środa, 12 czerwca 2013

Rozdział 127

No to może najpierw zaproszę was do nowej zakładki Bohaterowie II, a później do przeczytania rozdziału :)
 __________________________________________    

    
  *Jakiś czas później*

  Korytarz szkolny. Dwóch nastolatków bijących się w jego kącie. Trzeci przedziera się przez tłum uczniów i chce ich rozdzielić.
   - Rozejść się! - rozbrzmiał głośny i chłodny bas dyrektora. Wszyscy zamarli, a gapie rozeszli się pod kasy. - Panowie Pena i Adams. W tej chwili do mnie. - powiedział ostro i oczekiwał, stojąc w progu swojego gabinetu. Dwaj się podnieśli i ruszyli, mierząc się wzrokiem. - Pena, ale bez wyjątku. Zapraszam. - dodał i spojrzał na chłopaka w białym podkoszulku.
    Siedzieli ze spuszczonymi głowami, a nad nimi stali wezwani ojcowie.
   - Możemy w końcu się dowiedzieć dlaczego tu jesteśmy? - zaczął ostro, zniecierpliwiony pan Adams.
   - Brad, Cristian i Adrian bili się na przerwie. - zaczął dyrektor.
   - Ja chciałem ich tylko rozdzielić! - krzyknął ostatni, wstając z miejsca, lecz od razu usiadł, pod naciskiem swojego ojca.
   - Tak panie Pena, pan zawsze tylko chce dobrze. - zaśmiał się pedagog. - Więc zapytam pozostałych winowajców, o co poszło? - założył ręce.
   - Sprawy prywatne. - bąknął Cristian.
   - Jeżeli to się stało na obszarze naszej placówki, to nie jest sprawą prywatną. - odpowiedział nauczyciel.
   - A jednak. - zaśmiał się pod nosem Brad.
   - Widzę, że nic się nie dowiemy. Chłopcom wpisze się nagany. Dziś zostaną zwolnieni z lekcji, a panowie mogą ich zabrać do domu. - oznajmił. Podniósł się zza swojego biurka i ścisnął dłonie z każdym ojcem po kolei.
   - Dałeś się mu sprowokować. - mruknął Adrian do swojego kuzyna, idąc z nim przodem w kierunku parkingu. Zatrzymali się obok dwóch samochodów ich ojców, którzy się pożegnali i rozeszli do pojazdów.
   - Co ci strzeliło do głowy, żeby się z nim bić?! - zaczął Pena, gdy stanęli na pierwszych światłach.
   - Widocznie miałem powód. - bąknął pod nosem siedemnastolatek.
   - Cristian, więc jaki miałeś ten powód? - denerwował się Carlos.
   - Prywatny. - mruknął.
   - Synu, wiesz że możesz mi zaufać.
   - Obrażał Blance, zadowolony?! - krzyknął.
   - Aha, i musiałeś rzucić się na niego z pięściami?
   - Sprowokował mnie.
   - Ja rozumiem, że facet jest od tego żeby chronić i opiekować się odpowiednią kobietą... - mówił starszy Pena, ale przerwał mu głośny wybuch śmiechu jego pierworodnego.
   - Odezwał się ten, który opiekuje się odpowiednią kobietą!
   - Cristian, proszę! Nie zaczynaj!
   - Co nie zaczynaj? Do tej pory czasem słyszę jak matka płacze w nocy! - cisza. - Poznałeś na wywiadówce laskę, która zastępowała chwilowo moją wychowawczynię i nie minęły dwa tygodnie, a już wskoczyłeś z nią do łóżka! - krzyczał z wyrzutem.
   - To nie jest twoja sprawa. To wątek dla dorosłych. - mruknął Carlos, ruszając na zielonym świetle.
   - Jednak jest, ponieważ jestem częścią rodziny, którą opuściłeś.
   - O nie! Nigdy was nie opuściłem!
   - Tak więc nas rozbiłeś! Zachciało ci się młodszej! W czym ta twoja Alexa jest lepsza od mamy, no w czym?! - dymił. Nie usłyszał już odpowiedzi od Carlosa. - Tak myślałem. - do samego domu nie odezwał się żaden.
  Przekroczyli próg domu. Młodszy Pena od razy pobiegł na piętro by zamknąć się w swoim pokoju, a ojca zatrzymała Lily.
   - Tata! - krzyczała od progu. Uśmiechnął się szeroko i wziął pięciolatkę na ręce.
   - A czemu ty nie w przedszkolu? - zapytał.
   - Bo w nocy źle się czułem. - skrzywiła się. - Ale już jest dobrze!
   - Carlos? - na schodach pojawiła się Lena z rozpuszczonymi włosami, w codziennych dresach. - Czemu Cristian właśnie wparował do swojego pokoju jak burza? I dlaczego tak wcześnie? - zdziwiła się.
   - Skarbie, miałaś mi ostatnio pokazać tą nową bajkę od babci. - zwrócił się do córki, a ona żywo pokiwała głową i wyrwała się ojcu z objęć. Mężczyzna tuż za szatynką wszedł do kuchni.
   - Napijesz się czegoś? - zaproponowała.
   - Nie, dzięki. Pobił się z jakimś chłopakiem. Podobno obraził córkę Jamesa. Praktycznie to mu się nie dziwię, przecież oszalał na punkcie Blanci. - westchnął. Sam pamiętał kiedy właśnie dla swojej prawie już byłej żony był gotów na wszystko, byle ją chronić. Dalej był. Przecież nie mógł zapomnieć o tych wszystkich wspólnych latach.
   - Nie musiał się bić. Mógł to inaczej załatwić. - syknęła zdenerwowana Lena.
   - To nastolatek, czyli bójki to normalne w tym wieku. - bronił syna.

  Siedziała przy stole w kuchni i wpatrywała się swoja filiżankę, z kawą, którą ciągle mieszała małą łyżeczką. Usłyszała otwierające się frontowe drzwi. Ktoś wszedł do środka. O tej porze to mogła być tylko jedna osoba. W progu pomieszczenia pojawił się młody szatyn w brązowej, materiałowej kurtce.
   - Witaj kochana mamusiu. - zaśmiał się i usiadł naprzeciw kobiety. Chłopak zawsze miał dobry humor, naprawdę wielką rzadkością u niego był tak zwany 'dół'.
   - Spieprzaj. - mruknęła nawet na niego nie patrząc.
   - O widzę, że siostrzyczka dziś nie jest skora do żartów... - zauważył. - Zawsze masz taki humor po wizytach swojego szanownego małżonka, więc strzelam, że tu dziś był. - dodał. - Czemu tu tak cicho? Gdzie pozostała młodzież? - zapytał.
   - Lilkę znów rozebrała gorączka, więc zasnęła, a Cristian zamknął się u siebie i nie wychodzi. Pobił się z kimś i Carlos go przywiózł ze szkoły. - wytłumaczyła.
   - Jauć! - syknął. - Ja w jego wieku nie sprawiałem wam trudności i byłem grzecznym dzieckiem. - zaśmiał się.
   - Oczywiście kochany Filipku, a kogo wzywali, bo zrzucił doniczkę z drugiego piętra i gdyby nie szczęście woźnego, to pewnie byś go tym zabił? - spojrzała na niego spod byka.
   - Cichaj siostra! To było dawno i nieprawda! - naburmuszył się. - A ty nie wpadaj w dołek! - zaśmiał się i ścisnął jej dłoń. - Wyciągnij dziewczyny gdzieś na miasto.
   - Nie mogę. Miałam umówioną klientkę, ale muszę chyba odwołać. Muszę zostać z Lilą.
   - Śpi, tak? Więc nie będzie problemu. Idź na to spotkanie, moja kochana i droga pani detektyw, a ja sobie w między czasie porozmawiam z siostrzeńcem.
   - Filip, ale... - zaczęła.
   - Nie ma żadnego ale! Lena, nie raz już z nią zostawałem, a poza tym jakoś ci się muszę odwdzięczyć, że niańczyłaś mnie od piątego roku życia. - kiwnął głową. - Z resztą, kto by nie chciał się mną opiekować? Takie idealne dziecko...
   - Rodzice tam się w grobie przewracają, widząc twoją wrodzoną głupotę... - zaśmiała się i wstała. Ucałowała go w czubek czupryny i poszła do swojej sypialni. No właśnie, stracili rodziców, gdy Młody miał zaledwie pięć lat. Zginęli w wypadku samochodowym. Na szczęście Filip wtedy był w przedszkolu. Na Lenę i Carlosa spadła odpowiedzialność zaopiekowania się bratem dziewczyny. Kacper i Karolina zaproponowali im, że przygarną małego Frencela, z racji, że młode małżeństwo mieli już małe dziecko w domu. Podziękowali, ale stwierdzili, że dadzą sobie radę. Tak, więc z trzyosobowej rodziny, powstała czteroosobowa, wraz z Filipem, którego wychowywali jak własne dziecko. Rok po narodzinach Lily, Lena znów w swojej karierze policyjnej została postrzelona. Tym razem w drugie ramię. Nic poważnego, ale to była już jej druga rana postrzałowa. Zrezygnowała z pracy trochę wcześniej niż sama przypuszczała, że to zrobi. Zakończyła karierę na stopniu podkomisarz. Była z siebie zadowolona. Długo nie leniuchowała, ponieważ otworzyła własne biuro detektywistyczne, w którym pracowała z Elizą i jeszcze dwiema osobami, które dołączyły do nich później. Dobrze było mieć układy z Kubą, ponieważ on nadal pracował w policji, tej amerykańskiej. Przeprowadzili się do Stanów niedługo po ślubie Carlosa i Leny, ponieważ dziewczyna dostała dom po dziadkach. Kuba i Lena mieli zaszczyt ze sobą pracować, partnerować sobie, co bardzo im odpowiadało. Znali się, wcześniej ze sobą pracowali, więc nie było żadnych problemów. Teraz gdy trzeba było coś wyciągnąć z akt, mimochodem wędrowało się do Pawłowskiego. (niczym Friedek do Potaczek - takie skojarzenie autorki)
  Później? Jakieś niecałe półtora roku temu zaczęło się jakoś nie układać pomiędzy małżeństwem Pena. Co było tego przyczyną? Wielmożny pan Carlos znalazł sobie kochankę, ot co! Wyprowadził się do niej. Małą Lily mało z tego wiedziała, ale chłopcy mieli do niego wielki żal, że zostawił siostrę jednego, a matkę drugiego. Przecież wydawali się takim idealnym małżeństwem, często podawane za podręcznikowe w prasie czy Internecie. Jednak realia były inne. Rozstali się i aktualnie są w separacji. Koszmar dla dzieci, a jeszcze większy koszmar dla Carlosa ze strony jego matki. Przecież Maria prawie nie dostała zawału, gdy dowiedziała się, że jej młodszy syn znalazł sobie kochankę. Była temu przeciwna i to bardzo. Przyjaciele z zespołu również go krytykowali - Miałeś wspaniałą żonę i rodzinę to młodszej ci się zachciało! Często słyszał takie słowa od Kendalla, Logana, Jamesa czy swojego brata Rafaela. Nikt jakoś tego nie popierał. A w szczególności dlatego, że przez jakiś czas ta kobieta była nauczycielką jego syna.

    Cristian wygadał się Filipowi, że jego kolega ostatnio go zaczepia. Podobno jemu także podoba się Blanca, a kretyn ją oczernia w oczach młodego Peny. To mu działało na nerwy. Był szczęśliwy, że jest z Blancą, ponieważ znali się od zawsze i jakby czuł coś więcej niż tylko to, że się przyjaźnią. Po zakończeniu tego tematu  nastała grobowa cisza. Jeden leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit, a drugi siedział na fotelu, pomiędzy stertą ubrań, ze wzrokiem wbitym w bratanka.
   - Za tydzień zaczynają się wakacje. Co planujemy? - zapytał nagle Frencel. Tamten tylko wzruszył ramionami.
   - Blanca z rodzicami od razu po zakończeniu, jedzie na trzy tygodnie do Brazylii, więc nie mam co robić. - mruknął.
   - To my weźmy Adriana i też gdzieś pojedźmy. - zaproponował starszy.
   - Nie chce mi się po raz enty wyjeżdżać pod namiot... - przewrócił oczami.
   - Nieee, mi też już się znudziło. - machnął ręką Filip. - Myślałem raczej o odwiedzinach u twojej ukochanej cioci Mani. - wyszczerzył się.
   - Że wycieczka do Polski? Uważaj, bo rodzice mnie puszczą, a tym bardziej ciotka Vanessa będzie kręcić nosem nad Adrianem. - przewrócił oczami.
   - Nie bój nic, młody. Ja to wszystko załatwię sobie z Leną, a Van z Rafaelem też się przekona. Z resztą jak Adi się dowie, że chcemy jechać do Polski to nie odpuściłby spotkania z Wiolką.
   - Też racja. Dorwał moją kuzynkę, ale już porządnie poderwać jej nie może. - zaśmiał się Cristian.
   - O i widzisz, już poprawił ci się humorek. - parsknął Frencel.
   - Widzę, widzę wujaszku. - zaśmiał się młody.
   - Jeszcze raz tak powiesz, to chyba cię jebne! To mnie postarza! - jęknął, po czym oboje wybuchnęli śmiechem.

  Po długich przekonywaniach, wymyślaniach argumentów i męczarniach, trójka przyjaciół mogła w końcu wsiąść na pokład samolotu, pod opieką najstarszego i polecieć na wakacje do Europy.
 Kilka godzin później wysiadali już z samolotu na lotnisku Rzeszów - Jasionka. W holu czekała na nich brązowowłosa, ładna dziewczyna - Marysia, inaczej Mania. Kuzynka Filipa i Leny, a ciotka dla Cristiana.
   - Witam moich mężczyzn. - zaśmiała się i kolejno przytuliła każdego. - Widziałam was rok temu, ale przez ten czas, przyznam, że wyprzystojnieliście! - dodała.
   - Czuj się zaszczycona, zamieszka z tobą trzy ciacha. - Filip wypiął dumnie pierś.
   - I właśnie się tego obawiam. Rozniesiecie ten dom! - zażartowała. - A z resztą... - machnęła ręką. - On i tak prawie należy do ciebie. - szturchnęła kuzyna w ramię.
   - Na co dzień wolę USA, więc ty w nim mieszkasz. - pokazał jej język, gdy wychodzili z budynku.
   - Adrian. - zwróciła się do starszego Peny.
   - Tak?
   - Wieczorem ma wpaść Wiola, bo chciała pożyczyć sukienkę. - poruszyła zabawnie brwiami, a Filip z Cristianem zaczęli się śmiać.
   - Fajnie. - odparł Adi. - A wy co się tak rechoczecie?! - zmierzył ich wzrokiem.
   - Nie, nie. Nic. Po prostu fajną masz minę jak wspomina się o Kozłowskiej. - śmiał się Pena.
   - Jaką niby? - zadrwił.
   - Uśmiechasz się, uśmiechasz. - Mania poklepała go po ramieniu, a dwaj pozostali nadal wyśmiewali się z chłopaka.