24 grudnia w wielu krajach oznacza Wigilię,
ale nie tu, a jeżeli te święta spędzamy w USA, o dziwo bez niej. Dzień
następny, 25 grudnia. Dziś dom Marii i Pedra chyba przechodzi prawdziwe
oblężenie, bowiem przy świątecznym obiedzie, przy stole, w tym momencie zasiada
aż piętnaście osób, Maria, Pedro, moi rodzice z Filipem, ja, Carlos, Vanssa,
Rafael, Bartek, Majka, Agata, Kamil, Mateusz i Jakub. Wszyscy spędziliśmy tam
całe popołudnie, a wieczorem Van z Rafem pojechali do Hendersonów. Dzień
dobiegł końca, za nim kolejne. Podczas tych mijających dni zostałam wmieszana w
niespodziankowy plan. Mianowicie, gdy rodzice zabrali Filipa oraz z Marią i
Pedro poszli popołudniu, 31 grudnia do rodziców Van i Logiego, na ich
sylwestra, ja pod pretekstem zostawienia komórki w mieszkaniu, wzięłam samochód
Carlosa i pojechałam na lotnisko. Zaparkowałam samochód na wolnym miejscu i
ruszyłam od razu do budynku, a gdy weszłam z głośników rozległ się głos
speakerki: - Samolot Barcelona – Los
Angeles właśnie wylądował.
Czekałam w dużym korytarzu, gdy nagle
poczułam, że ktoś zasłania mi dłońmi oczy.
-
Dużego wyboru w zgadywaniu to ja nie mam. – zaśmiałam się i odwróciłam.
Zobaczyłam, stojącą za mną wysoką, uśmiechniętą blondynkę. – Cześć Elena! –
zawołałam i mocno się uścisnęłyśmy na powitanie.
-
Cześć, jak miło cię widzieć Lena. – uśmiechnęła się dziewczyna.
-
Mi też. Gdzie zgubiłaś tego Wariata? – zapytałam, śmiejąc się.
-
No jak miło, że Księżniczka martwi się o Wariata. – po chwili dołączył do nas też, wyżej wspomniany
Tony. – Cześć. – uśmiechnął się i z nim również uścisnęłam się na powitanie.
Ruszyliśmy w stronę parkingu, gdzie
zostawiłam samochód. Gdy tak szli razem, trzymając się za rękę, mogę przyznać,
że ta dwójka, naprawdę do siebie pasuje. Wyglądali razem na naprawdę
szczęśliwych. Włożyliśmy ich dwie niewielkie torby do bagażnika i wsiedliśmy do
samochodu.
-
Co im powiedziałaś, gdy wychodziłaś? – zapytał Tony, siedzący obok mnie na
miejscu pasażera.
-
Powiedziała, że wracam na chwilę do mieszkania, bo zapomniałam telefonu, który
tak naprawdę jest w schowku. – roześmiana, wskazałam na miejsce w masce, gdzie
był zamykany schowek. – Mógłbyś mi go podać? – poprosiłam, a chłopak od razu
sięgnął tam po niego i go wyciągnął.
-
Proszę bardzo. – podał mi go.
-
Dziękuję. – odpowiedziałam i schowałam komórkę do kieszeni swoich spodni.
-
Będą pewnie zaskoczeni, że razem z telefonem przywozisz pewien bonus. –
zaśmiała się, siedząca z tyłu Elena.
-
Na pewno. – odparłam z uśmiechem.
Zaparkowałam samochód na podjeździe
domu Penów, w którym mieliśmy spędzić wspólnego Sylwestra i przywitać Nowy Rok.
Wysiedliśmy z auta i od razu ruszyliśmy w stronę wejścia. W korytarzu nikogo
nie było, tylko można było usłyszeć grającą muzykę z salonu. Oparłam się o
futrynę, a Elena z Tonym, schowali się obok mnie za ścianą. Carlos, Vanessa,
Raf, Mia, Logan i Meggie siedzieli razem na kanapach, Mateusz z Kubą i Jamesem
siedzieli przy laptopie, od którego ciągnął się kabel, do stojącej obok wejścia,
dużej wieży stereo, a Alice, Kendall, Majka, Bartek, Agata i Kamil tańczyli w
rytm muzyki.
Nagle przestali i wzrok wszystkich obecnych
został skierowany na mnie, ponieważ ściszyłam muzykę do zera.
-
Skarbie, już miałem do ciebie dzwonić
czy coś się stało… Co tak długo? – Carlos wstał, podszedł do mnie i
objął ramieniem.
-
Nie, wszystko w porządku. – uśmiechnęłam się. – A nawet lepiej, bo wam kogoś tu
przywiozłam. Chodźcie. – odwróciłam się i w tym momencie wyłonili się Elena i
Tony.
Wszyscy byli najpierw zaskoczeni, ale po
chwili się otrząsnęli i ucieszeni podeszli się przywitać z Martinezem i jego
towarzyszką, a właściwie to dziewczyną… Gdy dwa miesiące temu rozmawiałam z
Tonym na Skype, to już wtedy pochwalił mi się, że on i panna Rossel są już
parą. Bardzo mnie to ucieszyło, że on też układa już sobie życie.
-
To dlatego byłem zmuszony tyle na ciebie czekać. – Carlos objął mnie w pasie i
położyło głowę na moim ramieniu.
-
Miała być niespodzianka i jak widzę się udała. – uśmiechnęłam się.
-
To będzie niezapomniany sylwestrowy wieczór. – zaśmiał się i złożył pocałunek
na mojej szyi.
Gdzieś koło 23, najpierw James z Meg,
później Mia z Logim i w końcu Agata z Kamilem postanowili trochę odetchnąć i
pobyć sami, więc wybrali się na spacer. Każda para poszła w innym kierunku.
Ja i Elena zaszyłyśmy się w kuchni, w celu
pokrojenia ciasta, które zostawiły nam Maria i moja mama.
-
Cieszę się, że was wszystkich poznałam. – zauważyłam lekki uśmiech pod nosem
blondynki. Spojrzałam na nią zaciekawiona. – Wcześniej nie miałam takiego
towarzystwa, bo skupiałam całą swoją uwagę, najpierw na nauce, a potem pracy w
firmie ojca. Później poznałam na tym bankiecie ciebie, Tonyego i resztę. Od
tego momentu poczułam, że mam przyjaciół. – dodała.
-
Przyjaciół i nie tylko. – uśmiechnęłam się. – Cieszę się, że ty i ten Wariat
jesteście razem, bo naprawdę do siebie pasujecie.
-
Dzięki, ty i Carlos też wyglądacie jakbyście byli sobie przeznaczeni od zawsze.
– odpowiedziała uśmiechnięta Rosselówna.
-
Wiesz, ta cała paczka co tu jest, to taka moja wspaniała rodzina, której nie
opuściła bym za nic. – odparłam, układając kawałki ciasta na talerz.
-
Dobrze cię rozumiem. To wszystko zasłaniała mi ciągła praca. Teraz odpuszczam.
Daje sobie spokój. Z resztą teraz to już nawet Tony mi na to nie pozwoli. Nie w
moim stanie… - przerwała, a ja spojrzałam na nią z jeszcze większym
zaciekawieniem.
-
Hola, hola. Dziewczyno. W jakim stanie? – wyszczerzyłam się, a oczy same mi się
zaświeciły.
-
No dobra, zaczęłam… I tak mieliśmy wam wszystkim o tym dziś powiedzieć. –
uśmiechnęła się.
-
Dawaj! W twoim stanie… - mówiłam zaciekawiona.
-
No więc… Jestem w ciąży, Tony mi się oświadczył i w tym roku planujemy nasz
ślub. – powiedziała na jednym tchu.
-
Elena! Jeny! To genialna wiadomość ! – zapiszczałam i uwiesiłam się na jej
szyi.
-
Co to za miłości? – usłyszałam roześmiany głos Tonyego, wchodzącego do kuchni.
-
Powiedziałam Lenie o ciąży i o naszych planach. – Elena posłała uśmiech swojemu
narzeczonemu, a ten objął ją od tyły w pasie.
-
Gratuluję przyszłemu tatusiowi. – poruszyłam brwiami i lekko uderzyłam
Martineza w ramie. – I życzę żeby wasza pociecha odziedziczyła jak najwięcej po
mamusi. – zaśmiałam się.
-
A to niby dlaczego?! – oburzył się Tony.
-
Uwierz, tak było by lepiej. – dodałam roześmiana, a Elena śmiała się z naszej
dwójki.
-
No ja ci zaraz dam! – zawołał, a ja szybko wybiegłam z kuchni, Wariat wyleciał
za mną.
-
Ratunku! – zawołałam i schowałam się za Carlosem i Bartkiem.
Było za pięć dwunasta, wszyscy
byliśmy już w domu. Przygotowaliśmy kieliszki i trzy duże szampany, tak żeby
starczyło dla każdego. Wyszliśmy na zewnątrz, do ogrodu. Ja, Alice i Vanessa
trzymałyśmy po dwa kieliszki, ponieważ nasi mężczyźni, Carlos, Kendall i Rafael
zajęli się otwarciem szampana. Włączyliśmy radio w jednym z telefonów i
odliczaliśmy razem z prezenterem. 10…9…8…7…6…5…4…3…2…1… Bum! Rozległ się trzask
strzelających korków szampanów.
-
Szczęśliwego Nowego Roku! – zawołaliśmy równo wszyscy i panowie zaczęli
rozlewać każdemu szampana. Carlos w końcu podszedł do Eleny, by nalać jej
alkoholowego trunku.
-
Ale troszeczkę, Carlos. Troszeczkę. – mówiła.
-
Czemu? – zapytał roześmiany Latynos.
-
Troszeczkę. – uśmiechnęła się do niego, a on nalał do jej kieliszka tylko
trochę szampana.
Staliśmy wszyscy razem oglądając kolorowe
fajerwerki latające po rozgwieżdżonym niebie. Wtedy poczułam, że ktoś łapie
mnie za dłoń i ciągnie za sobą, był to Carlito. Poszłam za nim do domu.
-
Czemu mnie tu ciągniesz? – zapytałam, gdy szłam za nim po schodach na górę. Nie
– Carlos? – dalej nie otrzymałam odpowiedzi. – Halo? Odpowiesz mi?
-
O nic nie pytaj. – zaśmiał się i wyszliśmy na duży taras. Tam na stoliku stał w
małym flakonie była włożona jedna czerwona róża. Podszedł do niej i ją wyją.
Wrócił do mnie i mi ją wręczył. – Piękny i wyjątkowy kwiat dla pięknej i
wyjątkowej kobiety. – powiedział.
-
Dziękuję kochanie, ale z jakiej to okazji? – zapytałam, a ten tylko się
zaśmiał, pokazując swoje olśniewająco białe zęby i… Co zrobił? Ukląkł na jedno
kolano przede mną. Otworzyłam buzie ze zdziwienia i zaskoczenia. Wyjął z
kieszeni małe czerwone pudełeczko w kształcie serca. Otworzył je, a w środku był
śliczny pierścionek z białego złota.
-
Najwspanialsza, najmądrzejsza i najpiękniejsza kobieto, którą kocham nad życie,
Leno Frencel, czy sprawisz mi tą przyjemność i zechcesz zostać moją żoną? – zapytał,
a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, łza radości i szczęścia. Również
upadłam na kolana i zaplotłam ręce na jego szyi i przysunęłam głowę do jego,
stykając się czołami.
-
Ty mój Świrze, bez którego nie potrafię żyć, tak wyjdę za ciebie! – zaśmiałam
się przez łzy i w tym momencie nasze wargi się dotknęły i złączyły w namiętnym
pocałunku.
-
Kocham cię. – wyszeptał.
-
Ja ciebie też. – odpowiedziałam, a on wziął moją dłoń i wsunął na palec
pierścionek, po czym pocałował moją dłoń.
-
Nie wiem czym zasłużyłem sobie, żeby mieć tak wspaniałą kobietę u swojego boku.
– powiedział, gdy wstawaliśmy na nogi.
-
Oboje jesteśmy cholernymi szczęściarzami, że natrafiliśmy na siebie. –
uśmiechnęłam i musnęłam jego usta.
Objęci i niepojęcie szczęśliwi zeszliśmy na
dół.
-
Tak właściwie, to gdzie wcięło Lenę i Carlosa? – usłyszeliśmy pytanie Kendalla,
gdy wychodziliśmy właśnie do ogrodu.
-
Nigdzie nas nie wcięło. Jesteśmy. – odpowiedział, uśmiechnięty od ucha do ucha
Carlos.
-
Co ty taki wesoły? – zapytała Van.
-
Bo jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi. – odpowiedział Carlito i przytulił
się do mnie, obejmując mnie od tyłu w pasie.
-
A to dlaczego? – zainteresował się Kuba.
-
Zgodziłam się zostać jego żoną. – powiedziałam z szerokim uśmiechem, a wszyscy
jak na zawołanie ruszyli w naszą stronę. Zaczęli nam gratulować i nas ściskać.
-
Jeżeli już mowa o ślubie… - zaczął Tony, obejmując ramieniem Elenę. – W tym
roku, pierwszego lipca, odbędzie się nasz ślub, na który dostaniecie jeszcze
zaproszenia, a jakieś dwa miesiące później na świat przyjdzie nasze maleństwo.
– dokończył Martinez, a cała ta chmara ode mnie i Carlosa przeskoczyła do
tamtej dwójki.
-
Ej to szybki jesteś. – Raf zaczął brechtać za uszami Hiszpana, a jego żona od
razu przywróciła go do pionu, mocnym kuksańcem w bok.
-
A jeżeli mowa o ślubach i oświadczynach… - zaczęła niepewnie panna Myers.
-
Czyżby szykowało się trzecie weselicho?! – wypalił Logan z wytrzeszczem oczu, a
James jakby zaczął się wtedy chować za swoja dziewczynę.
-
Wyciągnął mnie na ten spacer, i co? I mój kudłacz mi się oświadczył. – zaśmiała
się Meggie, a wszyscy teraz gratulowaliśmy im.
-
Mówiłam, że ten wieczór będzie niezapomniany. – Carlos zaśmiał mi się do ucha.
-
E tam, ten rok będzie bardzo urozmaicony. – odpowiedziałam i wtuliłam się w
niego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz