niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 64



Już tydzień pracujemy na komendzie. Wszyscy jesteśmy już przyjaciółmi, tworzymy taką policyjną rodzinę. Niezależnie od wieku i stażu pracy, traktujemy się tak samo. Wszyscy stali się moimi kolejnymi przyjaciółmi.
W ciągu tego tygodnia mało wychodziłam z biura, miałam sprawdzać wszystko na miejscu. Ze trzy razu miałam obserwacje i dwa razy byłam na miejscu morderstwa.
Dzisiaj siedziałam sama w małym biurze, obok byli chyba Łukasz z Kingą, reszta w terenie. Ku mojemu zdziwieniu dostałam telefon, że muszę przyjechać na obrzeża miasta, jakiś wypadek. Chwyciłam kluczyki do któregoś służbowego samochodu, nawet nie popatrzyłam do którego i wybiegłam z komisariatu. Wsiadłam do zaparkowanego przed budynkiem srebrnego forda i pojechałam we wskazane miejsce. Na miejscu była karetka, straż pożarna i kilku policjantów w mundurach. Miałam zebrać najważniejsze ustalone wiadomości by przekazać później je komisarzom, którzy poprowadzą to śledztwo. Na miejscu zobaczyłam roztrzaskane sportowe auto. Od razu skojarzyło mi się z samochodami z serii Szybcy i Wściekli. Kierowca przeżył, bo właśnie wpakowywali go do karetki. Zebrałam najważniejsze informacje od techników i mundurowych. Potem na miejsce przyjechali Kinga z Łukaszem. Wszystko im opowiedziałam i wróciłam na komisariat. Do końca mojego dyżuru zajmowałam się tą sprawą. Ten wypadek nie był zwyczajny, na miejscu, technicy znaleźli drugie ślady kół, wykazujące na to że prawdopodobnie ktoś pomógł mu się wpaść w to drzewo.
Wieczorem, gdy już byłam w domu, przy kolacji rozmawialiśmy o tym wypadku, ponieważ wszystkie gazety i media musiały już to rozgłosić. Musiałam przyznać, że nie mamy kompletnie nic co mogło nam pomóc w tej sprawie, lub przynajmniej na coś naprowadzić.
- Wiesz co, teraz sobie przypomniałem, że mam takiego znajomego, no... Informatora. On coś tam może wiedzieć na temat wyścigów takiego typu. Jak chcesz to dam Ci na niego namiary, albo zadzwonię teraz do niego i was umówię, a może nóż coś się uda wynaleźć jakieś informacje. - powiedział tata i wyjął swoją komórkę z kieszeni.
- Okey, zawsze można spróbować. - odpowiedziałam, a tata przeżuwając resztki kolacji wybrał numer i przysunął telefon do swojego ucha. - …. - Nie dzwoniłem, bo nie potrzebowałem informacji od ciebie. - …. - Spotkasz się jutro z policjantką, ma do ciebie kilka pytań. - …. - Nie martw się, nikt Cię nie wyda. Będziecie w kontakcie. - …. - W takim razie ustalone. - tymi słowami zakończył rozmowę z rzekomym informatorem. - Jutro macie się spotkać w parku przy bulwarach o 14. Rozpoznasz go, zawsze jest w kapturze, ale w razie czego masz jeszcze jego numer. - dodał i podał mi do niego kontakt.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się i wpisałam numer pierwszego informatora do komórki.
Następnego dnia przez trzy godziny obserwowałam jakiegoś gościa, inna sprawa, nie ta z tym roztrzaskanym samochodem. Przed samą czternastą zmienił mnie Arek, a ja pojechałam do parku, gdzie miałam umówione spotkanie.
Weszłam do części parku, w której wcześniej umówiłam się z gościem przez SMS. Zauważyłam faceta w granatowej bluzie i kapturze na głowie siedzącego na ławce. Powoli podeszłam i usiadłam obok nie patrząc na niego, patrzyłam na rzekę płynącą przede mną.
- Słucham, w czym mogę pomóc młodej pani Frencel? - odezwał się.
- Na pewno słyszałeś o wczorajszym wypadku, facet w rozbitej Suprze?
- Słyszeć, słyszałem... Coś jeszcze?
- Mając tak stuningowaną furę, na pewno nie jeździł nim wyrywać laski...
- Jego się zapytajcie.
- Gdyby się obudził to byśmy pewnie to zrobili, ale teraz się pytam Ciebie. Ma to jakiś związek z jakimiś wyścigami?
- Lubię konkretne pytania. Facet jeździ w nielegalnych, nocnych wyścigach organizowanych zazwyczaj przez takiego jednego, dzianego gościa. Trzeba do niego dostęp żeby się wkręcić na taki wyścig.
- Rozumiem, że znasz kogoś takiego. - powiedziałam pewnie.
- Siedzisz obok niego. Jak tylko coś mi się uda wskórać, albo się czegoś więcej dowiem, dam ci znać. Mam twój numer. - powiedział, wstał i powoli odszedł. Ja poczułam, że coś mam. Moje pierwsze spotkanie z jakimkolwiek informatorem i jak dla mnie – owocne. Teraz trzeba mieć tylko nadzieję, że uda mu się coś zrobić na naszą korzyść.
Wróciłam na komisariat, gdzie zostałam obrzucona jakimiś papierzyskami. No cóż wróciłam do szarej rzeczywistości stażysty... A ja już zaczynałam się wczuwać w takiego prawdziwego śledczego... Na razie nic nie mówiłam Łukaszowi i Kindze, czekam na jakieś konkretniejsze wieści od informatora.
Godzinę później zadzwonił mój telefon.
- Słucham.
- Jutro, piątek, godzina 22:30. Plac przy starych magazynach, po prawej stronie zapory. Potrzebny jest wam dobry wózek, kierowca, który potrafi dobrze trzymać kółko i kwota o którą zawalczycie w wyścigu. Reszta jest już załatwiona. Jak na razie moja robota jest wykonana, reszta należy już do was. - usłyszałam w słuchawce.
- Jasne. Robota jak najbardziej wykonana. Dzięki. - powiedziałam, a facet się rozłączył.
Teraz postanowiłam pójść do biura obok, gdzie byli komisarze. Mogłam im zdać relacje z tego co zrobiłam. Nie miałam pojęcia jak na nie zareagują. Nie wiem czy mnie pochwalą czy dostanę ochrzan za to, że pracowałam i załatwiłam to sama i na własną rękę. Weszłam do pokoju obok i powiedziałam o tym wyścigu Kindze i Łukaszowi.
- Lena, dobra robota, ale pamiętaj, żeby następnym razem nie działać samemu. - powiedział Dąbrowski opierający się o biurko.
- Potrzebny nam będzie teraz jakiś kierowca, który wystartuje. - dodałam. W tym momencie do pokoju wszedł Kuba, stanął obok szafki i przeglądał jakiś segregator z papierami.
- Kubuś... - zaczęła Kinga.
- Kubuś, Kubuś... Zawsze gdy to słyszę, to mam coś zrobić, więc słucham. - westchnął chłopak, odłożył segregator i stanął obok mnie.
- Kuba, ty podobno lubisz szybką jazdę i dobre fury. - ciągła Kinga.
- Jak każdy facet. - dokończył szatyn.
- A co powiedziałbyś, gdybyś dostał jakąś brykę i miał pojeździć, a najlepiej wygrać w nielegalnym wyścigu, jutro w nocy. - zaproponował Łukasz.
- Ciekawa propozycja, kusząca. - odpowiedział Kuba.
- W takim razie jeżeli załatwię jakieś autko z łapanek, to jutro będzie to twoją robotą. - dopowiedział Łukasz. - Idę do Starego pogadać z nim o tym. - dodał i wyszedł z biura. Tak dla ścisłości Stary – komendant.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz