**Oczami Leny**
Po chwili Raf wrócił, ale już nie sam. Obok
niego szedł trochę wyższy, bardzo przystojny facet. Wyglądał na mniej więcej w
takim samym wieku jak Raf i Vanessa.
- Cześć! - Vanessa
podeszła do chłopaka i przytuliła go na powitanie. - Chłopaki, pamiętacie
Tonego?
- No pewnie, że
pamiętamy. - powiedział pierwszy Logan i wstał by się z nim przywitać. Potem to
samo zrobiła pozostała trójka chłopaków.
- Dziewczyny poznajcie,
to jest Tony Martinez, nasz przyjaciel jeszcze z liceum. - Vanessa wskazała na
siebie i Rafa. - Tony poznaj nasze przyjaciółki. - zwróciła się do niego. - To
jest Alice, dziewczyna Kendalla, to Meggie,
dziewczyna Jamesa i Lena. - wskazała kolejno na nas, a chłopak przywitał się z
każdą z nas przez pocałowanie w dłoń. Teraz to już jest mało spotykane, więc
zaimponowało mi to.
- Słuchacie miło mi was
znowu widzieć i poznać. - wskazał na mnie, Alice i Meg. - Też się strasznie
ucieszyłem, gdy dostałem zaproszenie od was i za razem zdziwiłem, że się ze
sobą żenicie. Pomyślałem sobie, że nie mogę
tego przegapić, za żadne skarby świata. - powiedział Tony.
- I bardzo dobrze.
Wyprowadziłeś się do tej Hiszpanii i zero kontaktu. A zaproszenie wysłaliśmy na
jakiś znaleziony adres z nadzieją, że nie zmieniłeś miejsca zamieszkania. -
zaśmiał się Raf.
W końcu wszyscy wzięli do ręki piwo i
usiedliśmy przy ogrodowym stole. Siedziałam między Meg, a Tonym. Chłopak,
siadając obok puścił do mnie oczko. Odpowiedziałam uśmiechem.
Miał na sobie szare
jeansy, czarny T-shirt i jasną marynarkę, a jasnobrązowe włosy, szaro-zielone
oczy i lekki zarost dodawały mu tylko jeszcze więcej uroku.
**Oczami Carlosa**
Siedzieliśmy już dłuższą chwilę i słuchaliśmy
przeróżnych opowieści z czasów licealnych mojego brata.
- Przepraszam was na
chwilkę, zostawiłam w samochodzie telefon. Zaraz wracam. - powiedziała Lena i
odeszła od stołu, skierowała się w stronę domu, za chwil skręciła by go ominąć
i dostać do do samochodu, stojącego przed
budynkiem. Jak nie teraz, to nie wiem
kiedy. - pomyślałem i pobiegłem za nią.
- Lena! - zawołałem, a
ona przystanęła i odwróciła się. Podbiegłem do niej. Byliśmy już przed domem,
inny zostali za nim, więc byliśmy sami.
- Czego chcesz? -
zapytała. Ciebie, pomyślałem. Cholera
jasna, skąd mi to przyszło do głowy?! Gdy usłyszałem pytanie, jakiś ułożony
wewnętrzny głos natychmiast podsuną mi gotową odpowiedź, nawiasem mówiąc najzupełniej szczerą. Pragnąłem
jej, pożądałem jej i chciałem się z nią kochać godzinami, pieścić ją i całować
do utraty tchu, poczuć znowu jak drży w moich ramionach pod wpływem
rozpalającej się namiętności.
- Lena, chciałem
porozmawiać.
- oooo, przypomniałeś
sobie. - powiedziała z lekką drwiną.
- No, bo to co było...
jest między nami. - zacząłem, ale mi przerwała.
- Słuchaj, chciałeś
rozmawiać. No to ta rozmowa raczej będzie jednostronna. Nie wiem co czujesz,
nie interesuje mnie to teraz. Ja się wtedy wytłumaczyłam, zresztą na marne. To
nie ja wyjechałam bez słowa ze swoją pieprzoną
dumą, to nie ja przespałam się z inną i to nie ja ją do jasnej cholery
zapłodniłam! Więc teraz wybacz, ale nie mamy chyba o czym rozmawiać... -
podeszła do samochodu Meg i wyjęła z niego swoją torebkę. - Aha i jestem z
siebie dumna, że to wydusiłam z siebie. - powiedziała patrząc mi w oczy.
Przełożyła przez ramię małą listonoszkę i ruszyła szybkim krokiem do reszty. Ja
oparłem się o mur domu i głośno westchnąłem.
- No i na co ty
liczyłeś? Że wpadnie ci w ramiona i wszystko będzie dobrze? - zapytałem sam
siebie.
**Oczami Leny**
Wróciłam do reszty, siedzącej przy stole.
Zajęłam swoje wcześniejsze miejsce. Byłam zła jak osa, ale też czułam ulgę, że
w końcu wgarnęłam mu to co myślę, chociaż nie do końca, bo tego co do niego nadal czuję mu nie wyznałam.
- Coś się stało? -
zapytała Meg, widząc moją złość.
- Nie, nic. - skłamałam.
- Właśnie widzę, że nic.
- powiedział z ironią Raf, po czym dołączył do nas Carlos, także nie w takim
humorze, w jakim był wcześniej.
- Ej, co jest?! -
zapytał James.
- Nic. -
odpowiedzieliśmy chórem we dwoje z Carlosem.
- I to właśnie
potwierdza, że 'nic się nie stało...' - skrzywiła się Vanessa i spojrzała na
mnie ze współczuciem.
Zebrałyśmy puste puszki i brudne naczynia i
weszłyśmy we cztery do domu.
- No to teraz mów! -
dziewczyny 'przyparły' mnie pod ścianę.
- Rozmawiałam z nim. -
odpowiedziałam, siadając na krześle w kuchni.
- No i...
- No i powiedziałam mu,
że nie ma się co starać. Naskoczyłam na niego, że nie mamy o czym gadać. -
odpowiedziałam.
- No normalnie jak ten
wierszowy 'żuraw z czaplą'! - westchnęła Alice.
- Dziewczyny zejdźcie ze
mnie. Dobrze wiecie, że już nie mam wcale ochoty się z tym męczyć...
- No dobra. Twoje życie.
Ty jedyna jesteś kapitanem tego rejsu. Ale pamiętaj, oboje się kochacie, tylko
nie potraficie trafić na jeden wspólny statek, bo na razie każdy płynie na
swoim, oddzielnym... - powiedziała Vanessa. - Wiemy,
że jest ci ciężko, obojgu jest wam ciężko. Niby się kochacie, a jednak to sobie
utrudniacie.
- Właśnie dlatego chcę
przestać czuć do niego to co czuję... - westchnęłam i wyszłam z powrotem na
dwór.
Niedziela.
Praktycznie od rana byłam w domu Marii i
Pedra. Pomagałam w przygotowaniach do przyjazdu moich rodziców i przy obiedzie.
W południe pojechałam z
najstarszym Peną na lotnisko. Po kilku minutach oczekiwania zobaczyliśmy ich.
- Cześć wam! -
podbiegłam do mamy i mocno ją przytuliłam, po chwili tak samo przywitałam się z
tatą i Młodym. Następnie przywitali się z Pedro, a później wpakowaliśmy się do
samochodu.
- Joanna, Wojtek! -
zawołała Maria gdy tylko pojawiliśmy się wszyscy w progu jej domu. Oczywiście
musiała wyściskać moich rodziców, a potem pooglądać mojego brata, jak on to nie
wyrósł.
Na popołudnie Maria
zaplanowała taki wielki zjazd. Zaprosiła wszystkich, a nawet gdy dowiedziała
się, że Tony przyjechał do LA, też go zaprosiła, ponieważ lubiła starego
przyjaciela swojego starszego syna.
Pierwsi pojawili się
Mary i Tom Schmidtowie ze swoją córką Kelly, później pojawił się sam Kendall z
Alice. Następni byli Meg, James i jego rodzice, Emma i Chris. Później kolejno Hendersonowie, Stella, Bob i Logan, zaraz za nimi
Vanessa z Rafaelem, którzy coś jeszcze załatwiali i przy okazji, po drodze
zwinęli Tonego z hotelu.
Gdy wspomniana trójka
dojechała byłam akurat z rodzicami na górze, gdy już zeszliśmy chłopak już
zapoznał się z rodzicami chłopaków, tymi których nie znał.
Gdy schodziłam z góry
razem z Młodym, którego niosłam, Tony stał razem z Rafem przy schodach i z
czegoś się śmiali.
- Cześć Tony. -
uśmiechnęłam się do niego na powitanie.
- Cześć, twój ? -
zapytał, śmiejąc się i wskazując na Filipa.
- No pewnie, znalazłam
go w kapuście i tak już pozostał. - zaśmiałam się.
- No, no, jak na dziecko
znalezione w kapuście to jest do ciebie podobny. - ciągle się śmiał.
- Ehhh, no nie wyszło
kłamstewko. - teatralnie udałam smutek. - No to oficjalnie poznaj mojego brata
Filipa.
- Cześć Filip, jestem
Tony. - podał dłoń małemu, a ten się zaśmiał i podał mu swoją małą rączkę, po
czym go opuściłam na ziemię i pobiegł do salonu, ponieważ lubił jak wokół niego
jest dużo ludzi, a tam jak na razie wszyscy się
zebrali.
- Dzień dobry. -
powiedział Raf do moich rodziców, którzy właśnie zeszli z góry.
- Cześć Raf. -
uśmiechnęła się moja mama, a tata podał rękę Rafowi, a potem Tonemu.
- To jest mój
przyjaciel, Tony. - dodał przyszły pan młody.
- A to są moi rodzice. -
dopowiedziałam.
- Dzień dobry. Tony
Martinez. - mój tata zaśmiał się i podał mu ponownie dłoń, mama chciałam zrobić
to samo, ale zamiast uścisku, Martinez przywitał ją tak samo jak mnie dzień
wcześniej. Ona również się zaśmiała, po czym razem z
tatą poszli do salonu. Wtedy drzwi frontowe się otworzyły i do domu wszedł
Carlos razem z Samanthą.
- Okeeey... - zamruczał
po cichu Raf, tak, że tylko mogłam to usłyszeć ja i stojący obok Tony. Jak
mniemam to była reakcja na obecność tej drugiej osoby...
- Cześć. - usłyszeliśmy
głos Samanthy, która właśnie do nas podeszła razem z Carlitem.
- Cześć. -
odpowiedziałam pewnie i nawet na mojej twarzy pojawił się mały uśmieszek, widząc
zakłopotanie na twarzy Latynosa.
Później wszyscy przenieśliśmy się do ogrodu.
Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i rozpaliliśmy grilla. Zauważyłam, że mojemu bratu
chce się spać. No nic dziwnego, w końcu na polski czas to teraz miał przedpołudniową drzemkę... Wsadziłam go w wózek i
powiedziałam, że idę z nim na spacer. Gdy wychodziłam przez bramę usłyszałam,
że ktoś mnie woła. Obejrzałam się i uśmiechnęłam.
- Można się przyłączyć
do spaceru? - zapytał chłopak.
- Oczywiście, że można.
- uśmiechnęłam się do niego.
Chodziliśmy tak bez
celu, w końcu Młody zasnął, wtedy znajdowaliśmy się w parku. Usiedliśmy na
jednej z ławek. Ciągle rozmawialiśmy o sobie, o przeróżnych rzeczach, ważnych i
tych głupich. Rozmawiając z nim prawie
uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Mogę o coś zapytać? -
zapytał w pewnym momencie.
- Pytaj. -
odpowiedziałam
- No, bo chodzi o
Carlosa... - zaczął Tony. - No chyba, że nie chcesz o nim mówić... - szybko
dodał.
- Spokojnie. To żadna
tajemnica, co chcesz wiedzieć?
- Tak naprawdę to co
nieco to już wiem od Vanessy i Rafa, ale chciałbym usłyszeć twoją wersję... Z
tego co wiem, to byliście szczęśliwą parą.
- Dobrze powiedziane,
byliśmy... - wtedy zaczęłam opowiadać mu pokrótce moja historię. To tajemnicą
nie było, czułam się przy nim dobrze i poczułam, że mogę zaufać temu facetowi.
- No i teraz jak widać ja skończyłam moje
płacze, próbuję stłumić jakoś te moje uczucia do niego. Poczułam jak to jest
być z kimś sławnym... Nie powiedziałam, że chcę skończyć tą znajomość,
przyjaźnić się możemy, ale... Myślę, że nie chcę teraz po tym wszystkim czegoś
więcej. On będzie miał swoją rodzinę, ma swoje życie.
- No, ale go kochasz...
- Kocham, ale jak już
mówiłam, chcę z tą miłością skończyć. Jeżeli mi wtedy nie uwierzył, nie
wysłuchał i tak sobie wyjechał, to ja teraz też nie mam zamiaru słuchać jego
tłumaczeń. Nawet jakby coś chciał
zdziałać, to ja nie chcę.
- Rozumiem. - lekko się
uśmiechną i spojrzał na zegarek.
- Która jest? -
zapytałam
- Wpół do siódmej.
- Wow, siedzimy tu już
prawie dwie i pół godziny. - zaśmiałam się. - Musimy powoli wracać, bo Młody
zaraz się będzie budził i będzie głodny.
- Okey. - uśmiechnął
się, wstał i podszedł do wózka.
- Daj, ja będę go pchać.
- Przedtem to robiłaś.
Teraz moja kolej. - zaśmiał się, a ja rozłożyłam ręce w geście 'rób jak
chcesz'. Ruszyliśmy.
- A wiesz, do twarzy ci
z tym wózkiem. - zaśmiałam się, a on na to zrobił głupią minę, po której
wybuchnęłam śmiechem.
Gdy wracaliśmy
powiedziałam mu, że on o mnie coś już wie, o Carlosie, o mojej nauce i stażu w
policji i że teraz chcę rewanżu.
Dowiedziałam się, że
urodził się tu i po skończeniu liceum wyjechał z rodzicami do Hiszpanii, do
Barcelony. Tam jego ojciec, Hiszpan ma swoją, bardzo dobrze prosperującą firmę.
A gdy dowiedziałam się, że dzięki
tej firmie on sam jest ustawiony na kilka ładnych parę lat to zagwizdałam ze
zdziwienia. Dowiedziałam się też, że lubi fotografować i to jest jego pasją.
Wróciliśmy w sam raz, bo gdy wjeżdżaliśmy do
ogrodu to Filip się właśnie obudził. Wszystkie cztery mamy zabrały go do domu
na karmienie, a ja i Tony przysiedliśmy się do reszty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz