sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 13



Tej nocy nie mogłam spać. Kręciłam się i wierciłam .Wstałam ubrałam na siebie bluzę i wyszłam na taras. Usiadłam po turecku na jednym z leżaków i patrzyłam w gwiazdy... Zamknęłam oczy i czułam jak delikatny wiaterek ociera się o moją twarz. Nagle usłyszałam ciche "Lena", otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą szklankę z sokiem pomarańczowym, trzymał ją Carlos, w drugiej ręce miał drugą szklankę
- Dzięki. - odpowiedziałam biorąc od niego sok.
- Też nie możesz spać? - zapytał i usiadł na leżaku obok.
- Tak jakoś. Zazwyczaj problemu z tym nie mam. - zaśmiałam się.
- Ten taras to chyba moje ulubione miejsce w tym domu. Zawsze można tu posiedzieć i porozmyślać w spokoju. - powiedział chłopak.
- Mi też się spodobał, gdy przyjechałam tu zeszłego lata.
- Gdyby nie trasa to spotkalibyśmy się wszyscy już wtedy.
- Gdybyśmy spotkali się rok temu to nie zrobilibyście mi takiej niespodzianki przyjeżdżając do Polski po mnie. - uśmiechnęłam się.
- No tak. - Uśmiechnął się chłopak, a ja jak głupia się na niego ciągle patrzyłam. - Tak w ogóle to o co chodziło twojej mamie gdy powiedziała, że mamy zrobić z ciebie dziewczynę? - zapytał.
- Heh. Ostatnio spódnicę czy sukienkę miałam na sobie gdy miałam może siedem lat... Mojej mamie nie przeszkadza to, że chodzę ciągle w spodniach i  T-shirtach Ale też nie miałaby nic przeciwko gdybym ubrała spódnicę, sukienkę czy jakąś "dziewczęcą" bluzkę z dekoltem
- Moim zdaniem każdy każdy ma swój styl i nikt nie powinien narzucać temu komuś tego czego nie ta osoba nie lubi. - powiedział chłopak.
- No przynajmniej mam już jednego po swojej stronie. - uśmiechnęłam się promiennie.
- No ale jak dziewczyna założy jakąś mini to chłopakowi zawsze się to podoba. - zażartował.
- Carlos, nie pomagasz!
- Dobra, dobra. Ja już wracam do pokoju. Też długo nie siedź. Dobranoc. - powiedział i wszedł do środka.
- Dobranoc. - odpowiedziałam
Chłopak, który podoba mi się od dawna, siedzi obok mnie, śmieje się z mną i jeszcze na koniec życzy mi dobrej nocy. Byłoby jeszcze piękniej gdyby nie miał dziewczyny.. Ja nie rozumiem facetów, którzy właśnie wpadają w sidła takich lalek. One rozkochają ich w sobie, potem jak osiągną swój cel zostawiają ich. Nie pozwolę żeby ta cała Barbie skrzywdziła Carlosa, co to, to nie... Dopiłam sok, wróciłam do pokoju i zasnęłam.
Następnego dnia spotkałam się z Vanessą, chodziłyśmy po mieście i  rozmawiałyśmy. Tak spędziłam cały dzień. Gdy wracałyśmy, dostałyśmy SMS – y, w tym samym momencie.
" OD: Kendall.
   Jutro spotykamy się wszyscy na plaży o 15:30. Serdecznie zapraszamy"
- Wygląda na to, że jutrzejszy dzień mamy już zaplanowany. - zaśmiała się Van.
- W takim razie do jutra. - pożegnałyśmy się i każda z nas poszła w swoją stronę.
Gdy wróciłam do domu dowiedziałam się, że Raf też wybiera się nazajutrz na plażę.
Następnego dnia po obiedzie przyszła Van, mieliśmy jechać z Rafem samochodem na umówione miejsce.
- Fajnie wyglądasz. - powiedziałam do Van, gdy siedziałyśmy w moim pokoju. Miała na sobie luźną bluzeczkę na ramiączkach i mini.
- Dzięki, ty już wiesz w co się ubierasz?
- Jakieś spodenki i top.
- Na spódnicę się nie namówisz?
- E.e. nie ma mowy. - odpowiedziałam.
- Szkoda. To wyciągaj to w co masz się ubrać i do dzieła.
Wyciągnęłam z szafy czerwony i zielony strój kąpielowy.
- Który? - zapytałam.
- Hmmm, może zielony. - odpowiedziała dziewczyna.
Wyciągnęłam jeszcze z szafy materiałowe szorty koloru khaki i oliwkowy top.
- Zaraz wracam. - powiedziałam i poszłam do łazienki się ubrać.
- Fajnie Ci. - powiedziała Van, gdy wróciłam. 
- Dziękuję – uśmiechnęłam się. Ubrałam trampki poniżej kostek i wzięłam torbę.. - Gotowa, teraz szukamy Rafa.
Gdy zeszłyśmy na dół chłopak czekał już na nas w salonie, wyszliśmy z domu i pojechaliśmy na plażę. Na miejscu byli już wszyscy, Logan, James, Kendall, Mark, Meggie no i Carlos ze swoją Barbie. Jak się dowiedziałam do drodze ta plaża była wynajmowana przez managera BTR i  możemy z niej korzystać Z Van i Meggie rozłożyłyśmy sobie koce i postanowiłyśmy się opalać. Chłopcy grali w siatkę, a Barbie siedziała obok rozłożonej siatki i przypatrywała się jak grają. W pewnym momencie o mało by nie oberwała piłką od Logana.
- Sorry. - zawołał, słychać było, że na prawdę nie chciał tego powiedzieć.
- Nic, się nie stało. - powiedziała i wyszczerzyła zęby, miał to być chyba uśmiech...
- Ja tam bym nie płakała jakby oberwała tą piłką. - powiedziała Meggie.
- Nikt by nie płakał, raczej gratulowalibyśmy mojemu bratu celności. - zaśmiała się Van.
- Dobrze, że rozłożyłyśmy się tutaj i na szczęście nas nie słyszą. - dodałam.
- Chodźmy zobaczyć kto wygrywa. - powiedziała Van i wstała, z Meggie zrobiłyśmy to samo i ruszyłyśmy w stronę grających.
Po jednej stronie siatki grali Kendall, James i Mark, a po drugiej Carlos, Logan i Raf.
- Kto wygrywa? - zapytałam się stając obok siatki.
- Remis. - krzyknął Raf odbijając w tym samym czasie piłkę.
- Teraz proponuję meczyk BTR kontra dziewczyny. - powiedział James po dziesięciu minutach, jego drużyna wygrała.
- Dobry pomysł. - powiedziałam.
- Ja dziękuję, nie lubię grać w siatkę. - powiedziała Barbie tuląc się do Carlosa.
- W takim razie ktoś od nas odchodzi, albo wy bierzecie Marka albo Rafa. - powiedział Kendall.
- Nie ma takiej potrzeby. - powiedziała uśmiechnięta Meggie.
- Poradzicie sobie? - zapytał James, patrząc się na nią.
- No pewnie. - powiedziałam.
- No to życzymy szczęścia, haha. - powiedział Logan. Reszta z nich ciągle dogadywali, że nie damy sobie rady we trzy i tak dalej. Przestali dopiero gdy mieliśmy dużo więcej punktów od nich.;D
- Niemożliwe ! Jakim cudem?! - jęczeli chłopcy gdy z nimi wygrałyśmy.
- Bo wy nas nie doceniacie. - zażartowała Van. :D
Potem postanowiliśmy trochę popływać, Barbie znów odmówiła...
- Boi się wejść pewnie dlatego, że się jej tapeta zmyje, albo fryzura się jej rozwali. - powiedziałam z lekką drwiną, gdy z Meggie, Van, Loganem i Jamesem pływaliśmy koło siebie.
- A niech tam siedzi, teraz żałuję, że ta piłka nie uderzyła jej. - powiedział Logan.
- Było blisko, następnym razem się uda. :D – zażartowała Meggie.
- Co takiego ma się następnym razem udać? - zapytał Carlos, który właśnie podpłynął do nas z resztą.
- Nie, nic ważnego – zaśmiała się Van.
- To ja proponuję wyścig. Kto pierwszy do brzegu. 3...2...1 START! - krzyknął Raf.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz