piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 120



         24 grudnia w wielu krajach oznacza Wigilię, ale nie tu, a jeżeli te święta spędzamy w USA, o dziwo bez niej. Dzień następny, 25 grudnia. Dziś dom Marii i Pedra chyba przechodzi prawdziwe oblężenie, bowiem przy świątecznym obiedzie, przy stole, w tym momencie zasiada aż piętnaście osób, Maria, Pedro, moi rodzice z Filipem, ja, Carlos, Vanssa, Rafael, Bartek, Majka, Agata, Kamil, Mateusz i Jakub. Wszyscy spędziliśmy tam całe popołudnie, a wieczorem Van z Rafem pojechali do Hendersonów. Dzień dobiegł końca, za nim kolejne. Podczas tych mijających dni zostałam wmieszana w niespodziankowy plan. Mianowicie, gdy rodzice zabrali Filipa oraz z Marią i Pedro poszli popołudniu, 31 grudnia do rodziców Van i Logiego, na ich sylwestra, ja pod pretekstem zostawienia komórki w mieszkaniu, wzięłam samochód Carlosa i pojechałam na lotnisko. Zaparkowałam samochód na wolnym miejscu i ruszyłam od razu do budynku, a gdy weszłam z głośników rozległ się głos speakerki: -  Samolot Barcelona – Los Angeles właśnie wylądował.
  Czekałam w dużym korytarzu, gdy nagle poczułam, że ktoś zasłania mi dłońmi oczy.
- Dużego wyboru w zgadywaniu to ja nie mam. – zaśmiałam się i odwróciłam. Zobaczyłam, stojącą za mną wysoką, uśmiechniętą blondynkę. – Cześć Elena! – zawołałam i mocno się uścisnęłyśmy na powitanie.
- Cześć, jak miło cię widzieć Lena. – uśmiechnęła się dziewczyna.
- Mi też. Gdzie zgubiłaś tego Wariata? – zapytałam, śmiejąc się.
- No jak miło, że Księżniczka martwi się o Wariata. – po  chwili dołączył do nas też, wyżej wspomniany Tony. – Cześć. – uśmiechnął się i z nim również uścisnęłam się na powitanie.
  Ruszyliśmy w stronę parkingu, gdzie zostawiłam samochód. Gdy tak szli razem, trzymając się za rękę, mogę przyznać, że ta dwójka, naprawdę do siebie pasuje. Wyglądali razem na naprawdę szczęśliwych. Włożyliśmy ich dwie niewielkie torby do bagażnika i wsiedliśmy do samochodu.
- Co im powiedziałaś, gdy wychodziłaś? – zapytał Tony, siedzący obok mnie na miejscu pasażera.
- Powiedziała, że wracam na chwilę do mieszkania, bo zapomniałam telefonu, który tak naprawdę jest w schowku. – roześmiana, wskazałam na miejsce w masce, gdzie był zamykany schowek. – Mógłbyś mi go podać? – poprosiłam, a chłopak od razu sięgnął tam po niego i go wyciągnął.
- Proszę bardzo. – podał mi go.
- Dziękuję. – odpowiedziałam i schowałam komórkę do kieszeni swoich spodni.
- Będą pewnie zaskoczeni, że razem z telefonem przywozisz pewien bonus. – zaśmiała się, siedząca z tyłu Elena.
- Na pewno. – odparłam z uśmiechem.
            Zaparkowałam samochód na podjeździe domu Penów, w którym mieliśmy spędzić wspólnego Sylwestra i przywitać Nowy Rok. Wysiedliśmy z auta i od razu ruszyliśmy w stronę wejścia. W korytarzu nikogo nie było, tylko można było usłyszeć grającą muzykę z salonu. Oparłam się o futrynę, a Elena z Tonym, schowali się obok mnie za ścianą. Carlos, Vanessa, Raf, Mia, Logan i Meggie siedzieli razem na kanapach, Mateusz z Kubą i Jamesem siedzieli przy laptopie, od którego ciągnął się kabel, do stojącej obok wejścia, dużej wieży stereo, a Alice, Kendall, Majka, Bartek, Agata i Kamil tańczyli w rytm muzyki.
 Nagle przestali i wzrok wszystkich obecnych został skierowany na mnie, ponieważ ściszyłam muzykę do zera.
- Skarbie, już miałem do ciebie dzwonić  czy coś się stało… Co tak długo? – Carlos wstał, podszedł do mnie i objął ramieniem.
- Nie, wszystko w porządku. – uśmiechnęłam się. – A nawet lepiej, bo wam kogoś tu przywiozłam. Chodźcie. – odwróciłam się i w tym momencie wyłonili się Elena i Tony.
 Wszyscy byli najpierw zaskoczeni, ale po chwili się otrząsnęli i ucieszeni podeszli się przywitać z Martinezem i jego towarzyszką, a właściwie to dziewczyną… Gdy dwa miesiące temu rozmawiałam z Tonym na Skype, to już wtedy pochwalił mi się, że on i panna Rossel są już parą. Bardzo mnie to ucieszyło, że on też układa już sobie życie.
- To dlatego byłem zmuszony tyle na ciebie czekać. – Carlos objął mnie w pasie i położyło głowę na moim ramieniu.
- Miała być niespodzianka i jak widzę się udała. – uśmiechnęłam się.
- To będzie niezapomniany sylwestrowy wieczór. – zaśmiał się i złożył pocałunek na mojej szyi.
         Gdzieś koło 23, najpierw James z Meg, później Mia z Logim i w końcu Agata z Kamilem postanowili trochę odetchnąć i pobyć sami, więc wybrali się na spacer. Każda para poszła w innym kierunku.
   Ja i Elena zaszyłyśmy się w kuchni, w celu pokrojenia ciasta, które zostawiły nam Maria i moja mama.
- Cieszę się, że was wszystkich poznałam. – zauważyłam lekki uśmiech pod nosem blondynki. Spojrzałam na nią zaciekawiona. – Wcześniej nie miałam takiego towarzystwa, bo skupiałam całą swoją uwagę, najpierw na nauce, a potem pracy w firmie ojca. Później poznałam na tym bankiecie ciebie, Tonyego i resztę. Od tego momentu poczułam, że mam przyjaciół. – dodała.
- Przyjaciół i nie tylko. – uśmiechnęłam się. – Cieszę się, że ty i ten Wariat jesteście razem, bo naprawdę do siebie pasujecie.
- Dzięki, ty i Carlos też wyglądacie jakbyście byli sobie przeznaczeni od zawsze. – odpowiedziała uśmiechnięta Rosselówna.
- Wiesz, ta cała paczka co tu jest, to taka moja wspaniała rodzina, której nie opuściła bym za nic. – odparłam, układając kawałki ciasta na talerz.
- Dobrze cię rozumiem. To wszystko zasłaniała mi ciągła praca. Teraz odpuszczam. Daje sobie spokój. Z resztą teraz to już nawet Tony mi na to nie pozwoli. Nie w moim stanie… - przerwała, a ja spojrzałam na nią z jeszcze większym zaciekawieniem.
- Hola, hola. Dziewczyno. W jakim stanie? – wyszczerzyłam się, a oczy same mi się zaświeciły.
- No dobra, zaczęłam… I tak mieliśmy wam wszystkim o tym dziś powiedzieć. – uśmiechnęła się.
- Dawaj! W twoim stanie… - mówiłam zaciekawiona.
- No więc… Jestem w ciąży, Tony mi się oświadczył i w tym roku planujemy nasz ślub. – powiedziała na jednym tchu.
- Elena! Jeny! To genialna wiadomość ! – zapiszczałam i uwiesiłam się na jej szyi.
- Co to za miłości? – usłyszałam roześmiany głos Tonyego, wchodzącego do kuchni.
- Powiedziałam Lenie o ciąży i o naszych planach. – Elena posłała uśmiech swojemu narzeczonemu, a ten objął ją od tyły w pasie.
- Gratuluję przyszłemu tatusiowi. – poruszyłam brwiami i lekko uderzyłam Martineza w ramie. – I życzę żeby wasza pociecha odziedziczyła jak najwięcej po mamusi. – zaśmiałam się.
- A to niby dlaczego?! – oburzył się Tony.
- Uwierz, tak było by lepiej. – dodałam roześmiana, a Elena śmiała się z naszej dwójki.
- No ja ci zaraz dam! – zawołał, a ja szybko wybiegłam z kuchni, Wariat wyleciał za mną.
- Ratunku! – zawołałam i schowałam się za Carlosem i Bartkiem.
   
              Było za pięć dwunasta, wszyscy byliśmy już w domu. Przygotowaliśmy kieliszki i trzy duże szampany, tak żeby starczyło dla każdego. Wyszliśmy na zewnątrz, do ogrodu. Ja, Alice i Vanessa trzymałyśmy po dwa kieliszki, ponieważ nasi mężczyźni, Carlos, Kendall i Rafael zajęli się otwarciem szampana. Włączyliśmy radio w jednym z telefonów i odliczaliśmy razem z prezenterem. 10…9…8…7…6…5…4…3…2…1… Bum! Rozległ się trzask strzelających korków szampanów.
- Szczęśliwego Nowego Roku! – zawołaliśmy równo wszyscy i panowie zaczęli rozlewać każdemu szampana. Carlos w końcu podszedł do Eleny, by nalać jej alkoholowego trunku.
- Ale troszeczkę, Carlos. Troszeczkę. – mówiła.
- Czemu? – zapytał roześmiany Latynos.
- Troszeczkę. – uśmiechnęła się do niego, a on nalał do jej kieliszka tylko trochę szampana.
      Staliśmy wszyscy razem oglądając kolorowe fajerwerki latające po rozgwieżdżonym niebie. Wtedy poczułam, że ktoś łapie mnie za dłoń i ciągnie za sobą, był to Carlito. Poszłam za nim do domu.
- Czemu mnie tu ciągniesz? – zapytałam, gdy szłam za nim po schodach na górę. Nie – Carlos? – dalej nie otrzymałam odpowiedzi. – Halo? Odpowiesz mi?
- O nic nie pytaj. – zaśmiał się i wyszliśmy na duży taras. Tam na stoliku stał w małym flakonie była włożona jedna czerwona róża. Podszedł do niej i ją wyją. Wrócił do mnie i mi ją wręczył. – Piękny i wyjątkowy kwiat dla pięknej i wyjątkowej kobiety. – powiedział.
- Dziękuję kochanie, ale z jakiej to okazji? – zapytałam, a ten tylko się zaśmiał, pokazując swoje olśniewająco białe zęby i… Co zrobił? Ukląkł na jedno kolano przede mną. Otworzyłam buzie ze zdziwienia i zaskoczenia. Wyjął z kieszeni małe czerwone pudełeczko w kształcie serca. Otworzył je, a w środku był śliczny pierścionek z białego złota.
- Najwspanialsza, najmądrzejsza i najpiękniejsza kobieto, którą kocham nad życie, Leno Frencel, czy sprawisz mi tą przyjemność i zechcesz zostać moją żoną? – zapytał, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, łza radości i szczęścia. Również upadłam na kolana i zaplotłam ręce na jego szyi i przysunęłam głowę do jego, stykając się czołami.
- Ty mój Świrze, bez którego nie potrafię żyć, tak wyjdę za ciebie! – zaśmiałam się przez łzy i w tym momencie nasze wargi się dotknęły i złączyły w namiętnym pocałunku.
- Kocham cię. – wyszeptał.
- Ja ciebie też. – odpowiedziałam, a on wziął moją dłoń i wsunął na palec pierścionek, po czym pocałował moją dłoń.
- Nie wiem czym zasłużyłem sobie, żeby mieć tak wspaniałą kobietę u swojego boku. – powiedział, gdy wstawaliśmy na nogi.
- Oboje jesteśmy cholernymi szczęściarzami, że natrafiliśmy na siebie. – uśmiechnęłam i musnęłam jego usta.
    Objęci i niepojęcie szczęśliwi zeszliśmy na dół.
- Tak właściwie, to gdzie wcięło Lenę i Carlosa? – usłyszeliśmy pytanie Kendalla, gdy wychodziliśmy właśnie do ogrodu.
- Nigdzie nas nie wcięło. Jesteśmy. – odpowiedział, uśmiechnięty od ucha do ucha Carlos.
- Co ty taki wesoły? – zapytała Van.
- Bo jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi. – odpowiedział Carlito i przytulił się do mnie, obejmując mnie od tyłu w pasie.
- A to dlaczego? – zainteresował się Kuba.
- Zgodziłam się zostać jego żoną. – powiedziałam z szerokim uśmiechem, a wszyscy jak na zawołanie ruszyli w naszą stronę. Zaczęli nam gratulować i nas ściskać.
- Jeżeli już mowa o ślubie… - zaczął Tony, obejmując ramieniem Elenę. – W tym roku, pierwszego lipca, odbędzie się nasz ślub, na który dostaniecie jeszcze zaproszenia, a jakieś dwa miesiące później na świat przyjdzie nasze maleństwo. – dokończył Martinez, a cała ta chmara ode mnie i Carlosa przeskoczyła do tamtej dwójki.
- Ej to szybki jesteś. – Raf zaczął brechtać za uszami Hiszpana, a jego żona od razu przywróciła go do pionu, mocnym kuksańcem w bok.
- A jeżeli mowa o ślubach i oświadczynach… - zaczęła niepewnie panna Myers.
- Czyżby szykowało się trzecie weselicho?! – wypalił Logan z wytrzeszczem oczu, a James jakby zaczął się wtedy chować za swoja dziewczynę.
- Wyciągnął mnie na ten spacer, i co? I mój kudłacz mi się oświadczył. – zaśmiała się Meggie, a wszyscy teraz gratulowaliśmy im.
- Mówiłam, że ten wieczór będzie niezapomniany. – Carlos zaśmiał mi się do ucha.
- E tam, ten rok będzie bardzo urozmaicony. – odpowiedziałam i wtuliłam się w niego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz