niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 63



Maj.

Ze snu wyrwał mnie budzik. Miałam ochotę rzucić nim o ścianę, ale powstrzymał mnie sam fakt, że to był mój telefon. Wyłączyłam alarm i leżałam tak jeszcze przez jakieś 5 minut wpatrując się w sufit. Jest 4 maja, środa po długim weekendzie, godzina 7.00, pierwszy dzień na komendzie. To dzisiaj ja i Bartek mamy zacząć zajęcia, no można powiedzieć, że pracę na komisariacie. Wczoraj byliśmy już tam, donieśliśmy brakujące, potrzebne papiery i przy okazji poznaliśmy naszego komendanta. Powiedział, żeby jutro, tzn. już dzisiaj od razu się do niego zgłosić, a on nas zaprowadzi i przedstawi załogę wydziału śledczego. W końcu zwlekłam się z łóżka i poszłam wziąć prysznic. Wysuszyłam włosy i się przebrałam. Zeszłam na dół, gdzie czekali moi rodzice ze śniadaniem. Po śniadaniu pierwszy z domu wyszedł tata, potem zaczęłam zbierać się ja. Wsiadłam do swojego samochodu i pojechałam w kierunku komendy. Dwadzieścia minut później byłam już na miejscu. Umówiłam się z Bartkiem, że które pierwsze dotrze na miejsce czeka na drugiego, tą pierwszą jak się okazało, byłam ja. O 7.55 obok mojego samochodu zaparkował samochód mojego kumpla. Wysiedliśmy z nich, podaliśmy sobie dłonie na powitanie. Przed drzwiami do budynku, głęboko odetchnęliśmy i weszliśmy do środka. Wyszliśmy schodami na drugie piętro. Po prawej mieliśmy drzwi nad, którymi widniał duży napis Wydział Śledczy, a po lewej kilka drzwi. Jedne prowadziły do gabinetu komendanta. Podeszliśmy do nich i lekko zapukałam.
 - Proszę. - usłyszeliśmy głos starszego faceta. Nacisnęłam na klamkę i weszliśmy do pokoju. Za dużym, ciemnym, drewnianym biurkiem siedział komendant. Zajmował się jakimiś papierami, ale gdy tylko nas zobaczył odłożył je na bok, wstał i podał nam dłoń na dzień dobry. Najpierw szybko oprowadził nas po najważniejszych miejscach na komendzie. Przed ostatnim miejscem był magazyn, gdzie dostaliśmy broń i odznaki z legitymacjami. Ostatnim miejscem było to co się mieściło na drugim piętrze po prawej... Nasz Wydział Śledczy. Za tymi drzwiami ciągnął się długi korytarz. Po obu stronach drzwi, nikogo prócz naszej trójki tam nie było. Wreszcie weszliśmy za starszym, łysiejącym już komendantem, do biura znajdującego się na samym końcu korytarza. Tam byli wszyscy. Komendant musiał kazać im tutaj się zebrać, by załatwić nasze przedstawienie hurtem, a nie pojedynczo. Na prostopadłych do siebie ścianach znajdowały się dwa duże okna, jakieś półki, szafki, na ścianach korkowe tablice z różnymi poprzypinanymi do nich kartkami. W kącie stał telewizor, na środku trzy biurka. Jedno małe, dla jednej osoby i dwa długie, prawdopodobnie dla dwóch. Stały na nich komputery. Opierało się o nie siedem osób w cywilu, trzy kobiety i czterech mężczyzn.
- Tak jak wspominałem, mamy stażystów. To właśnie Lena Frencel i Bartek Kozłowski. Zajmijcie się nimi i przedstawcie się. Ja muszę wracać do siebie, mam dużo roboty. - powiedział komendant po czym wyszedł.
- No to Stary pozostawił Was w naszych rękach. Nazywam się Krzysztof Pawłowski. - podszedł do nas mężczyzna, wyglądał na najstarszego z towarzystwa, tak mniej więcej na czterdziestkę. Podał nam dłoń na przywitanie. Był nadkomisarzem, śledczym. Potem poznaliśmy jego partnerkę, komisarz Katarzyna Adamowicz, mnie więcej w wieku swojego partnera. Druga para śledczych to podkomisarz  Łukasz Dąbrowski i starsza aspirant Kinga Cichocka, oboje mniej więcej po trzydziestce. Pozostała trójka to byli pomocnicy, w sensie przynieś, podaj, pozamiataj, obserwacje, starają się być na miejscu zbrodni przed komisarzami, by potem zdać im relacja. To właśnie do tej części załogi mieliśmy dołączyć.
- Cześć, jestem Laura Górska. - odezwała się blondynka i podała nam dłoń.
- Ja jestem Arek Lewandowski. - podszedł do nas brunet i ścisną kolejno nasze dłonie. Został tylko jeszcze jeden chłopak. Wyglądał na niewiele starszego od nas. Wysoki, czarne włosy, przystojny. Podszedł do nas na luzie i się przedstawił. 
- Kuba Pawłowski, witamy w naszych skromnych progach. - powiedział z uśmiechem. Ja zrobiłam lekko pytającą minę gdy podawał mi rękę. - To nie żaden przypadek, że nasz komisarz i ja mamy takie same nazwiska. Niestety wylądowałem na tym samym komisariacie co mój tatuś... - powiedział z westchnieniem.
- No widzisz, nie miałeś tyle szczęścia co ja. Mi się udało trafić na inny komisariat co mój tata. - zaśmiałam się.
- No to zazdroszczę. - odparł Kuba.
-  Co źle Ci? - zaśmiał się Krzysztof i lekko szturchną syna, na co wszyscy się zaśmialiśmy.
- No dobra, ja z Arkiem się zmywamy, nasz nocny dyżur się skończył. Życzymy powodzenia w pierwszym dniu u nas. - Laura ostatnie słowa zwróciła do mnie i Bartka, uśmiechnęliśmy się i podziękowaliśmy, po czym tamci dwoje wyszli z biura i ruszyli korytarzem do wyjściowych drzwi.
- W takim razie wracamy do pracy. - zatarł ręce Łukasz. - Bartek, pojedziesz z nami, możesz się przydać. - dodał, po czym wyszli we trójkę z pokoju.
Wszyscy zajęli się swoją pracą. Krzysiek z Kaśką gdzieś pojechali, a Kuba pokazał mi biuro naszej piątki. Sąsiadowało z biurem komisarzy, było zaraz obok. Małe pomieszczenie, dwa biurka z komputerami, kilka krzeseł, telefony, duże urządzenie wielofunkcyjne - drukarka, skaner i ksero. Jeszcze jakieś szafki i mała sofa w koncie pod oknem. Biurka stały naprzeciw siebie. Jedno zajął Jakub, który coś tam sprawdzał, chyba potwierdzał jakieś informacje. Ja miałam poszukać w bazie informacje na temat jakiegoś gościa.
Siedziałam przy biurku i od czasu do czasu spoglądałam na siedzącego naprzeciw mnie Kubę. Powiem szczerze, że jest przystojny, nawet bardzo. Szatyn, ciemne, a nawet można powiedzieć, że czarne oczy...
Dość! Podobać to Ci się może! Nic więcej, masz Carlosa! Kochasz go dziewczyno! Masa chłopców jest przystojna i Ci się może podobać, znam wielu takich, dużo mnie takich otacza... Dobra dziewczyno, myśl o pracy, a nie o głupotach!!! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz