Gdy obudziłam się następnego ranka, zeszłam
na dół wszyscy już tam byli, tzn Maria, Pedro i Raf. Przywitałam się i nalałam
sobie soku pomarańczowego do szklanki.
- Jednak moja matczyna intuicja nie zawiodła
pod względem, którym mój syn pierwszy znajdzie dla siebie idealną dziewczynę.
Taką która mi się spodoba. - zaśmiała się Maria i
puściła mi oko, ja o mało co się tym sokiem nie zakrztusiłam i popatrzyłam na
Rafa wzrokiem zabójcy!
- Co ja?! Jak tutaj zszedłem to już
wiedzieli! Zapytała to potwierdziłem, a skąd moja kochana mamusia to wie to mi
nie chciała powiedzieć. - bronił się chłopak. Ja spojrzałam
na kobietę.
- Zanim się obudziliście, mieliśmy gościa. No
i ten gość opowiedział mi wczoraj wczorajszy koncert. - Ja nic nie rozumiałam,
Raf sądząc po minie chyba też. Spojrzeliśmy na siebie i
potem na Marię. - Tiffany była na wczorajszym koncercie i dzisiaj rano w naszym
domu. Przyjechała na kilka dni do Los Angeles i postanowiła poodwiedzać
znajomych. Siedziałyśmy rano i rozmawiałyśmy,
w końcu zapytała o dziewczynę Carlosa. Ja oczy w słup i nie wiem o co
chodzi. Opowiedziała mi wczorajszy wieczór, stała niedaleko tego wzniesienia,
więc was widziała. Lenko, ja na prawdę się cieszę, że jesteście razem z
Carlosem. Mam nadzieję, że będziecie razem szczęśliwi. - powiedziała Maria i
mnie przytuliła. Wtedy do domu wszedł Carlos.
- Cześć Wam. Co to za miłości? - zaśmiał się
mój Latynos.
- Mamusia właśnie akceptuje wasz związek. -
zaśmiał się Raf. - Tym razem siedziałem cicho, Tiffany wczoraj była na
koncercie i dzisiaj opowiedziała wszystko mamie, bo
postanowiła nas rano odwiedzić. Jak tu była to prawie wszyscy smacznie spali.
- Tak właściwie to kiedy mieliście zamiar nam
o tym powiedzieć? - uśmiechnęła się Maria do młodszego syna.
- Nie wiem, ale kiedyś na pewno. - zaśmiał
się Carlos i pocałował mnie na powitanie.
- Tak właściwie to kto to jest ta Tiffany? -
zapytałam w końcu.
- To moja była. - odpowiedział Raf. -
Rozstaliśmy się jakieś dwa lata temu, bez krzyków, nawet bez kłótni. Nasze mamy
się trochę znają i to tak jakby był związek zaplanowany.
Ja się postawiłem i się rozstaliśmy. Nigdy, ale to nigdy więcej bym się z nią
nie związał!
- Czemu? - zapytałam zaciekawiona
- Ciągle nowe ciuchy, buty, kosmetyki i itd.
Niezdecydowana, trochę nieogarnięta. Może i była fajna, ale nie dla mnie. -
dodał.
- Aha, rozumiem. - odpowiedziałam
- Tak mówisz, a wyobraź sobie, że wspominała
też o Tobie. Widziała Cię i pytała się czy masz dziewczynę. - powiedziała
Maria.
- Mam nadzieję, że skłamałaś i powiedziałaś,
że mam.
- No właśnie... Powiedziałam, że jesteś
wolny. - powiedziała i przełknęła ślinę.
- Coś mi się wydaję braciszku, że Tif będzie
chciała się koło ciebie zakręcić. - zaśmiał się Carlos.
- No dobra, dobra. Wy tutaj sobie dalej
rozmawiajcie, a ja idę do pracy. - powiedział Pedro, odłożył gazetę, pocałował
Marię i wyszedł z domu.
Wieczorem oglądaliśmy z Carlosem i Rafem
ciekawy film w moim pokoju na laptopie. Ja i Carlos leżeliśmy wtuleni w siebie
na łóżku, a Raf siedział obok na fotelu i
oglądaliśmy " Labirynt Fauna".
- Ej! On ją teraz tą kulką poczęstuje?! -
zawołał Raf, gdy na ekranie facet trzymający dziecko wycelował pistolet w
dziewczynkę.
- Tak czasem bywa. Takich to powinno się za
kare zabijać. - powiedział Carlos i mocniej mnie przytulił. - Oooo, miałem
rację. - zaśmiał się po chwili, gdy zabito tego faceta.
Wtedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedzieliśmy we trójkę
jednocześnie.
- Mamy gościa. Zejdziecie? - do pokoju
zaglądnęła Maria.
- Kto przyszedł? - zapytał Carlos.
- Zobaczcie jak zejdziecie. - odpowiedziała
kobieta.
- No to jak dokończymy oglądać film to
zejdziemy. To już końcówka. - odpowiedział Raf ciągle wpatrując się w monitor
laptopa.
- OK. To czekamy. - powiedziała Maria i
wyszła z pokoju. Po chwili film się skończył, wyszliśmy z pokoju i ruszyliśmy
na dół.
- No, ale
nie pomyślałbym, że te stwory będą wytworem wyobraźni tej dziewczyny. -
mówił Raf, gdy schodziliśmy po schodach.
- Raf to było do przewidzenia. - zaśmiałam
się. Stanęliśmy przy wejściu do salonu, Carlos stał za mną i obejmował mnie w
talii. W salonie obok Marii siedziała średniej
postury, ładna blondynka.
- Leno poznaj, to jest Tiffany. Córka mojej
znajomej. - powiedziała Maria, gdy podeszliśmy we trójkę bliżej.
- Cześć, jestem Lena. - podałam dziewczynie
rękę.
- Witaj, a ja Tiffany. - odpowiedziała. - Cześć chłopaki. - przywitała się z Carlosem
i Rafem.
- Cześć. - odpowiedzieli równocześnie.
Siedzieliśmy chwilę i rozmawialiśmy.
Blondynka zaczęła temat o mnie i Carlosie, potem zapytała Rafa co u niego w
sprawach sercowych. Od razu czułam, że do tego będzie
zmierzała... Chłopak odpowiedział jej, że ma dziewczynę. Na mojej, Carlosa,
Marii i Pedra twarzach pojawił się lekki uśmiech, a z tego co zauważyłam
dziewczyna spodziewała się innej odpowiedzi.
Następnego dnia ja, Carlos, Vanessa, Raf i
Logan wybraliśmy się na miasto. Najpierw szła Van, za nią ja z Carlosem
trzymający się za rękę, a za nami Logan i Raf.
Nagle zobaczyłam idącą po drugiej stronie
drogi Tiffany. Chwyciłam Rafa za rękę i pociągnęłam do Vanessy. Połączyłam ich
ręce, oni popatrzyli najpierw na siebie, a
potem na mnie zdziwionym wzrokiem, z resztą Carlos i Logan też.
- O nic się nie pytajcie, ratuję Rafowi
tyłek. - powiedziałam i wskazałam na drugą stronę ulicy. Wróciłam do Carlosa, a
Tif chyba nas zauważyła, bo zaczęła przechodzić
na tę stronę, na której byliśmy.
- Ej, oni fajnie razem wyglądają. - szepnął
mi i Carlosowi Logan.
- Ja o tym bardzo dobrze wiem. - zaśmiałam
się i puściłam mu oko.
- Wy coś kombinujecie? - zapytał po chwili.
- Doprowadziłam do tego, że Carlos zerwał z
Barbie, to i doprowadzę do tego, że będziemy się bawić na ich weselu. -
zaśmiałam się.
- Cześć Wam. - przywitała się Tiffany. - Raf,
czemu wczoraj nie mówiłeś, że twoją dziewczyną jest Vanessa?!
- Nie pytałaś kto nią jest. - odpowiedział.
- Też fakt... Dobrze, że was widzę, bo chcę
się od razu pożegnać, bo jutro o świcie wracam do Hiszpanii. Raf, Carlos
pożegnajcie ode mnie swoich rodziców.
- Jasne. - odpowiedział Carlito.
- To ja już idę. Śpieszę się, muszę jeszcze
coś załatwić. - ucałowała wszystkich w policzek i poleciała.
- A wy tak możecie zostać... - zaśmiał się
Carlos.
- Zabawne braciszku... - zadrwił Raf i wtedy
odskoczyli od siebie z Van jak oparzeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz