- Zatańczysz ze mną? -
zapytał patrząc mi w oczy.
- Mogę zatańczyć... -
powiedziałam niepewnie.
Przysunął się do mnie, a
ja poczułam dreszcz. Nie odzywaliśmy się i nie widzieliśmy się prawie
miesiąc... A teraz razem mamy tańczyć.
W tym momencie szybka muzyka przycichła i teraz z
głośników poleciała spokojniejsza. Zbliżył się jeszcze bardziej i położył swoje
ręce na mojej tali. Ja wysunęłam dłonie i umieściłam je na jego ramionach, a głowę
położyłam na prawym ramieniu. Gdy poczułam jego zapach, ponownie przeszedł mnie
dreszcz. Ten zapach był ciągle ten sam, taki od zawsze pamiętam – zapach
Carlosa.
Nie odzywaliśmy się do
siebie, tylko bujaliśmy się w rytm piosenki.
Wtedy zbliżyliśmy się co
nieco do naszych stolików. Zauważyłam, że obok stoliku przy którym siedzieli
prawie wszyscy stanęła wysoka kobieta. Miny Vanessy i Meggie się momentalnie zmieniły i przeszły do drugiego
stolika przy, którym siedzieli Smith z Markiem.
- Wiesz... - przystanęłam.
- Fajnie było, ale przestańmy, bo zaraz twoja ukochana jeszcze będzie
zazdrosna... - powiedziałam i nie patrząc na Carlosa odeszłam.
Usiadłam przy barze i zamówiłam drinka. Oparłam głowę na
ręce i sama nie wiem skąd na moim policzku pojawiła się łza.
- Nieciekawie, prawda? -
po chwili usłyszałam głos Logana.
- Czemu? Dziewczyna
przyszła do chłopaka na urodziny... Nic dziwnego. - odpowiedziałam upijając łyk
alkoholu ze szklanki.
- Taaaa...
- Jesteś samochodem,
prawda? - zapytałam.
- Tak. Chcesz żebym cię
odwiózł?
- Mógłbyś?
- No pewnie, chodź się
pożegnać i jedziemy. - uśmiechnął się. - Też nie mam zamiaru udawać miłego przy
niej. - powiedział, ja upiłam drinka do końca i ruszyliśmy w stronę stolików. Logan podszedł do pierwszego, przy
którym byli Samantha, Carlos, James i Raf. Ja przysiadłam się do Smitha, Marka
i dziewczyn.
- I po co ją tu w ogóle
przywiało? - zaczął Smith. - Ja tam nie mam zamiaru nawet iść i się z nią
witać...
- No to my jak tylko
przyszła, przeszłyśmy do tego stolika. - dodała Meggie.
- Też nie mamy zamiaru
tam się przed nią płaszczyć i udawać miłe... - dorzuciła Vanessa.
- Ja już się będę
zbierać. Logan mnie odwiezie do mieszkania. - powiedziałam biorąc swoją torbę.
- No dobra, widzę, że on
też ma już ochotę się zmyć. - Van odwróciła się na sekundę i spojrzała na
swojego brata.
- No dobra. To pa. -
pożegnałam się z czwórką siedzącą przy tym stoliku.
- Masz klucze? -
zapytała jeszcze Meg.
- Tak, mam.
- Ok, ja jeszcze
posiedzę chwilę. Potem nie wiem czy wrócę czy zostanę u Jamesa. - dodała.
- Okey, to do
zobaczenia. - wstałam i podeszłam do drugiego stolika. - Idziemy? - zapytałam
Logana.
- Pewnie. - wstał. - To
będę się już zbierał. Odwiozę przy okazji Lenę. - stanął obok mnie.
- No Lena, nooo! Aleś się
długo nasiedziała, rzeczywiście... - przewrócił oczami Raf.
- No przestań, przecież
nie wracam na razie do Polski, jeszcze ci się znudzę, zobaczysz. - zaśmiałam
się.
- No coś ty! Ty nam się
nigdy nie znudzisz. - dodał roześmiany James.
- No dobra, dobra. To
jak, idziemy? - zapytałam Logana.
- Tak. To pa. -
powiedział Logan, już mieliśmy iść, gdy...
- Dzięki, że
przyszliście... - zawołała dziewczyna siedząca przy Latynosie. Spojrzałam na
nich, w tym momencie Carlos też spojrzał na mnie, a Samantha przywarła od niego i przytuliła się.
- To cześć. -
powiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia. Zaraz za mną ruszył Logan.
- Dziękuję. -
powiedziałam gdy zatrzymaliśmy się przed budynkiem, w którym mieści się
mieszkanie Meg.
- Nie przejmuj się nią.
- powiedział.
- Nie przejmuję się. Nie
mam zamiaru. Po prostu wygrała...
- Nie mów tak. -
zaprzeczył Logan.
- Dlaczego? Źle mówię?
To prawda. Tak już ten świat jest zbudowany. Celebryta spotyka się z celebrytą,
a szarak z szarakiem. - wzruszyłam ramionami i otworzyłam drzwi. - Dobranoc Logan. - powiedziałam wychodząc z
jego samochodu.
- Dzięki, ty też śpij
dobrze.
Dzień następny – wtorek.
Obudziłam się rano i od
razu poszłam wziąć prysznic. Wysuszyłam się i wyszłam z łazienki. Zajrzałam do
sypialni Meg, okazała się pusta. W mieszkaniu nie było śladu, że mogła jeszcze wczoraj wrócić. Więc pewnie
została u Jamesa. Zrobiłam sobie kawę, wyszłam z nią na duży balkon i usiadłam
na ławce, podkuliłam nogi i patrzyłam na poranną panoramę Miasta Aniołów.
W tym momencie przypomniałam
sobie wczorajszy wieczór. Przypomniałam sobie wczorajszy taniec z Carlosem,
jego dotyk i ciągle ten sam zapach
jego perfum.
Przez tą krótką chwilę
zdołałam zapomnieć o tym co się stało wcześniej, o naszej kłótni i rozłące.
Wtedy przez chwilę pomyślałam, że mogłoby być już tak zawsze.
Gdy zobaczyłam Samanthe
to wszystko prysło tak jak złe uroki w bajkach. Przypomniałam sobie, że już nic
nie będzie tak jak dawniej...
Wróciłam do mojej,
szarej rzeczywistości...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz