piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 85



  Wstałam tak gdzieś po dziesiątej. Ubrałam się i zeszłam na dół. Moi rodzice, Młody, Vanessa z Rafem i Loganem też już tam byli. Za cztery godziny mieli mieć samolot powrotny do Los Angeles.
Ten czas spędziliśmy razem najpierw przy kawie i cieście, a potem przed telewizorem.
- Szkoda, że nie lecisz dziś z nami. - powiedziała przytulając się do mnie i żegnając się Vanessa.
- No wiem, ale jeszcze mam trzy dni do pracy, a w niedzielę w samo południe mam kolejny samolot do was. - uśmiechnęłam się. - Będziemy mieć wtedy całe dwa tygodnie dla siebie. - dodałam, po czym przyjacielsko przytuliłam Rafa, a potem Logana na pożegnanie. - Dajcie znać jak wylądujecie. - powiedziałam im jeszcze, gdy brali już swoje torby i kierowali się do wyjścia.

Sobota wieczór.

- Kuba, boję się. - powiedziałam nagle, siedząc na miejscu pasażera obok mojego przyjaciela. 
- Co? Czego się boisz? - zapytał trochę zdziwiony, zatrzymując samochód na światłach.
- Jutrzejszego wyjazdu. - westchnęłam, opierając głowę o szybę.
- Chodzi o Carlosa?
- Yhy. Tutaj wszystko sobie już poukładałam, a gdy tam go zobaczę to przeczuwam, że to wszystko wróci. Wspomnienia, żal i smutek.
- Wcześniej jeździłaś tam dla niego i przyjaciół, teraz lecisz tam tylko i wyłącznie dla przyjaciół. Wiem, że dla ciebie to proste nie będzie, jakieś wspólne spotkania i to, że jesteście oboje świadkami.
- Nie! - zajęczałam i położyłam dłoń na czole.
- Co znowu?!
- Kuba, jak ja mogłam o tym właśnie zapomnieć! Ja przecież będę musiała obok niego stać, czy nawet z nim zatańczyć. Kuba, jedź tam ze mną!
- O nie kochana! Po pierwsze to ja mam wtedy robotę, urlopu mi nie dadzą, a poza tym wy tam macie się zejść! - wskazał na mnie palcem. Ja na niego spojrzałam prosząco, by zmienił temat. - No dobra, ale wiedz, że i tak wszyscy tu trzymamy za was kciuki byście się zeszli.
- On będzie miał z nią dziecko... - dodałam wysiadając z samochodu, gdyż byliśmy już na miejscu, wróciliśmy na komendę.
- Co z tego?! Mało to dzieci nie wychowuje się z obojgiem rodziców? Najważniejsze jest to, że się kochacie. Kochasz go!
- Dobra! Kuba, skończ! Błagam! - wychodziliśmy po schodach. Weszliśmy na wydział, Kubę od razu zawołali do dużego biura, a ja usiadłam sobie sama na sofie w mniejszym pomieszczeniu.
Boję się jutra! Co z tego, że zamieszkam z Meg, tak czy siak będę go widywać! Nie wiem czy gdy go zobaczę z Samanthą czy będę twarda, czy emocję ze mną wygrają i się rozpłaczę... Nie wiem. Do jasnej cholery, Kuba ma rację, ja go nadal kocham! Ale jeżeli chcę zacząć żyć swoim nowym życiem, to muszę o nim zapomnieć, przestać czuć to co do niego czuję...
- Cześć. - do małego biura weszła Laura.
- Hej. - uśmiechnęłam się do dziewczyny.
- O której to jutro wylatujesz? - zapytała się, siadając na obrotowy fotel stojący przy biurku.
- W południe. Bartek zrobi to jutro, bo ma jeszcze dyżur, a ja już nie. Nie zobaczymy się przez dwa tygodnie. Chodź do wszystkich. - powiedziałam i wyszłyśmy do większego pomieszczenia, gdzie razem z Kubą i Arkiem byli też Krzysiek, Kasia, Kinga i Łukasz.
Pożegnałam się z wszystkimi i wyszłam. Odpięłam zapięcie swojego roweru, który ciągle czekał na  mnie na dolnym korytarzu. Wyprowadziłam go na zewnątrz, wsiadłam na niego i ruszyłam w kierunku swojego domu.
- Cześć, jestem. - powiedziałam wchodząc po dwudziestu minutach do domu.
- Hej, Lenuś. Zaraz będzie kolacja. - powiedziała moja mama.
- Lena! Lena! - oczywiście od razu mój młodszy brat musiał mnie zaatakować, stanął obok mnie i wyciągnął ręce do góry. Podniosłam go i podeszłam do mamy stojącej przy blacie kuchennym przygotowując kolację.
- Teraz to ja nie wiem jak twój brat bez ciebie tyle wytrzyma... Tylko Lena i Lena. - zaśmiał się mój tata.
- Da sobie radę. To tylko tydzień. Potem przecież dojedziecie. - uśmiechnęłam się i strzeliłam głupią minę do mojego piętnastomiesięcznego brata, po której zaczął się śmiać.
Kilka minut później zasiedliśmy do wspólnej kolacji.
Po niej, mama poszła uśpić Filipa, a ja pozmywałam naczynia.
Gdy mama już uporała się z tym małym potworkiem, usiedliśmy we trójkę na kanapie i zaczęliśmy oglądać jakiś film, który leciał w telewizji.
O 22 poszłam wziąć prysznic, wysuszyłam się i wskoczyłam w piżamę. Dokończyłam pakowanie, które rozpoczęłam jeszcze wczoraj wieczorem. Wpakowałam się do łóżka, wtuliłam się w pościel i po chwili odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

Obudziłam się o 8. W piżamie zeszłam na dół, mama z Filipem byli już na nogach, tata zawsze gdy ma wolne lubi sobie dłużej pospać. Zrobiłam sobie śniadanie, płatki CornFlakes z mlekiem.
Po zjedzonym posiłku posprzątałam po sobie i pobiegłam się przebrać.
Ubrałam czarny top z nadrukiem, jeansowe spodenki z białym paskiem i biały sweterek w niebieskie paseczki. Włosy związałam w kucyka. Sprawdziłam jeszcze raz dokładnie moje spakowane walizki i spojrzałam na zegarek na wyświetlaczu mojej komórki. Była 9:20. Zeszłam na dół i ubrałam buty. Wzięłam swój rower i pojechałam do parku, gdzie miałam się spotkać z chłopakami i Mają. Gdy tam przybyłam Kamil, Mateusz i Bartek z moją kuzynką już tam czekali.
- Hej. - przywitałam się.
Usiadłam z nimi, rozmawialiśmy do 10.
- Ja już muszę się zwijać. Dzięki, że mogliśmy się jeszcze spotkać przed tymi wyjazdami. - uśmiechnęłam się. Każdy z nas miał już plany na te dwa ostatnie tygodnie sierpnia, ja wylatuję do LA, Mateusz ma jechać do ojca do Hiszpanii, Kamil obiecał zabrać swoją młodszą siostrę nad morze, a Bartek z Majką mają już zarezerwowany domek nad jeziorem.
- Ty Lena wyjeżdżasz pierwsza, więc życzymy ci udanej podróży no i pobytu, no wiesz, mimo wszystko. - uśmiechnęła się do mnie kuzynka. Wtedy przytuliłam ją na pożegnanie, po niej z Bartkiem, potem Mateusz i Kamil. Gdy przytuliłam ostatniego, wyszeptał mi do ucha słowa:
- Uważaj na siebie i niech to wszystko się już wyjaśni i będzie już dobrze. - po tych słowach jeszcze mocniej ścisnęłam czarnowłosego.
- Dziękuję wam, też oczywiście życzę byście ten czas spędzili jak najlepiej. - posłałam każdemu uśmiech.

Moja duża torba podróżna była już bezpieczna w samolocie.
Wchodziłam po schodach do dużego, żelaznego ptaka. Wypatrzyłam swoje miejsce, zdjęłam z ramienia torbę, w której miałam najpotrzebniejsze rzeczy i usiadłam na swoim miejscu tuż obok małego okna. Miejsce obok mnie zajęła jakaś kobieta. Kilka minut później usłyszeliśmy głos stewardessy, kazała wszystkim zapiąć pasy. Tak też zrobiłam. Gdy już wystartowaliśmy, można było je odpiąć. Wyjęłam z torby słuchawki i podłączyłam do iPoda. Włożyłam końcówki do uszu i włączyłam muzykę. Melodie ze słowami popłynęły, a ja oparłam głowę o fotel i przymrużyłam oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz