sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 24



Była już połowa sierpnia, ręka Rafa była już prawie sprawna, ponieważ złamanie nie było tak poważne, z nogą było już gorzej, ale przynajmniej mógł chodzić o kulach.
- Co ja mam z nimi zrobić?! Ja je chyba zetnę! - wkurzałam się przed lustrem , gdy męczyłam się z włosami. - One w ogóle nie chcą się ułożyć! Stoją we wszystkie strony! Są za długie! - jęczałam
- Nie są za długie, po prostu nie jesteś do nich przyzwyczajona. - powiedziała Vanessa, która siedziała na rogu mojego łóżka.- Czekaj, mam pomysł. - powiedziała, ustawiła obrotowe krzesło pod lustrem, tyłem do niego i kazała mi na nim usiąść.
- Zazwyczaj chyba powinno się siedzieć przodem do lustra. - zauważyłam siadając.
- To dlatego, żebyś nie podglądała. - zaśmiała się szatynka i zaczęła czesać moje włosy. - Gotowe. -wi powiedziała po piętnastu minutach i odwróciła fotel do łóżka.
- Wow. - powiedziałam Moja przyjaciółka zrobiła mi warkocza francuskiego.
- Nooo, wyglądasz nawet ładniej niż przypuszczałam. - uśmiechnęła się Van.
- Jest piękny, dziękuję. - powiedziałam dotykając moich włosów.
- Dziewczyny, długo jeszcze będziecie się stroić? Jestem kaleką, ale zrobiłem to szybciej. - usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Raf, poczekaj na dole, za sekundkę zejdziemy. - odpowiedziała Vanessa. Sprawdziłyśmy jeszcze nasze torby i zeszłyśmy na dół.
- Fiuuu. Lena, bardzo ładnie. - usłyszałam Rafa gdy weszłam do holu.
- Brawa dla mnie. - zaśmiała się Van.
- Skromna jak zwykle. - odpowiedziałam i wyszliśmy do samochodu. Van prowadziła, ja siedziałam obok na miejscu pasażera, a Raf usadowił się z tyłu z kulami.
Gdy dotarliśmy na polanę, gdzie postanowiliśmy urządzić sobie mały piknik, wszyscy już tam byli, Carlos, Meggie, James, Logan i Kendall.
- Oooooo, to będę miał dzisiaj co robić. - zaśmiał się Carlos i pociągnął mnie lekko za warkocz. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- Wspomnienia wracają.  - zaśmiał się Logan.
Chłopaki poszli do samochodów, by wszystko przygotować, a my usiadłyśmy na trawie. Po chwili poczułyśmy zimny strumień wody na plecach. Odwróciłyśmy się, a tam cała piątka na nas z z dużymi pistoletami na wodę. Zaczęłyśmy uciekać i się śmiać. Pobiegłam za samochód Kendalla, tam przez szybę zobaczyłam trzy leżące podobne pistolety. Okazały się nabite. Wzięłam je i wybiegłam, podałam je Meggie i Vanessie. Wtedy zaczęliśmy wojnę na wodną broń!!!
Gdy skończyła nam się woda w zbiornikach postanowiliśmy zawrzeć pokój, Meggie i James przypieczętowali go namiętnym pocałunkiem. Potem mokrzy opadliśmy na trawę.
Słońce mocno grzało, więc jakiś czas później byliśmy już prawie susi.
Gdy tylko nadarzyła się okazja Carlos pociągał mnie za warkocz.
Gdy zaczęło się ściemniać, postanowiliśmy się po woli zbierać.
- Laptop Ci już nie jest potrzebny? - zapytał Carlos, gdy pakowaliśmy we dwoje koce do bagażnika.
- Zapomniałam o nim!
- Nie po raz pierwszy. - zaśmiał się Latynos.
Kilka dni temu, przez moją sklerozę zostawiłam laptopa w jego mieszkaniu. Teraz zapominałam, że tam w ogóle on jest... Za niedługo chyba zapomnę własnej głowy zabierać!!!
- To ja proponuję, że teraz pojedziesz ze mną do mieszkania, zabierzesz swój komputer i Cię odwiozę. Hmmm? - zaproponował po chwili.
- Ok, tylko powiem Vanessie, że jadę z tobą. - uśmiechnęłam się.
Posprzątaliśmy jeszcze na łące, wsiedliśmy do samochodów i odjechaliśmy.
Tak jak postanowiliśmy pojechałam z Carlosem do jego mieszkania.
- Napijesz się czegoś? - zapytał się Carlos, zamykając za nami drzwi wejściowe.
- Jeżeli mógłbyś to wody.
- Ok, już się robi. - powiedział chłopak i po chwili podał mi szklankę z wodą. - Przyniosę Ci laptopa. - dodał i ruszył do swojej sypialni.
Wypiłam wodę i odłożyłam szklankę na małym stoliku obok sofy. Po chwili usłyszałam ciche "Lena", odwróciłam się. Za mną stał Carlos, dzieliły nas centymetry, patrzył mi w oczy, a ja jemu.
Położył torbę z laptopem na sofie i objął rękami moją twarz. Byliśmy coraz bliżej siebie, serce waliło mi jak oszalałe! Pocałował kącik moich ust, potem drugi. Tak delikatnie, jakby jego usta były motylem przysiadającym na płatku kwiatu. Jego wargi musnęły moje. Pozwoliłam mu na to. Przeszył mnie przyjemny dreszcz. Staliśmy tak chwilę na środku jego mieszkania i całowaliśmy się. Czułam, że odpływam! Jego usta były takie ciepłe i miękkie. Całował tak delikatnie, a za razem namiętnie.
Przerwałam to, położyłam palec na ustach Carlosa.
- Pójdę już. - powiedziałam po cichu i wzięłam torbę z sofy.
- Odwiozę Cię.
- Poradzę sobie. - odpowiedziałam i wyszłam.
Zawsze tego chciałam, pragnęłam tego chłopaka, więc dlaczego teraz uciekam!!! Biłam się z myślałam i za razem byłam szczęśliwa. Popłynęła mi po policzku łza szczęścia. Przypomniałam sobie dotyk jego ust. Szłam z śmichem na ustach.
Po chwili stanął przede mną czarne auto, wysiadło z niego trzech facetów. Ruszyli na mnie. Strasznie się bałam!!! Jeden podszedł do mnie i chciał mnie złapać, z nim sobie poradziłam. Wywinęłam się i kopnęłam go tam, gdzie na pewno bardzo zabolało. Drugi był silniejszy, unieruchomił mnie i przyłożył chusteczkę do ust. Zobaczyłam jeszcze tylko jak trzeci ciągnie za sobą małego chłopca i powiedział: " Ten Mały wszystko widział, bierzemy go ze sobą ". Potem zmorzył mnie sen...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz