niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 62



Sobota zleciała spokojnie. Tradycyjnie trzeba było jak to w sobotę, sprzątać. Próbowałam, bo mój pomocnik musiał ciągle mnie rozpraszać, a można się domyślić kto nim został... Ale się udało i dom był wysprzątany na niedzielny zjazd, przypominam – roczek Młodego.
Następny dzień, niedziela.
Po obiedzie zaczęli się wszyscy zjeżdżać, była godzina 15... Pierwsi Kacper z Karoliną i Mańką, potem ojciec chrzestny wujek Adam, następnie matka chrzestna Majka z Barkiem. Przed przyjazdem Carlosa do Polski, wszystkie mamusie, Henderson, Maslow, Schmidt i Pena musiały zapakować Latynosowi do torby prezenty dla małego jubilata. Dostał jakieś grzechotki, zabawki i jakieś ubranka. Ode mnie i Carlosa otrzymał, średniej wielkości maskotkę owieczki, z bajki, Owieczka Timmy. Posadzi się ją, na razie gdzieś w kącie i będzie siedziała, a jak podrośnie na tyle by się bawić nią, to będzie się nią bawić.
Impreza trwała, a po torcie, wymknęłam się z domu razem z Carlosem, pod pretekstem spaceru z Demonem. Szliśmy objęci przez zaczynający zielenić się park, mojego psa prowadziłam na smyczy.
Usiedliśmy na ławce, a psa spuściłam ze smyczy, mam do niego zaufanie, nie raz już tak robiłam, zajmowałam się rozmową lub czymś innym, a Demon  trochę pobiegał, zawsze jest w polu mojego widzenia, mądre psisko.
- Nie wiem czy do wakacji uda mi się jeszcze do Ciebie przyjechać... Strasznie dużo koncertów mamy już zaplanowanych. Pewnie dopiero się spotkamy na wakacjach. - powiedział Carlos, gdy siedzieliśmy na ławce przytuleni do siebie.
- Szkoda, ale zawsze też pozostaje internet i telefon, a poza tym od maja i tak będę miała mniej wolnego czasu. Policja, obowiązki, przestępcy, po prostu praca... - westchnęłam.
- No właśnie, masz mi zdawać relacje jak to zamykasz złoczyńców. - zaśmiał się Carlito.
- Tak, bójcie się mnie! Nadchodzę! - zażartowałam. - Chciałabym żeby był już ten maj i zacząć tą pracę na komisariacie. Strasznie mnie do tego ciągnie. - dodałam.
- No to jeszcze chwila i już będziesz panią komisarz. Najważniejsze są chęci, a jak będziesz najlepsza to szybko Cię awansują. - uśmiechał się chłopak.
- Tak, tak. Żeby mnie awansować to ja muszę pełnoetatowo pracować w policji i być po szkole. Bez tego to ja pewnie będę tylko raporty wypełniać i wyślą mnie do jakiejś drobnej kradzieży. - odpowiedziałam.
- Nie no, Ciebie to od razu do morderstwa albo gwałtu wyślą. - zaśmiał się Carlos.
- No chyba, że będą chcieli co jest warta córka dobrego gliny to może to być możliwe. - teraz posiedzieliśmy chwilę w ciszy, mocno przylgnęłam do swojego chłopaka i mocno się do niego przytuliłam. - Kocham Cię. - powiedziałam, przerywając ciszę. Sama nie wiem skąd mnie na takie czułości się zebrało.
 - Te  Quiero. - odpowiedział Carlos.
- Dobra, dobra ty to się nie popisuj tym swoim hiszpańskim. - oboje się zaśmialiśmy.
Posiedzieliśmy jeszcze przez chwilę, a gdy godzina nas spłoszyła to zawołaliśmy Demona i ruszyliśmy w stronę domu. Godzina nasz spłoszyła, ponieważ była już 17, a trzeba było jeszcze posiedzieć w domu, a już o 21:30 Carlos miał już, niestety samolot...
- Was gdzie na tak długo zmyło? - zaśmiała się moja kuzynka, gdy wróciliśmy już do domu.
- Byliśmy w parku, Demon trochę pobiegał, a... - zaczęłam.
- A wy sobie w końcu sami posiedzieliście. - zaśmiał się, dokańczając Bartek.
- Oj tam, wy czasem nie chcecie przez chwilę pobyć sami? - zaśmiałam się gdy dołączyliśmy do reszty w salonie. Bartek i Majka się tylko zaśmiali i nic nie odpowiedzieli.
Później zeszliśmy na temat związany z policją, w którym mój tata, wujek Adam, Bartek i ja mieliśmy dużo do powiedzenia.
Około godziny 18, Majewscy opuścili nasze skromne progi, po nich pojechał wujek Adam.
Zostaliśmy tylko ja z Carlosem, moi rodzice, Filip i Maja z Bartkiem. Snuliśmy się do 20. Potem zaczęliśmy się zbierać i pojechaliśmy na lotnisko, ja, Majka, Bartek no i oczywiście moje wyjeżdżające Kochanie - Carlos.
Staliśmy we czwórkę i rozmawialiśmy, tak bardzo nie chciałam się jeszcze z nim żegnać! Miałam go teraz za krótko. Stanowczo za krótko! W końcu trzeba było przejść i do tego, najgorszego – pożegnania.
- Macie mi się tu nią opiekować. - zaśmiał się Carlos do mojej kuzynki i jej chłopaka.
- Bo pewnie sobie bez ciebie nie poradzę, hmmm... - odpowiedziałam z lekkim uniesieniem i ironią.
- No ja nie wiem, mówię tak na zapas, tak na wszelki wypadek. - uśmiechał się mój chłopak.
- Dobra, dobra. Nie musisz się martwić, oboje się nią zajmiemy. Włos jej z głowy nie spadnie. - zaśmiała się Majka.
- W takim razie mogę być spokojny. - odpowiedział z uśmiechem Carlos.
W tym momencie tradycyjnie jak to podczas długich pożegnań usłyszeliśmy głos wzywający Carlosa, by kierował się do wyjściowej bramki. W tym momencie zrobiła zrezygnowaną minę, podeszłam do Carlos i go przytuliłam. Pożegnałam się z nim, potem on pożegnał się z Majką i Bartkiem. Zaczął się oddalać. Zanim jednak straciliśmy go całkiem z pola widzenia, odwrócił się i posłał nam ten swój czarujący i ciągle uwodzący mnie uśmiech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz