- Księżniczko, że tak
powiem, to nie spodziewałem się takiego powitania. - roześmiał się chłopak.
- Ucieszyłam się na twój
widok. - uśmiechnęłam się.
- No, a co ze mną?! - naburmuszył
się śmiesznie Mateusz.
- No, cześć. - zaśmiałam
się i pocałowałam go w policzek.
- No i tak lepiej. -
kiwnął głową z uśmieszkiem.
- A tak właściwie, to co
tu robisz? - zapytałam Tonego.
- Noooo, kolega się
stęsknił, dobrze mówię? - zarechotał za mną Kuba, który właśnie podszedł do nas
z Bartkiem. Spiorunowałam go wzrokiem. Ta rozmowa odbywała się cała, oczywiście po anielsku.
- Tak właściwie to
poznaj moich przyjaciół, to jest Kuba, a to Bartek. To jest właśnie Tony. -
przedstawiłam ich sobie. Jak to mężczyźni, podali sobie dłonie na powitanie.
- No dobra, to my
wracamy do pracy, a ty dziecko w czepku urodzone idź i sobie odsapnij. -
odpowiedział do mnie Bartek.
- Dlaczego ona ma
odpoczywać, a wy pracować? - zapytał Mateusz.
- Po pierwsze, kolega do
niej przyjechał, a po drugie... Śmierć chyba ją bardzo lubi, ale jednak jeszcze
na nią nie czas... No nie? - Bartek położyć swój łokieć na moim ramieniu, a Mateusz z Tonym spojrzeli na mnie pytająco.
- Co się znów stało ? -
zapytał przestraszony Mateo.
- Prócz tego, że gość
przystawił mi lufę do skroni i chciał strzelić, to chyba nic... - powiedziałam
z anielskim spokojem. Tamci dwaj patrzyli na mnie z niedowierzaniem.
- Lena... Ty mówisz, że
nic ?! Mogłaś zginąć! - powiedział przejęty Tony.
- Spokojnie, ale nic się
nie stało. Jestem, stoję tu cała i zdrowa. - odpowiedziałam.
- No dobra, to my
wracamy na górę. Tony, miło było poznać. To trzymajcie się. - powiedział Bartek
i wrócili z Kubą do środka.
- To ja też będę już
uciekał. - Mateusz zrobił krok do tyłu.
- Gdzie się tak
śpieszysz? Zawsze gdzieś uciekasz! - zaprotestowałam.
- Przepraszam, ale mam
kilka spraw do załatwienia. Przyprowadziłem ci kolegę to się ciesz. -
uśmiechnął się. - To cześć, trzymajcie się. - pożegnał się z nami i odszedł, zostawiając nas samych, stojących pod budynkiem
komendy.
- Powtórzę pytanie, co
ty tu robisz? - zapytałam uśmiechnięta.
- Dzień po weselu
wróciłem do Hiszpanii i tak jakoś nie mogłem sobie znaleźć miejsca, więc
postanowiłem cię odwiedzić. Na miejscu skontaktowałem się z Mateuszem i jestem.
- odpowiedział z tym swoim
błyskiem w oczach.
- Cieszę się. W takim
razie, jeżeli tu jesteś to zapraszam cię na zwiedzenie mojego miasta. Co ty na
to?
- Jestem jak najbardziej
za.
- W takim razie chodź, muszę
wziąć samochód.
Weszliśmy na parking i zabraliśmy Tiguana.
Jeździliśmy po mieście i pokazywałam mu je. Chodziliśmy po rzeszowskim rynku,
Alei Kasztanowej, plantach.
Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i
wygłupialiśmy. Spędziliśmy to całe popołudnie razem. Tak samo trzy kolejne dni.
Kończyłam swój dyżur i później spędzałam czas z Tonym, spacery z psem, rozmowy,
wygłupy czy po prostu oglądanie jakichkolwiek filmów, tak z nudów.
Następnego dnia wracali moi rodzice,
pojechaliśmy razem po nich na lotnisko.
- Oooo, to dlatego tak
szybko uciekłeś z LA. - takimi słowami zostaliśmy przywitani przez moją mamę, a
właściwie to Tony. On tylko się uśmiechnął pod nosem.
- Ja też się cieszę, że
was widzę... - powiedziałam z entuzjazmem.
- Wiem, że też tu jesteś.
- zaśmiała się moja mama i wręczyła mi na ręce mojego młodszego brata.
- Nie ma to jak miłe
przywitanie przez rodzinę... - westchnęłam.
- To my pójdziemy po
bagaże, a wy idźcie do samochodu. - zaproponował tata.
- Ja panu pomogę. -
zaoferował się Tony.
- Nie, idźcie do
samochodu, my sobie poradzimy. - uśmiechnęła się mama, odwróciła się razem z
tatą i poszli szukać swoje walizki.
Posadziłam i zabezpieczyłam Filipa na tylnym
siedzeniu, w jego foteliku, który przemontowałam chwilowo z Passata do mojego
WV. Po chwili z budynku wychodzili już moi rodzice ze swoimi bagażami. Otworzyłam bagażnik i zapakowaliśmy je do
środka. Wsiedliśmy już gotowi do samochodu i pojechaliśmy do domu. Tam czekał
na nas wszystkich obiad, który przygotowałam wcześniej. Zaproponowaliśmy z
Tonym, że już do końca dnia zajmiemy się Małym, a moi rodzice sobie odpoczną i
się spokojnie rozpakują. Najpierw zajmowaliśmy się nim w domu, w salonie, a
później ubraliśmy się, zapakowaliśmy Filipa do wózka, wzięliśmy Demona na smycz
i wyszliśmy na spacer. Tony pchał wózek, a ja szłam ze smyczą, z moim psem. Po
drodze Filip zasnął, a my ciągle rozmawialiśmy i śmialiśmy się.
Uwielbiałam to, te
rozmowy i czas spędzony z tym facetem. Czułam się przy nim tak jakoś inaczej,
wolno... Takie poczucie bezpieczeństwa, zaufanie i porozumienie.
Szliśmy jedną z alejek
pobliskiego parku, tego samego, w którym spędziłam na wygłupach, zabawach,
rozmowach z przyjaciółmi. W pewnym momencie zaczepiło, mijające nas, nie znane mi starsze małżeństwo.
- Dzień dobry. Jaki
śliczny chłopczyk, ile ma? - zainteresowała się kobieta, wskazując na śpiącego
Filipa. Przystanęliśmy, a Tony spojrzał na mnie tylko z ukosa, by nie zdradzić się, że nic nie rozumie.
- Szesnaście miesięcy. -
odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
- No widzisz, jednak
istnieją na tym świecie młode, szczęśliwe i uśmiechnięte pary, które znajdują
czas dla siebie i dziecka, wychodząc na spacery do parku z pieskiem. - kobieta zwróciła się do swojego męża. - No dobrze, to my
już nie będziemy przeszkadzać. Miłego popołudnia. - zwrócili się do nas.
- Nawzajem i do
widzenia. - odpowiedziałam, oni odeszli, a my powoli ruszyliśmy dalej.
- No i niech zgadnę,
wzięli nas za parę, a ty nie zaprzeczyłaś. - powiedział z triumfującym
uśmieszkiem.
- Tak, ale skąd wiesz,
że nie zaprzeczyłam?
- Bo z twoich ust nie
padło słowo 'nie'. - powiedział ten jeden wyraz po polsku. Ja spojrzałam w górę
na niego, nadal miał na twarzy ten swój zwycięski, ale i za razem uwodzicielski i pociągający uśmiech. A ja... Czy
na moich policzkach właśnie robią się wypieki ?
Chodziliśmy jeszcze godzinę, później
wróciliśmy do domu. Mama wykąpała Filipa, a potem zjedliśmy wszyscy wspólną
kolację. Po niej, rodzice oznajmili nam, że jeżeli już się zobowiązaliśmy dziś do opieki nad Młodym to teraz
mamy czekać, aż zaśnie, musi się z powrotem przyzwyczaić do naszej strefy
czasowej, a oni poszli tak najzwyczajniej spać. I takim sposobem siedzieliśmy
we trójkę z Filipem w salonie aż do 23. Gdy w pewnym momencie zauważyliśmy, że
i on staje się śpiący, było to dla mnie pocieszną rzeczą, ponieważ sama ledwo
co nie spałam. Zaniosłam go do jego pokoiku i położyłam do łóżeczka, na moje
szczęście momentalnie usnął.
Zeszłam z powrotem na
dół i rzuciłam się na kanapę obok Tonego. Wzięłam pilot od telewizora do ręki i
go włączyłam.
- Powinienem już wracać
do hotelu, późno już. - powiedział, spoglądając na mnie. Ja nadal przerzucałam
kanałami w telewizorze. Zatrzymałam na jednym i akurat tu trwał już film. Była to jedna z moich ulubionych komedii.
- Dobra, ale po filmie.
Jest super, jest lektor, a tle oryginalny angielski język. - powiedziałam i
spojrzałam na niego.
- Tobie się nie da
odmówić. - westchnął, patrząc mi w oczy i zaczęliśmy oglądać.
Przyznaję, byłam śpiąca, padałam, ale
chciałam dokończyć ten film. W pewnym momencie, widziałam już strasznie
niewyraźnie, tak jakby za mgłą. Ledwo już siedziałam, za sobą miałam oparcie, a obok Tonego, więc dzięki
temu byłam jeszcze w pozycji siedzącej. Powieki zaczęły mi się już same
zamykać. Chciałam wytrzymać, ale już nie mogłam. Powieki opadały już coraz
częściej, stawały się coraz to cięższe i cięższe...
Otworzyłam oczy i poczułam, że spałam
ciągle o coś oparta. Poczułam, że coś spoczywa na moim ramieniu. Była to
obejmująca mnie ręka. Nie minęła sekunda, a już było wiadomo co i jak, wystarczyło, że lekko obróciłam
głowę i już wszystko widziałam. Musiałam tak zasnąć podczas oglądania, nawet
nie wiem kiedy dokładnie odpłynęłam... Siedziałam na wpół leżąco, przytulona do
Tonego. Spojrzałam na wiszący na ścianie zegarek. Była dziewiąta. Która?! Fuck!
Dziewiąta!!! Za pół godziny mam być na komisariacie. Zerwałam się, przy okazji
budząc przy tym Tonego. Jego przestraszona mian – bezcenna.
- Przepraszam cię! Za
dobrze mi się spało, ale jeszcze chwila i jestem spóźniona do pracy. - wstałam.
- Spokojnie, mi też się
dobrze spało. - przetarł zaspane oczy. Weszłam do kuchni i nastawiłam wodę, by
zrobić kawę. Zobaczyłam, leżącą na blacie białą kartkę.
„Po pierwsze jestem z Filipem na spacerze, po drugie
niestety, wezwali tatę do pracy, koniec jego urlopu...
Ps. W nocy wyłączyłam za
was telewizor, gdy zeszłam się napić. Tak jak każdy inny, ten moment także
został uwieczniony.
- Mama”
- Moja mama jest
zwariowana. - powiedziałam.
- Dlaczego? - zapytał
chłopak.
- Za niedługo będzie
można zobaczyć w rodzinnym albumie nasze dzisiejsze spanie. - odpowiedziałam, a
ten zrobił pytającą minę. - Moja mama każdy ciekawy moment musi uwiecznić na zdjęciach. - zaśmiałam się.
Pobiegłam na górę wziąć szybki prysznic i
się przebrać. Na szybkiego wypiliśmy tą kawę i zjedliśmy kanapki. Tony wrócił
do hotelu, a ja pojechałam na Klonową. Spóźniona byłam tylko 15 minut. Na szczęście komendanta nie było,
to mi się upiekło, a reszta? No przecież, nie ja pierwsza się spóźniam i trzeba
grać w jednym zespole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz