O 19 zajechaliśmy pod ogromną willę, Kuba
zaparkował obok rzędu równo postawionych samochodów. Wyposażeni w podsłuch,
pistolet w mojej kopertówce i pistolet Kuby, który
miał przyczepiony do paska, nie powinno to być zaskoczeniem dla inny
przebywających tutaj, mafioza bez broni już nie jest tym samym mafiozom. Drzwi
bez pytania otworzył nam, lokaj? Szczerze mówiąc to jestem po raz pierwszy w
domu, w którym jest lokaj i otwiera drzwi.
Po chwili zostaliśmy przywitani przez samego
gospodarza, przez nasz cel. Wiedzieliśmy dokładnie jak wygląda, wcześniej na
komendzie pokazano nam jego zdjęcia.
- Witam, Jacek Woźniacki. ( kolejne nazwisko przeze mnie
wymyślone :P ) - przywitał nas.
- Dzień dobry. Artur Szeligowski, a to moja
przyjaciółka Julia Garecka. - odpowiedział Kuba, gospodarz przywitał go podając
mu dłoń, gdy Kuba ją uścisną, Woźniacki spojrzał na
mnie i przywitał mnie poprzez pocałowanie dłoni.
- Nie słyszałam o panu, czyżby pan dopiero
zaczynał w naszej branży?
- Powiedzmy, zajmowałem się trochę tym w
Stanach, niedawno wróciłem do kraju i chcę się trochę dowiedzieć co nieco o
interesie w Polsce. - hmmm, Kubuś też ładnie
kłamie...
- I dobrze. - zaśmiał się. - Przepraszam,
muszę przywitać innych moich gości. - skiną głową i odszedł.
- To do roboty, trzeba zacząć węszyć. -
szepnął do mnie Kuba.
To spotkanie się już kończyło, a my żadnych
konkretnych rzeczy się nie dowiedzieliśmy.
Rozmawialiśmy z masą ludzi, po pierwsze nie zdawałam sobie sprawy, że tylu dzianych facetów wyniosło się właśnie z dragów, a po
drugie chyba na ten jeden wieczór dość się osłuchałam o narkotykach. I
najważniejsze! Miałam wielką ochotę już wyjść i przebrać buty, bo tak mnie już
bolały stopy, że ledwo wytrzymywałam. Nie mogłabym w takich butach chodzić na
co dzień. W pewnej chwili postanowiliśmy już wyjść, wywnioskowaliśmy że już i
tak więcej nam nikt nie powie, bo już ludzie zaczęli się rozchodzić.
Przy drzwiach stał Woźniaki i żegnał jakiegoś
faceta z kobietą. Gdy tamci wyszli, wtedy ja i Kuba podeszliśmy do niego by
oznajmić mu, że się zmywamy.
- Myślę, że się nie zanudziliście tutaj? -
powiedział, gdy usłyszał, że już wychodzimy.
- Oczywiście, że nie, ale moja przyjaciółka
źle się poczuła i chcemy już iść. - nie wiedziałam, że z Kuby aż taki dobry
kłamca...
- Rozumiem. Dopiero się poznaliśmy, ale
zapraszam was jutro na taki mały bal, większe przyjęcie. Ludzie powinni się
relaksować. Towarzystwo będzie podobne jak dzisiaj.
- facet wręczył nam zaproszenie dla dwóch osób. - Jutro o 20, sala prywatna,
dokładny adres jest w środku, liczę na waszą obecność. - dodał wskazując na
zaproszenie, trzymane przeze mnie.
- Dziękujemy. - uśmiechnęłam się.
- W takim razie do zobaczenia. - facet
uścisną nasze dłonie i wyszliśmy, kierując się do samochodu.
Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po usadowieniu
się na przednim siedzeniu w samochodzie było ściągnięcie tych wysokich butów.
- Nigdy więcej. - westchnęłam, gdy założyłam
nogę za nogę, rozmasowując bolącą stopę.
- Powiesz to jutro po tym całym jutrzejszym
przyjęciu. Jak tylko mój ojciec o nim usłyszy to się z niego nie wywiniemy. -
dodał Kuba, otwierając kopertę z zaproszeniem.
W tym momencie doznałam szoku, gdy Majka dowie się o tym przyjęciu to mi nie
odpuści, znów wmusi we mnie te szpilki!!!
- Kuba, nie chcę teraz o tym gadać ani
słuchać, jedźmy teraz szybko na komendę, załatwmy co mamy załatwić i chcę jak
najszybciej wrócić do domu. Łóżko to jedyna rzecz
o jakiej teraz marzę. - powiedziałam ze zmęczonym tonem.
- Okey, to jedziemy. - odparł chłopak i
odpalił silnik.
Tak jak przewidywał mój kolega, gdy Krzysztof
tylko usłyszał o tym kolejnym przyjęciu jego słowa brzmiały mniej więcej tak:
- No to moi drodzy kolejny wieczór macie już
zaklepany.
Choć jeden jest tego plus. Nie muszę
przychodzić na swoją zmianę od południa do później nocy, tylko dwie godziny
przed tym całym przyjęciem mamy stawić się na
komisariacie, a potem jechać prosto na miejsce.
Gdy wróciłam do domu tylko przebrałam się w
piżamę i runęłam do łóżka, zasnęłam momentalnie.
Następnego dnia przed południem wybrałam się
do Majki.
Zaparkowałam samochód na chodniku przed
domem, gdy przeszłam przez furtkę zauważyłam krzątającą się w ogrodzie
blondynkę, mniej więcej w wieku mojej mamy. Była
to moja ciotka, mama Majki.
- Cześć ciociu, Maja w domu?
- Cześć Lena, tak Maja jest w domu. Wchodź. -
kobieta na chwilę oderwała się od roboty i wskazała na dom.
- Dzięki. - rzuciłam z uśmiechem i weszłam do
budynku. - Majka! - krzyknęłam będąc już
środku.
- Jestem, słyszę. Widziałam cię jak
zajeżdżałaś. - powiedziała schodząc po schodach. - I jak po wczorajszej akcji?
Aresztowaliście tego gościa? - pytała.
- Tiaaa, tylko żeby to było takie łatwe... -
westchnęłam. - Jak na złość nic nikt nie chciał powiedzieć... Dzisiaj może się
uda.
- Dzisiaj? Znów jakieś towarzyskie spotkanko,
na które musisz 'wyglądać'? - zaśmiała się moja kuzynka.
- Spotkanie dzisiaj zamienia się w przyjęcie
na tej dużej sali na Staromieściu, jak się okazało ona jest jego... - dodałam.
- Wow, nie raz obok tego budynku
przejeżdżałam i myślałam, że to należy do miasta, a tu niespodzianka, jest to
prywatne... No dobra, jeżeli jest to przyjęcie to coś na to zaradzimy... Na którą masz być gotowa?
- O 20 jest to całe przyjęcie, a o 18 muszę
już być u siebie na komisariacie. Jest 12, ja mam jeszcze te niecałe sześć
godzin wolne.
- Noooo i ten wolny czas spędzisz ze swoją
najukochańszą i najwspanialszą kuzyneczką. - zaśmiała się Maja, biorąc swoją
torebkę, która leżała obok na komodzie.
- No dobra, jestem za. - zaśmiałam się i
wyszłyśmy z domu.
To chyba były najgorsze zakupy w moim życiu!
Serio! Moja kuzynka tak przejęła się moim ubiorem, że nie dopuszczała mnie do
głosu pod tym względem. Zaprowadziła mnie do sklepu z sukienkami, zaciągnęła
mnie tam siłą. Żeby nie robić scen, przymierzyłam trzy sukienki. Moja mina
pokazywała, że raczej szczęśliwa z tego powodu nie jestem.
- Ej! Ja wyglądam w tym jak choinka na Boże
Narodzenie! - jęknęłam, stojąc w pokoju mojej kuzynki przed ogromnym lustrem.
- Wyglądasz ślicznie! A poza tym, musisz już
tak iść, bo nie masz za dużo czasu. Jest już po 17. - powiedziała z błyskiem w oczach, tak jakby
wiedziała, że postawiła w końcu na swoim.
Byłam cała fioletowa. Miałam na sobie
fioletową sukienkę na ramiączkach, do tego fioletowy szal, fioletowe szpilki i
małą fioletową torebkę! Litości! Ja już nigdy nie
poproszę Majkę o pomoc w wyborze ubrań! No, ale jednak miała rację, nie mam już
czasu, by coś zmienić.
Sukienkę i szal kupiłyśmy, a buty i torebkę
pożyczyła mi kuzynka.
Chwilę później usłyszałyśmy, że ktoś puka do
pokoju Mai.
- Proszę. - powiedziała blondynka.
- Cześć... Ooooooo, Lena! Ja cię po raz
pierwszy widzę tak ubraną! - to był Bartek.
- I po raz ostatni! Dobra, wczoraj się nie
zabiłam w takich butach, więc dzisiaj postaram się też przeżyć. Zwijam się,
życzę udanego wieczoru. - odpowiedziałam i skierowałam
się do wyjścia.
- My tobie też, pa. - dodała Majka, a ja
wyszłam. Wsiadłam do Tiguana i pojechałam na komisariat.
O 19:30 mieliśmy już wszystko ustalone i
pojechaliśmy na to całe przyjęcie. Ten budynek, w którym miało się to odbyć
miał być obstawiony przez naszych. Trzy nieoznakowane
samochody z policjantami i jeden transport z AT. Jakaś inna komenda się do tej
akcji przyłączyła. Nie powiedzieli nam jaka, ale gdy dojechaliśmy okazało się,
że tą komendą jest Komenda Wojewódzka. Takkk, ta sama na której pracuje mój
tata. Poznałam to po tym, że w jednym z nieoznakowanych samochodów siedział
wujek Adam.
Trzy godziny później.
- O jak dobrze, że tu już jestem. - jęknęłam,
wchodząc na nasz oddział i za razem zdejmując fioletowe szpilki z moich
obolałych stóp. Dokuśtykałam do dużego biura, w
którym czekali na sprawozdanie nasz komendant, komendant z wojewódzkiej i na
dodatek mój tata.
- No co ja widzę, moja córka i sukienka! To
trzeba uwiecznić. - zaśmiał się tata.
- Nie! Nawet nie próbować! - zrobiłam groźną
minę spoglądając kolejno na tatę, komendantów, Arka, wujka Adama, Krzyśka i
Kaśkę z którymi wróciłam z akcji.
- No dobra, teraz mówcie wszystko ze
szczegółami jak przyskrzyniliście Woźniackiego. - wtrącił nasz Stary. No i
zaczęło się opowiadanie, rozpoczął Kuba:
- Weszliśmy tam jakby nigdy nic, wtopiliśmy
się w tłum, faceci podziwiali moją elegancją i wspaniale wyglądającą koleżankę.
Auuuć! No co?! - w tym momencie ode mnie
oberwał.
- Pstro, mów dalej. - odburknęłam, po czym na
twarzach zebranych pojawiły się śmiechy.
- No to jak już się wtopiliśmy w ten tłum, to
w pewnym momencie postanowiliśmy trochę powęszyć. Rozdzieliliśmy się.
- Yhyy, twoje węszenie to było zarywanie do
dziewczyn z obsługi. - przewróciłam oczami. - No i gdy trochę się oddaliłam od
głównego tłumu, to zauważyłam, że na te
dziewczyny wydziera się jakiś facet. Potem wzięłam na bok taką jedną...
Wyciągnęłam z niej, że okłamali je wszystkie, że to praca przy dzieciach w
Niemczech, a tak naprawdę sprzedali je Woźniackiemu i teraz właśnie pracują
przy takich przyjęciach, albo on bogaci się na nich przez prostytucje. -
dokończyłam.
- No i w pewnej chwili usłyszałem jakieś
piski. - powiedział Kuba.
- Ja też je wtedy usłyszałam i pobiegłam w
ich kierunku. - dodałam.
- W tej samej chwili oboje pojawiliśmy się
pod drzwiami do jednego z pokoi, z którego wydobywał się pisk. Wyjąłem pistolet
i weszliśmy do środka, a tam sam Woźniaki z
jeszcze jakimś, że tak powiem. zabawiajli się z dziewczyną mimo jej woli,
łagodnie mówiąc.
- Na znak weszliśmy do środka i reszta
historii powtarza się w każdym przypadku. - dokończył wujek Adaś.
- Okey, po raz kolejny odwaliliście kawał
dobrej roboty. - pochwalił nas komendant.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz