piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 102



- Księżniczko, że tak powiem, to nie spodziewałem się takiego powitania. - roześmiał się chłopak.
- Ucieszyłam się na twój widok. - uśmiechnęłam się.
- No, a co ze mną?! - naburmuszył się śmiesznie Mateusz.
- No, cześć. - zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek.
- No i tak lepiej. - kiwnął głową z uśmieszkiem.
- A tak właściwie, to co tu robisz? - zapytałam Tonego.
- Noooo, kolega się stęsknił, dobrze mówię? - zarechotał za mną Kuba, który właśnie podszedł do nas z Bartkiem. Spiorunowałam go wzrokiem. Ta rozmowa odbywała się cała, oczywiście po anielsku.
- Tak właściwie to poznaj moich przyjaciół, to jest Kuba, a to Bartek. To jest właśnie Tony. - przedstawiłam ich sobie. Jak to mężczyźni, podali sobie dłonie na powitanie.
- No dobra, to my wracamy do pracy, a ty dziecko w czepku urodzone idź i sobie odsapnij. - odpowiedział do mnie Bartek.
- Dlaczego ona ma odpoczywać, a wy pracować? - zapytał Mateusz.
- Po pierwsze, kolega do niej przyjechał, a po drugie... Śmierć chyba ją bardzo lubi, ale jednak jeszcze na nią nie czas... No nie? - Bartek położyć swój łokieć na moim ramieniu, a Mateusz z Tonym spojrzeli na mnie pytająco.
- Co się znów stało ? - zapytał przestraszony Mateo.
- Prócz tego, że gość przystawił mi lufę do skroni i chciał strzelić, to chyba nic... - powiedziałam z anielskim spokojem. Tamci dwaj patrzyli na mnie z niedowierzaniem.
- Lena... Ty mówisz, że nic ?! Mogłaś zginąć! - powiedział przejęty Tony.
- Spokojnie, ale nic się nie stało. Jestem, stoję tu cała i zdrowa. - odpowiedziałam.
- No dobra, to my wracamy na górę. Tony, miło było poznać. To trzymajcie się. - powiedział Bartek i wrócili z Kubą do środka.
- To ja też będę już uciekał. - Mateusz zrobił krok do tyłu.
- Gdzie się tak śpieszysz? Zawsze gdzieś uciekasz! - zaprotestowałam.
- Przepraszam, ale mam kilka spraw do załatwienia. Przyprowadziłem ci kolegę to się ciesz. - uśmiechnął się. - To cześć, trzymajcie się. - pożegnał się z nami i odszedł, zostawiając nas samych, stojących pod budynkiem komendy.
- Powtórzę pytanie, co ty tu robisz? - zapytałam uśmiechnięta.
- Dzień po weselu wróciłem do Hiszpanii i tak jakoś nie mogłem sobie znaleźć miejsca, więc postanowiłem cię odwiedzić. Na miejscu skontaktowałem się z Mateuszem i jestem. - odpowiedział z tym swoim błyskiem w oczach.
- Cieszę się. W takim razie, jeżeli tu jesteś to zapraszam cię na zwiedzenie mojego miasta. Co ty na to?
- Jestem jak najbardziej za.
- W takim razie chodź, muszę wziąć samochód.
   Weszliśmy na parking i zabraliśmy Tiguana. Jeździliśmy po mieście i pokazywałam mu je. Chodziliśmy po rzeszowskim rynku, Alei Kasztanowej, plantach.  Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Spędziliśmy to całe popołudnie razem. Tak samo trzy kolejne dni. Kończyłam swój dyżur i później spędzałam czas z Tonym, spacery z psem, rozmowy, wygłupy czy po prostu oglądanie jakichkolwiek filmów, tak z nudów.
  Następnego dnia wracali moi rodzice, pojechaliśmy razem po nich na lotnisko.
- Oooo, to dlatego tak szybko uciekłeś z LA. - takimi słowami zostaliśmy przywitani przez moją mamę, a właściwie to Tony. On tylko się uśmiechnął pod nosem.
- Ja też się cieszę, że was widzę... - powiedziałam z entuzjazmem.
- Wiem, że też tu jesteś. - zaśmiała się moja mama i wręczyła mi na ręce mojego młodszego brata.
- Nie ma to jak miłe przywitanie przez rodzinę... - westchnęłam.
- To my pójdziemy po bagaże, a wy idźcie do samochodu. - zaproponował tata.
- Ja panu pomogę. - zaoferował się Tony.
- Nie, idźcie do samochodu, my sobie poradzimy. - uśmiechnęła się mama, odwróciła się razem z tatą i poszli szukać swoje walizki.
   Posadziłam i zabezpieczyłam Filipa na tylnym siedzeniu, w jego foteliku, który przemontowałam chwilowo z Passata do mojego WV. Po chwili z budynku wychodzili już moi rodzice ze swoimi bagażami. Otworzyłam bagażnik i zapakowaliśmy je do środka. Wsiedliśmy już gotowi do samochodu i pojechaliśmy do domu. Tam czekał na nas wszystkich obiad, który przygotowałam wcześniej. Zaproponowaliśmy z Tonym, że już do końca dnia zajmiemy się Małym, a moi rodzice sobie odpoczną i się spokojnie rozpakują. Najpierw zajmowaliśmy się nim w domu, w salonie, a później ubraliśmy się, zapakowaliśmy Filipa do wózka, wzięliśmy Demona na smycz i wyszliśmy na spacer. Tony pchał wózek, a ja szłam ze smyczą, z moim psem. Po drodze Filip zasnął, a my ciągle rozmawialiśmy i śmialiśmy się.
Uwielbiałam to, te rozmowy i czas spędzony z tym facetem. Czułam się przy nim tak jakoś inaczej, wolno... Takie poczucie bezpieczeństwa, zaufanie i porozumienie.
Szliśmy jedną z alejek pobliskiego parku, tego samego, w którym spędziłam na wygłupach, zabawach, rozmowach z przyjaciółmi. W pewnym momencie zaczepiło, mijające nas, nie znane mi starsze małżeństwo.
- Dzień dobry. Jaki śliczny chłopczyk, ile ma? - zainteresowała się kobieta, wskazując na śpiącego Filipa. Przystanęliśmy, a Tony spojrzał na mnie tylko z ukosa, by nie zdradzić się, że nic nie rozumie.
- Szesnaście miesięcy. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
- No widzisz, jednak istnieją na tym świecie młode, szczęśliwe i uśmiechnięte pary, które znajdują czas dla siebie i dziecka, wychodząc na spacery do parku z pieskiem. - kobieta zwróciła się do swojego męża. - No dobrze, to my już nie będziemy przeszkadzać. Miłego popołudnia. - zwrócili się do nas.
- Nawzajem i do widzenia. - odpowiedziałam, oni odeszli, a my powoli ruszyliśmy dalej.
- No i niech zgadnę, wzięli nas za parę, a ty nie zaprzeczyłaś. - powiedział z triumfującym uśmieszkiem.
- Tak, ale skąd wiesz, że nie zaprzeczyłam?
- Bo z twoich ust nie padło słowo 'nie'. - powiedział ten jeden wyraz po polsku. Ja spojrzałam w górę na niego, nadal miał na twarzy ten swój zwycięski, ale i za razem uwodzicielski i pociągający uśmiech. A ja... Czy na moich policzkach właśnie robią się wypieki ?
 Chodziliśmy jeszcze godzinę, później wróciliśmy do domu. Mama wykąpała Filipa, a potem zjedliśmy wszyscy wspólną kolację. Po niej, rodzice oznajmili nam, że jeżeli już się zobowiązaliśmy dziś do opieki nad Młodym to teraz mamy czekać, aż zaśnie, musi się z powrotem przyzwyczaić do naszej strefy czasowej, a oni poszli tak najzwyczajniej spać. I takim sposobem siedzieliśmy we trójkę z Filipem w salonie aż do 23. Gdy w pewnym momencie zauważyliśmy, że i on staje się śpiący, było to dla mnie pocieszną rzeczą, ponieważ sama ledwo co nie spałam. Zaniosłam go do jego pokoiku i położyłam do łóżeczka, na moje szczęście momentalnie usnął.
Zeszłam z powrotem na dół i rzuciłam się na kanapę obok Tonego. Wzięłam pilot od telewizora do ręki i go włączyłam.
- Powinienem już wracać do hotelu, późno już. - powiedział, spoglądając na mnie. Ja nadal przerzucałam kanałami w telewizorze. Zatrzymałam na jednym i akurat tu trwał już film. Była to jedna z moich ulubionych komedii.
- Dobra, ale po filmie. Jest super, jest lektor, a tle oryginalny angielski język. - powiedziałam i spojrzałam na niego.
- Tobie się nie da odmówić. - westchnął, patrząc mi w oczy i zaczęliśmy oglądać.
   Przyznaję, byłam śpiąca, padałam, ale chciałam dokończyć ten film. W pewnym momencie, widziałam już strasznie niewyraźnie, tak jakby za mgłą. Ledwo już siedziałam, za sobą miałam oparcie, a obok Tonego, więc dzięki temu byłam jeszcze w pozycji siedzącej. Powieki zaczęły mi się już same zamykać. Chciałam wytrzymać, ale już nie mogłam. Powieki opadały już coraz częściej, stawały się coraz to cięższe i cięższe...

    Otworzyłam oczy i poczułam, że spałam ciągle o coś oparta. Poczułam, że coś spoczywa na moim ramieniu. Była to obejmująca mnie ręka. Nie minęła sekunda, a już było wiadomo co i jak, wystarczyło, że lekko obróciłam głowę i już wszystko widziałam. Musiałam tak zasnąć podczas oglądania, nawet nie wiem kiedy dokładnie odpłynęłam... Siedziałam na wpół leżąco, przytulona do Tonego. Spojrzałam na wiszący na ścianie zegarek. Była dziewiąta. Która?! Fuck! Dziewiąta!!! Za pół godziny mam być na komisariacie. Zerwałam się, przy okazji budząc przy tym Tonego. Jego przestraszona mian – bezcenna.
- Przepraszam cię! Za dobrze mi się spało, ale jeszcze chwila i jestem spóźniona do pracy. - wstałam.
- Spokojnie, mi też się dobrze spało. - przetarł zaspane oczy. Weszłam do kuchni i nastawiłam wodę, by zrobić kawę. Zobaczyłam, leżącą na blacie białą kartkę.
  Po pierwsze jestem z Filipem na spacerze, po drugie niestety, wezwali tatę do pracy, koniec jego urlopu...
Ps. W nocy wyłączyłam za was telewizor, gdy zeszłam się napić. Tak jak każdy inny, ten moment także został uwieczniony.
                                                                                                                                 -  Mama”
- Moja mama jest zwariowana. - powiedziałam.
- Dlaczego? - zapytał chłopak.
- Za niedługo będzie można zobaczyć w rodzinnym albumie nasze dzisiejsze spanie. - odpowiedziałam, a ten zrobił pytającą minę. - Moja mama każdy ciekawy moment musi uwiecznić na zdjęciach. - zaśmiałam się.
   Pobiegłam na górę wziąć szybki prysznic i się przebrać. Na szybkiego wypiliśmy tą kawę i zjedliśmy kanapki. Tony wrócił do hotelu, a ja pojechałam na Klonową. Spóźniona byłam tylko 15 minut. Na szczęście komendanta nie było, to mi się upiekło, a reszta? No przecież, nie ja pierwsza się spóźniam i trzeba grać w jednym zespole.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz