Maj.
Ze snu wyrwał mnie budzik. Miałam ochotę
rzucić nim o ścianę, ale powstrzymał mnie sam fakt, że to był mój telefon.
Wyłączyłam alarm i leżałam tak jeszcze przez jakieś
5 minut wpatrując się w sufit. Jest 4 maja, środa po długim weekendzie, godzina
7.00, pierwszy dzień na komendzie. To dzisiaj ja i Bartek mamy zacząć zajęcia,
no można powiedzieć, że pracę na komisariacie. Wczoraj byliśmy już tam,
donieśliśmy brakujące, potrzebne papiery i przy okazji poznaliśmy naszego
komendanta. Powiedział, żeby jutro, tzn. już dzisiaj od razu się do niego
zgłosić, a on nas zaprowadzi i przedstawi załogę wydziału śledczego. W końcu
zwlekłam się z łóżka i poszłam wziąć prysznic. Wysuszyłam włosy i się
przebrałam. Zeszłam na dół, gdzie czekali moi rodzice ze śniadaniem. Po
śniadaniu pierwszy z domu wyszedł tata, potem zaczęłam zbierać się ja. Wsiadłam
do swojego samochodu i pojechałam w kierunku komendy. Dwadzieścia minut później
byłam już na miejscu. Umówiłam się z Bartkiem, że które pierwsze dotrze na
miejsce czeka na drugiego, tą pierwszą jak się okazało, byłam ja. O 7.55 obok
mojego samochodu zaparkował samochód mojego kumpla. Wysiedliśmy z nich,
podaliśmy sobie dłonie na powitanie. Przed drzwiami do budynku, głęboko
odetchnęliśmy i weszliśmy do środka. Wyszliśmy schodami na drugie piętro. Po
prawej mieliśmy drzwi nad, którymi widniał duży napis Wydział Śledczy,
a po lewej kilka drzwi. Jedne prowadziły do gabinetu komendanta. Podeszliśmy do
nich i lekko zapukałam.
-
Proszę. - usłyszeliśmy głos starszego faceta. Nacisnęłam na klamkę i weszliśmy
do pokoju. Za dużym, ciemnym, drewnianym biurkiem siedział komendant. Zajmował się jakimiś papierami, ale gdy tylko nas zobaczył odłożył je
na bok, wstał i podał nam dłoń na dzień dobry. Najpierw szybko oprowadził nas
po najważniejszych miejscach na komendzie. Przed ostatnim miejscem był magazyn,
gdzie dostaliśmy broń i odznaki z legitymacjami. Ostatnim miejscem było to co
się mieściło na drugim piętrze po prawej... Nasz Wydział Śledczy.
Za tymi drzwiami ciągnął się długi korytarz. Po obu stronach drzwi, nikogo
prócz naszej trójki tam nie było. Wreszcie weszliśmy za starszym, łysiejącym
już komendantem, do biura znajdującego się na samym końcu korytarza. Tam byli
wszyscy. Komendant musiał kazać im tutaj się zebrać, by załatwić nasze
przedstawienie hurtem, a nie pojedynczo. Na prostopadłych do siebie ścianach
znajdowały się dwa duże okna, jakieś półki, szafki, na ścianach korkowe tablice
z różnymi poprzypinanymi do nich kartkami. W kącie stał telewizor, na środku
trzy biurka. Jedno małe, dla jednej osoby i dwa długie, prawdopodobnie dla
dwóch. Stały na nich komputery. Opierało się o nie siedem osób w cywilu, trzy
kobiety i czterech mężczyzn.
- Tak jak wspominałem, mamy stażystów. To
właśnie Lena Frencel i Bartek Kozłowski. Zajmijcie się nimi i przedstawcie się.
Ja muszę wracać do siebie, mam dużo roboty. -
powiedział komendant po czym wyszedł.
- No to Stary pozostawił Was w naszych
rękach. Nazywam się Krzysztof Pawłowski. - podszedł do nas mężczyzna, wyglądał
na najstarszego z towarzystwa, tak mniej więcej
na czterdziestkę. Podał nam dłoń na przywitanie. Był nadkomisarzem, śledczym.
Potem poznaliśmy jego partnerkę, komisarz Katarzyna Adamowicz, mnie więcej w wieku
swojego partnera. Druga para śledczych to podkomisarz Łukasz Dąbrowski i starsza aspirant Kinga
Cichocka, oboje mniej więcej po trzydziestce. Pozostała trójka to byli
pomocnicy, w sensie przynieś, podaj, pozamiataj, obserwacje, starają się być na
miejscu zbrodni przed komisarzami, by potem zdać im relacja. To właśnie do tej
części załogi mieliśmy dołączyć.
- Cześć, jestem Laura Górska. - odezwała się
blondynka i podała nam dłoń.
- Ja jestem Arek Lewandowski. - podszedł do
nas brunet i ścisną kolejno nasze dłonie. Został tylko jeszcze jeden chłopak.
Wyglądał na niewiele starszego od nas. Wysoki,
czarne włosy, przystojny. Podszedł do nas na luzie i się przedstawił.
- Kuba Pawłowski, witamy w naszych skromnych
progach. - powiedział z uśmiechem. Ja zrobiłam lekko pytającą minę gdy podawał
mi rękę. - To nie żaden przypadek, że nasz komisarz i ja mamy takie same
nazwiska. Niestety wylądowałem na tym samym komisariacie co mój tatuś... -
powiedział z westchnieniem.
- No widzisz, nie miałeś tyle szczęścia co
ja. Mi się udało trafić na inny komisariat co mój tata. - zaśmiałam się.
- No to zazdroszczę. - odparł Kuba.
- Co
źle Ci? - zaśmiał się Krzysztof i lekko szturchną syna, na co wszyscy się
zaśmialiśmy.
- No dobra, ja z Arkiem się zmywamy, nasz
nocny dyżur się skończył. Życzymy powodzenia w pierwszym dniu u nas. - Laura
ostatnie słowa zwróciła do mnie i Bartka,
uśmiechnęliśmy się i podziękowaliśmy, po czym tamci dwoje wyszli z biura i
ruszyli korytarzem do wyjściowych drzwi.
- W takim razie wracamy do pracy. - zatarł
ręce Łukasz. - Bartek, pojedziesz z nami, możesz się przydać. - dodał, po czym
wyszli we trójkę z pokoju.
Wszyscy zajęli się swoją pracą. Krzysiek z
Kaśką gdzieś pojechali, a Kuba pokazał mi biuro naszej piątki. Sąsiadowało z
biurem komisarzy, było zaraz obok. Małe pomieszczenie,
dwa biurka z komputerami, kilka krzeseł, telefony, duże urządzenie
wielofunkcyjne - drukarka, skaner i ksero. Jeszcze jakieś szafki i mała sofa w
koncie pod oknem. Biurka stały naprzeciw siebie. Jedno zajął Jakub, który coś
tam sprawdzał, chyba potwierdzał jakieś informacje. Ja miałam poszukać w bazie
informacje na temat jakiegoś gościa.
Siedziałam przy biurku i od czasu do czasu
spoglądałam na siedzącego naprzeciw mnie Kubę. Powiem szczerze, że jest
przystojny, nawet bardzo. Szatyn, ciemne, a
nawet można powiedzieć, że czarne oczy...
Dość! Podobać to Ci się może! Nic więcej,
masz Carlosa! Kochasz go dziewczyno! Masa chłopców jest przystojna i Ci się
może podobać, znam wielu takich, dużo mnie takich
otacza... Dobra dziewczyno, myśl o pracy, a nie o głupotach!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz