piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 115



   - Można? - zapytał niepewnie, przekraczając próg i wchodząc do środka.
- Pewnie, że możesz. - uśmiechnęłam się do niego.
- Jak się czujesz? - znów padło pytanie, usiadł na krześle tuż obok łóżka.
- Prócz tego... - wskazałam na opatrunek. - To całkiem dobrze, a można nawet rzec, że wspaniale. - uśmiechnęłam się lekko.
- No ja myślę! - ożywił się. - Doszły mnie też słuchy, że raczej nie będę musiał skręcać karku Penie, co mnie bardzo ucieszyło. - uśmiechnął się, ale za to mnie trochę mina zrzedła.
- Tony... Ja cię bardzo przepraszam... - zaczęłam, ale mój towarzysz mi przeszkodził.
- Lena słuchaj, nie masz za co przepraszać. Życie... Ja bardzo dobrze wiedziałem, że w końcu muszę mu ustąpić miejsca, bo nigdy z niego nie zrezygnujesz, a że nadarzyła się okazja, to wam pomogłem... - lekko się uśmiechnął.
- Dlatego wiem, że jesteś wspaniałym człowiekiem i zasługujesz na kogoś lepszego, a teraz się tu przybliż, bo chcę cię przytulić, a nie bardzo się ruszę... - powiedziałam na jednym tchu. Uśmiechnął się, zbliżył się, a ja go mocno przytuliłam. - Dzięki. - wyszeptałam.
- Wiesz, nie przyjechałem tu sam. - powiedział tak, jakby przyznawał się do jakiejś winy.
- Z kim? - zapytałam zdziwiona.
- Jest na korytarzu z Mają i Bartkiem. - odpowiedział z lekkim uśmiechem, lekko zawstydzonym.
- Kto to taki? Przyprowadź tą osobę. - oburzyłam się, ale z powodu, że od razu ten ktoś nie wszedł z nim.
- Chwilka. - wstał i wyszedł, a po chwili drzwi znów się otworzyły i do środka wrócił Tony, ale już nie sam, a z Eleną. Szeroko się uśmiechnęłam na jej widok, a w szczególności ich wspólny widok... Co do nich, to mam pewien pomysł...
- Elena, jeny, jak się cieszę, że cię widzę! - zawołałam, a ta od mnie podeszła i przytuliła na powitanie.
- Też się strasznie cieszę, a szczególnie z powodu, że to postrzelenie nie było takie poważne! - powiedziała.
- Spokojnie, złego diabli nie biorą. - zaśmiałam się.
- Ja tu żadnego złego tu nie widzę. - Tony zrobił głupkowatą minę, my we dwie jak na zawołanie, automatycznie zmierzyłyśmy go wzrokiem. - Ja się was boję... - powiedział przerażony, oczywiście tak na pokaz.
    Nie powiem, ucieszyłam się z ich wizyty, wspólnej. Elena usiadła, obok moich nóg na łóżku, a Tony na krześle. Siedzieliśmy tak we trójkę jakieś pół godziny, później wpadli na chwilę Kaśka z Krzyśkiem, ale tylko tak w biegu, bo mieli w szpitalu coś do załatwienia. Dziesięć minut po ich wyjściu znów moje drzwi się otworzyły, a w progu pojawił się uśmiechnięty od ucha do ucha mój ukochany facet. Przywitał się z Tonym przez podanie dłoni,  a Martinez przy ty powiedział poważnym tonem, ale wiadome było że w żartach.
- No jednak, nie będzie łamania karku. - na co znów we dwie zmierzyłyśmy go wzrokiem, a Tony znów na nas kolejno spojrzał. - Carlos, zrób coś z nimi. One mnie przerażają... - wtedy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Tak właściwie, Carlos, poznaj Elenę. Poznaliśmy się w Barcelonie. - zwróciłam się do Carlosa, która w tym momencie usiadł obok mnie, a ja oparłam o niego swoją głowę.
- Cześć, Carlos Pena. - podał jej dłoń.
- Miło mi cię poznać, Elena Rossel, a tak na marginesie to miałam okazję poznać twojego brata i jego żonę. - uśmiechnęła się.
- Tak?! A dlaczego o tym nie wiem?! - szybko zareagowałam.
- Oj tam, Elena była też ze mną w Los Angeles. - wytłumaczył Tony.
- I jeszcze dodam od siebie to, że o tym, że tu jestem wie tylko Raf... - dorzucił Carlos.
- Aha, no dobra. Miło wiedzieć.
     Elena i Tony po godzinie się zmyli, mieli samolot powrotny, a ja zostałam z Carlitem, moim Carlitem.
- Przywiozłem ci twojego laptopa. - powiedział, biorąc torbę, którą ze sobą przyniósł.
- No w końcu, kontakt ze światem! - zaśmiałam się. - I czas chyba oznajmić reszcie, gdzie się zmyłeś... - kiwałam głową.
- No dobra, zwoła się wszystkich na skype, zrobi się konferencje i będziemy mieć z głowy. - zaśmiał się Carlos, włączając laptopa. 
    Zalogowaliśmy się na komunikator. W tym momencie dostępni byli tylko Logan i Mia. Carlos rozesłał do reszty sms-y, czy mogą wejść na skypa, wszyscy potwierdzili. W przeciągu pięciu minut byli już wszyscy. Utworzyłam konferencje do których zaprosiłam konta Vanessy, Mii, Logana, Kendalla, byli razem z Alice i to samo z Jamesem i Meg. Na ekranie pojawiły się pięć okienek, plus jedno czarne, ponieważ my nie włączyliśmy jeszcze kamery. Zadzwoniliśmy z profilu Carlosa, by zrobić wszystkim niespodziankę. Okazało się jeszcze jedno, u Rafa i Vanessy byli akurat rodzice Peny. Więc na ekranie mieliśmy Vanessę, Rafaela, Marię, Pedra, Meggie, Jamesa, Mię, Logana, Alice i Kendalla.
- Co tam Carlos? - odezwał się James.
- Gdzie ty się w ogóle podziewasz? - dorzuciła od siebie Meggie.
- Mam dla was wszystkich niespodziankę. - powiedział Carlito.
- Ej, włącz kamerę, bo jak już się wszyscy widzimy, to wszyscy. - zburzył się Kendall.
- Chwilka. Jesteście gotowi na niespodziankę? - zapytał, a ja zrobiłam minę w stylu „Oj Carlos, Carlos”.
- No dawaj, synu. Coś ty tam znów wykombinował? - usłyszeliśmy seniora Pena.
- To tak na 3...2...1! - w tym momencie Carlos włączył kamerę, a na monitorze pojawiliśmy się my, ja i Carlos, wtuleni w siebie.
- No w końcu! Miałam już dość tej wytapetowanej lampucery! - reakcja Marii nie rozbroiła. Wtedy wszyscy naraz zaczęli coś mówić, nic nie rozumieliśmy.
- Ejjjj, cisza! Może tak nie wszyscy naraz! - zawołałam, a oni umilkli. - Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
- Coś ty zrobił z Samanthą? Poćwiartowałeś i zakopałeś pod drzewem w lesie? - zaśmiał się Logan.
- Po prostu z nią porozmawiałem, wyprowadziła się i da nam wszystkim święty spokój. - odpowiedział Carlos.
- Ale tak bez niczego? - zapytała Alice.
- To nie było jego dziecko! - Van i Raf powiedzieli jednocześnie, co u jednych wywołało uśmiech, a u reszty zdziwienie. Pedro z Marią, siedzący obok nich, spojrzeli na nich.
- Wiedzieliście? - zapytała Maria.
- Dowiedzieliśmy się w ten sam dzień co Carlos, a raczej lepiej był gdyby reszta dowiedziała się o tym przy Carlosie. - powiedział ich starszy syn.
- Ja wiedziałam! Wiedziałam, że ona coś sobie zmyśliła z tą ciążą! Jeszcze chwila i by z poduszką chodziła! - zawołała Meg.
- No niekoniecznie. Ona faktycznie jest w ciąży, ale z kimś innym, a to mnie chciała na to dziecko naciągnąć, a poza tym nic nie było! Jestem czysty jak łza! - Carlito uderzył się w pierś.
- Skończmy temat Sam! Najważniejsze, żeście się sieroty znów zeszli! - zaśmiał się James.
- Potwierdzam! Czas najwyższy, bo zwariować z wami było można. - dorzuciła Van.
- Jak teraz coś znów zepsujecie, to obiecuję, uduszę was tymi rękami. - Mia zademonstrowała swoje dłonie w kamerze.
- Carlos, nie będziemy ryzykować, hmmm? - zaśmiałam się i spojrzałam na niego.
- No ja też tak uważam. - uśmiechnął się i musnął moje usta swoimi.
- Ohhh, lekarstwo dla oczu... - westchnęła Meggie, na co wszyscy zareagowaliśmy śmiechem. - No co, a nie?! - zburzyła się.
- Ja się z tobą zgadzam Meg. - uśmiechnęła się Alice. - Ale czekajcie, gdzie wy jesteście?
- Tak dokładnie to w szpitalu. - odpowiedziałam, a wszyscy otworzyli szeroko oczy.
- Jak to w szpitalu? - zapytali jednocześnie.
- A dlatego. - odsunęłam delikatnie rękawek koszulki i pokazałam do kamery swoją zabandażowaną ranę.
- Co ci się stało?! - wykrzyknęli.
- Taki jeden mnie postrzelił. - poinformowałam jakby nigdy nic.
- I to na moich oczach! Miałam ochotę go rozszarpać, ale powiedzmy, że zrobił to jej tata. - odezwał się Carlos.
- Jak to?! - zapytała Maria.
- Padł strzał z pistoletu tego gościa, trafił w moją Lenę, a sekundę później Wojtek wystrzelił i trafił w tego bandytę. Śmierć na miejscu. - streścił najmłodszy Pena, siedzący obok mnie.
- Ojoj... To dostał dość wysoką karę. - skrzywiła się Mia.
   Rozmawialiśmy wszyscy jeszcze długo, aż w końcu trzeba było zakończyć rozmowę, bo każdy miał coś do zrobienia.
Zaczęliśmy przeglądać z Carlosem różne strony i portale. Na Facebooku ciągle miałam status, że jestem wolna. Nie zmieniałam go, gdy byłam z Tonym. Tak czy siak rzadko tam zaglądam, więc nawet wyleciało mi z głowy. Carlos od razu zakomenderował co mam zrobić. Wejść w ustawienia i zmienić status. Jak to określił, musi się o tym dowiedzieć cały świat, ale na razie wystarczy jak dowie się o tym facebook, a raczej nasi znajomi. Po jakichś dziesięciu minutach miałam z 25 polubień i 15 komentarzy...
   Ogólnie to się z tego wszystkiego cieszę, bo wytłumaczyłam sobie wszystko z Carlosem, z Tonym to samo. Jeszcze dobrze by było gdyby wyszło coś z tej jego znajomości z Eleną. Pasują do siebie, o wiele, wiele bardziej niż ja do niego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz