sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 37



3 dni do wylotu.

Rano obudziłam się przytulona do nagiego ciała mojego Latynosa, przejechałam po nim delikatnie ręką i wygramoliłam się z białej pościeli, tak by nie zbudzić Carlosa. Narzuciłam na siebie jego koszulę i wyszłam z sypialni. Byliśmy w jego mieszkaniu. Wyszłam na balkon i usiadłam po turecku na wyścielonej poduszkami, wygodniej ławce.
- Auć, na szczęście to nie sen. - jęknęłam, bo uszczypnęłam się w rękę. Nadal nie wierzyłam w to co mnie tu, w Los Angeles spotkało. W dzieciństwie poznałam tu swoich przyjaciół, teraz odnowiłam z nimi kontakt. Zakochałam się w jednym z nich i jestem bardzo szczęśliwa.
Na samą myśl o dzisiejszej nocy robiło mi się gorąco i przyjemnie. Carlos był taki... delikatny, namiętny. Był moim pierwszym mężczyzną (można się domyślić pod jakim względem), wiedział o tym. Ta kolacja, spacer po plaży pod gwiazdami i mój pierwszy raz na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Poczułam się jak taka księżniczka, a Carlos był moim księciem.
- Gdy zobaczyłem puste miejsce obok siebie pomyślałem, że to był tylko piękny sen. - usłyszałam Carlosa. Chłopak stał w samych spodniach na progu dzielącym jego mieszkanie i balkon. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Ten podszedł, pocałował mnie i usiadł obok. Obią mnie ramieniem, a ja się o niego oparłam, kładąc głowę na jego klacie. - Już Ci to mówiłem, ale jeszcze raz to powtórzę. Wyglądasz ślicznie w moich rzeczach. - dodał i pocałował mnie w czubek głowy.
- Wtedy też nocowałam u ciebie. - uśmiechnęłam się.
- Yhymm. Wtedy gdy opijaliśmy moje rozstanie z Kim. Już wtedy byłaś dla mnie kimś wyjątkowym.
- Ty dla mnie byłeś kimś wyjątkowym już wtedy gdy zobaczyłam BTR na plakatach - zaśmiałam się. - Potem stawałeś się dla mnie coraz bardziej ważniejszy.
- Hmmm, ciekawe. Każda fanka ma jakiegoś ulubieńca w lubianym przez nią zespole. Cieszę się, że dla Ciebie byłem to ja. - przytulił mnie mocniej.
- Chcesz mnie udusić? - zaśmiałam się. - Nie martw się, nie ucieknę Ci.
Zaczęliśmy się śmiać, potem wróciliśmy do środka. Trochę zgłodnieliśmy, więc zaczęliśmy kombinować coś na śniadanie.
Potem wzięłam prysznic i się ubrałam.  Cały dzień spędziliśmy razem, bawiąc się przy tym jak para nastolatków.

2 dni do wylotu!

Gdy się obudziłam nikogo nie było już w domu, Maria z Pedrem w pracy. Nie wiedziałam co będę robić i z kim... Raf z Vanessą gdzieś razem pojechali, gwiazdorzy z Meggie pracują ciężko od rana na planie serialu. Nie  mam żywcem co robić... Zeszłam na dół i zjadłam śniadanie. Potem z kawą wyszłam do ogrodu, powygrzewałam się trochę w kalifornijskim słońcu. W końcu to ostatnie dni. Potem poszłam do salonu i włączyłam telewizor. To też nie było to. Wyszłam na górę na taras. Też nie. Wróciłam do swojego pokoju i włączyłam laptopa, poprzeglądałam różne strony i portale, ale i to mi się w końcu znudziło. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca w domu... Znów zeszłam do kuchni i przygotowałam sobie coś na obiad. Jedząc go wpadłam na wspaniały pomysł. Dokończyłam i pozmywałam po sobie. Pobiegłam na górę do siebie, otworzyłam szafę i wyciągłam to co chciałam. Po chwili  byłam już gotowa. Miałam na sobie czarne rybaczki, czarną bokserkę, na nogach adidasy, na głowie biała patrolówka i przewiązana przez pas biało – czarna bluza.
Zamknęłam dom, wyprowadziłam z garażu rower mojego chłopaka i pojechałam do parku na bulwarach. 
Wjechałam do parku i zobaczyłam plac zabaw, a na nim bawiące się roześmiane dzieci, na ławkach siedziały ich mamy i ojcowie, pilnujących swoich pociech. Troszkę dalej przy fontannie grupka seniorów. Pojechałam jeszcze dalej, aż dojechałam do dość dużego placu przygotowanego dla miłośników  rowerów, deskorolek i rolek. Plac był otoczony ławeczkami na których siedzieli Ci, którzy odpoczywali po zabawie, lub po prostu Ci, którzy chcieli popatrzeć. Taaak, to było to! Dawno nie jeździłam i to było to, czego potrzebowałam. Więc nie czekając ruszyłam w stronę ogromnych, usypanych z piasku górek dla tych, których skakali...
Skakałam, potem chwilę ogrzewałam się w słońcu, siedząc na ławce i znów wróciłam do zabawy.
Gdy po raz kolejny zrobiłam sobie krótką przerwę, zauważyłam przechodzących przez park cztery znajome twarze. Wsiadłam na rower i podjechałam do nich. Zahamowałam kilka centymetrów przed Latynosem. Zsiadłam z siodełka, nachyliłam się przez ramę i pocałowałam Carlosa na powitanie.
- Hmm, jakie miłe spotkanie. - zaśmiał się mój chłopak, a ja pocałowałam w policzek pozostałą czwórkę. - Widzę, że w końcu mój rower się komuś przydał. - zaśmiał się.
- Strasznie się w domu nudziłam, nie wiedziałam co ze sobą zrobić i tu nagle BUM ! Olśniło mnie i po chwili byłam już tu. - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach. - A wy nie mieliście przypadkiem całego dnia spędzić na planie?
­  Lena, mieliśmy. - zaczął Logan. - Na szczęście mają teraz jakąś awarie sprzętu i mamy trochę wolnego czasu.
- Na nasze szczęście, bo dla tych techników to chyba przyjemnością to nie jest. - dodał Kendall.
- No tak. Masz rację, ale najważniejsze, że my mogliśmy się urwać na chwilę. - odparł Logan.
Usiedliśmy na ławce i słuchałam opowieści chłopaków o tym co się wydarzyło na planie, wpadki, gafy itd. Potem ni z tego, ni z owego podeszły do nas trzy dziewczyny. Widziałam je, siedziały niedaleko i przypatrywały się mi i innym jeżdżącym. Poprosiły chłopaków o autografy i zdjęcia. Zamieniły kilka słów z chłopakami.
- To twoja dziewczyna? - zapytała jedna Carlosa, wskazując na mnie.
- Yhy, tak, to moja dziewczyna. - odpowiedział i objął mnie ramieniem.
- Widzieliśmy jak... - przerwała. - Ej, jak jest po angielsku " radziła sobie"?? - szturchnęła jedna, stojącą obok nastolatkę pytając po polsku.
- Jesteście z Polski? - zapytałam w swoim ojczystym języku.
- My dwie,  ona jest stąd. - wskazała jedna na blondynkę, którą zaczepiła pytaniem.
- Ty też jesteś z Polski? - zapytała lekko zdziwiona druga Polka.
- Tak. - uśmiechnęłam się.
­  Podobały nam się twoje wyczyny na rowerze. - dodała pierwsza Polka.
- Dziękuję. - dopowiedziałam.
Rozmawiałyśmy jeszcze trochę, potem dziewczyny się pożegnały, ja opowiedziałam Carlosowi, Loganowi, Kendallowi i Jamesowi o czym z nimi mówiłam.
- O nie! Musimy już wracać. - jęknął Kendall, gdy odebrał SMS-a.
- Coś za szybko się uporali z tą awarią. - dodał James.
- Załatwili to w godzinę. - powiedział Logan spoglądając na zegarek.
- Najchętniej to zostałbym tu i się stąd nie ruszał. - zaśmiał się siedzący Carlos.
- No, zwijaj te swoje zwłoki Carlos. - zaśmiał się wstający James, po nim wstał Logan i Kendall.
- Kiedy mi się nie chce. - zajęczał znów mój Latynos.
- Wstawaj, wstawaj. Im szybciej dotrzecie, tym szybciej skończycie. - podałam rękę Carlosowi, by wstał.
Staliśmy jeszcze chwilę i w końcu pożegnaliśmy się, chłopaki wrócili do pracy, a ja jeszcze pojeździłam i też wróciłam do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz