piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 92




**Oczami Leny**

  Po chwili Raf wrócił, ale już nie sam. Obok niego szedł trochę wyższy, bardzo przystojny facet. Wyglądał na mniej więcej w takim samym wieku jak Raf i Vanessa.
- Cześć! - Vanessa podeszła do chłopaka i przytuliła go na powitanie. - Chłopaki, pamiętacie Tonego?
- No pewnie, że pamiętamy. - powiedział pierwszy Logan i wstał by się z nim przywitać. Potem to samo zrobiła pozostała trójka chłopaków.
- Dziewczyny poznajcie, to jest Tony Martinez, nasz przyjaciel jeszcze z liceum. - Vanessa wskazała na siebie i Rafa. - Tony poznaj nasze przyjaciółki. - zwróciła się do niego. - To jest Alice, dziewczyna Kendalla, to Meggie, dziewczyna Jamesa i Lena. - wskazała kolejno na nas, a chłopak przywitał się z każdą z nas przez pocałowanie w dłoń. Teraz to już jest mało spotykane, więc zaimponowało mi to.
- Słuchacie miło mi was znowu widzieć i poznać. - wskazał na mnie, Alice i Meg. - Też się strasznie ucieszyłem, gdy dostałem zaproszenie od was i za razem zdziwiłem, że się ze sobą żenicie. Pomyślałem sobie, że nie mogę tego przegapić, za żadne skarby świata. - powiedział Tony.
- I bardzo dobrze. Wyprowadziłeś się do tej Hiszpanii i zero kontaktu. A zaproszenie wysłaliśmy na jakiś znaleziony adres z nadzieją, że nie zmieniłeś miejsca zamieszkania. - zaśmiał się Raf.
  W końcu wszyscy wzięli do ręki piwo i usiedliśmy przy ogrodowym stole. Siedziałam między Meg, a Tonym. Chłopak, siadając obok puścił do mnie oczko. Odpowiedziałam uśmiechem.
Miał na sobie szare jeansy, czarny T-shirt i jasną marynarkę, a jasnobrązowe włosy, szaro-zielone oczy i lekki zarost dodawały mu tylko jeszcze więcej uroku.

**Oczami Carlosa**

 Siedzieliśmy już dłuższą chwilę i słuchaliśmy przeróżnych opowieści z czasów licealnych mojego brata.
- Przepraszam was na chwilkę, zostawiłam w samochodzie telefon. Zaraz wracam. - powiedziała Lena i odeszła od stołu, skierowała się w stronę domu, za chwil skręciła by go ominąć i dostać do do samochodu, stojącego przed budynkiem. Jak nie teraz, to  nie wiem kiedy. - pomyślałem i pobiegłem za nią.
- Lena! - zawołałem, a ona przystanęła i odwróciła się. Podbiegłem do niej. Byliśmy już przed domem, inny zostali za nim, więc byliśmy sami.
- Czego chcesz? - zapytała.  Ciebie, pomyślałem. Cholera jasna, skąd mi to przyszło do głowy?! Gdy usłyszałem pytanie, jakiś ułożony wewnętrzny głos natychmiast podsuną mi gotową odpowiedź, nawiasem mówiąc najzupełniej szczerą. Pragnąłem jej, pożądałem jej i chciałem się z nią kochać godzinami, pieścić ją i całować do utraty tchu, poczuć znowu jak drży w moich ramionach pod wpływem rozpalającej się namiętności.
- Lena, chciałem porozmawiać.
- oooo, przypomniałeś sobie. - powiedziała z lekką drwiną.
- No, bo to co było... jest między nami. - zacząłem, ale mi przerwała.
- Słuchaj, chciałeś rozmawiać. No to ta rozmowa raczej będzie jednostronna. Nie wiem co czujesz, nie interesuje mnie to teraz. Ja się wtedy wytłumaczyłam, zresztą na marne. To nie ja wyjechałam bez słowa ze swoją pieprzoną dumą, to nie ja przespałam się z inną i to nie ja ją do jasnej cholery zapłodniłam! Więc teraz wybacz, ale nie mamy chyba o czym rozmawiać... - podeszła do samochodu Meg i wyjęła z niego swoją torebkę. - Aha i jestem z siebie dumna, że to wydusiłam z siebie. - powiedziała patrząc mi w oczy. Przełożyła przez ramię małą listonoszkę i ruszyła szybkim krokiem do reszty. Ja oparłem się o mur domu i głośno westchnąłem.
- No i na co ty liczyłeś? Że wpadnie ci w ramiona i wszystko będzie dobrze? - zapytałem sam siebie.

**Oczami Leny**
  Wróciłam do reszty, siedzącej przy stole. Zajęłam swoje wcześniejsze miejsce. Byłam zła jak osa, ale też czułam ulgę, że w końcu wgarnęłam mu to co myślę, chociaż nie do końca, bo tego co do niego nadal czuję mu nie wyznałam.
- Coś się stało? - zapytała Meg, widząc moją złość.
- Nie, nic. - skłamałam.
- Właśnie widzę, że nic. - powiedział z ironią Raf, po czym dołączył do nas Carlos, także nie w takim humorze, w jakim był wcześniej.
- Ej, co jest?! - zapytał James.
- Nic. - odpowiedzieliśmy chórem we dwoje z Carlosem.
- I to właśnie potwierdza, że 'nic się nie stało...' - skrzywiła się Vanessa i spojrzała na mnie ze współczuciem.
   Zebrałyśmy puste puszki i brudne naczynia i weszłyśmy we cztery do domu.
- No to teraz mów! - dziewczyny 'przyparły' mnie pod ścianę.
- Rozmawiałam z nim. - odpowiedziałam, siadając na krześle w kuchni.
- No i...
- No i powiedziałam mu, że nie ma się co starać. Naskoczyłam na niego, że nie mamy o czym gadać. - odpowiedziałam.
- No normalnie jak ten wierszowy 'żuraw z czaplą'! - westchnęła Alice.
- Dziewczyny zejdźcie ze mnie. Dobrze wiecie, że już nie mam wcale ochoty się z tym męczyć...
- No dobra. Twoje życie. Ty jedyna jesteś kapitanem tego rejsu. Ale pamiętaj, oboje się kochacie, tylko nie potraficie trafić na jeden wspólny statek, bo na razie każdy płynie na swoim, oddzielnym... - powiedziała Vanessa. - Wiemy, że jest ci ciężko, obojgu jest wam ciężko. Niby się kochacie, a jednak to sobie utrudniacie.
- Właśnie dlatego chcę przestać czuć do niego to co czuję... - westchnęłam i wyszłam z powrotem na dwór.

Niedziela.
  Praktycznie od rana byłam w domu Marii i Pedra. Pomagałam w przygotowaniach do przyjazdu moich rodziców i przy obiedzie.
W południe pojechałam z najstarszym Peną na lotnisko. Po kilku minutach oczekiwania zobaczyliśmy ich.
- Cześć wam! - podbiegłam do mamy i mocno ją przytuliłam, po chwili tak samo przywitałam się z tatą i Młodym. Następnie przywitali się z Pedro, a później wpakowaliśmy się do samochodu.
- Joanna, Wojtek! - zawołała Maria gdy tylko pojawiliśmy się wszyscy w progu jej domu. Oczywiście musiała wyściskać moich rodziców, a potem pooglądać mojego brata, jak on to nie wyrósł.
Na popołudnie Maria zaplanowała taki wielki zjazd. Zaprosiła wszystkich, a nawet gdy dowiedziała się, że Tony przyjechał do LA, też go zaprosiła, ponieważ lubiła starego przyjaciela swojego starszego syna.
Pierwsi pojawili się Mary i Tom Schmidtowie ze swoją córką Kelly, później pojawił się sam Kendall z Alice. Następni byli Meg, James i jego rodzice, Emma i Chris. Później kolejno Hendersonowie, Stella, Bob i Logan, zaraz za nimi Vanessa z Rafaelem, którzy coś jeszcze załatwiali i przy okazji, po drodze zwinęli Tonego z hotelu.
Gdy wspomniana trójka dojechała byłam akurat z rodzicami na górze, gdy już zeszliśmy chłopak już zapoznał się z rodzicami chłopaków, tymi których nie znał.
Gdy schodziłam z góry razem z Młodym, którego niosłam, Tony stał razem z Rafem przy schodach i z czegoś się śmiali.
- Cześć Tony. - uśmiechnęłam się do niego na powitanie.
- Cześć, twój ? - zapytał, śmiejąc się i wskazując na Filipa.
- No pewnie, znalazłam go w kapuście i tak już pozostał. - zaśmiałam się.
- No, no, jak na dziecko znalezione w kapuście to jest do ciebie podobny. - ciągle się śmiał.
- Ehhh, no nie wyszło kłamstewko. - teatralnie udałam smutek. - No to oficjalnie poznaj mojego brata Filipa.
- Cześć Filip, jestem Tony. - podał dłoń małemu, a ten się zaśmiał i podał mu swoją małą rączkę, po czym go opuściłam na ziemię i pobiegł do salonu, ponieważ lubił jak wokół niego jest dużo ludzi, a tam jak na razie wszyscy się zebrali.
- Dzień dobry. - powiedział Raf do moich rodziców, którzy właśnie zeszli z góry.
- Cześć Raf. - uśmiechnęła się moja mama, a tata podał rękę Rafowi, a potem Tonemu.
- To jest mój przyjaciel, Tony. - dodał przyszły pan młody.
- A to są moi rodzice. - dopowiedziałam.
- Dzień dobry. Tony Martinez. - mój tata zaśmiał się i podał mu ponownie dłoń, mama chciałam zrobić to samo, ale zamiast uścisku, Martinez przywitał ją tak samo jak mnie dzień wcześniej. Ona również się zaśmiała, po czym razem z tatą poszli do salonu. Wtedy drzwi frontowe się otworzyły i do domu wszedł Carlos razem z Samanthą.
- Okeeey... - zamruczał po cichu Raf, tak, że tylko mogłam to usłyszeć ja i stojący obok Tony. Jak mniemam to była reakcja na obecność tej drugiej osoby...
- Cześć. - usłyszeliśmy głos Samanthy, która właśnie do nas podeszła razem z Carlitem.
- Cześć. - odpowiedziałam pewnie i nawet na mojej twarzy pojawił się mały uśmieszek, widząc zakłopotanie na twarzy Latynosa.
   Później wszyscy przenieśliśmy się do ogrodu. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i rozpaliliśmy grilla. Zauważyłam, że mojemu bratu chce się spać. No nic dziwnego, w końcu na polski czas to teraz miał przedpołudniową drzemkę... Wsadziłam go w wózek i powiedziałam, że idę z nim na spacer. Gdy wychodziłam przez bramę usłyszałam, że ktoś mnie woła. Obejrzałam się i uśmiechnęłam.
- Można się przyłączyć do spaceru? - zapytał chłopak.
- Oczywiście, że można. - uśmiechnęłam się do niego.
Chodziliśmy tak bez celu, w końcu Młody zasnął, wtedy znajdowaliśmy się w parku. Usiedliśmy na jednej z ławek. Ciągle rozmawialiśmy o sobie, o przeróżnych rzeczach, ważnych i tych głupich. Rozmawiając z nim prawie uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Mogę o coś zapytać? - zapytał w pewnym momencie.
- Pytaj. - odpowiedziałam
- No, bo chodzi o Carlosa... - zaczął Tony. - No chyba, że nie chcesz o nim mówić... - szybko dodał.
- Spokojnie. To żadna tajemnica, co chcesz wiedzieć?
- Tak naprawdę to co nieco to już wiem od Vanessy i Rafa, ale chciałbym usłyszeć twoją wersję... Z tego co wiem, to byliście szczęśliwą parą.
- Dobrze powiedziane, byliśmy... - wtedy zaczęłam opowiadać mu pokrótce moja historię. To tajemnicą nie było, czułam się przy nim dobrze i poczułam, że mogę zaufać temu facetowi. - No i teraz jak widać ja skończyłam moje płacze, próbuję stłumić jakoś te moje uczucia do niego. Poczułam jak to jest być z kimś sławnym... Nie powiedziałam, że chcę skończyć tą znajomość, przyjaźnić się możemy, ale... Myślę, że nie chcę teraz po tym wszystkim czegoś więcej. On będzie miał swoją rodzinę, ma swoje życie.
- No, ale go kochasz...
- Kocham, ale jak już mówiłam, chcę z tą miłością skończyć. Jeżeli mi wtedy nie uwierzył, nie wysłuchał i tak sobie wyjechał, to ja teraz też nie mam zamiaru słuchać jego tłumaczeń. Nawet jakby coś chciał zdziałać, to ja nie chcę.
- Rozumiem. - lekko się uśmiechną i spojrzał na zegarek.
- Która jest? - zapytałam
- Wpół do siódmej.
- Wow, siedzimy tu już prawie dwie i pół godziny. - zaśmiałam się. - Musimy powoli wracać, bo Młody zaraz się będzie budził i będzie głodny.
- Okey. - uśmiechnął się, wstał i podszedł do wózka.
- Daj, ja będę go pchać.
- Przedtem to robiłaś. Teraz moja kolej. - zaśmiał się, a ja rozłożyłam ręce w geście 'rób jak chcesz'. Ruszyliśmy.
- A wiesz, do twarzy ci z tym wózkiem. - zaśmiałam się, a on na to zrobił głupią minę, po której wybuchnęłam śmiechem.
Gdy wracaliśmy powiedziałam mu, że on o mnie coś już wie, o Carlosie, o mojej nauce i stażu w policji i że teraz chcę rewanżu.
Dowiedziałam się, że urodził się tu i po skończeniu liceum wyjechał z rodzicami do Hiszpanii, do Barcelony. Tam jego ojciec, Hiszpan ma swoją, bardzo dobrze prosperującą firmę. A gdy dowiedziałam się, że dzięki tej firmie on sam jest ustawiony na kilka ładnych parę lat to zagwizdałam ze zdziwienia. Dowiedziałam się też, że lubi fotografować i to jest jego pasją.
  Wróciliśmy w sam raz, bo gdy wjeżdżaliśmy do ogrodu to Filip się właśnie obudził. Wszystkie cztery mamy zabrały go do domu na karmienie, a ja i Tony przysiedliśmy się do reszty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz