15 kwietnia.
Jest 6.00, właśnie obudził mnie telefon,
który leży na półce obok łóżka. Nadal dzwoni, bo mi się nie chce lekko
przesunąć by go dostać. Jestem tym rozdrażniona, ponieważ
chciałam sobie dłużej postać, bo po pierwsze mam dzisiaj na później, a po
drugie kilka godzin temu, a dokładnie o 3.45 w nocy, skończyłam 20 lat. Jest
piątek, piętnastego kwietnia, godzina szósta, kto śmie mnie budzić?!
Jednak się zlitowałam nad tym kimś, który do
mnie wydzwaniał. Podniosłam się i wzięłam telefon do ręki, spojrzałam na
wyświetlacz.
- Kochanie, nie pomyślałabym, że to ty mnie
obudzisz. - powiedziałam sama do siebie i nacisnęłam zieloną słuchawkę. -
Cześć, Carlos. - powiedziałam do telefonu.
- Cześć, obudziłem Cię, prawda?
- No, nie zaprzeczę. Chciałam jeszcze trochę
pospać, bo akurat dzisiaj mam na później. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- A to przepraszam. Ale jeżeli już nie śpisz,
to pewnie nie masz nic przeciwko temu byś wyszła na dwór, hmm? - usłyszałam
uwodzący głos Carlosa.
- I co ty znowu kombinujesz się pytam... - powiedziałam, ubierając na siebie bluzę i
wychodząc z pokoju.
- Ja?! Ja nic nie kombinuję, chcę tylko żebyś
z rana zdążyła się nacieszyć ładną pogodą. - powiedział lekko oburzonym, ale za
razem żartobliwym głosem. Ja w tym czasie schodziłam po
schodach, Demon postanowił pójść za mną, teraz gdy jest już większy ma
królewskie posłanie w korytarzu na piętrze, obok drzwi mojego pokoju.
- Yhy, tak, tak. Ja przecież nic nie mówię. -
zaśmiałam się, ubierałam już buty. Wyszłam z domu i stanęłam przed domem.
Miałam na sobie spodnie dresowe, od piżamy,
bluzę, ciepłe buty. Poranek był ciepły, więc tamto wystarczyło. - No i jestem,
wyszłam na dwór. Co mi teraz mój panie rozkażesz...
- Okey, idź przed siebie, do furtki. -
posłusznie ruszyłam przed siebie, za mną krok w krok szedł mój pies, który po
drodze zdążył się załatwić pod sosenkę rosnącą przed
domem.
Wyszłam przed bramkę i ten widok mnie wcale,
nic, a nic nie zaskoczył, chociaż jedna rzecz była interesująca...
- Taaaa, ten co nic nigdy nie kombinuje. -
skomentowałam, podeszłam do Carlos i go mocno przytuliłam. - Stęskniłam się. -
wymamrotałam.
- I ja też. Musiałem przyjechać, nie mogłem
nie być tu w twoje dwudzieste urodziny. No właśnie, twoje urodziny, Wszystkiego
Najlepszego Skarbie. - powiedział i wręczył mi
kluczyki i wskazał na na to co mnie wcześniej zainteresowało. Biały Tiguan,
elegancko zawinięty w czerwoną, dużą tasiemkę z naprawdę dużą kokardą.
- To dla mnie...? - zrobiłam zdziwioną i
zaskoczoną minę. Wtedy z domu wyszli moi rodzice, podeszli do nas i przywitali
się z Carlosem.
- To prezent ode mnie i twoich rodziców. -
powiedział uśmiechnięty Carlos.
- Dziękuję Wam. Bardzo, ale to bardzo Was
kocham! - podeszłam do każdego i mocno przytuliłam.
Moi
towarzysze pomogli mi zdjąć tą wstęgę z samochodu, ktoś zadał sobie trud by ją
założyć, a teraz w mgnieniu oka jej już nie ma na samochodzie. Weszliśmy do niego, ja wsiadłam na miejsce kierowcy. Hmmm, idealne uczucie,
wiedząc że się ma nowiutkie, własne autko i to taki wypas. Wjechaliśmy na
podjazd i wróciliśmy do domu. Pobiegłam się przebrać, chwilę później wróciłam
na dół i dołączyłam do reszty, zjedliśmy śniadanie i wypiliśmy kawę. Pierwszy
pojechał tata, miał być na komisariacie o 8. My zostaliśmy, rozmawialiśmy i
śmialiśmy się. Carlos opowiadał nam o tych różnych głupotach, jakie wymyślają z
chłopakami, tradycyjnie głupoty. Wdrążył nas też bardziej w temat przygotowań Vanessy i Rafa do ślubu.
O 9.30 musiałam jednak już wyjechać by zdążyć na zajęcia. Wcale mi się nie
chciało, wolałam zostać w domu z Carlosem i chociażby poleniuchować.
Gdy wjechałam na parking obok mojej szkoły,
od razu w oczy rzuciło mi się wolne miejsce obok samochodu Bartka. Gdy go
zaparkowałam, on właśnie wysiadał ze swojego.
Widać było, że samochód zrobił na nim duże wrażenie, a gdy zobaczył kierowce,
jeszcze bardziej się zdziwił.
- No, no. To ja nie wiedziałem, że za zwykłą
Astrę się takie odszkodowanie dostaje. - zaśmiał się.
- No wiesz, jeżeli się śpi na pieniądzach to
się ma. - zażartowałam.
- A czy królewna pamięta o wieczornym
spotkaniu?
- Oczywiście, że pamiętam. Tylko, że mam
nadzieje, że nie macie nic przeciwko temu, że przyprowadzę osobę towarzyszącą?
- Ohhh, mogłem się od razu domyślić. No, nie
powiem... Carlos postarał się z prezentem. Trafił w gusta.
- Haha, tiaa, me gusta (hiszp. lubię)
Volkswagen Tiguan. Widzisz, samochód jest i od Carlosa i od moich rodziców. -
wtedy do siebie podeszliśmy i podaliśmy sobie dłonie
na powitanie.
- Wszystkiego najlepszego, żeby nie było że
zapomniałem. - zaśmiał się mój kumpel.
- A dziękuję. - weszliśmy do budynku i się
zaczęło... Przynajmniej zajęcia z kukłami nie były nudne, a tak to tylko
czekałam na tą godzinę 14.30 by w końcu wrócić do
domu, do Carlosa, którego tak dawno nie widziałam, rozmowy wideo na komputerze
nie wliczam!
O 15 byłam już w domu. Tata wrócił zaraz po
mnie i wszyscy razem zjedliśmy obiad.
O 18 wyszliśmy we dwoje, trzymając się za
ręce. Postanowiliśmy sobie zrobić spacer, był ładny wieczór. Dwadzieścia minut
później byliśmy już na miejscu. Knajpa,
która od zawsze była miejscem spotkań moich z Kamilem, Barkiem i Mateuszem.
Teraz czekali już na nas wcześniej wymieniona trójka oraz Majka, która od czasu
gdy zaczęła chodzić z Bartkiem, zaczęła uczestniczyć w tych spotkaniach.
- Cześć Wam. - posłałam wszystkim uśmiech.
Przywitaliśmy się z nimi i usiedliśmy. Zajęłam miejsce między Carlosem, a
Majką.
Siedzieliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się i
piliśmy piwo. Kamil... On znów zachowywał się jakoś inaczej. I teraz nie
uwierzę, że znów miał zły dzień. Bujać to ja, a nie
mnie. Ostatnio spotkaliśmy się tu w tym gronie, bez Carlosa, jakieś dwa
tygodnie temu gdy świętowaliśmy jego dwudzieste urodziny. Tradycyjnie
roześmiany i żartobliwy Kamil, a dziś jak nie on. Ma tak czasem, gdy na naszych
spotkaniach jest właśnie Carlos, ale rzadko. Zresztą co ja tu wymyślam, może mi
się zdaje, mam za bujną wyobraźnię, może faktycznie miał zły dzień.
Niespodziewanie dostałam tego wieczoru od
przyjaciół mały upominek, kaburę do mojego pistoletu. Trafili, bo takie coś
jest przydatne, ale i tak nie pobije nic prezentu od
rodziców i Carlosa. Gdy wychodziliśmy z lokalu, Majka wzięła mnie na bok i
szepnęła do ucha właśnie o zachowaniu Kamila. Czyli ona też to zobaczyła...
Może nie będę w to się wdrążać, jeżeli będzie miał taką potrzebę to nam powie
co go trapi.
- Oj, zapomniałam! - powiedziałam sama do
siebie, gdy wracaliśmy objęci z Carlosem. Automatycznie sięgnęłam po telefon do
kieszeni.
- Co takiego zapomniałaś? - zdziwił się.
- Powiedzmy taki coroczny rytuał, mam kolegę
z którym chodziłam do podstawówki i gimnazjum, oboje urodziliśmy się tego
samego dnia, tylko skubaniec jest ode mnie o 20
minut starszy!
- Oooo, to fajne.
- Yhy. - przytaknęłam i wysłałam SMS-a z
życzeniami do tego kolegi. Długo nie musiałam czekać na odpowiedź, nadeszła
błyskawicznie. - On to się już chyba nigdy nie
zmieni, roztrzepany i szalony. Posłuchaj, odpisał tak: Ej, to dzisiaj jest
15 kwietnia?!?!
- Haha, no dobra. Choć tyle, że ma taką
koleżankę, która mu o tym przypomina. -
zaśmiał się Carlito.
- Taa, jemu ciągle trzeba było coś
przypominać, on chciał zostać księdzem ginekologiem... Gdy nasza polonistka
wtedy to usłyszała to myśleliśmy, że razem z nami zejdzie ze śmiechu. Ja gościa czasami nie ogarniałam, ale i tak go cała
klasa uwielbiała. - powiedziałam klikając na klawiaturze telefonu kolejnego
SMS-a do niego. Potem on również odesłał mi wiadomość z życzeniami dla mnie.
Wróciliśmy do domu, wzięłam prysznic i nawet
nie wiem kiedy zasnęłam wtulona w mojego chłopaka.
Muszę się nim znów nacieszyć, bo w niedzielę
wieczór wyjeżdża. Taa, znów ta niedziela, to chyba dzień pożegnań. Chociaż
akurat ta, będzie też dniem, w którym mój brat
skończy roczek. Nie ma to jak mieć urodziny ze swoim bratem w odstępie dwóch
dni, ja 15, a on 17 kwietnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz