czwartek, 15 listopada 2012

Rozdział 71



O 19 zajechaliśmy pod ogromną willę, Kuba zaparkował obok rzędu równo postawionych samochodów. Wyposażeni w podsłuch, pistolet w mojej kopertówce i pistolet Kuby, który miał przyczepiony do paska, nie powinno to być zaskoczeniem dla inny przebywających tutaj, mafioza bez broni już nie jest tym samym mafiozom. Drzwi bez pytania otworzył nam, lokaj? Szczerze mówiąc to jestem po raz pierwszy w domu, w którym jest lokaj i otwiera drzwi.
Po chwili zostaliśmy przywitani przez samego gospodarza, przez nasz cel. Wiedzieliśmy dokładnie jak wygląda, wcześniej na komendzie pokazano nam jego zdjęcia.
- Witam, Jacek  Woźniacki. ( kolejne nazwisko przeze mnie wymyślone :P ) - przywitał nas.
- Dzień dobry. Artur Szeligowski, a to moja przyjaciółka Julia Garecka. - odpowiedział Kuba, gospodarz przywitał go podając mu dłoń, gdy Kuba ją uścisną, Woźniacki spojrzał na mnie i przywitał mnie poprzez pocałowanie dłoni.
- Nie słyszałam o panu, czyżby pan dopiero zaczynał w naszej branży?
- Powiedzmy, zajmowałem się trochę tym w Stanach, niedawno wróciłem do kraju i chcę się trochę dowiedzieć co nieco o interesie w Polsce. - hmmm, Kubuś też ładnie kłamie...
- I dobrze. - zaśmiał się. - Przepraszam, muszę przywitać innych moich gości. - skiną głową i odszedł.
- To do roboty, trzeba zacząć węszyć. - szepnął do mnie Kuba.
To spotkanie się już kończyło, a my żadnych konkretnych rzeczy się nie dowiedzieliśmy.  Rozmawialiśmy z masą ludzi, po pierwsze nie zdawałam sobie sprawy, że tylu dzianych facetów wyniosło się właśnie z dragów, a po drugie chyba na ten jeden wieczór dość się osłuchałam o narkotykach. I najważniejsze! Miałam wielką ochotę już wyjść i przebrać buty, bo tak mnie już bolały stopy, że ledwo wytrzymywałam. Nie mogłabym w takich butach chodzić na co dzień. W pewnej chwili postanowiliśmy już wyjść, wywnioskowaliśmy że już i tak więcej nam nikt nie powie, bo już ludzie zaczęli się rozchodzić.
Przy drzwiach stał Woźniaki i żegnał jakiegoś faceta z kobietą. Gdy tamci wyszli, wtedy ja i Kuba podeszliśmy do niego by oznajmić mu, że się zmywamy.
- Myślę, że się nie zanudziliście tutaj? - powiedział, gdy usłyszał, że już wychodzimy.
- Oczywiście, że nie, ale moja przyjaciółka źle się poczuła i chcemy już iść. - nie wiedziałam, że z Kuby aż taki dobry kłamca...
- Rozumiem. Dopiero się poznaliśmy, ale zapraszam was jutro na taki mały bal, większe przyjęcie. Ludzie powinni się relaksować. Towarzystwo będzie podobne jak dzisiaj. - facet wręczył nam zaproszenie dla dwóch osób. - Jutro o 20, sala prywatna, dokładny adres jest w środku, liczę na waszą obecność. - dodał wskazując na zaproszenie, trzymane przeze mnie.
- Dziękujemy. - uśmiechnęłam się.
- W takim razie do zobaczenia. - facet uścisną nasze dłonie i wyszliśmy, kierując się do samochodu. 
Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po usadowieniu się na przednim siedzeniu w samochodzie było ściągnięcie tych wysokich butów.
- Nigdy więcej. - westchnęłam, gdy założyłam nogę za nogę, rozmasowując bolącą stopę.
- Powiesz to jutro po tym całym jutrzejszym przyjęciu. Jak tylko mój ojciec o nim usłyszy to się z niego nie wywiniemy. - dodał Kuba, otwierając kopertę z zaproszeniem. W tym momencie doznałam szoku, gdy Majka dowie się o tym przyjęciu to mi nie odpuści, znów wmusi we mnie te szpilki!!!
- Kuba, nie chcę teraz o tym gadać ani słuchać, jedźmy teraz szybko na komendę, załatwmy co mamy załatwić i chcę jak najszybciej wrócić do domu. Łóżko to jedyna rzecz o jakiej teraz marzę. - powiedziałam ze zmęczonym tonem.
- Okey, to jedziemy. - odparł chłopak i odpalił silnik.
Tak jak przewidywał mój kolega, gdy Krzysztof tylko usłyszał o tym kolejnym przyjęciu jego słowa brzmiały mniej więcej tak:
- No to moi drodzy kolejny wieczór macie już zaklepany.
Choć jeden jest tego plus. Nie muszę przychodzić na swoją zmianę od południa do później nocy, tylko dwie godziny przed tym całym przyjęciem mamy stawić się na komisariacie, a potem jechać prosto na miejsce.
Gdy wróciłam do domu tylko przebrałam się w piżamę i runęłam do łóżka, zasnęłam momentalnie.
Następnego dnia przed południem wybrałam się do Majki.
Zaparkowałam samochód na chodniku przed domem, gdy przeszłam przez furtkę zauważyłam krzątającą się w ogrodzie blondynkę, mniej więcej w wieku mojej mamy. Była to moja ciotka, mama Majki.
- Cześć ciociu, Maja w domu?
- Cześć Lena, tak Maja jest w domu. Wchodź. - kobieta na chwilę oderwała się od roboty i wskazała na dom.
- Dzięki. - rzuciłam z uśmiechem i weszłam do budynku.  - Majka! - krzyknęłam będąc już środku.
- Jestem, słyszę. Widziałam cię jak zajeżdżałaś. - powiedziała schodząc po schodach. - I jak po wczorajszej akcji? Aresztowaliście tego gościa?  - pytała.
- Tiaaa, tylko żeby to było takie łatwe... - westchnęłam. - Jak na złość nic nikt nie chciał powiedzieć... Dzisiaj może się uda.
- Dzisiaj? Znów jakieś towarzyskie spotkanko, na które musisz 'wyglądać'? - zaśmiała się moja kuzynka.
- Spotkanie dzisiaj zamienia się w przyjęcie na tej dużej sali na Staromieściu, jak się okazało ona jest jego... - dodałam.
- Wow, nie raz obok tego budynku przejeżdżałam i myślałam, że to należy do miasta, a tu niespodzianka, jest to prywatne... No dobra, jeżeli jest to przyjęcie to coś na to zaradzimy... Na którą masz być gotowa?
- O 20 jest to całe przyjęcie, a o 18 muszę już być u siebie na komisariacie. Jest 12, ja mam jeszcze te niecałe sześć godzin wolne.
- Noooo i ten wolny czas spędzisz ze swoją najukochańszą i najwspanialszą kuzyneczką. - zaśmiała się Maja, biorąc swoją torebkę, która leżała obok na komodzie.
- No dobra, jestem za. - zaśmiałam się i wyszłyśmy z domu.
To chyba były najgorsze zakupy w moim życiu! Serio! Moja kuzynka tak przejęła się moim ubiorem, że nie dopuszczała mnie do głosu pod tym względem. Zaprowadziła mnie do sklepu z sukienkami, zaciągnęła mnie tam siłą. Żeby nie robić scen, przymierzyłam trzy sukienki. Moja mina pokazywała, że raczej szczęśliwa z tego powodu nie jestem.
- Ej! Ja wyglądam w tym jak choinka na Boże Narodzenie! - jęknęłam, stojąc w pokoju mojej kuzynki przed ogromnym lustrem.
- Wyglądasz ślicznie! A poza tym, musisz już tak iść, bo nie masz za dużo czasu. Jest już po 17.  - powiedziała z błyskiem w oczach, tak jakby wiedziała, że postawiła w końcu na swoim.
Byłam cała fioletowa. Miałam na sobie fioletową sukienkę na ramiączkach, do tego fioletowy szal, fioletowe szpilki i małą fioletową torebkę! Litości! Ja już nigdy nie poproszę Majkę o pomoc w wyborze ubrań! No, ale jednak miała rację, nie mam już czasu, by coś zmienić.
Sukienkę i szal kupiłyśmy, a buty i torebkę pożyczyła mi kuzynka.
Chwilę później usłyszałyśmy, że ktoś puka do pokoju Mai.
- Proszę. - powiedziała blondynka.
- Cześć... Ooooooo, Lena! Ja cię po raz pierwszy widzę tak ubraną! - to był Bartek.
- I po raz ostatni! Dobra, wczoraj się nie zabiłam w takich butach, więc dzisiaj postaram się też przeżyć. Zwijam się, życzę udanego wieczoru. - odpowiedziałam i skierowałam się do wyjścia.
- My tobie też, pa. - dodała Majka, a ja wyszłam. Wsiadłam do Tiguana i pojechałam na komisariat.
O 19:30 mieliśmy już wszystko ustalone i pojechaliśmy na to całe przyjęcie. Ten budynek, w którym miało się to odbyć miał być obstawiony przez naszych. Trzy nieoznakowane samochody z policjantami i jeden transport z AT. Jakaś inna komenda się do tej akcji przyłączyła. Nie powiedzieli nam jaka, ale gdy dojechaliśmy okazało się, że tą komendą jest Komenda Wojewódzka. Takkk, ta sama na której pracuje mój tata. Poznałam to po tym, że w jednym z nieoznakowanych samochodów siedział wujek Adam.

Trzy godziny później.

- O jak dobrze, że tu już jestem. - jęknęłam, wchodząc na nasz oddział i za razem zdejmując fioletowe szpilki z moich obolałych stóp. Dokuśtykałam do dużego biura, w którym czekali na sprawozdanie nasz komendant, komendant z wojewódzkiej i na dodatek mój tata.
- No co ja widzę, moja córka i sukienka! To trzeba uwiecznić. - zaśmiał się tata.
- Nie! Nawet nie próbować! - zrobiłam groźną minę spoglądając kolejno na tatę, komendantów, Arka, wujka Adama, Krzyśka i Kaśkę z którymi wróciłam z akcji.
- No dobra, teraz mówcie wszystko ze szczegółami jak przyskrzyniliście Woźniackiego. - wtrącił nasz Stary. No i zaczęło się opowiadanie, rozpoczął Kuba:
- Weszliśmy tam jakby nigdy nic, wtopiliśmy się w tłum, faceci podziwiali moją elegancją i wspaniale wyglądającą koleżankę. Auuuć! No co?! - w tym momencie ode mnie oberwał.
- Pstro, mów dalej. - odburknęłam, po czym na twarzach zebranych pojawiły się śmiechy.
- No to jak już się wtopiliśmy w ten tłum, to w pewnym momencie postanowiliśmy trochę powęszyć. Rozdzieliliśmy się.
- Yhyy, twoje węszenie to było zarywanie do dziewczyn z obsługi. - przewróciłam oczami. - No i gdy trochę się oddaliłam od głównego tłumu, to zauważyłam, że na te dziewczyny wydziera się jakiś facet. Potem wzięłam na bok taką jedną... Wyciągnęłam z niej, że okłamali je wszystkie, że to praca przy dzieciach w Niemczech, a tak naprawdę sprzedali je Woźniackiemu i teraz właśnie pracują przy takich przyjęciach, albo on bogaci się na nich przez prostytucje. - dokończyłam.
- No i w pewnej chwili usłyszałem jakieś piski. - powiedział Kuba.
- Ja też je wtedy usłyszałam i pobiegłam w ich kierunku. - dodałam.
- W tej samej chwili oboje pojawiliśmy się pod drzwiami do jednego z pokoi, z którego wydobywał się pisk. Wyjąłem pistolet i weszliśmy do środka, a tam sam Woźniaki z jeszcze jakimś, że tak powiem. zabawiajli się z dziewczyną mimo jej woli, łagodnie mówiąc.
- Na znak weszliśmy do środka i reszta historii powtarza się w każdym przypadku. - dokończył wujek Adaś.
- Okey, po raz kolejny odwaliliście kawał dobrej roboty. - pochwalił nas komendant.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz