sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 31



Gdy obudziłam się następnego ranka, zeszłam na dół wszyscy już tam byli, tzn Maria, Pedro i Raf. Przywitałam się i nalałam sobie soku pomarańczowego do szklanki.
- Jednak moja matczyna intuicja nie zawiodła pod względem, którym mój syn pierwszy znajdzie dla siebie idealną dziewczynę. Taką która mi się spodoba. - zaśmiała się Maria i puściła mi oko, ja o mało co się tym sokiem nie zakrztusiłam i popatrzyłam na Rafa wzrokiem zabójcy!
- Co ja?! Jak tutaj zszedłem to już wiedzieli! Zapytała to potwierdziłem, a skąd moja kochana mamusia to wie to mi nie chciała powiedzieć. - bronił się chłopak. Ja spojrzałam na kobietę.
- Zanim się obudziliście, mieliśmy gościa. No i ten gość opowiedział mi wczoraj wczorajszy koncert. - Ja nic nie rozumiałam, Raf sądząc po minie chyba też. Spojrzeliśmy na siebie i potem na Marię. - Tiffany była na wczorajszym koncercie i dzisiaj rano w naszym domu. Przyjechała na kilka dni do Los Angeles i postanowiła poodwiedzać znajomych. Siedziałyśmy rano i rozmawiałyśmy,  w końcu zapytała o dziewczynę Carlosa. Ja oczy w słup i nie wiem o co chodzi. Opowiedziała mi wczorajszy wieczór, stała niedaleko tego wzniesienia, więc was widziała. Lenko, ja na prawdę się cieszę, że jesteście razem z Carlosem. Mam nadzieję, że będziecie razem szczęśliwi. - powiedziała Maria i mnie przytuliła. Wtedy do domu wszedł Carlos.
- Cześć Wam. Co to za miłości? - zaśmiał się mój Latynos.
- Mamusia właśnie akceptuje wasz związek. - zaśmiał się Raf. - Tym razem siedziałem cicho, Tiffany wczoraj była na koncercie i dzisiaj opowiedziała wszystko mamie, bo postanowiła nas rano odwiedzić. Jak tu była to prawie wszyscy smacznie spali.
- Tak właściwie to kiedy mieliście zamiar nam o tym powiedzieć? - uśmiechnęła się Maria do młodszego syna.
- Nie wiem, ale kiedyś na pewno. - zaśmiał się Carlos i pocałował mnie na powitanie.
- Tak właściwie to kto to jest ta Tiffany? - zapytałam w końcu.
- To moja była. - odpowiedział Raf. - Rozstaliśmy się jakieś dwa lata temu, bez krzyków, nawet bez kłótni. Nasze mamy się trochę znają i to tak jakby był związek zaplanowany. Ja się postawiłem i się rozstaliśmy. Nigdy, ale to nigdy więcej bym się z nią nie związał!
- Czemu? - zapytałam zaciekawiona
- Ciągle nowe ciuchy, buty, kosmetyki i itd. Niezdecydowana, trochę nieogarnięta. Może i była fajna, ale nie dla mnie. - dodał.
- Aha, rozumiem. - odpowiedziałam
- Tak mówisz, a wyobraź sobie, że wspominała też o Tobie. Widziała Cię i pytała się czy masz dziewczynę. - powiedziała Maria.
- Mam nadzieję, że skłamałaś i powiedziałaś, że mam.
- No właśnie... Powiedziałam, że jesteś wolny. - powiedziała i przełknęła ślinę.
- Coś mi się wydaję braciszku, że Tif będzie chciała się koło ciebie zakręcić. - zaśmiał się Carlos.
- No dobra, dobra. Wy tutaj sobie dalej rozmawiajcie, a ja idę do pracy. - powiedział Pedro, odłożył gazetę, pocałował Marię i wyszedł z domu.
Wieczorem oglądaliśmy z Carlosem i Rafem ciekawy film w moim pokoju na laptopie. Ja i Carlos leżeliśmy wtuleni w siebie na łóżku, a Raf siedział obok na fotelu i oglądaliśmy " Labirynt Fauna".
- Ej! On ją teraz tą kulką poczęstuje?! - zawołał Raf, gdy na ekranie facet trzymający dziecko wycelował pistolet w dziewczynkę.
- Tak czasem bywa. Takich to powinno się za kare zabijać. - powiedział Carlos i mocniej mnie przytulił. - Oooo, miałem rację. - zaśmiał się po chwili, gdy zabito tego faceta. Wtedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedzieliśmy we trójkę jednocześnie.
- Mamy gościa. Zejdziecie? - do pokoju zaglądnęła Maria.
- Kto przyszedł? - zapytał Carlos.
- Zobaczcie jak zejdziecie. - odpowiedziała kobieta.
- No to jak dokończymy oglądać film to zejdziemy. To już końcówka. - odpowiedział Raf ciągle wpatrując się w monitor laptopa.
- OK. To czekamy. - powiedziała Maria i wyszła z pokoju. Po chwili film się skończył, wyszliśmy z pokoju i ruszyliśmy na dół.
- No, ale  nie pomyślałbym, że te stwory będą wytworem wyobraźni tej dziewczyny. - mówił Raf, gdy schodziliśmy po schodach.
- Raf to było do przewidzenia. - zaśmiałam się. Stanęliśmy przy wejściu do salonu, Carlos stał za mną i obejmował mnie w talii. W salonie obok Marii siedziała średniej postury, ładna blondynka.
- Leno poznaj, to jest Tiffany. Córka mojej znajomej. - powiedziała Maria, gdy podeszliśmy we trójkę bliżej.
- Cześć, jestem Lena. - podałam dziewczynie rękę.
- Witaj, a ja Tiffany. - odpowiedziała.  - Cześć chłopaki. - przywitała się z Carlosem i Rafem.
- Cześć. - odpowiedzieli równocześnie.
Siedzieliśmy chwilę i rozmawialiśmy. Blondynka zaczęła temat o mnie i Carlosie, potem zapytała Rafa co u niego w sprawach sercowych. Od razu czułam, że do tego będzie zmierzała... Chłopak odpowiedział jej, że ma dziewczynę. Na mojej, Carlosa, Marii i Pedra twarzach pojawił się lekki uśmiech, a z tego co zauważyłam dziewczyna spodziewała się innej odpowiedzi.
Następnego dnia ja, Carlos, Vanessa, Raf i Logan wybraliśmy się na miasto. Najpierw szła Van, za nią ja z Carlosem trzymający się za rękę, a za nami Logan i Raf.
Nagle zobaczyłam idącą po drugiej stronie drogi Tiffany. Chwyciłam Rafa za rękę i pociągnęłam do Vanessy. Połączyłam ich ręce, oni popatrzyli najpierw na siebie, a potem na mnie zdziwionym wzrokiem, z resztą Carlos i Logan też.
- O nic się nie pytajcie, ratuję Rafowi tyłek. - powiedziałam i wskazałam na drugą stronę ulicy. Wróciłam do Carlosa, a Tif chyba nas zauważyła, bo zaczęła przechodzić na tę stronę, na której byliśmy.
- Ej, oni fajnie razem wyglądają. - szepnął mi i Carlosowi Logan.
- Ja o tym bardzo dobrze wiem. - zaśmiałam się i puściłam mu oko.
- Wy coś kombinujecie? - zapytał po chwili.
- Doprowadziłam do tego, że Carlos zerwał z Barbie, to i doprowadzę do tego, że będziemy się bawić na ich weselu. - zaśmiałam się.
- Cześć Wam. - przywitała się Tiffany. - Raf, czemu wczoraj nie mówiłeś, że twoją dziewczyną jest Vanessa?!
- Nie pytałaś kto nią jest. - odpowiedział.
- Też fakt... Dobrze, że was widzę, bo chcę się od razu pożegnać, bo jutro o świcie wracam do Hiszpanii. Raf, Carlos pożegnajcie ode mnie swoich rodziców.
- Jasne. - odpowiedział Carlito.
- To ja już idę. Śpieszę się, muszę jeszcze coś załatwić. - ucałowała wszystkich w policzek i poleciała.
- A wy tak możecie zostać... - zaśmiał się Carlos.
- Zabawne braciszku... - zadrwił Raf i wtedy odskoczyli od siebie z Van jak oparzeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz