piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 105



**Oczami Leny**

   Gdy tylko otworzyłam oczy, włączyłam swojego laptopa i poszłam się umyć i ubrać. Zjadłam szybkie śniadanie i ruszyłam z powrotem na górę. Gdy weszłam do swojego pokoju, od razu zauważyłam na ekranie laptopa przychodzące połączenia przez skype'a. Odebrałam i momentalnie na ekranie pojawiły się dwie damskie twarze. Uśmiechnęłam się na ich widok.
- Cześć dziewczyny. Jak tam?
- Hej Lena, jak widzę, siedzisz, to dobrze. - powiedziała przejęta Vanessa z wielkim uśmiechem na twarzy.
- No siedzę, siedzę! O co chodzi? Jakiego newsa chcecie mi sprzedać tym razem? Hmmm? Mia, Vanessa, noo raz, raz. Mówcie. - zaśmiałam się. Vanessa miała na twarzy dalej wielkiego banana, a Mia co chwila na nią spoglądała i lekko się uśmiechała.
- No, bo chodzi o to, że... - czarnowłosa zaczęła mówić, ale w tym samym momencie usłyszeliśmy dzwonek telefonu. - Nooo, ci z redakcji to zawsze wiedzą kiedy zadzwonić. - powiedziała z nitką ironii. - Przepraszam na chwilę. - rzuciła i znikła z ekranu, na którym została sama Mia.
- Mia dokończ tą historię. O co właściwie chodzi? I gdzie macie chłopaków i resztę paczki? - zaśmiałam się.
- Kendall z Alice razem, James z Meg razem, Logan z Rafem i Carlosem poszli na piwo, za chwilę powinni wrócić, a my z Van tak sobie siedzimy. A tak właściwie to mam ci dwie rzeczy do powiedzenia...
- W takim razie zamieniam się w słuch.
- Dowiedziałam się wczoraj, że zostałam adoptowana, a dziś po rozmowie z rodzicami dowiedziałam się co nieco o moich biologicznych rodzicach, że byli niepełnoletni i mnie oddali.
- Chcesz ich szukać? - zapytałam. Ja gdybym była na jej miejscu, to pewnie chciałabym ich poznać.
- Na razie sama nie wiem. Muszę to jeszcze przemyśleć.
- Rozumiem. A co z tą drugą sprawą? - zapytałam. Ona się uśmiechnęła.
- No, bo ja i Logan... - zaczęła.
- Mia i Logan są parą ! - na ekranie znów pojawiła się roześmiana twarz Vanessy.
- No w końcu ! - zawołałam.
- Co wy z tym macie ?! - zapytała z udawaną złością.
- Ale z czym? - nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Bo to jest reakcja każdego, kto się dziś dowiedział o nich. - wytłumaczyła Van.
- Naprawdę gratuluję i bardzo się cieszę. - uśmiechnęłam się. No w końcu są razem! Wiedziałam, że tak będzie. Ja mam nosa do łączenia ludzi w pary. Po drugiej stronie ekranu, u dziewczyn rozległ się dźwięk otwierających się drzwi.
- No w końcu! Już po północy, a ci łaskawcy postanowili jednak wrócić. - zamruczała Vanessa. - Poszli we trójkę na  małe piwo i choć tyle, że wrócili...
- Oj przestań, już masz zamiar być zrzędliwą żoną?! - zapytałam.
- No właśnie! Ja tu słyszę całkiem mądre słowa. - usłyszałam głos starszego Peny i po chwili na ekranie, za dziewczynami zobaczyłam Rafa, Carlosa i Logana.
- Cześć chłopaki. Logan, gratuluję! - wskazałam kciukiem okey.
- A dziękuję. - zaśmiał się.
- No dobra, my już będziemy kończyć. Już jest późno. - usłyszałam Vanessę.
- A u mnie wcześnie. - zaśmiałam się. - Ja też zaraz się będę zbierać. Przed pracą, umówiłam się jeszcze z Tonym. - dodałam.
- A no właśnie, pozdrów tam Martineza od nas. - wtrącił Rafael.
- Pozdrowię. Paaa.
- Cześć. - odpowiedzieli chórem i rozłączyliśmy rozmowę.
   Wyłączyłam laptop i wyszłam z domu. Spotkałam się z Tonym w parku. Tak jak kazali, pozdrowiłam go od nich, dorzucając jeszcze od siebie długiego całusa. Spacerując i trzymając się za dłonie, powiedziałam mu, że w końcu Mia z Loganem są razem. Potem zeszliśmy na temat związany z wyjazdem do Barcelony. Zbliżał się już wielkimi krokami...
Później musiałam odwalić swoją robotę na komisariacie. Najpierw stos raportów, które wypełniłam razem z Łukaszem i Laurą. Później wysłali mnie z Bartkiem na obserwacje. Dziś praktycznie nic się nie działo. Gdy wróciłam do domu, rozmawiałam jeszcze z Vanessą na skype. Opowiadała, że z Rafem już całkowicie przenieśli się od swojego mieszkania, a gdy wczoraj pojechała rano by zabrać swoje ostatnie rzeczy, przyłapała, siedzących w kuci, prawie półnagich Logana z Mią.
Ja w końcu powiedziałam jej jak to jest ze mną i Tonym. Opowiedziałam jej też o wspólnym wyjeździe do Barcelony.

  Rano wybrałyśmy się z dziewczynami na podbój sklepów. Agata z Majką wyciągnęły mnie na zakupy, pod pretekstem wyboru kiecek na ten cały 'bal' w Barcelonie. Każda z nas coś dla siebie wybrała. Później przeniosłyśmy się do mnie. Moja mama oczywiście musiała zobaczyć nasze zdobycze. Widziałam miny mamy i dziewczyn, zwycięskie miny... Dalej nienawidzę sukienek i spódnic, ale jeżeli trzeba to trzeba się przełamać. A z drugiej strony... To nie aż taki koszmar, jaki mi się wydawał...Gdy dziewczyny już poszły, postanowiłam wykorzystać końcówkę pięknych dni naszej złotej polskiej jesieni... Wzięłam swój rower i ruszyłam do parku, z którym wiążę wiele wspomnień. Z dzieciństwa: wygłupy i zabawy z innymi dziećmi, później inne zabawy z rowerem i deską w skate parku wraz z chłopakami. Teraz, wszystkie spotkania, spacery z Demonem, no i... To ten sam park, w którym Kamil zdecydował się powiedzieć mi coś ważnego...
Oparłam rower o ławkę i usiadłam na niej, wbijając wzrok w marmurową fontannę, z której jeszcze tryskała woda... Gdy tylko pogoda się pogorszy, wyłączą ją...
- Można się przyłączyć? - usłyszałam za sobą. Obejrzałam się i zobaczyłam uśmiechniętego, stojącego za mną, Kamila.
- Pewnie, że można. Siadaj. - uśmiechnęłam się do niego.
- Słyszałem, że byłyście rano we trójkę na zakupach. - powiedział, siadając obok mnie.
- A byłyśmy i jesteśmy już przygotowane do wyjazdu. Sukienki na to całe przyjęcie promocyjne i coś na co dzień mamy już przygotowane.
- Lena, ty i sukienka? O jak ja się cieszę, że tam jadę. - wyszczerzył się.
- Przestań! Los Angeles mnie zmieniło, ale nie do tego stopnia żebym nakładała na siebie kilo tapety i paradowała ciągle w sukienkach. Jeżeli trzeba, to założę. - wzruszyłam ramionami.
- To dobrze, bo nie mogę się doczekać by zobaczyć cię w kiecce. - powiedział uśmiechnięty.
- Kamil... Bo chyba musimy o czymś porozmawiać... Minęło już sporo czasu od tego... - usiadłam po turecku na ławce, przodem do mojego przyjaciela. Byłam lekko zmieszana, zaczęłam bawić się sznurówką z trampka. Spojrzała na mnie i usadowił się bokiem, opierając łokieć na oparciu ławki, na nim oparł swoją głowę.
- Coś o czym musimy porozmawiać i od czego minęło już sporo czasu... Chyba wiem o co może chodzić... Czy ja do ciebie... emmm.
- Widzę, że ty też nie potrafisz ubrać tego w słowa. - zaśmiałam się pod nosem. - Ale ogólnie to chodzi nam o to samo... - dodałam.
- Lena... Jesteśmy przyjaciółmi, tak? Przez ten czas, szczególnie na początku, dużo o tym myślałem i wyszło na to, że teraz... Tak... Kocham cię, ale jako najlepszą siostrę na świecie. Teraz jeszcze pojawiła się Agata. Jest dobrze. - uśmiechnął się.
- Cieszę się. Też cię kocham jak brata, ciebie, Mateusza i Bartka. Przyjaźnimy się od dziecka i cokolwiek by się nie stało zawsze jesteśmy razem. - odwzajemniłam uśmiech.
- No dobra... Wszystkim się układa, a tobie?
- Mi też się układa. - lekko się uśmiechnęłam i spuściłam wzrok.
- Yhyyy... Mnie nie oszukasz. - zrobił minę taką, jakby jego wzrok przeszywał mnie na wskroś i lekko trzepną mnie palcem w nos. Zaśmiałam się i spojrzałam na niego.
- Witam, witam. Już myślałem, że zejdę z nudów obserwując tego gościa... - w tym momencie przed nami pojawił się Kuba. Szczerze? To w tej chwili byłam mu za to naprawdę wdzięczna. Jakoś nie miałam ochoty na rozmowę o tym, co się teraz dzieje w środku mnie.
- Cześć. - przywitaliśmy się z Kubą.
- Jak tam w pracy? - zapytałam.
- Prócz tego, że od godziny łażę za tym gościem, to spoko... - wskazał na faceta, który nerwowo drobi w miejscu kawałek od nas.
- Czemu taki nerwowy? - zapytał Kamil.
- Ma się spotkać z kochanką.
- Od kiedy to prowadzimy sprawy kochanek? - zaśmiałam się.
- Od kiedy to żony giną w niewyjaśnionych sytuacjach. - odpowiedział Pawłowski, patrząc na faceta stojącego pod dużym dębem. - Przyszła... - dodał kiedy do mężczyzny podeszła wysoka blondynka w szpilkach i w ogromnym kapeluszu. - Dobra, miło było, ale muszę ich podsłuchać. Pa.
- Takiemu to dobrze... Gdy ja będę w nocy siedzieć na dyżurze, to on będzie już do domku sobie wracał. - westchnęłam z uśmiechem. - Ja też będę się już zwijać... Chcę się jeszcze zdrzemnąć przed nocnym dyżurem. - powiedziałam wstając.
- No dobrze. Trzymaj się.
- Pa. - odpowiedziałam, wzięłam swój rower i ruszyłam ku wyjściu z parku. Kilka minut później byłam już w domu. Nakarmiłam Demona i od razu pobiegłam do siebie, rzuciłam się na łóżko i przed zaśnięciem, ustawiłam sobie budzik.
  Kilka godzin snu, musiałam wstać i wyszykować się do pracy. Jeszcze przed wyjściem zdążyłam ucałować Filipa na dobranoc i wyszłam z domu. Wsiadłam do swojego samochodu i pojechałam na Klonową.
 Zaparkowałam go i wyszłam na górę, do wydziału. Weszłam do naszego małego biura i ponownie przywitałam się z Kubą.
- No dobra, jesteś, to ja mogę się już zbierać... - powiedział i schował swoją komórkę, która wcześniej leżała na biurku, do kieszeni. Już wychodził z pokoju...
- Kuba. - zawołałam go, a ten stojąc w progu, jeszcze się odwrócił. - Dziękuję. - dodałam, a ten się zdziwił.
- Proszę bardzo, ale za co?
- Bo przedtem pojawiłeś się w dobrym momencie.
- Czemu? Czyżby jakaś niefajna rozmowa z Kamilem? - oparł się o framugę drzwi.
- Nie, ale... Zapytał jak mi się układa, ja odpowiedziałam, że jest dobrze, to ten, że mi nie wieży... Jakoś nie mam wcale ochoty na rozmowę na takie tematy, z kimkolwiek... Jest dobrze.
- No dobra, ale na pewno jest dobrze? - co oni mają dziś z tym wzrokiem?! Ten też ma taki, jakby widział wszystko co mam w środku!
- Kubuś, czasami nie miałeś już iść? - zapytałam.
- No dobra, pa. - rzucił z uśmiechem i zniknął.  Ja usiadłam na obrotowym fotelu i przejechałam dłońmi po swojej twarzy.
- Jest dobrze... Przynajmniej tak mi się wydaje... - zamruczałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz