Źle się poczułam, wzięłam klucz z recepcji i
ruszyłam do wynajętego pokoju. Wyjechałam windą na drugie piętro i ruszyłam w
stronę drzwi. Przejechałam kartą przez czytnik by je otworzyć . Położyłam dłoń
na klamkę by ją nacisnąć, usłyszałam za sobą głos.
- Lena... - ciepły głos Carlosa, już nie
mojego tylko Samanthy. Odwróciłam się, Latynos stał za mną, patrzyliśmy sobie
prosto w oczy.
- Carlos. - wyszeptałam. Nie wydusiłam już z
siebie niczego więcej.
Chłopak zbliżał się do mnie coraz bardziej i
bardziej. Nasze nosy się już dotykały, usta dzieliły milimetry. Pocałował mnie.
A ja mu do jasnej cholery na to pozwoliłam i jeszcze go odwzajemniłam!
Ręka Carlosa powędrowała na moją dłoń, która
ciągle spoczywała na klamce. Nacisnął ją, a drzwi puściły. Weszliśmy do pokoju
ciągle się całując. Carlito zamknął za nami drzwi, oparł mnie o nie i ciągle
całował. Dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo mi tego wszystkiego
brakowało. Jego ciepłego słowa, miękkich ust, pięknych brązowych oczu, jego
czekoladowego ciała i gorących pocałunków.
Całował tak namiętnie, gwałtownie i
wygłodniale... Powoli z pocałunkami zjeżdżał niżej, do dekoltu. Pragnęłam go! I
to bardzo. Jego jedna dłoń przesuwała się po moich plecach, a druga powędrowała
na moje udo. Po chwili rozsunął zamek na
plecach w mojej sukience. Najpierw zsuną jedno, a potem drugie ramiączko z
moich ramion. Sukienka zleciała ze mnie, a ja zostałam w samej bieliźnie. Jego
dłonie wędrowały po całym moim ciele. Ciągle się całowaliśmy. Zaczęłam rozpinać
guziki w jego białej koszuli, po chwili już leżała na podłodze. Carlos wziął
mnie w swoje silne ramiona i położył delikatnie na łóżku. Czułam jak ciśnienie
i temperatura w pokoju ciągle rosną. Latynos była nade mną i obdarowywał
czułymi pocałunkami moją szyję. Me ręce przesuwały się po jego nagich plecach.
W tej chwili liczyliśmy się tylko my, nic i
nikt więcej.
Obudziłam się rano i ciągle toczyłam zawzięty
bój z moimi myślami. Leżałam w białej pościeli, za mną leżał Carlos, jego ręka
spoczywała na moim brzuchu. I co my zrobiliśmy?! Ja chcę zacząć nowe życie, on
już zaczął. Za kilka miesięcy urodzi mu się dziecko i ożeni się z
tamtą. Będzie miał tą swoją wymarzoną rodzinę!
Lekko przesunęłam rękę Carlita bym mogła
wstać nie budząc go. Ubrałam się i już stałam przy drzwiach by wyjść,
ale... Podeszłam do komody na której
leżał notes i długopis. Zostawiłam wiadomość dla Carlosa. Położyłam kartkę obok klucza, podeszłam do łóżka, pochyliłam się nad śpiącym Carlosem i
pocałowałam go delikatnie w usta. Wyszłam... Przed hotelem złapałam taksówkę,
wsiadłam do niej i podałam kierowcy adres mieszkania Meg.
- Proszę jechać, a ja będę strasznie płakać,
dobrze? - dodałam. ( zapożyczyłam sobie ten kawałek z „Przepisu na życie”, tak
jakoś mi się spodobało to ). Facet tylko spojrzał na mnie w lusterku i ruszył.
Ja oparłam głowę o szybę i zaczęłam płakać.
Zawsze jestem odważna, pomagam innym, ale
jeżeli chodzi o mnie, o moje uczucia – uciekam...
Dlaczego tak się dzieje? Czemu zawsze muszę
stchórzyć?! Co takiego jest ze mną nie tak!?! Obiecałam sobie, że to już miał
być koniec, ale się złamałam... To była słabość. Ta cholerna słabość do niego!
Dojechaliśmy pod wskazany wcześniej przeze
mnie adres, zapłaciłam i wysiadłam. Pod budynkiem stał jeszcze samochód Jamesa,
czyli jeszcze nie pojechał. Wyszłam po schodach pod drzwi z numerem dwanaście.
Cała zapłakana weszłam do mieszkania. James siedział przy stole i
pił kawę.
Rzuciłam torebkę i oparta o ścianę zsunęłam
się na podłogę.
- Lena, co jest? - podszedł i przykucnął
obok.
- James, powiedz mi dlaczego moje życie jest
takie do dupy? - wymamrotałam przez łzy.
- Lena, o czym ty mówisz?! - nie
odpowiedziałam. - Byłaś z Carlosem. On też w pewnym momencie wczoraj zniknął. -
dodał po chwili. Ja kiwnęłam głową. On przybliżył się i przytulił mnie po
przyjacielsku. - Wszystko będzie dobrze, tylko już nie płacz. - dodał.
Po chwili dołączyła do nas Meggie, która
właśnie się obudziła. Długowłosy wtedy poszedł przygotować śniadanie, a ja z
Meg usiadłyśmy na kanapie i opowiedziałam przyjaciółce o tym co się stało.
- Meg, ja już mam naprawdę tego wszystkiego
serdecznie dość! Teraz już naprawdę chcę
to zakończyć.
- Teraz będzie ci jeszcze trudniej.
- Wiem o tym. Chcę żeby mój zdrowy rozsądek
wygrał z moim sercem i uczuciami.
**Oczami Carlosa**
Obudziłem się z uśmiechem na ustach, ale po
chwili mój wyraz twarzy się zmienił. Leżałem na łóżku sam, miejsce obok mnie
było puste... Rozejrzałem się po pokoju, nie było nigdzie Leny ani jej rzeczy.
Czy to wszystko to był tylko piękny sen?
Wstałem i naciągnąłem na siebie spodnie.
Zauważyłem leżącą na komodzie zapisaną kartkę, a obok niej klucz do pokoju.
Podszedłem i wziąłem kartkę do ręki.
„Carlosie,
Dlaczego to się w ogóle stało? Teraz to
wszystko boli jeszcze bardziej. Niech zostanie tak jak było, ja wrócę do
Polski, a ty do Samanthy. Dobrze? Nie chcę zapominać o przeszłości, bo to miłe
wspomnienia i chwile oraz te smutne, ból też jest potrzeby, ale każdy ma teraz swoje życie. Ty za chwilę staniesz się ojcem, ja chcę się skupić na
policji. Dzisiejszą noc potraktujmy jako zakończenie „nas”. Dziękuję Ci za
miłość i przepraszam za smutek, tak będzie lepiej. Jeszcze kiedyś będziemy się
z tego śmiać, wspominając dawne lata...
Lena”
Do jasnej cholery! Ja ją kocham, ciągle o
niej myślę! A ona mi tu pisze, że to było pożegnanie?! Dlaczego w moim życiu
znów pojawiła się Samantha?! Dlaczego tak się spiłem, że poszedłem z nią do łóżka?! Ciągle popełniam błędy! Najwspanialszą rzeczą jakakolwiek mnie spotkała to Lena! Musiałem to
spieprzyć, najpierw nie dając jej nic wytłumaczyć, a potem śpiąc z Sam!
Podniosłem koszulę z podłogi by ją ubrać, pod
nią leżał telefon. To był telefon Leny. Wziąłem go, szybko się ubrałem i
wyszedłem z hotelu. Wsiadłem do swojego samochodu i nacisnąłem na pedał gazu, z piskiem opon wyjechałem z parkingu. Chciałem
z nią w końcu porozmawiać, tylko jak w ogóle Lena zareaguje na moją obecność...
Podszedłem do drzwi mieszkania Meg, nabrałem powietrza i zapukałem.
Drzwi otworzył James.
- Stary, co ty tutaj robisz?
- Proszę, powiedz mi, że jest tutaj Lena.
- Jest, ale...
- Zostawiła telefon w hotelu, chcę jej go
oddać. - przerwałem przyjacielowi.
- No dobra, wejdź. - powiedział po chwili. -
Jest z Meg na balkonie. - wskazał na szklane drzwi.
Powoli przekroczyłem próg balkonu, ujrzałem
dwie siedzące na ławce dziewczyny. Gdy Meggie mnie zobaczyła, powiedziała:
- To ja was zostawię samych... - wstała i
weszła do mieszkania. Ja przykucnąłem i podałem skulonej Lenie jej własność.
Usłyszałem ciche dziękuję. Uniosła
lekko głowę do góry i spojrzeliśmy sobie w oczy. Widziałem w jej oczach żal,
rozpacz, smutek...
- Lena, proszę Cię, uwierz mi. Ja jej nie
kocham, wcale nie chciałem tego... To wszystko z powodu tego dziecka. Jedyną
osobą, którą kocham jesteś Ty. Nigdy nie wybaczę sobie tego, że nie dałem Ci
wtedy dojść do słowa, wytłumaczyć, potem to wszystko tak się
potoczyło... Przepraszam Cię. - powiedziałem ciągle wpatrując się w jej oczy. -
Proszę, nie przekreślaj mnie.
- Myślałeś, że jak przyjdziesz i przeprosisz,
to rzucę Ci się od razu w ramiona i wszystko będzie w porządku?!? Za chwilę
urodzi Ci się dziecko, ciągle będziesz przy nim i przy okazji przy
Samancie. Ja nie chcę i nie mam zamiaru
być tą drugą!
- Lena, proszę Cię...
- Co jeżeli ja już Cię nie kocham?! - po tych
słowach zastygłem, wpatrywałem się w pełne bólu oczy Leny i nic nie mogłem
powiedzieć, nie wiedziałem co... - Wyjdź stąd!! Rozumiesz? Idź! - powoli się
podniosłem i wszedłem do środka.
- Carlos, jeszcze wszystko będzie będzie w
porządku. Wszystko się jakoś ułoży. - powiedział James.
- Nic nie będzie w porządku! Wszystko
spieprzyłem! - wyszedłem z mieszkania, trzaskając drzwiami. Wsiadłem do
samochodu i wróciłem do swojego mieszkania, w którym ciągle przebywała Sam.
- Gdzie ty tak długo byłeś? - usłyszałem głos
Samanthy.
- Nie powinno Cię to interesować.
- Co robiłeś? - nie dawała za wygraną.
- Piszesz książkę?! Opuść stronę i pisz
dalej!!!
- Ja się tylko o Ciebie martwię. Tak długo
wesela nie trwają! Byłeś z tą Leną? Dobrze mówię?
- A jeżeli nawet, to co? Dobrze wiesz z
jakiego jedynego powodu tu jesteś!
- Nie krzycz na mnie! To może zaszkodzić
dziecku!
- Ja dopiero mogę zacząć krzyczeć. - wszedłem
do swojej sypialni z trzaśnięciem drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz