piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 107



    Pół godziny później zajechaliśmy pod posesję Tonego. Przystanęliśmy przy bramie, mój chłopak nacisnął guziczek na małym pilocie przy kluczykach, na co ona sama się otwarła. Wjechaliśmy. Jeszcze takiego domu i jego ogrodu nie widziałam... To było coś niesamowitego. Niewielki podjazd, a za nim dość duża skarpa, w który wbudowane były drzwi garażowe. Po lewej niewielki ogród z kwiatami i skalniaczkami, a wzdłuż skarpy schody do góry. Cała była wysadzona skałkami. Wysiadłam i spojrzałam do góry, gdzie widać było dom Martineza. No nie ukrywam, byłam nieźle zaskoczona.
- Wspominałem, że tatuś wspomaga swojego synka. - usłyszałam za sobą. Powiedział z jego specyficznym uśmiechem, przechodząc obok mnie. Po chwili otwierał już bagażnik, by wyjąć nasze walizki.
- Wspominałeś, ale to miejsce jest niesamowite. - zawołałam.
- Lena ma racje, to jest cudne miejsce. - dodała moja kuzynka.
- Czekajcie, czekajcie. Jeszcze nie widzieliście tego co jest na górze. - zaśmiał się Christian, wyciągając z Bartkiem bagaże ze swojego bagażnika. - No dobra, ja się będę zbierał. Trochę się śpieszę. - dodał po chwili.
- Okey, dzięki, że przyjechałeś na lotnisko. - powiedział Tony.
- Spoko. Miło było was wszystkich poznać. Do zobaczenia. - zawołał, wsiadł do swojego samochodu i pojechał.
- To moje drogie panie zapraszam na górę. - Tony wskazał na schody. Chciałyśmy wziąć nasze torby, ale dziwnie Tony nam nie pozwolił, więc wzruszyłyśmy ramionami i we trójkę zaczęłyśmy biec po schodach na górę.
Gdy byłyśmy w już prawie na górze, w biegu obejrzałam się za siebie, by zobaczyć jak im idzie z tymi wszystkimi rzeczami. Nie było ich... Co mnie ponownie zaskoczyło...
Wbiegłyśmy na samą górę i stanęłyśmy przed ślicznym piętrowym domkiem otoczonym zieloną trawą i ozdobnymi krzewami. Byłyśmy już przed drzwiami, gdy same się otworzyły, a w progu pojawił się Tony z chłopakami, Bartkiem, Kubą, Kamilem i Mateuszem. Co jest?!
- Ejjj! Jak?! Skąd?! - pytałyśmy.
- Macie zamiar stać na zewnątrz zamiast wejść? - zaśmiał się mój chłopak. Weszłyśmy, ale nadal zdezorientowane faktem, że oni już tu są, przed nami i to na dodatek z wszystkimi bagażami.
- A teraz  proszę ładnie nam powiedzieć jakim cudem zjawiliście się tu przed nami?! - zapytałam z założonymi rękami gdy weszłyśmy, a oni tylko uśmiechali się pod nosem.
- No jak?! - zawołała Agata.
- Winda z garażu. - zaśmiał się Tony, pokazując na srebrne przesuwane drzwi. Spojrzałyśmy po sobie i też się zaśmiałyśmy. Rozejrzeliśmy się po domu. Był naprawdę fajnie urządzony. Nowocześnie. Później poszliśmy na górę do pokoi. Mateusz dostał swój, Kuba swój, Kamil z Agatą swój i Bartek z Majką również. Ja na ten czas zamieszkałam razem z Tonym w jego sypialni, która miała balkon, a widok z niego...
- Tony, dlaczego ty nie powiedziałeś, że za twoim domem widać morze! - zawołałam, stojąc na małym balkonie. Podszedł do mnie od tyłu, złapał i przytulił w pasie.
- Podoba się? - zapytał spokojnie.
- Jest cudownie. - odpowiedziałam z uśmiechem i obróciłam głowę by go pocałować.
Podeszłam do barierki i wychyliłam się by zobaczyć ogród z tyłu. Po raz kolejny byłam pod wrażeniem. Piękny ogród z dużym basenem, kończący się barierką, a za nią ciąg dalszy miasta, a za nim plaża i morze. Cudnie. Zeszliśmy na dół, gdzie byli już wszyscy.
- Co powiecie na spacer? - zaproponował Tony.
- Spacer po uliczkach Barcelony? Brzmi wspaniale. - uśmiechnęła się Majka.
 I poszliśmy na ten spacer. Powoli się ściemniało, więc Tony z Mateuszem zaproponowali, że nas gdzieś zaprowadzą. Szliśmy wszyscy szeroką aleją. Najpierw wokół nas zaczęły pojawiać się niewielkie fontanny. Za chwile coraz to więcej ludzi, aż w końcu naszym oczom ukazała się ogromna fontanna. Naprawdę olbrzymia! Wytryskiwały z niej ogromne i wysokie strzały wodne. Przy tym muzyka i podświetlenie, które sprawiało, że woda była różnokolorowa. Coś przecudnego. Z jednej strony współczuję, a z drugiej zazdroszczę ludziom stojącym najbliżej niej, ponieważ mają to przed sobą, ale i są cali mokrzy.
Staliśmy tam dość długo, aż do skończenia pokazu. Później jeszcze pospacerowaliśmy i późno wróciliśmy do domu.
Wchodziliśmy do domu wszyscy roześmiani, dlatego że Tony, zajęty rozmową z chłopakami, potknął się i o mało co się nie przewrócił.
- Ty się ze mnie śmiejesz?! - zapytał naburmuszony, ale ze uśmiechem, ja na to odpowiedziałam jedynie jeszcze większym wybuchem śmiechu. - Hmmm? - wzruszył brwiami.
- To było śmieszne. - zaśmiałam się.
- O ty! - zawołał, a ja zaczęłam uciekać, co równało się z tym, że zaczął mnie gonić.
Wbiegłam po schodach na górę i gdy wchodziłam do naszego pokoju, złapał mnie i zaczął łaskotać. Chciałam się mu wyrwać, ale na próżno. Upadliśmy na łóżko i ten nadal mnie łaskotał.
- Proszę, przestań! - wołałam pomiędzy śmiechem. - Ej, noooo ! - ciągle się śmiałam. Powoli nawet gorzej mi było oddychać. - No, przestań! - wołałam, ale nie docierało to do niego. - Carlos!
  Nagle wszystko umilkło, już nie byłam łaskotana. Dopiero po chwili zorientowałam się jakie imię wypowiedziałam. Tony po prostu bez słowa położył się obok.
- Tony, przepraszam. - od razu przekręciłam się na bok, by go widzieć. Nie reagował, po prostu bezczynnie wpatrywał się w sufit. W końcu się podniósł i obrócił się w moją stronę.
- Nie masz za co. - powiedział wpatrując mi się w oczy.
- Ale... - chciałam coś powiedzieć, ale położył mi palec na ustach, przeszkadzając mi w tym.
- Nie gniewam ani nie obrażam się za to. Jestem teraz najszczęśliwszym facetem na świecie, dlatego, że taka dziewczyna jak ty jest tu ze mną, pomimo że kocha innego. Wiedz, że będę czekać. - kończył i wstał z łóżka, wyszedł z pokoju. Zamknęłam oczy i ciężko westchnęłam. Sama nie wiem dlaczego powiedziałam Carlos, zamiast Tony. Powiedział, że kocham innego. Teraz to już sama nie wiem co czuję... Nienawidzę mieć takiego bałaganu w głowie... Jeszcze raz odetchnęłam i wyszłam z sypialni. Zeszłam na dół i dołączyłam do całej reszty, która oglądała telewizję. Usiadłam na kanapie obok Tonego i wtuliłam się w niego. On się uśmiechnął i objął mnie ramieniem. Cały wieczór zachowywał się jakby nic się nie stało. Ja też, a przynajmniej próbowałam...

 Następnego dnia gdy się obudziłam miałam obok siebie puste miejsce, czyli mój chłopak już wstał. Ubrałam się i zeszłam na dół, gdzie było samo męskie towarzystwo. Przywitałam się z nimi i nalałam sobie do kubka czarnej kawy. Oparłam się o blat i obserwowałam co robi każdy.  Kamil z Kubą oglądali w telewizji jakiś program z angielskimi napisami, Tony z Bartkiem oglądali jakieś samochody na laptopie, a Mateusz czytał o czymś na drugim. Nagle telefon, leżący obok mnie zaczął wibrować i wydał krótki dźwięk. Spojrzałam na blat, był to telefon Polaka.
- Mateusz, dostałeś sms-a. - powiedziałam.
- Sprawdź od kogo. - odpowiedział nie odrywając wzroku od ekranu przenośnego komputera. Wzięłam jego komórkę do ręki i nacisnęłam guzik, by rozświetlić wyświetlacz.
- Od twojego taty. - poinformowałam go, upijając kolejny łyk kawy.
- Kurcze, zapomniałem do niego zadzwonić wczoraj po wylądowaniu... Zobacz co napisał. - powiedział i oderwał się od laptopa, odwracając się do mnie.
- Już czytam. - powiedziałam, otworzyłam wiadomość i zaczęłam czytać treść sms-a. - „Co powiesz na przywitanie się ze starym ojcem? Może dziś wieczór, na stadionie, mecz na Camp Nou. Tylko powiedz ile załatwić biletów dla twoich przyjaciół.” - przeczytałam i spojrzałam na niego.
- Ej, a dziś czasem nie mają grać na Camp Nou Real z Barcą? - zreflektował Bartek.
- Faktycznie! Jestem w Barcelonie i nie wybaczyłabym sobie tego, że nie odwiedziłabym stadionu mojej ukochanej drużyny! - zawołałam odstawiając pusty już kubek.
- Mowa o piłce? Ja na żaden stadion nie idę. - powiedziała Majka, schodząc razem z Agatą z góry.
- Mnie też jakoś ten sport nie kręci... - dodała dziewczyna Kamila.
- Typowe... Czyli my idziemy wieczorem na mecz, a Majka z Agatą jakoś sobie planują ten czas. - powiedziałam.
- Ej,  a ja też chcę iść! - w tym momencie do domu wszedł Chrisian.
- Czyli idzie nas... - Mateusz zaczął liczyć. - Siedmioro. - dokończy, a ja rzuciłam mu jego telefon. - Zadzwonię do niego. - dodał i wyszedł przez drzwi tarasowe na zewnątrz.
- To my może wyruszymy wtedy na podbój tutejszych sklepów. - uśmiechnęła się Majka do Agaty.
- Oj dobrze, że wolę piłkę od kupowania fatałaszków... - westchnęłam i pokazałam im język.
 Chwilę później wrócił do nas Mateusz z dość zdziwioną miną.
- Ej, wiecie co?!
- No jeżeli nam nie powiesz to się raczej nie dowiemy. - powiedział z głupkowatym tonem Bartek.
- Właśnie się dowiedziałem, że ta nowa kobieta taty jest w ciąży i że za kilka miesięcy będę miał brata albo siostrę... - powiedział dość spokojnie.
- Oooo, no to widzisz jakie było moje zaskoczenie, gdy się dowiedziałam, że będę mieć o 19 lat młodszego brata. - zaśmiałam się.
- Tylko, że jak już się urodzi to wtedy będę miał już te 21 lat...
- A to niewielka różnica. - zaśmiała się Majka.
- No niewielka, ale dodajmy do tego też, że ta laska taty jest ode mnie tylko o 5 lat starsza. - mówił dalej.
- No co chcesz? Też gdy przekroczysz czterdziestkę będziesz chciał zaznać nowych rzeczy. - zaśmiał się Christian, a po nim cała reszta również wybuchnęła śmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz