7 dni do wylotu.
Tego dnia Hendersonowie, gdy dowiedzieli się
o Vanessie i Rafie postanowili zaprosić Marię, Pedra, Rafa, Carlosa i mnie do
siebie. Wyjechaliśmy o 15, chwilę później
byliśmy już na miejscu.
Drzwi otworzył nam Logan, za nim zobaczyliśmy
stojącą Van, a za nią Stellę i Boba.
- Wejdźcie. - powiedział uśmiechnięty
chłopak. Tak też zrobiliśmy Siedzieliśmy przez jakieś półtora godziny w salonie
i piliśmy kawę, potem poszliśmy wszyscy do ogrodu. Ja,
Vanessa, Carlos i Raf usiedliśmy na dość dużej huśtawce, Logan rzucił się na
wiszący obok hamak, a rodzice usiedli przy stoliku pod parasolem.
- No to teraz kolej na Ciebie i Kendalla. -
zaśmiał się Raf do Logana.
- Ja tam mam jeszcze czas. Nie śpieszy mi
się. - zaśmiał się szatyn. - Najstarszy i trzeci z kolei wiekowej mają
dziewczyny, jak na razie wystarczy. - zaśmialiśmy się.
- Ale ja to się najbardziej cieszę z tego, że
zobaczyłam Was, przed moim powrotem do Polski, jako parę. - uśmiechnęłam się do
Vanessy i Rafa.
- Prędzej czy później byś pewnie zobaczyła. -
zaśmiał się Raf i mocniej przytulił Vanessę.
Wieczorem wybraliśmy się z Carlosem na
spacer. Chodziliśmy po rozświetlonych ulicach trzymając się za rękę i śmiejąc.
- Ja nie wiem, jak jak wytrzymam jak
wylecisz. - powiedział Carlos.
- Poradzisz sobie. Przyjaciele, koncerty,
fanki ładniejsze i wspanialsze ode mnie. W końcu o mnie zapomnisz. - droczyłam
się z chłopakiem.
- No wiesz, nie wiem czy jakakolwiek inna
fanka byłaby piękniejsza, mądrzejsza i wspanialsza od Ciebie, skarbie. - obiją
mnie ręką i pocałował w policzek.
Noc, ciemna noc, my szliśmy po rozświetlonej
alei.
- Carlos, będę za Wami wszystkimi bardzo
tęsknić. Najbardziej będzie mi brakowało właśnie Ciebie. - złamałam się, a
miałam udawać twardą sztukę! Przystanęliśmy, staliśmy
na przeciwko siebie i patrzyliśmy sobie centralnie w oczy. Miał ślicznie
brązowe oczy, uwielbiałam je, gdy się śmiał, gdy był zamyślony i gdy patrzył
się na mnie.
- Lena, Kocham Cię! Jesteś jedyną dziewczyną
do której kieruje te słowa prosto z serca. Kocham Cię! Chcę być z tobą, dzielić
z tobą swoje smutki i radości. - powiedział
ciągle wpatrując się w moje niebieskie oczy.
- Kiedy stałam tak przed plakatami w moim
pokoju, marzyłam o tym by przynajmniej być na waszym koncercie i dostać od was
autograf. Potem okazuję się, że znam was
praktycznie od zawsze, tylko z małym urywkiem. Stoję teraz przed
najprzystojniejszym i najwspanialszym facetem na świecie, którego kocham, czego
mi tu jeszcze do szczęścia potrzeba? - uśmiechnęłam się i przytuliłam się do
mojego Latynosa. Jesteśmy prawie tego samego wzrostu, różni nas tylko jakieś
2-3 cm. Odchyliłam lekko głowę i on już musnął moje usta swoimi. Mogłam tak
stać w nieskończoność, ale wiedziałam, że kiedyś musimy się stamtąd ruszyć.
W końcu się to stało, poszliśmy objęci dalej.
Krążyliśmy jeszcze trochę po ulicach, w końcu dotarliśmy do domu. Carlos został,
położyliśmy się w moim pokoju. Zmęczeni, w swoich
objęciach poszliśmy spać.
6 dni do wylotu.
Gdy rano otworzyłam oczy zobaczyłam śpiącego
obok Carlosa, uśmiechnęłam się i popatrzyłam na zegarek. Była 10:30.
"Trzeba go obudzić, jeżeli chce zdążyć na 12 do
studia". - pomyślałam.
Włożyłam rękę pod jego T-shirt i przejechałam
nią po jego plecach, pocałowałam go delikatnie w usta.
- Hmmm. Jak miło. - zamruczał Carlos.
- Hej, kocie jeżeli chcesz zdążyć do studia
to chyba musimy w końcu się zwlec z tego łóżka.
- A która jest? - zapytał z ciągle
zamkniętymi oczami.
- Wpół do jedenastej. - odpowiedziałam.
- To jeszcze dziesięć minut. - powiedział i
przysunął mnie do siebie.
- Hej, nie będziemy tutaj wiekować. -
zaśmiałam się. - Wstaje... - zaczęłam ale Carlos zatkał mi usta swoimi po czym
zaczął mnie łaskotać.
- Nieee Carlos, proszę Cię! Przestań! -
zaczęłam się śmiać i prosić, ale do niego to nie docierało. - Carlos! Proszę! -
ciągle chichotałam. Po długiej męczarni, na szczęście
przestał.
- Jeszcze chwileczka. - wymamrotał i położył
głowę na moim brzuchu.
- Nie za wygodnie? - zapytałam.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - zaśmiał się
chłopak.
W końcu wyszliśmy z tego pokoju i poszliśmy
na dół coś zjeść. Postanowiłam zabrać się z Carlosem i pochodzić po sklepach.
Vanessy nie chciałam zamęczać, bo teraz każdą wolną
chwilę, a miała teraz jej mało bo dużo pracowała, spędzała ze starszym synem
Marii i Pedra.
Chłopak podrzucił mnie pod duże centrum
handlowe i pojechał do pracy.
Ja chodziłam po sklepach, oglądałam wystawy i
przeglądałam różne ubrania i inne dodatki czy akcesoria. W końcu usiadłam przy
jednym stoliku w kawiarni i zamówiłam filiżankę
kawy. Siedziałam, piłam czarny napój i oglądałam przechodzących ludzi.
- Oooo, Lena. Można? - dziewczyna nie
zaczekała na odpowiedź tylko usiadła obok mnie.
- Barb... Tzn. Kimberly. - zdążyłam
powiedzieć. Było tak fajnie i spokojnie, a ona musiała się pojawić! Musiałam
zobaczyć jej tlenioną łepetynę! Musiała mnie wyhaczyć!
- Co tam u was słychać? Co u Ciebie, co u
Carlosa, u reszty? - pytała jakby nigdy nic, a mnie to wkurzało.
- Wszystko dobrze, u mnie i Carlosa też
wszystko w porządku. - odpowiedziałam udając miłą.
- Słyszałam, że jesteście razem. Zajęłaś moje
miejsce
- Zazdrościsz może? - zapytałam już ostrzej.
- To co, nie ma to jak młody i przystojny
Latynos? Tacy są najlepszymi kochankami, równo z Hiszpanami, Francuzami i
Włochami.
- Jesteś żałosna. - miałam ochotę ją uderzyć!
- A co, tak może nie jest? - zaśmiała mi się
prosto w twarz.
- Nie wiem, nie robiłam tego z Francuzami,
Hiszpanami i Włochami. Nie puszczam się tak jak ty, żeby zyskać trochę sławy.
- To LA słonko, każdy robi coś żeby przeżyć,
jedni żyją jak królowie i robią co chcą, a inni czyszczą po nich brudne kible.
Nie wiem co Carlos widzi w takiej prostaczce
jak ty. Przyjechała taka z jakiegoś zasranego państewka i myśli, że zabłyszczy.
- O nieee, nie dam tak sobą pomiatać! -
pomyślałam. Teraz chciałam żeby ktoś zrobił to samo co Kamil wtedy gdy prawie
nie przywaliłam Kleopatrze, chciałam po prostu żeby
mnie ktoś powstrzymał i zgasił tamtą osobą! Nikogo takiego w pobliżu nie było,
więc wstałam i przywaliłam temu plastikowi. Dostała dość mocno w policzek.
- Słuchaj, następnym razem nie wchodź mi w
drogę. Najlepiej omijaj mnie bardzo, bardzo szerokim łukiem. Zrozumiano? -
powiedziałam, wzięłam swoją torbę i ruszyłam do
wyjścia.
Jestem z Polski, jestem z tego dumna. Nie dam
się takiej lafiryndzie obrzucać błotem!
Szłam ulicą i zobaczyłam idących na przeciwko
mnie czterech chłopaków. Podbiegłam do Carlosa i się w niego wtuliłam.
- Lena, co jest? - zapytał trochę zdziwiony.
- Po prostu nie wytrzymałam, nie dałam się
jej.
- O czym ty mówisz? - zapytał stojący obok
Kendall.
Odkleiłam się trochę od Carlosa, ale nadal do
niego przylegałam.
- Miałam nieprzyjemne starcie z Barbie.
Zaczęła mnie oczerniać i nie wytrzymałam, wybuchłam. Wstałam i jej przywaliłam.
- To na prawdę, wredna i nie normalna
kobieta. - podsumował Logan.
- Dobrze zrobiłaś, należało się jej. - dodał
James.
Po miłych słowach przyjaciół poczułam się
lepiej, poszliśmy w piątkę coś zjeść i potem pojechałam z nimi do studia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz