sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 33



7 dni do wylotu.

Tego dnia Hendersonowie, gdy dowiedzieli się o Vanessie i Rafie postanowili zaprosić Marię, Pedra, Rafa, Carlosa i mnie do siebie. Wyjechaliśmy o 15, chwilę później byliśmy już na miejscu.
Drzwi otworzył nam Logan, za nim zobaczyliśmy stojącą Van, a za nią Stellę i Boba.
- Wejdźcie. - powiedział uśmiechnięty chłopak. Tak też zrobiliśmy Siedzieliśmy przez jakieś półtora godziny w salonie i piliśmy kawę, potem poszliśmy wszyscy do ogrodu. Ja, Vanessa, Carlos i Raf usiedliśmy na dość dużej huśtawce, Logan rzucił się na wiszący obok hamak, a rodzice usiedli przy stoliku pod parasolem.
- No to teraz kolej na Ciebie i Kendalla. - zaśmiał się Raf do Logana.
- Ja tam mam jeszcze czas. Nie śpieszy mi się. - zaśmiał się szatyn. - Najstarszy i trzeci z kolei wiekowej mają dziewczyny, jak na razie wystarczy. - zaśmialiśmy się.
- Ale ja to się najbardziej cieszę z tego, że zobaczyłam Was, przed moim powrotem do Polski, jako parę. - uśmiechnęłam się do Vanessy i Rafa.
- Prędzej czy później byś pewnie zobaczyła. - zaśmiał się Raf i mocniej przytulił Vanessę.
Wieczorem wybraliśmy się z Carlosem na spacer. Chodziliśmy po rozświetlonych ulicach trzymając się za rękę i śmiejąc.
- Ja nie wiem, jak jak wytrzymam jak wylecisz. - powiedział Carlos.
- Poradzisz sobie. Przyjaciele, koncerty, fanki ładniejsze i wspanialsze ode mnie. W końcu o mnie zapomnisz. - droczyłam się z chłopakiem.
- No wiesz, nie wiem czy jakakolwiek inna fanka byłaby piękniejsza, mądrzejsza i wspanialsza od Ciebie, skarbie. - obiją mnie ręką i pocałował w policzek.
Noc, ciemna noc, my szliśmy po rozświetlonej alei.
- Carlos, będę za Wami wszystkimi bardzo tęsknić. Najbardziej będzie mi brakowało właśnie Ciebie. - złamałam się, a miałam udawać twardą sztukę! Przystanęliśmy, staliśmy na przeciwko siebie i patrzyliśmy sobie centralnie w oczy. Miał ślicznie brązowe oczy, uwielbiałam je, gdy się śmiał, gdy był zamyślony i gdy patrzył się na mnie.
- Lena, Kocham Cię! Jesteś jedyną dziewczyną do której kieruje te słowa prosto z serca. Kocham Cię! Chcę być z tobą, dzielić z tobą swoje smutki i radości. - powiedział ciągle wpatrując się w moje niebieskie oczy.
- Kiedy stałam tak przed plakatami w moim pokoju, marzyłam o tym by przynajmniej być na waszym koncercie i dostać od was autograf. Potem okazuję się, że znam was praktycznie od zawsze, tylko z małym urywkiem. Stoję teraz przed najprzystojniejszym i najwspanialszym facetem na świecie, którego kocham, czego mi tu jeszcze do szczęścia potrzeba? - uśmiechnęłam się i przytuliłam się do mojego Latynosa. Jesteśmy prawie tego samego wzrostu, różni nas tylko jakieś 2-3 cm. Odchyliłam lekko głowę i on już musnął moje usta swoimi. Mogłam tak stać w nieskończoność, ale wiedziałam, że kiedyś musimy się stamtąd ruszyć.
W końcu się to stało, poszliśmy objęci dalej. Krążyliśmy jeszcze trochę po ulicach, w końcu dotarliśmy do domu. Carlos został, położyliśmy się w moim pokoju. Zmęczeni, w swoich objęciach poszliśmy spać.

6 dni do wylotu.

Gdy rano otworzyłam oczy zobaczyłam śpiącego obok Carlosa, uśmiechnęłam się i popatrzyłam na zegarek. Była 10:30. "Trzeba go obudzić, jeżeli chce zdążyć na 12 do studia". - pomyślałam.
Włożyłam rękę pod jego T-shirt i przejechałam nią po jego plecach, pocałowałam go delikatnie w usta.
- Hmmm. Jak miło. - zamruczał Carlos.
- Hej, kocie jeżeli chcesz zdążyć do studia to chyba musimy w końcu się zwlec z tego łóżka.
- A która jest? - zapytał z ciągle zamkniętymi oczami.
- Wpół do jedenastej. - odpowiedziałam.
- To jeszcze dziesięć minut. - powiedział i przysunął mnie do siebie.
- Hej, nie będziemy tutaj wiekować. - zaśmiałam się. - Wstaje... - zaczęłam ale Carlos zatkał mi usta swoimi po czym zaczął mnie łaskotać.
- Nieee Carlos, proszę Cię! Przestań! - zaczęłam się śmiać i prosić, ale do niego to nie docierało. - Carlos! Proszę! - ciągle chichotałam. Po długiej męczarni, na szczęście przestał.
- Jeszcze chwileczka. - wymamrotał i położył głowę na moim brzuchu.
- Nie za wygodnie? - zapytałam.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - zaśmiał się chłopak.
W końcu wyszliśmy z tego pokoju i poszliśmy na dół coś zjeść. Postanowiłam zabrać się z Carlosem i pochodzić po sklepach. Vanessy nie chciałam zamęczać, bo teraz każdą wolną chwilę, a miała teraz jej mało bo dużo pracowała, spędzała ze starszym synem Marii i Pedra.
Chłopak podrzucił mnie pod duże centrum handlowe i pojechał do pracy.
Ja chodziłam po sklepach, oglądałam wystawy i przeglądałam różne ubrania i inne dodatki czy akcesoria. W końcu usiadłam przy jednym stoliku w kawiarni i zamówiłam filiżankę kawy. Siedziałam, piłam czarny napój i oglądałam przechodzących ludzi.
- Oooo, Lena. Można? - dziewczyna nie zaczekała na odpowiedź tylko usiadła obok mnie.
- Barb... Tzn. Kimberly. - zdążyłam powiedzieć. Było tak fajnie i spokojnie, a ona musiała się pojawić! Musiałam zobaczyć jej tlenioną łepetynę! Musiała mnie wyhaczyć!
- Co tam u was słychać? Co u Ciebie, co u Carlosa, u reszty? - pytała jakby nigdy nic, a mnie to wkurzało.
- Wszystko dobrze, u mnie i Carlosa też wszystko w porządku. - odpowiedziałam udając miłą.
- Słyszałam, że jesteście razem. Zajęłaś moje miejsce
- Zazdrościsz może? - zapytałam już ostrzej.
- To co, nie ma to jak młody i przystojny Latynos? Tacy są najlepszymi kochankami, równo z Hiszpanami, Francuzami i Włochami.
- Jesteś żałosna. - miałam ochotę ją uderzyć!
- A co, tak może nie jest? - zaśmiała mi się prosto w twarz.
- Nie wiem, nie robiłam tego z Francuzami, Hiszpanami i Włochami. Nie puszczam się tak jak ty, żeby zyskać trochę sławy.
- To LA słonko, każdy robi coś żeby przeżyć, jedni żyją jak królowie i robią co chcą, a inni czyszczą po nich brudne kible. Nie wiem co Carlos widzi w takiej prostaczce jak ty. Przyjechała taka z jakiegoś zasranego państewka i myśli, że zabłyszczy.
- O nieee, nie dam tak sobą pomiatać! - pomyślałam. Teraz chciałam żeby ktoś zrobił to samo co Kamil wtedy gdy prawie nie przywaliłam Kleopatrze, chciałam po prostu żeby mnie ktoś powstrzymał i zgasił tamtą osobą! Nikogo takiego w pobliżu nie było, więc wstałam i przywaliłam temu plastikowi. Dostała dość mocno w policzek.
- Słuchaj, następnym razem nie wchodź mi w drogę. Najlepiej omijaj mnie bardzo, bardzo szerokim łukiem. Zrozumiano? - powiedziałam, wzięłam swoją torbę i ruszyłam do wyjścia.
Jestem z Polski, jestem z tego dumna. Nie dam się takiej lafiryndzie obrzucać błotem!
Szłam ulicą i zobaczyłam idących na przeciwko mnie czterech chłopaków. Podbiegłam do Carlosa i się w niego wtuliłam.
- Lena, co jest? - zapytał trochę zdziwiony.
- Po prostu nie wytrzymałam, nie dałam się jej.
- O czym ty mówisz? - zapytał stojący obok Kendall.
Odkleiłam się trochę od Carlosa, ale nadal do niego przylegałam.
- Miałam nieprzyjemne starcie z Barbie. Zaczęła mnie oczerniać i nie wytrzymałam, wybuchłam. Wstałam i jej przywaliłam.
- To na prawdę, wredna i nie normalna kobieta. - podsumował Logan.
- Dobrze zrobiłaś, należało się jej. - dodał James.
Po miłych słowach przyjaciół poczułam się lepiej, poszliśmy w piątkę coś zjeść i potem pojechałam z nimi do studia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz