piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 88



- Zatańczysz ze mną? - zapytał patrząc mi w oczy.
- Mogę zatańczyć... - powiedziałam niepewnie.
Przysunął się do mnie, a ja poczułam dreszcz. Nie odzywaliśmy się i nie widzieliśmy się prawie miesiąc... A teraz razem mamy tańczyć.
W tym momencie szybka muzyka przycichła i teraz z głośników poleciała spokojniejsza. Zbliżył się jeszcze bardziej i położył swoje ręce na mojej tali. Ja wysunęłam dłonie i umieściłam je na jego ramionach, a głowę położyłam na prawym ramieniu. Gdy poczułam jego zapach, ponownie przeszedł mnie dreszcz. Ten zapach był ciągle ten sam, taki od zawsze pamiętam – zapach Carlosa.
Nie odzywaliśmy się do siebie, tylko bujaliśmy się w rytm piosenki.
Wtedy zbliżyliśmy się co nieco do naszych stolików. Zauważyłam, że obok stoliku przy którym siedzieli prawie wszyscy stanęła wysoka kobieta. Miny Vanessy i Meggie się momentalnie zmieniły i przeszły do drugiego stolika przy, którym siedzieli Smith z Markiem.
- Wiesz... - przystanęłam. - Fajnie było, ale przestańmy, bo zaraz twoja ukochana jeszcze będzie zazdrosna... - powiedziałam i nie patrząc na Carlosa odeszłam.
 Usiadłam przy barze i zamówiłam drinka. Oparłam głowę na ręce i sama nie wiem skąd na moim policzku pojawiła się łza.
- Nieciekawie, prawda? - po chwili usłyszałam głos Logana.
- Czemu? Dziewczyna przyszła do chłopaka na urodziny... Nic dziwnego. - odpowiedziałam upijając łyk alkoholu ze szklanki.
- Taaaa...
- Jesteś samochodem, prawda? - zapytałam.
- Tak. Chcesz żebym cię odwiózł?
- Mógłbyś?
- No pewnie, chodź się pożegnać i jedziemy. - uśmiechnął się. - Też nie mam zamiaru udawać miłego przy niej. - powiedział, ja upiłam drinka do końca i ruszyliśmy w stronę stolików. Logan podszedł do pierwszego, przy którym byli Samantha, Carlos, James i Raf. Ja przysiadłam się do Smitha, Marka i dziewczyn.
- I po co ją tu w ogóle przywiało? - zaczął Smith. - Ja tam nie mam zamiaru nawet iść i się z nią witać...
- No to my jak tylko przyszła, przeszłyśmy do tego stolika. - dodała Meggie.
- Też nie mamy zamiaru tam się przed nią płaszczyć i udawać miłe... - dorzuciła Vanessa.
- Ja już się będę zbierać. Logan mnie odwiezie do mieszkania. - powiedziałam biorąc swoją torbę.
- No dobra, widzę, że on też ma już ochotę się zmyć. - Van odwróciła się na sekundę i spojrzała na swojego brata.
- No dobra. To pa. - pożegnałam się z czwórką siedzącą przy tym stoliku.
- Masz klucze? - zapytała jeszcze Meg.
- Tak, mam.
- Ok, ja jeszcze posiedzę chwilę. Potem nie wiem czy wrócę czy zostanę u Jamesa. - dodała.
- Okey, to do zobaczenia. - wstałam i podeszłam do drugiego stolika. - Idziemy? - zapytałam Logana.
- Pewnie. - wstał. - To będę się już zbierał. Odwiozę przy okazji Lenę. - stanął obok mnie.
- No Lena, nooo! Aleś się długo nasiedziała, rzeczywiście... - przewrócił oczami Raf.
- No przestań, przecież nie wracam na razie do Polski, jeszcze ci się znudzę, zobaczysz. - zaśmiałam się.
- No coś ty! Ty nam się nigdy nie znudzisz. - dodał roześmiany James.
- No dobra, dobra. To jak, idziemy? - zapytałam Logana.
- Tak. To pa. - powiedział Logan, już mieliśmy iść, gdy...
- Dzięki, że przyszliście... - zawołała dziewczyna siedząca przy Latynosie. Spojrzałam na nich, w tym momencie Carlos też spojrzał na mnie, a Samantha przywarła od niego i przytuliła się.
- To cześć. - powiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia. Zaraz za mną ruszył Logan.

- Dziękuję. - powiedziałam gdy zatrzymaliśmy się przed budynkiem, w którym mieści się mieszkanie Meg.
- Nie przejmuj się nią. - powiedział.
- Nie przejmuję się. Nie mam zamiaru. Po prostu wygrała...
- Nie mów tak. - zaprzeczył Logan.
- Dlaczego? Źle mówię? To prawda. Tak już ten świat jest zbudowany. Celebryta spotyka się z celebrytą, a szarak z szarakiem. - wzruszyłam ramionami i otworzyłam drzwi. - Dobranoc Logan. - powiedziałam wychodząc z jego samochodu.
- Dzięki, ty też śpij dobrze.


Dzień następny – wtorek.
Obudziłam się rano i od razu poszłam wziąć prysznic. Wysuszyłam się i wyszłam z łazienki. Zajrzałam do sypialni Meg, okazała się pusta. W mieszkaniu nie było śladu, że mogła jeszcze wczoraj wrócić. Więc pewnie została u Jamesa. Zrobiłam sobie kawę, wyszłam z nią na duży balkon i usiadłam na ławce, podkuliłam nogi i patrzyłam na poranną panoramę Miasta Aniołów.
W tym momencie przypomniałam sobie wczorajszy wieczór. Przypomniałam sobie wczorajszy taniec z Carlosem, jego dotyk i ciągle ten sam zapach jego perfum.
Przez tą krótką chwilę zdołałam zapomnieć o tym co się stało wcześniej, o naszej kłótni i rozłące. Wtedy przez chwilę pomyślałam, że mogłoby być już tak zawsze.
Gdy zobaczyłam Samanthe to wszystko prysło tak jak złe uroki w bajkach. Przypomniałam sobie, że już nic nie będzie tak jak dawniej...
Wróciłam do mojej, szarej rzeczywistości...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz