piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 77



**Oczami Carlosa**

Wychodząc z samolotu po raz pierwszy oślepiły mnie promienie kalifornijskiego słońca. Przez ogromny korytarz lotniska szedłem jak w narkozie. Wyszedłem z budynku i przeszedłem przez połowę parkingu, aż w końcu stanąłem przed swoim samochodem, który zostawiłem tu przed wyjazdem do Polski. Otworzyłem tylne drzwi samochodu i wrzuciłem swoją torbę na siedzenie. Podszedłem i otworzyłem drzwi przy miejscu kierowcy.  Zatrzymałem się. - Szlag! - uderzyłem pięścią u dach samochodu.
Nie pojechałem do swojego mieszkania, pierwszym miejscem gdzie się wybrałem był jakiś klub...
Usiadłem przy barze i zamówiłem alkohol. Siedziałem tam bardzo długo, dużo też już wypiłem, ale jeszcze wiedziałem co się wokół mnie dzieje. Mogłem zostać w Polsce i na spokojnie porozmawiać z Leną, może to się stało przez przypadek, może faktycznie to on ją pocałował.
Moje przemyślenia przerwał damski głos.
- Ooo, cześć Carlos. Co tam słychać? - obok mnie usiadła moja była dziewczyna, Samantha.
- Nic ciekawego. - odpowiedziałem.
- Musiało coś się stać, jeżeli spędzasz samotnie wieczór z alkoholem, a nie z jak jej tam? Noo, z tą twoją Polką...
- Raczej nie powinno cię to interesować. - powiedziałem oschle i wypiłem końcówkę whisky z dna szklanki. - Jeszcze raz. - zwróciłem się do kelnera, po chwili dostałem swoje zamówienie. Nagle poczułem nagłą potrzebę pójścia do toalety. - Zaraz wrócę. - wstałem z miejsca i wszedłem do męskiej toalety. Załatwiłem swoją potrzebę i wróciłem do baru. Moja szklanka i niestety Samantha były na swoim miejscu.

Obudziłem się i od razu usiadłem na rogu łóżka. Głowę mi normalnie rozsadzało, pulsowała i pękała. Podniosłem ją i rozejrzałem się po pokoju.
- Co do jas... - przerwałem, bo zobaczyłem coś, a raczej kogoś, kogo nie chciałem. Siedziałem w samych bokserkach w jakimś pokoju z niebieskimi ścianami oraz białymi meblami, odwróciłem się i zauważyłem, że tej nocy nie spałem sam w tym łóżku. Na miejscu obok smacznie spała dziewczyna i to nie jakaś tam przypadkowa, to była Samantha! Nie, to nie może być prawda, to tylko zły sen! Zamknąłem oczy z nadzieją, że gdy je otworzę, będę w swoim mieszkaniu, w swojej sypialni i bez niej. Jednak gdy je otwarłem zobaczyłem budzącą się Sam. Uśmiechnęła się, podniosła się i podparła na łokciach.
- Cześć Skarbie. - zbliżyła się do mnie i chciała mnie pocałować, ale ją odepchnąłem i się odsunąłem.
- Co ja tutaj robię? - zapytałem szorstko.
- Jesteś Skarbie, siedzisz obok mnie. - odpowiedziała trzepocząc rzęsami.
- Czy my...? - nie chciałem przyjąć do wiadomości co mogło się tutaj stać.
- Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam... Zapomniałam jaki jesteś wspaniały. - westchnęła z zadowoleniem. 
- Nie... Nie mówisz serio, prawda? - zacząłem z lekka histeryzować. - Jak?! - później przekląłem, znalazłem swoje ubrania i ubrałem się. W kieszeni na szczęście była moja komórka, kluczyki i portfel, to co miałem wcześniej przy sobie.
- Carlos, co ty robisz? Nie zostaniesz? - zapytała zdziwiona.
- Samantha, proszę cię, zapomnij o tym wszystkim. Gdzie jest mój samochód?
- Pod budynkiem na parkingu.
Po tych słowach wybiegłem z mieszkania. Nie miałem problemu ze znalezieniem białego Peugeota, szybko do niego wsiadłem i wyjechałem na ulice.
- Jak ja tam w ogóle się znalazłem?! - powiedziałem sam do siebie. W tej chwili nienawidziłem samego siebie. Najpierw za to, że nie wytłumaczyliśmy sobie wszystkiego z Leną i za to co się stało w nocy. Czuję się teraz jak taki ostatni kretyn. W końcu zatrzymałem się na światłach w niemałym korku. Oparłem głowę o oparcie, przez głowę zaczęły mi się przewijać obrazy z ostatnich wydarzeń. Najpierw obraz Leny i Kamila całujących się, kłótni i ostatnie co pamiętam z wczorajszego wieczoru, to powrót z łazienki w klubie.
Najważniejszym i dobijającym mnie wspomnieniem była ta okropna kłótnia z Leną. 

- Carlos, poczekaj. - zatrzymałem się.
- Na co mam czekać? - zapytałem, ciągle patrzyłem w dal.
- Spójrz na mnie i wysłuchaj. - złapała mnie za łokieć.
- Nie mam czego. - spojrzałem na nią przez ułamek sekundy i ruszyłem dalej.
- Proszę cię, porozmawiajmy. - powiedziała, gdy drugi raz mnie dogoniła, tym razem już Demonem. Byliśmy już blisko jej domu.
- O czym? - udałem obojętnego, wchodząc przez furtkę.
- O czym?! Że to co widziałeś było nieprawdą!
- Widziałem jak się całujecie, to mi wystarczyło. Przykro mi, że akurat w ten sposób musiałem się o tym dowiedzieć.
- Niby o czym?
- O tym, że jesteście razem i że przez ten cały czas wodziłaś mnie za nos. - odpowiedziałem podwyższonym tonem, byliśmy już w domu Leny.
- Carlos, to nie jest prawda! Ja nie wiem dlaczego on to zrobił! Kocham ciebie! Tylko ciebie. - dokończyła uspokajając głos.
- Bawiłaś się mną i moimi uczuciami, a ja głupi się w tobie zakochałem. - zarzuciłem.
- To nie prawda!
- Chciałaś mieć swoje pięć minut, proszę bardzo, miałaś je! - rzuciłem wchodząc do sypialni Leny i biorąc swoją pustą jeszcze torbę.
- Carlos, kocham cię. Nikt inny się nie liczy! Kamil się nie liczy! Powtarzam, nie wiem dlaczego mnie pocałował! To dla samej mnie było szokiem! - nie odpowiedziałem jej, zacząłem się pakować. - Odezwij się. Powiedz coś. - nie dawała za wygraną.
- Wracam do Kalifornii. - odpowiedziałem, ale dopiero wtedy gdy byłem już spakowany.
- Poczekaj!  - usłyszałem, gdy kierowałem się do frontowych drzwi. - Uwierz mi! - przystanąłem i lekko się obróciłem.
- Ja sam nie wiem o czym teraz myślę. Chciałbym. - wyszedłem, taksówka już na mnie czekała. Poprosiłem o kurs na lotnisko.

To wszystko przerwał huk klaksonu samochodu za mną. Zielone, mam jechać.
Teraz żałuję, że jej nie uwierzyłem, czuję się winny. Wyciąłem telefon z kieszeni, nacisnąłem zieloną słuchawkę. Ostatni kontakt: Lena. W głowie słyszałem dwa głosy, oba krzyczały, pierwszy: zadzwoń, porozmawiaj z nią!, a drugi: nie dotykaj telefonu, niech tam sobie teraz sama siedzi. Nie wiem dlaczego ten drugi głos był głośniejszy. Odrzuciłem telefon na siedzenie pasażera. Po chwili znów na niego spojrzałem, ponownie wziąłem go do ręki. Wybrałem numer Logana.
- Siema, co tam? - usłyszałem w słuchawce głos przyjaciela.
- Weź chłopaków i przyjedźcie do mnie.
- Ale gdzie? Do Polski?! - był z lekka zdziwiony.
- Jestem w Los Angeles, przyjedźcie do mojego mieszkania. - powiedziałem, byłem już niedaleko mojego lokum.
- Co? Przecież miałeś zostać jeszcze z Leną!
- Proszę cię, nie teraz. Porozmawiamy jak przyjedziecie.
- Stary, co się stało? - teraz był przerażony.
- Jak przyjedziecie to wtedy porozmawiamy. Czekam na was. - rozłączyłem się i odrzuciłem telefon znów na puste siedzenie obok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz