jeszcze nie pojechał. Wyszłam po schodach pod drzwi z numerem dwanaście. Cała zapłakana weszłam do mieszkania. James siedział przy stole i pił kawę.
Rzuciłam torebkę i oparta o ścianę zsunęłam się na podłogę.
- Lena, co jest? - podszedł i przykucnął obok.
- James, powiedz mi dlaczego moje życie jest takie do dupy? - wymamrotałam przez łzy.
- Lena, o czym ty mówisz?! - nie odpowiedziałam. - Byłaś z Carlosem. On też w pewnym momencie wczoraj zniknął. - dodał po chwili. Ja kiwnęłam głową. On przybliżył się i przytulił mnie po przyjacielsku. - Wszystko będzie dobrze, tylko już nie płacz. - dodał.
Po chwili dołączyła do nas Meggie, która właśnie się obudziła. Długowłosy wtedy poszedł przygotować śniadanie, a ja z Meg usiadłyśmy na kanapie i opowiedziałam przyjaciółce o tym co się stało.
- Meg, ja już mam naprawdę tego wszystkiego serdecznie dość! Teraz już  naprawdę chcę to zakończyć.
- Teraz będzie ci jeszcze trudniej.
- Wiem o tym. Chcę żeby mój zdrowy rozsądek wygrał z moim sercem i uczuciami.

**Oczami Carlosa**

Obudziłem się z uśmiechem na ustach, ale po chwili mój wyraz twarzy się zmienił. Leżałem na łóżku sam, miejsce obok mnie było puste... Rozejrzałem się po pokoju, nie było nigdzie Leny ani jej rzeczy. Czy to wszystko to był tylko piękny sen?
Wstałem i naciągnąłem na siebie spodnie. Zauważyłem leżącą na komodzie zapisaną kartkę, a obok niej klucz do pokoju. Podszedłem i wziąłem kartkę do ręki.

„Carlosie,
Dlaczego to się w ogóle stało? Teraz to wszystko boli jeszcze bardziej. Niech zostanie tak jak było, ja wrócę do Polski, a ty do Samanthy. Dobrze? Nie chcę zapominać o przeszłości, bo to miłe wspomnienia i chwile oraz te smutne, ból też jest potrzeby, ale każdy ma teraz swoje życie. Ty za chwilę staniesz się ojcem, ja chcę się skupić na policji. Dzisiejszą noc potraktujmy jako zakończenie „nas”. Dziękuję Ci za miłość i przepraszam za smutek, tak będzie lepiej. Jeszcze kiedyś będziemy się z tego śmiać, wspominając dawne lata...
                                                                                                                                                   Lena”

Do jasnej cholery! Ja ją kocham, ciągle o niej myślę! A ona mi tu pisze, że to było pożegnanie?! Dlaczego w moim życiu znów pojawiła się Samantha?! Dlaczego tak się spiłem, że poszedłem z nią  do łóżka?! Ciągle popełniam błędy! Najwspanialszą rzeczą jakakolwiek mnie spotkała to Lena! Musiałem to spieprzyć, najpierw nie dając jej nic wytłumaczyć, a potem śpiąc z Sam!
Podniosłem koszulę z podłogi by ją ubrać, pod nią leżał telefon. To był telefon Leny. Wziąłem go, szybko się ubrałem i wyszedłem z hotelu. Wsiadłem do swojego samochodu i nacisnąłem na pedał gazu, z piskiem opon wyjechałem z parkingu. Chciałem z nią w końcu porozmawiać, tylko jak w ogóle Lena zareaguje na moją obecność...
   Podszedłem do drzwi mieszkania Meg, nabrałem powietrza i zapukałem. Drzwi otworzył James.
- Stary, co ty tutaj robisz?
- Proszę, powiedz mi, że jest tutaj Lena.
- Jest, ale...
- Zostawiła telefon w hotelu, chcę jej go oddać. - przerwałem przyjacielowi.
- No dobra, wejdź. - powiedział po chwili. - Jest z Meg na balkonie. - wskazał na szklane drzwi.
Powoli przekroczyłem próg balkonu, ujrzałem dwie siedzące na ławce dziewczyny. Gdy Meggie mnie zobaczyła, powiedziała:
- To ja was zostawię samych... - wstała i weszła do mieszkania. Ja przykucnąłem i podałem skulonej Lenie jej własność. Usłyszałem ciche dziękuję. Uniosła lekko głowę do góry i spojrzeliśmy sobie w oczy. Widziałem w jej oczach żal, rozpacz, smutek...
- Lena, proszę Cię, uwierz mi. Ja jej nie kocham, wcale nie chciałem tego... To wszystko z powodu tego dziecka. Jedyną osobą, którą kocham jesteś Ty. Nigdy nie wybaczę sobie tego, że nie dałem Ci wtedy dojść do słowa, wytłumaczyć, potem to wszystko tak się potoczyło... Przepraszam Cię. - powiedziałem ciągle wpatrując się w jej oczy. - Proszę, nie przekreślaj mnie.
- Myślałeś, że jak przyjdziesz i przeprosisz, to rzucę Ci się od razu w ramiona i wszystko będzie w porządku?!? Za chwilę urodzi Ci się dziecko, ciągle będziesz przy nim i przy okazji przy Samancie.  Ja nie chcę i nie mam zamiaru być tą drugą!
- Lena, proszę Cię...
- Co jeżeli ja już Cię nie kocham?! - po tych słowach zastygłem, wpatrywałem się w pełne bólu oczy Leny i nic nie mogłem powiedzieć, nie wiedziałem co... - Wyjdź stąd!! Rozumiesz? Idź! - powoli się podniosłem i wszedłem do środka.
- Carlos, jeszcze wszystko będzie będzie w porządku. Wszystko się jakoś ułoży. - powiedział James.
- Nic nie będzie w porządku! Wszystko spieprzyłem! - wyszedłem z mieszkania, trzaskając drzwiami. Wsiadłem do samochodu i wróciłem do swojego mieszkania, w którym ciągle przebywała Sam.
- Gdzie ty tak długo byłeś? - usłyszałem głos Samanthy.
- Nie powinno Cię to interesować.
- Co robiłeś? - nie dawała za wygraną.
- Piszesz książkę?! Opuść stronę i pisz dalej!!!
- Ja się tylko o Ciebie martwię. Tak długo wesela nie trwają! Byłeś z tą Leną? Dobrze mówię?
- A jeżeli nawet, to co? Dobrze wiesz z jakiego jedynego powodu tu jesteś!
- Nie krzycz na mnie! To może zaszkodzić dziecku!
- Ja dopiero mogę zacząć krzyczeć. - wszedłem do swojej sypialni z trzaśnięciem drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz