Koncert zaczął się o 18.30, chłopcy wyszli na
scenę około godziny 20. Gdy pojawili się na scenie usłyszeliśmy jeden wielki
pisk! To oznacza, że dużo młodych dziewczyn
przyszło na ten świąteczny koncert. Zaśpiewali swoją świąteczną piosenkę
„Beautyful Christmas” i … i coś co wymyślili w oczekiwaniu na swój występ. Nie
tyle wymyślili co utworzyli swoją wersję „Jingle Bells”. Gdy zeszli ze sceny
nie mogli się odpędzić od tłumu fanek. Każda chciała dostać autograf, pstryknąć
sobie zdjęcie lub chociaż wymienić kilka słów ze swoimi idolami. Staliśmy we
czwórkę i przyglądaliśmy się temu z boku. Gdy tłum wokół Carlosa, Logana,
Jamesa i Kendalla zaczął się zmniejszać, my spróbowaliśmy się do nich
dopchać. Byliśmy już prawie obok, gdy
nagle jakaś fanka podbiegła do Maslowa, uwiesiła mu się na szyi i go zaczęło go
całować. Na naszych twarzach najpierw pojawił się szok, potem na twarzy Meg
pojawiło się zdenerwowanie.
- Lena, jak ja mam po polsku powiedzieć, żeby
zostawiła mojego chłopaka w spokoju?! - zapytała. Ja szepnęłam jej słowa do
ucha, ona je powtórzyła bezbłędnie. Podeszła do
tej dziewczyny poklepała ją po ramieniu, mówiąc :
- Ej lala,
mogłabyś się odpieprzyć od mojego chłopaka? - powiedziała po
mistrzowsku, tamta się odwróciła i nic nie zdążyła powiedzieć, bo oberwała po
buzi od mojej przyjaciółki. Złapała się za policzek,
wymamrotała pod nosem, że „wariatka” i odeszła. Meg spiorunowała wzrokiem
Jamesa i przeszła dalej. Wszyscy nadal byliśmy w szoku. W siódemkę pobiegliśmy
za Meg.
- Meg, czekaj! - zawołałam.
- Kochanie, zaczekaj. - powiedział James,
łapiąc ją za ramię.
- Na moich przyjaciół zaczekam, na Ciebie już
niekoniecznie. - powiedziała Brązowowłosa. My spojrzeliśmy na nią pytająco.
- No przecież to tamta mnie pocałowała.
Widziałaś przecież... - tłumaczył się James.
- Oczywiście, że widziałam. A ty nie miałeś
nic przeciwko temu! - staliśmy na zaśnieżonym chodniku, wsłuchiwaliśmy się w
kłótnię pary.
- Meg... - zaczął James.
- To się nazywa damski foch, kolego. -
podsumował Raf.
- Przesrałeś sobie. - poklepałam mojego
przyjaciela po ramieniu i powoli ruszyłam, musiałam się ruszyć by nie
zamarznąć. Wszyscy ruszyli za mną. Wybraliśmy drogę
przez park, mijaliśmy zaśnieżone alejki, ławki i zamarzniętą rzeczkę i jezioro.
Ja i Carlos trzymaliśmy się za ręce, podobnie Vanessa z Rafem. Logan z
Kendallem szli obok nas, a pokłóceni nadal się do siebie nie odzywali, szli za
nami. Przystanęliśmy na mostku, oglądaliśmy artystycznie zamarzniętą wodę. Ja z
Carlosem tak samo jak Van i Raf, staliśmy przytuleni i nawzajem się grzaliśmy.
Widać było, że to też by się przydało Meggie. Spojrzałam na Jamesa i wzrokiem
nakazałam mu do niej podejść. On westchnął i podszedł do swojej dziewczyny.
- Meg, przepraszam Cię. Naprawdę głupio
wyszło. Wybaczysz mi, czy chcesz nadal marznąć? - powiedział z miną 'głodnego
proszącego o chleb'. Ona popatrzyła na niego i
udała zamyśloną miną, wszyscy wiedzieliśmy, że jest uparta.
- Chodź tu, ty mój wariacie! - powiedziała i
natychmiast się w niego wtuliła. - Od razu lepiej. - wymamrotała wtulona w
kurtkę długowłosego chłopaka.
Następnego dnia zaraz po śniadaniu Ja, mój
tata, Carlos, James, Meg, Vanessa, Rafael, Logan i Kendall pojechaliśmy
wypróbować moje nowe cacko. Pojechaliśmy dwoma
samochodami.
Weszliśmy na strzelnicę, załadowaliśmy
magazynki w obu pistoletach, moim i taty. Każdy mógł kolejno się wykazać. Na
strzelnicy siedzieliśmy od 10 do 13.
- Było super, ale i tak najlepszymi
strzelcami w naszym towarzystwie zostajecie wy. - Logan wskazał na mnie i
mojego tatę, gdy wychodziliśmy z budynku.
- No bo oni to już mieli we krwi. Narodziło
to się w nich wraz z przyjściem na świat. - zaśmiała się Meggie.
- Oj tam, oj tam. Wszyscy sobie świetnie
radzili, a ty Raf chyba najlepiej. - uśmiechnęłam się.
- Hmm, no wiecie... Mam w sobie wiele
ukrytych talentów. - odparł zadziornie.
- Hahaha, weź mnie nie rozśmieszaj. Ty i
ukryte talenty. - zaśmiał się Carlos, a reszta zaraz po nim.
- Nie no, nikt mnie nigdy nie docenia! - wyjęczał
starszy Pena.
- Nie marudź już. Ja Cię doceniam. - zaśmiała
się Van i pocałowała go w policzek po czym wsiedliśmy do samochodów.
W drodze do domu zatrzymaliśmy się jeszcze
przy komendzie, na której pracuje mój tata. Musiał podpisać jakieś akta i
papiery na jego urlop.
Po obiedzie Ja, mama, Meg i Vanessa miałyśmy
się wybrać na zakupy. Prowiant na drogę i jeszcze inne drobiazgi do Zakopanego.
Zastanawiałyśmy się czy wziąć ze sobą jakiegoś
przedstawiciele płci przeciwnej by nam pomógł z torbami, ale zmieniliśmy zdanie
gdy pomyślałyśmy, że będą nam na każdym kroku zrzędzić, ględzić i jęczeć.
Na miejscu miałyśmy się spotkać z Karoliną i
w piątkę zacząć robić zakupy.
Bardzo cieszę się z powodu wyjazdu do
Zakopanego. Po długim czasie spotkam moją babcię. Spędzę z przyjaciółmi i
rodziną kilka dni przed nowym rokiem i sylwestra.
Jedziemy w czternastkę: Ja, Carlos, moi rodzice, Filip, James, Logan, Kendall,
Raf, Vanessa, Meggie, Karolina, Mańka i Kacper. Chcieliśmy by pojechali także z
nami Majka z Barkiem, ale podziękowali i powiedzieli, że mają już plany na
sylwestra. Śmiałam się do kuzynki, że za karę zostawiam jej pod opieką Demona.
Te święta były wspaniałe i czuję, że sylwester i Nowy Rok nie będą gorsze.
Tego dnia zdążyliśmy się jeszcze spakować.
Jeszcze nie wiemy o której jutro wyjedziemy, ale na pewno wyrobimy się przed
południem. Ze stolicy Podkarpacia do Zakopanego
jedzie się jakieś cztery godziny, ale fakt, że jedziemy z dwójką małych dzieci
– droga może się wydłużyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz