Obudziłam się o 5:30. Czekał mnie i mamę bardzo dłuuugi dzień przy garach! Gotowanie
dla szesnastu osób! Jakoś to będzie... Da się przeżyć. Wstałam i ubrałam się, Carlos jeszcze smacznie sobie spał „szczęściarz”
pomyślałam. Zeszłam do kuchni, a kilka sekund później była też w niej moja
mama.
- To od czego zaczynamy? - zapytałam podając
jej fartuszek.
- Ja ciasto, a ty farsz do pierogów? -
zaproponowała.
- Okey. - westchnęłam i wzięłyśmy się do
pracy.
Godzinę później Carlos i tata też byli na
nogach, zajęli się odśnieżaniem podwórka i zdobieniem światełkami domu. O 10
przybyła pomoc – Kacper, Karolina i mała Mańka. Teraz w kuchni
byłyśmy już trzy, a panowie zajmowali się najmniejszą dwójką lub po prostu
plątali nam się pod nogami.
Godzinę później ja i Carlos wzięliśmy
samochód mojej mamy i pojechaliśmy na lotnisko, a tata z Kacprem zajęli się
umieszczeniem świątecznego drzewka w kącie salonu.
Gdy zaparkowaliśmy samochód na parkingu
mieliśmy jeszcze pół godziny do przylotu samolotu z LA. Postanowiliśmy wynająć
samochód, jeżeli chcieliśmy wszyscy pojechać w góry to musimy
jeszcze skombinować jeden samochód, więc wynajęcie go na ten okres był
najlepszym rozwiązaniem. Załatwiliśmy wszystko co związane z samochodem i
zaparkowaliśmy go obok Astry. Weszliśmy do budynku lotniska, tam usiedliśmy na
ławce i czekaliśmy na naszych przyjaciół. W końcu się doczekaliśmy,
usłyszeliśmy głos speakerki w głośnikach z informacją o lądującym samolocie.
Troszkę później zobaczyliśmy całą szóstkę idącą w naszą stronę.
Po chwili już się z nimi witaliśmy.
Uściskałam każdego po kolei. Oczywiście musiałam obejrzeć pierścionek Vanessy.
Zabraliśmy wszystkie bagaże i ruszyliśmy na parking
do samochodów. Po drodze sprzeczałam się z Carlosem kto, który samochód
poprowadzi. I tak wyszło na moje, ja miałam jechać wypożyczonym Audi. Zapakowaliśmy się do samochodów i ruszyliśmy.
Ja jechałam z Van, Rafem i Loganem, a
Carlos z Meg, Jamesem i Kendallem.
Wróciliśmy do domu, pomogliśmy rozpakować się
naszym gościom.
O 16 wszystko było już gotowe, potrawy,
choinka i co najlepsze prezenty! Dużo prezentów poustawianych pod drzewkiem.
Kolacja była zaplanowana na 18:30. Kacper z Karoliną i Mańką na
te dwie godziny wrócili do siebie, by się przygotować i tak dalej. Filip zasnął
i cała reszta też postanowiła odpocząć, po całym dniu i podróży samolotem.
Rodzice byli w salonie, Raf z Van w swoim tymczasowym pokoju, James z Meg w
swoim i Kend z Logim w trzecim. Ja siedziałam w moim pokoju przed laptopem.
Siedziałam przed ekranem i sama śmiałam się do siebie.
- Co Cię tak bawi? - zapytał Carlos, który
właśnie wrócił do pokoju.
- Uwielbiam jakiego słodkiego idiotę robi z
siebie niejaki Carlos Garcia. - zaśmiałam się, on podszedł do mnie i uwiesił
się na fotelu, na którym siedziałam.
- Mam być o niego zazdrosny? - zaśmiał się.
- A nie wiem :P Jak tam chcesz, chociaż i tak
wolę Penę. - wtedy odchyliłam głowę do góry, a on pocałował mnie w usta.
- Liczyłem na taką odpowiedź, a zresztą
trudne by nie było stać się takim Garciją.
- Nie no, tego kasku bym chyba nie
przetrzymała. - oboje się zaśmialiśmy.
- Dobra, dobra. Który odcinek oglądasz?
- Big Time Crush. Kocham po prostu pierwszą
minutę odcinka. - zaśmiałam się.
- Ja scenariusza nie piszę. Chociaż lubię się wcielić w
takiego wariata.
- Ty nie musisz się w niego wcielać, ty i tak
nim jesteś.
- Oj zabawne, zabawne. Co tam jeszcze
oglądasz? - zapytał, a ja kliknęłam na strony wcześniej przeglądane prze
zemnie.
- Już jakiś czas temu złożyliśmy razem z
Bartkiem papiery na pozwolenie na broń i teraz tak oglądam te cacka. Właśnie,
po świętach się muszę jakoś dowiedzieć co z decyzją, bo jeszcze nie
wiem.
Posiedzieliśmy jeszcze w pokoju, pośmialiśmy
się, trochę tam się całowaliśmy, w końcu długo się nie widzieliśmy to trzeba
było nadrobić te zaległości. Potem się przebraliśmy już na kolację.
Ubrałam szare rurki, białą, prostą bluzkę, postanowiłam ubrać baleriny i
zmieniłam kolczyki. Włosy rozpuściłam. Carlos – czarne spodnie, szara koszula i
na to czarna marynarka. Była 18, za chwilę powinni przyjechać Kacper ze swoją
rodzinką oraz Majka z Bartkiem, więc zeszliśmy na dół. W salonie razem z moimi
rodzicami i bratem czekali już Logan z Kendallem już, wszyscy już gotowi.
Jakieś pięć minut później dołączyli do nas Vanessa, Meg, James i Raf. Meg miała
na sobie czarne jeansy i szarą bluzkę z szerokim dekoltem. Czarno-szare
baleriny i wiszące kolczyki. Włosy związane w kitkę, z rozpuszczoną i zaczesaną
na bok grzywką. Vanessa tradycyjnie na niebiesko, lubiła ten kolor. Rurki,
niebieska bluzka z nadrukiem gwiazd. Niebieskie baleriny i na ręce takiego
samego koloru bransoletka. Panowie też byli ubranie odświętnie.
O 18:15 przyjechali Majka z Bartkiem, a zaraz
po nich Kacper z Karoliną.
Wszystko było już przygotowane i mieliśmy
zaczynać, ale Kacper krzykną „Czekać, zaraz wracam” i wybiegł. Wrócił po
chwili, w ręku trzymał gałązkę jemioły. Zawiesił ją nad wejściem do
salonu.
- Teraz uważać i patrzeć gdzie się stoi. -
powiedział Kacper i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz