niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 56



Koncert zaczął się o 18.30, chłopcy wyszli na scenę około godziny 20. Gdy pojawili się na scenie usłyszeliśmy jeden wielki pisk! To oznacza, że dużo młodych dziewczyn przyszło na ten świąteczny koncert. Zaśpiewali swoją świąteczną piosenkę „Beautyful Christmas” i … i coś co wymyślili w oczekiwaniu na swój występ. Nie tyle wymyślili co utworzyli swoją wersję „Jingle Bells”. Gdy zeszli ze sceny nie mogli się odpędzić od tłumu fanek. Każda chciała dostać autograf, pstryknąć sobie zdjęcie lub chociaż wymienić kilka słów ze swoimi idolami. Staliśmy we czwórkę i przyglądaliśmy się temu z boku. Gdy tłum wokół Carlosa, Logana, Jamesa i Kendalla zaczął się zmniejszać, my spróbowaliśmy się do nich dopchać.  Byliśmy już prawie obok, gdy nagle jakaś fanka podbiegła do Maslowa, uwiesiła mu się na szyi i go zaczęło go całować. Na naszych twarzach najpierw pojawił się szok, potem na twarzy Meg pojawiło się zdenerwowanie.
- Lena, jak ja mam po polsku powiedzieć, żeby zostawiła mojego chłopaka w spokoju?! - zapytała. Ja szepnęłam jej słowa do ucha, ona je powtórzyła bezbłędnie. Podeszła do tej dziewczyny poklepała ją po ramieniu, mówiąc :
- Ej lala,  mogłabyś się odpieprzyć od mojego chłopaka? - powiedziała po mistrzowsku, tamta się odwróciła i nic nie zdążyła powiedzieć, bo oberwała po buzi od mojej przyjaciółki. Złapała się za policzek, wymamrotała pod nosem, że „wariatka” i odeszła. Meg spiorunowała wzrokiem Jamesa i przeszła dalej. Wszyscy nadal byliśmy w szoku. W siódemkę pobiegliśmy za Meg.
- Meg, czekaj! - zawołałam.
- Kochanie, zaczekaj. - powiedział James, łapiąc ją za ramię.
- Na moich przyjaciół zaczekam, na Ciebie już niekoniecznie. - powiedziała Brązowowłosa. My spojrzeliśmy na nią pytająco.
- No przecież to tamta mnie pocałowała. Widziałaś przecież... - tłumaczył się James.
- Oczywiście, że widziałam. A ty nie miałeś nic przeciwko temu! - staliśmy na zaśnieżonym chodniku, wsłuchiwaliśmy się w kłótnię pary.
- Meg... - zaczął James.
- To się nazywa damski foch, kolego. - podsumował Raf.
- Przesrałeś sobie. - poklepałam mojego przyjaciela po ramieniu i powoli ruszyłam, musiałam się ruszyć by nie zamarznąć. Wszyscy ruszyli za mną. Wybraliśmy drogę przez park, mijaliśmy zaśnieżone alejki, ławki i zamarzniętą rzeczkę i jezioro. Ja i Carlos trzymaliśmy się za ręce, podobnie Vanessa z Rafem. Logan z Kendallem szli obok nas, a pokłóceni nadal się do siebie nie odzywali, szli za nami. Przystanęliśmy na mostku, oglądaliśmy artystycznie zamarzniętą wodę. Ja z Carlosem tak samo jak Van i Raf, staliśmy przytuleni i nawzajem się grzaliśmy. Widać było, że to też by się przydało Meggie. Spojrzałam na Jamesa i wzrokiem nakazałam mu do niej podejść. On westchnął i podszedł do swojej dziewczyny.
- Meg, przepraszam Cię. Naprawdę głupio wyszło. Wybaczysz mi, czy chcesz nadal marznąć? - powiedział z miną 'głodnego proszącego o chleb'. Ona popatrzyła na niego i udała zamyśloną miną, wszyscy wiedzieliśmy, że jest uparta.
- Chodź tu, ty mój wariacie! - powiedziała i natychmiast się w niego wtuliła. - Od razu lepiej. - wymamrotała wtulona w kurtkę długowłosego chłopaka.

Następnego dnia zaraz po śniadaniu Ja, mój tata, Carlos, James, Meg, Vanessa, Rafael, Logan i Kendall pojechaliśmy wypróbować moje nowe cacko. Pojechaliśmy dwoma samochodami.
Weszliśmy na strzelnicę, załadowaliśmy magazynki w obu pistoletach, moim i taty. Każdy mógł kolejno się wykazać. Na strzelnicy siedzieliśmy od 10 do 13.
- Było super, ale i tak najlepszymi strzelcami w naszym towarzystwie zostajecie wy. - Logan wskazał na mnie i mojego tatę, gdy wychodziliśmy z budynku.
- No bo oni to już mieli we krwi. Narodziło to się w nich wraz z przyjściem na świat. - zaśmiała się Meggie.
- Oj tam, oj tam. Wszyscy sobie świetnie radzili, a ty Raf chyba najlepiej. - uśmiechnęłam się.
- Hmm, no wiecie... Mam w sobie wiele ukrytych talentów. - odparł zadziornie.
- Hahaha, weź mnie nie rozśmieszaj. Ty i ukryte talenty. - zaśmiał się Carlos, a reszta zaraz po nim.
- Nie no, nikt mnie nigdy nie docenia! - wyjęczał starszy Pena.
- Nie marudź już. Ja Cię doceniam. - zaśmiała się Van i pocałowała go w policzek po czym wsiedliśmy do samochodów.
W drodze do domu zatrzymaliśmy się jeszcze przy komendzie, na której pracuje mój tata. Musiał podpisać jakieś akta i papiery na jego urlop.
Po obiedzie Ja, mama, Meg i Vanessa miałyśmy się wybrać na zakupy. Prowiant na drogę i jeszcze inne drobiazgi do Zakopanego. Zastanawiałyśmy się czy wziąć ze sobą jakiegoś przedstawiciele płci przeciwnej by nam pomógł z torbami, ale zmieniliśmy zdanie gdy pomyślałyśmy, że będą nam na każdym kroku zrzędzić, ględzić i jęczeć.
Na miejscu miałyśmy się spotkać z Karoliną i w piątkę zacząć robić zakupy.
Bardzo cieszę się z powodu wyjazdu do Zakopanego. Po długim czasie spotkam moją babcię. Spędzę z przyjaciółmi i rodziną kilka dni przed nowym rokiem i sylwestra. Jedziemy w czternastkę: Ja, Carlos, moi rodzice, Filip, James, Logan, Kendall, Raf, Vanessa, Meggie, Karolina, Mańka i Kacper. Chcieliśmy by pojechali także z nami Majka z Barkiem, ale podziękowali i powiedzieli, że mają już plany na sylwestra. Śmiałam się do kuzynki, że za karę zostawiam jej pod opieką Demona. Te święta były wspaniałe i czuję, że sylwester i Nowy Rok nie będą gorsze.
Tego dnia zdążyliśmy się jeszcze spakować. Jeszcze nie wiemy o której jutro wyjedziemy, ale na pewno wyrobimy się przed południem. Ze stolicy Podkarpacia do Zakopanego jedzie się jakieś cztery godziny, ale fakt, że jedziemy z dwójką małych dzieci – droga może się wydłużyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz