sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 28



Gdy się obudziłam, było jeszcze ciemno. Przez otwarte na oścież drzwi widziałam chłodzącego w kółko jednego goryla, pewnie stoi na straży...
Śnił mi się Carlos. Śniły mi się tego jego piękne brązowe oczy wpatrujące się w moje, jego usta, delikatne, dotykające moje wargi. Na początku widziałam go na plakatach i teledyskach, strasznie mi się podobał, potem okazało się, że to ten sam Carlos, który w dzieciństwie był moim przyjacielem i pociągał mnie za warkocz. Z resztą nadal to robi! Chcę żeby to robił! Ja go chyba teraz kocham!
Siedziałam skulona w kącie pomieszczenia, moje ręce i nogi były związane, nadgarstki miałam całe posiniaczone.
Godzinę później zaczęło się rozjaśniać, po woli wstawało słońce.
Myśl o Carlosie odwodziła mnie od faktu, którym była śmierć Timiego. Nie chciałabym być na miejscu jego matki. Trzy lata temu mąż, a teraz syn. Ciągle gdy myślę o tym co widziałam, biję się z myślami i wyrzutami, że to się stało na moich oczach i że nie mogłam nic zrobić. Nic! Teraz, gdy przypominam sobie ten moment, łzy same cisnął mi się do oczu...
Było już jasno, przed moimi drzwiami chodziła już zmiana poprzedniego goryla, tego kojarzyłam. To ten którego załatwiłam kopniakiem w kroczę.
Potem przyszedł do mnie Paweł, był dość wkurzony. Przed moimi drzwiami już nikt nie pilnował, nie widziałam też, by ktokolwiek przechodził.
- Mam już tego dość! Tatuś znajdzie tu twoje zwłoki! - wykrzyczał i wyciągnął pistolet. Celował w moją stronę. Czekałam tylko kiedy padnie strzał. Zamknęłam oczy i czekałam. Usłyszałam huk wystrzału, ale nic nie poczułam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak Paweł pada na podłogę, a w drzwiach zobaczyłam antyterrorystę. Po chwili do pomieszczenia wszedł mój tata. Rozwiązał mnie i przytulił.
- Już wszystko w porządku. - powiedział tata przytulając mnie. Z oczu ciągle lały mi się łzy, ale one były ze szczęścia, że żyję.
- Tato, w innym pokoju jest ciało chłopca... - zaczęłam.
- Tak, wiem. Już go znaleźliśmy. - przerwał mi. - Tak mi przykro, że musiałaś przez to wszystko przejść. Przepraszam.
- Nie przepraszaj. To nie twoja wina tato. - powiedziałam, tata wziął mnie na ręce i wyniósł na zewnątrz.
Przed budynkiem stała już karetka, opatrzyli mnie tam. Potem musiałam jechać z tatą na komisariat złożyć zeznania. W drodze do domu Marii i Pedra w ogóle się nie odzywałam, tata powiedział, że jest tu też mama z Filipem. Ucieszyłam się w głębi, ale nadal siedziałam w ciszy. Gdy weszliśmy do domu, zobaczyłam będących w salonie Vanessę, Meggie, mamę z Filipem, Marię, Pedra, Stellę, Boba, Logana, Rafa, Jamesa, Kendalla i opartego o ścianę Carlosa.
Ucieszyłam się, gdy ich zobaczyłam, ale byłam wykończona, psychicznie i fizycznie. Wybiegłam bez słowa na górę. Weszłam do łazienki, odkręciłam wodę. Nie zdejmując ubrania, weszłam pod prysznic, usiadłam w brodziku i pozwoliłam, by woda na mnie spływała. Przyciągnęłam nogi, objęłam je rękami, przyciągnęłam głowę do kolan i zaczęłam płakać. Wcześniej byłam twarda, ale śmierć tego dziecka mnie przerastała.
- Lena, wszystko w porządku? - usłyszałam pukanie do drzwi i głos Carlosa. Nie zareagowałam, po chwili do łazienki wszedł Latynos. Zobaczył mnie i podbiegł do kabiny. Zakręcił kran i mnie mocno przytulił.
- To było dziecko! On po prostu wyciągnął ten pistolet i strzelił! Ja nic nie mogłam zrobić! - płakałam, ale w ramionach Carlosa czułam się bezpiecznie. - Jesteś teraz mokry. - zauważyłam.
- Nie szkodzi. - powiedział i przytulił mnie mocniej. Siedziałam tak w objęciach chłopaka i ciągle łkałam. Po jakimś czasie wyszliśmy z łazienki i zaprowadził mnie do mojego pokoju żebym się przebrała. W pokoju się szybko wysuszyłam i przebrałam. Wyszłam z pokoju. Czekał na mnie. Zeszliśmy razem bez słowa na dół, tam wszyscy musieli mnie wyściskać i oczywiście pytać jak się czuję. Odpowiadałam, że jest okey. Wcale tak nie było, ciągle myślałam o tym malcu! Potem coś zjadłam. Posiedziałam z resztą w salonie. Zaczęło się ściemniać.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić.
Rodzice Van i Logana, oni sami, James i Meggie oraz Kendall.
Moi rodzice z Filipem mieszkali w starym pokoju Carlosa, był duży i można było tam spokojnie wstawić łóżeczko dla Małego.
Poszłam w końcu do swojej sypialni, położyłam się na łóżku i tak leżałam...
Po trzydziestu minutach usłyszałam pukanie, do pokoju wszedł Carlos. Podszedł do łóżka, przykucnął, a ja się podniosłam.
- Cieszę się, że jesteś już z nami i nic Ci nie jest. - powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- Myślałam, że tam zginę.
- Ale nie zginęłaś! Wróciłaś i jesteś cała i zdrowa. Ja już się będę zbierał... - ciągle patrzyliśmy sobie w oczy, a ja nie wytrzymałam i uwiesiłam się mu na szyi i mocno go przytuliłam.
- Proszę, nie zostawiaj mnie samej... - szepnęłam.
- Nigdy nie byłaś sama, nie jesteś i nie będziesz.
- Proszę zostań ze mną. - powiedziałam, a dopiero potem pomyślałam ale na dobre wyszło.
Chłopak położył się obok mnie i mnie mocno przytulił, poczułam przyjemnie ciepło... Wiedziałam, że tej nocy będę bezpieczna. Zamknęłam oczy i zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz