niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 53



Obudziłam się o 5:30. Czekał mnie i mamę  bardzo dłuuugi dzień przy garach! Gotowanie dla szesnastu osób! Jakoś to będzie... Da się przeżyć. Wstałam i ubrałam się, Carlos jeszcze smacznie sobie spał „szczęściarz” pomyślałam. Zeszłam do kuchni, a kilka sekund później była też w niej moja mama.
- To od czego zaczynamy? - zapytałam podając jej fartuszek.
- Ja ciasto, a ty farsz do pierogów? - zaproponowała.
- Okey. - westchnęłam i wzięłyśmy się do pracy.
Godzinę później Carlos i tata też byli na nogach, zajęli się odśnieżaniem podwórka i zdobieniem światełkami domu. O 10 przybyła pomoc – Kacper, Karolina i mała Mańka. Teraz w kuchni byłyśmy już trzy, a panowie zajmowali się najmniejszą dwójką lub po prostu plątali nam się pod nogami.
Godzinę później ja i Carlos wzięliśmy samochód mojej mamy i pojechaliśmy na lotnisko, a tata z Kacprem zajęli się umieszczeniem świątecznego drzewka w kącie salonu.
Gdy zaparkowaliśmy samochód na parkingu mieliśmy jeszcze pół godziny do przylotu samolotu z LA. Postanowiliśmy wynająć samochód, jeżeli chcieliśmy wszyscy pojechać w góry to musimy jeszcze skombinować jeden samochód, więc wynajęcie go na ten okres był najlepszym rozwiązaniem. Załatwiliśmy wszystko co związane z samochodem i zaparkowaliśmy go obok Astry. Weszliśmy do budynku lotniska, tam usiedliśmy na ławce i czekaliśmy na naszych przyjaciół. W końcu się doczekaliśmy, usłyszeliśmy głos speakerki w głośnikach z informacją o lądującym samolocie. Troszkę później zobaczyliśmy całą szóstkę idącą w naszą stronę.
Po chwili już się z nimi witaliśmy. Uściskałam każdego po kolei. Oczywiście musiałam obejrzeć pierścionek Vanessy. Zabraliśmy wszystkie bagaże i ruszyliśmy na parking do samochodów. Po drodze sprzeczałam się z Carlosem kto, który samochód poprowadzi. I tak wyszło na moje, ja miałam jechać wypożyczonym Audi.  Zapakowaliśmy się do samochodów i ruszyliśmy. Ja jechałam z Van, Rafem i Loganem, a  Carlos z Meg, Jamesem i Kendallem.
Wróciliśmy do domu, pomogliśmy rozpakować się naszym gościom.
O 16 wszystko było już gotowe, potrawy, choinka i co najlepsze prezenty! Dużo prezentów poustawianych pod drzewkiem. Kolacja była zaplanowana na 18:30. Kacper z Karoliną i Mańką na te dwie godziny wrócili do siebie, by się przygotować i tak dalej. Filip zasnął i cała reszta też postanowiła odpocząć, po całym dniu i podróży samolotem. Rodzice byli w salonie, Raf z Van w swoim tymczasowym pokoju, James z Meg w swoim i Kend z Logim w trzecim. Ja siedziałam w moim pokoju przed laptopem. Siedziałam przed ekranem i sama śmiałam się do siebie.
- Co Cię tak bawi? - zapytał Carlos, który właśnie wrócił do pokoju.
- Uwielbiam jakiego słodkiego idiotę robi z siebie niejaki Carlos Garcia. - zaśmiałam się, on podszedł do mnie i uwiesił się na fotelu, na którym siedziałam.
- Mam być o niego zazdrosny? - zaśmiał się.
- A nie wiem :P Jak tam chcesz, chociaż i tak wolę Penę. - wtedy odchyliłam głowę do góry, a on pocałował mnie w usta.
- Liczyłem na taką odpowiedź, a zresztą trudne by nie było stać się takim Garciją.
- Nie no, tego kasku bym chyba nie przetrzymała. - oboje się zaśmialiśmy.
- Dobra, dobra. Który odcinek oglądasz?
- Big Time Crush. Kocham po prostu pierwszą minutę odcinka. - zaśmiałam się.
- Ja scenariusza  nie piszę. Chociaż lubię się wcielić w takiego wariata.
- Ty nie musisz się w niego wcielać, ty i tak nim jesteś.
- Oj zabawne, zabawne. Co tam jeszcze oglądasz? - zapytał, a ja kliknęłam na strony wcześniej przeglądane prze zemnie.
- Już jakiś czas temu złożyliśmy razem z Bartkiem papiery na pozwolenie na broń i teraz tak oglądam te cacka. Właśnie, po świętach się muszę jakoś dowiedzieć co z decyzją, bo jeszcze nie wiem.
Posiedzieliśmy jeszcze w pokoju, pośmialiśmy się, trochę tam się całowaliśmy, w końcu długo się nie widzieliśmy to trzeba było nadrobić te zaległości. Potem się przebraliśmy już na kolację. Ubrałam szare rurki, białą, prostą bluzkę, postanowiłam ubrać baleriny i zmieniłam kolczyki. Włosy rozpuściłam. Carlos – czarne spodnie, szara koszula i na to czarna marynarka. Była 18, za chwilę powinni przyjechać Kacper ze swoją rodzinką oraz Majka z Bartkiem, więc zeszliśmy na dół. W salonie razem z moimi rodzicami i bratem czekali już Logan z Kendallem już, wszyscy już gotowi. Jakieś pięć minut później dołączyli do nas Vanessa, Meg, James i Raf. Meg miała na sobie czarne jeansy i szarą bluzkę z szerokim dekoltem. Czarno-szare baleriny i wiszące kolczyki. Włosy związane w kitkę, z rozpuszczoną i zaczesaną na bok grzywką. Vanessa tradycyjnie na niebiesko, lubiła ten kolor. Rurki, niebieska bluzka z nadrukiem gwiazd. Niebieskie baleriny i na ręce takiego samego koloru bransoletka. Panowie też byli ubranie odświętnie.
O 18:15 przyjechali Majka z Bartkiem, a zaraz po nich Kacper z Karoliną.
Wszystko było już przygotowane i mieliśmy zaczynać, ale Kacper krzykną „Czekać, zaraz wracam” i wybiegł. Wrócił po chwili, w ręku trzymał gałązkę jemioły. Zawiesił ją nad wejściem do salonu.
- Teraz uważać i patrzeć gdzie się stoi. - powiedział Kacper i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz