Gdy się obudziłam, było jeszcze ciemno. Przez
otwarte na oścież drzwi widziałam chłodzącego w kółko jednego goryla, pewnie
stoi na straży...
Śnił mi się Carlos. Śniły mi się tego jego
piękne brązowe oczy wpatrujące się w moje, jego usta, delikatne, dotykające
moje wargi. Na początku widziałam go na plakatach i teledyskach, strasznie
mi się podobał, potem okazało się, że to ten sam Carlos, który w dzieciństwie
był moim przyjacielem i pociągał mnie za warkocz. Z resztą nadal to robi! Chcę
żeby to robił! Ja go chyba teraz kocham!
Siedziałam skulona w kącie pomieszczenia,
moje ręce i nogi były związane, nadgarstki miałam całe posiniaczone.
Godzinę później zaczęło się rozjaśniać, po
woli wstawało słońce.
Myśl o Carlosie odwodziła mnie od faktu,
którym była śmierć Timiego. Nie chciałabym być na miejscu jego matki. Trzy lata
temu mąż, a teraz syn. Ciągle gdy myślę o tym co widziałam, biję się z
myślami i wyrzutami, że to się stało na moich oczach i że nie mogłam nic
zrobić. Nic! Teraz, gdy przypominam sobie ten moment, łzy same cisnął mi się do
oczu...
Było już jasno, przed moimi drzwiami chodziła
już zmiana poprzedniego goryla, tego kojarzyłam. To ten którego załatwiłam
kopniakiem w kroczę.
Potem przyszedł do mnie Paweł, był dość
wkurzony. Przed moimi drzwiami już nikt nie pilnował, nie widziałam też, by
ktokolwiek przechodził.
- Mam już tego dość! Tatuś znajdzie tu twoje
zwłoki! - wykrzyczał i wyciągnął pistolet. Celował w moją stronę. Czekałam
tylko kiedy padnie strzał. Zamknęłam oczy i
czekałam. Usłyszałam huk wystrzału, ale nic nie poczułam. Otworzyłam oczy i
zobaczyłam jak Paweł pada na podłogę, a w drzwiach zobaczyłam antyterrorystę.
Po chwili do pomieszczenia wszedł mój tata. Rozwiązał mnie i przytulił.
- Już wszystko w porządku. - powiedział tata
przytulając mnie. Z oczu ciągle lały mi się łzy, ale one były ze szczęścia, że
żyję.
- Tato, w innym pokoju jest ciało chłopca...
- zaczęłam.
- Tak, wiem. Już go znaleźliśmy. - przerwał
mi. - Tak mi przykro, że musiałaś przez to wszystko przejść. Przepraszam.
- Nie przepraszaj. To nie twoja wina tato. -
powiedziałam, tata wziął mnie na ręce i wyniósł na zewnątrz.
Przed budynkiem stała już karetka, opatrzyli
mnie tam. Potem musiałam jechać z tatą na komisariat złożyć zeznania. W drodze
do domu Marii i Pedra w ogóle się nie odzywałam, tata powiedział,
że jest tu też mama z Filipem. Ucieszyłam się w głębi, ale nadal siedziałam w
ciszy. Gdy weszliśmy do domu, zobaczyłam będących w salonie Vanessę, Meggie,
mamę z Filipem, Marię, Pedra, Stellę, Boba, Logana, Rafa, Jamesa, Kendalla i
opartego o ścianę Carlosa.
Ucieszyłam się, gdy ich zobaczyłam, ale byłam
wykończona, psychicznie i fizycznie. Wybiegłam bez słowa na górę. Weszłam do
łazienki, odkręciłam wodę. Nie zdejmując ubrania, weszłam
pod prysznic, usiadłam w brodziku i pozwoliłam, by woda na mnie spływała.
Przyciągnęłam nogi, objęłam je rękami, przyciągnęłam głowę do kolan i zaczęłam
płakać. Wcześniej byłam twarda, ale śmierć tego dziecka mnie przerastała.
- Lena, wszystko w porządku? - usłyszałam
pukanie do drzwi i głos Carlosa. Nie zareagowałam, po chwili do łazienki wszedł
Latynos. Zobaczył mnie i podbiegł do kabiny. Zakręcił kran i mnie
mocno przytulił.
- To było dziecko! On po prostu wyciągnął ten
pistolet i strzelił! Ja nic nie mogłam zrobić! - płakałam, ale w ramionach
Carlosa czułam się bezpiecznie. - Jesteś teraz mokry. - zauważyłam.
- Nie szkodzi. - powiedział i przytulił mnie
mocniej. Siedziałam tak w objęciach chłopaka i ciągle łkałam. Po jakimś czasie
wyszliśmy z łazienki i zaprowadził mnie do mojego pokoju żebym się
przebrała. W pokoju się szybko wysuszyłam i przebrałam. Wyszłam z pokoju.
Czekał na mnie. Zeszliśmy razem bez słowa na dół, tam wszyscy musieli mnie
wyściskać i oczywiście pytać jak się czuję. Odpowiadałam, że jest okey. Wcale
tak nie było, ciągle myślałam o tym malcu! Potem coś zjadłam. Posiedziałam z
resztą w salonie. Zaczęło się ściemniać.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić.
Rodzice Van i Logana, oni sami, James i Meggie
oraz Kendall.
Moi rodzice z Filipem mieszkali w starym
pokoju Carlosa, był duży i można było tam spokojnie wstawić łóżeczko dla
Małego.
Poszłam w końcu do swojej sypialni, położyłam
się na łóżku i tak leżałam...
Po trzydziestu minutach usłyszałam pukanie,
do pokoju wszedł Carlos. Podszedł do łóżka, przykucnął, a ja się podniosłam.
- Cieszę się, że jesteś już z nami i nic Ci
nie jest. - powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- Myślałam, że tam zginę.
- Ale nie zginęłaś! Wróciłaś i jesteś cała i zdrowa.
Ja już się będę zbierał... - ciągle patrzyliśmy sobie w oczy, a ja nie
wytrzymałam i uwiesiłam się mu na szyi i mocno go
przytuliłam.
- Proszę, nie zostawiaj mnie samej... -
szepnęłam.
- Nigdy nie byłaś sama, nie jesteś i nie
będziesz.
- Proszę zostań ze mną. - powiedziałam, a
dopiero potem pomyślałam ale na dobre wyszło.
Chłopak położył się obok mnie i mnie mocno przytulił,
poczułam przyjemnie ciepło... Wiedziałam, że tej nocy będę bezpieczna.
Zamknęłam oczy i zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz