niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 70



- Gdybym wiedział kim się okaże ten mniemany włamywacz, to bym tam w ogóle nie jechał. - żalił się Kuba, gdy wyszliśmy z samochodu pod komisariatem.
- Nie spinaj się. - zaśmiałam się. - Staruszka wchodząc do domu usłyszała jakieś szmery, a zapomniała, że zajmuje się kotem sąsiadki. Co na to poradzisz? - śmiałam się, gdy wchodziliśmy do środka.
- Nie pracuję w policji, żeby jeździć na takie akcje.
- Oj już przestań. Ty też w końcu dojdziesz do takiego wieku, że będziesz miał sklerozę. - nabijałam się z niego.
- Oj zabawne... - odpowiedział, gdy już byliśmy na drugim piętrze.
- No dobra, pomysł jest dobry, ale mnie i Kasię już widzieli. - usłyszeliśmy głos Krzysztofa w dużym biurze. Tam się skierowaliśmy. Gdy weszliśmy do biura byli tam Krzysztof, Kasia i Stary.
- Mało macie tu policjantów? O! Proszę bardzo, macie ochotników. - powiedział komendant, gdy nasz zauważył. Ja z Kubą najpierw popatrzyliśmy na siebie, potem na nich z bezdźwięcznym pytaniem „Ale o co chodzi?”. - Myślcie już sami, muszę jechać do prokuratury. - powiedział komendant i wyszedł z biura omijając mnie i Jakuba. Spojrzeliśmy na Krzyśka i Kaśkę.
- Siadajcie, będziemy coś myśleć. - westchną starszy Pawłowski kierując się na obrotowy fotel.
Dziesięć minut później wyszliśmy z dużego biura i skierowaliśmy się na podziemny parking.
- Gdyby nie to, że weszliśmy tam to pewnie nie wkopalibyśmy się w tą robotę. - marudził Kuba, gdy schodziliśmy po schodach.
- Co Ci się dzisiaj dzieje? Lewą nogą wstałeś czy co? Interwencja u staruszki – nie, jakaś poważniejsza robota też narzekasz. - skrytykowałam go. - Później masz być odprężony i dobrze rozegrać swoją rolę. - dodałam wsiadając już do samochodu.
- Hmm, postaram się. - westchnął i wsiadł do swojego samochodu.
Z parkingu wyjechał pierwszy, ja wybrałam numer mojej kuzynki, włączyłam głośnik i ustawiłam telefon na specjalnej podstawce. Teraz dopiero odpaliłam silnik, gdy włączałam się do ruchu Majka odebrała.
- Cześć, co tam? - usłyszałam głos kuzynki.
- Hej, potrzebuję małej pomocy. - odpowiedziałam
- Pomocy? Nasza pani policjant potrzebuje mojej pomocy, ciekawe. - śmiała się Majka.
- Nie żartuję, potrzebuję pomocy stylistki, w którą wcielisz się ty. - powiedziałam stanowczo.
- Hmm... Stylistki powiadasz... Jestem w domu, przyjedź to coś zaradzimy i ogólnie mi powiesz na jaką to okazję mamy cię wystroić. - zaśmiała się.
- Okey, dzięki. Za piętnaście minut będę. - rozłączyłam się.
Tak jak się zapowiedziałam piętnaście minut później byłam już pod domem brata mojego taty. Zamknęłam samochód i stanęłam przed drzwiami, nacisnęłam na dzwonek. Po chwili drzwi otworzyła Majka.
- No wchodź i opowiadaj, nikogo nie ma. - powiedziała zapraszając mnie do środka.
- Cześć. - przywitałam się, weszłam i usiadłyśmy w salonie na sofie. Zaczęłam jej opowiadać o co chodzi, oczywiście tak z grubsza, bo szczegółów nikomu nie mogę zdradzać. - Chcą przyskrzynić takiego jednego i chcemy trochę powęszyć wokół niego. Dostaliśmy informacje, że robi coś w rodzaju takiego spotkania ludzi ze świata narkotykowego, a że facet kojarzy Krzyśka i Kaśkę to oni są wykluczeni z obecności. I na dodatek taka osoba ma przyjść, ma... No nie musi, ale podobno ten cały facet lubi jak inni przychodzą w sprawie interesów z osobą towarzyszącą. Dziwak... Laura ma wolne, a że Kinga z Łukaszem mają swoją robotę to z dziewczyn zostałam tylko ja i na dodatek wybrali Kubę, żeby poudawał tego kogoś z tego półświatka. Koniec historii. - odetchnęłam.
- I rozumiem, że taka kobieta towarzysząca dilerowi powinna, jak to się mówi 'wyglądać'. Od razu mówię, że twoja szafa odpada.
- Ale dlaczego?! - zbuntowałam się.
- Chyba nie chcesz tam iść w wytartych jeansach i powyciąganym T-shircie?! - skrzywiła się blondynka.
- No nie. - cicho przyznałam.
- To już! Na górę. - Majka pociągnęła mnie za sobą po schodach na górę do swojego pokoju.
Weszłyśmy do jej pokoju. Był trochę większy od mojego. Nie tylko tym się różniły. Dwie ściany w jej pokoju były ciemno fioletowe, a dwie pozostałe popielate. Mój pokój jest cały zielony, taka intensywna i soczysta zieleń z jedną całą ścianą w strukturze. U niej naprzeciw dużego łóżka stała ogromna szafa -  moja kuzynka uwielbia ciuchy, dlatego. Podeszła do niej, otworzyła drzwiczki i zaczęła w niej szperać.
- No dobra, może na taki duży szok cię nie będziemy narażać... - westchnęła i rzuciła na łóżko czarne rybaczki i czerwoną, elegancką bluzkę bez ramiączek.  - Bierz to i idź się przebrać. - posłusznie wzięłam te dwie rzeczy z łóżka i poszła do łazienki się przebrać. Na szczęście miałam stanik, od którego mogłam odczepić szelki, by nie wystawały. Ubrałam się i wróciłam do pokoju kuzynki.
- No i widzisz, dobrze że mamy takie same rozmiary ubrań  i numery butów. Hmmm, środek gotowy, jeszcze tylko góra i dół... - spojrzała na moje buty i włosy. Usadziła mnie przy swojej toaletce i zaczęła prostować moje brązowe włosy. Gdy skończyła, chciała zacząć robić mi makijaż, ale zaprotestowałam.
- No, ale....
- Nie ma żadnego ale! Siedź spokojnie, będzie lekki. - zapewniała mnie. Okey, tak jak powiedziała zrobiła mi lekki makijaż. - Teraz wyskakuj z tych swoich trampersów, spojrzała na moje stopy, na których były czarne trampki. Z westchnieniem je zdjęłam. - Ubieraj to! - wskazała na stojące obok szafy czarne buty na obcasie.
- Ale ja się w nich zabiję! - wyjęczałam.
- Cicho, nauczysz się w nich chodzić! W końcu masz jakoś wyglądać, prawda? No spróbuj, ubierz! - nie dawała za wygraną. Przewróciłam oczami i z grymasem je ubrałam.
- No i stoję. - westchnęłam.
- Nie jesteś choinką żeby stać, przejdź się! - zakomenderowała Majka.
- Hmm, ale jak mi się coś stanie to nie wiem co ci zrobię! - wykrzywiłam się i postawiłam maleńki kroczek.
- No dalej.
Stawiałam niepewnie krok za krokiem, chwiałam się i nie czułam się w tych butach komfortowo. Czułam, że się zaraz zabiję! Nigdy nie chodziłam w takich butach.  
- Majka, ja wiem, że nie mogę ubrać do tego trampek albo adidasów, ale no może przynajmniej baleriny, co? - wyjęczałam.
- Ty się w końcu naucz chodzić w szpilkach! Całe życie nie będziesz zbuntowaną nastolatką! Przyzwyczaisz się... - powiedziała z pewnością, że jej ulegnę. Przewróciłam oczami i jeszcze raz przeszłam się po pokoju. Na koniec dodała do tego mojego ubioru czarną kopertówkę i okulary przeciwsłoneczne.  - Wyglądasz ślicznie, szkoda, że cię teraz Carlos nie widzi. - zaśmiała się Maja. Ja w tym samym czasie spojrzałam na elektroniczny zegarek stojący obok łóżka mojej kuzynki.
- Dobra, dziękuję ci bardzo za pomoc. Ja już muszę wracać, bo za godzinę mamy być z Kubą u tego faceta. - powiedziałam zmieniając buty na moje czarne trampki, bo przecież w szpilkach nie poprowadzę samochodu. - Pa, postaram się nie zabić będąc w twoich butach. - rzuciłam na pożegnanie i wsiadłam do Tiguana. Swoje ubrania rzuciłam na tylne siedzenie, a buty i kopertówkę w której zmieściłam telefon, odznakę, pistolet i mój portfel z dokumentami położyłam na siedzeniu obok.
Piętnaście minut później parkowałam swój samochód na parkingu, zanim jednak z niego wysiadłam zmieniłam buty z moich kochanych i wygodnych trampek na czarne szpilki.
Wyszłam na górę, na drugie piętro, skierowałam się do dużego biura. W  nim byli Kaśka z Krzysztofem, Kuba i Bartek. Gdy ten ostatni mnie zobaczył aż rozszerzył oczy. Już chciał coś powiedzieć, ale po wyprzedziłam:
- Nic nie mów!
- Niech zgadnę, Majka? - zapytał roześmiany.
- Yhyyy. - westchnęłam.
- No to dobra. Jesteśmy w komplecie. - oznajmił Krzysztof.
- Powtórzcie to samo co postanowione było jeszcze wcześniej. - dodała Kinga.
- Nazywam się Artur Szeligowski i dwa tygodnie temu wróciłem ze Stanów. Mając siedemnaście lat zacząłem zarabiać na narkotykach, półtora roku później wyjechałem do USA, tam robiłem to samo i teraz gdy wróciłem chcę się zapoznać z teraźniejszym polskim rynkiem. - Kuba powiedział swoją wyuczoną regułkę. On też był już przebrany, jasnoniebieskie jeansy, biała koszula w niebieskie, cieniutkie prążki. Do tego czarna marynarka i na ciągnięte na włosy okulary przeciwsłoneczne.
- Ja dzisiaj gram tymczasową towarzyszkę Artura, Julię Garecką. I nic nie wiem. Ej kto wymyślał te nazwiska?! - skrzywiłam się na końcu.
- Oj wytrzymasz, to tylko ten wieczór. - dopowiedział Krzysztof.
- Mam taką nadzieję i dodaję do tego nadzieję, że nie zabiję się dzisiaj w tych butach. - westchnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz