Piąty dzień w LA,
czwartek.
Włączyłam swojego laptopa i usiadłam z nim na
swoim łóżku.
Prawie od razu na
pulpicie pokazało się małe okienko Skype z powiadomieniem: Kacper dzwoni.
- No witam. -
powiedziałam, gdy tylko zobaczyłam w kamerce brata mojej mamy.
- Witam moją ukochaną
siostrzenicę. - zaśmiał się.
- No i dodajmy do tego
jeszcze, że jedyną. - również się zaśmiałam.
- No dobra, dobra. Co
tam u ciebie?
- Spokojnie.
- Spokojnie? To znaczy?
Pogodziłaś się już ze swoim Latynosem?
- Nie moim!
- Czyli nie.
- No nie. Kacper trudno
jest zapomnieć o kimś, z kim widujesz się prawie codziennie.
- To powiem ci tak,
będąc w jego towarzystwie pokaż, że już ci na nim nie zależy. Śmiej się, baw i
nie pokazuj, że ciągle rozpamiętujesz to co było. Pokaż, że jest ci dobrze, tak jak jest teraz. Nie chowaj do niego
urazy, w towarzystwie przyjaciół normalnie z nim rozmawiaj. Przynajmniej
spróbuj być wojowniczką, może nie taką jaką byłaś w dzieciństwie gdy biliśmy
się na patyki, ale bądź kobietą, która da facetowi popalić. - mówił Kacper.
- Może masz i rację...
- Morze, moja droga to
jest duże, niebieskie i głębokie. - zaśmiał się.
- Kto wie, może się uda.
- Uda się, uda. Wierzę w
ciebie. Posłuchaj starszego, doświadczonego faceta. - zaakcentował w zabawny
sposób.
- Starszy, doświadczony
facet? Hah. No wiesz, starym rupieciem to ty jeszcze nie jesteś, a poza tym
jesteś tylko ode mnie 6 lat starszy, wujaszku. - zaśmiałam się.
- Ja ci dam wujaszka!
Słysząc to, staro się czuję.
- Filip tak do ciebie
mówi – wujek.
- Filip tak, ale słysząc
to tak takiej pannicy jak ty to stary się czuję.
- No dobra, dobra. A
czemu u ciebie tak cicho? Gdzie zgubiłeś żonę i córkę?
- Karolina wzięła Manię
i pojechały do dziadków.
- To czemu nie chciałeś
teściów odwiedzić?
- No, bo byliśmy dopiero
u nich wczoraj! Co za dużo to nie zdrowo. Nie mam zamiaru znowu słuchać, że
czas to najlepszy czas na drugie dziecko. - po tych słowach wybuchnęłam śmiechem.
- No wiesz, równie
dobrze możecie jeszcze poczekać i między Manią, a jakimś Stasiem, Rysiem czy
Eustachym będzie 20 lat różnicy.
- Nie będę brał takiego
przykładu ze starszej siostry. - zaśmiał się.
- Okey. Ja będę kończyć,
bo zaraz mają przyjść dziewczyny.
- Dobra, ale
pamiętaj - Fighterka!
- No pewnie! Cześć. -
zaśmiałam się.
- Pa. - powiedział i
zakończyliśmy rozmowę.
Wyłączyłam laptopa i
wyszłam z pokoju.
Kilka minut później
usłyszałyśmy z Meg dzwonek do drzwi. Była to Alice, a kilka minut po niej dołączyła
do nas Vanessa.
Najpierw wyszłyśmy
wszystkie na podbój sklepów z nadzieją, że Meg, ja i Alice, którą Kendall już
zaprosił jako osobę towarzyszącą na ślub, znajdziemy coś dla siebie. Nie ma to jak szukanie stroju dla siebie,
tak na ostatnią chwilę.
Oczywiście Meggie
dzisiaj sprzyjało szczęście, bo znalazła dla siebie wszystko, zaczynając od
sukienki i kończąc na biżuterii. Alice kupiła tylko sukienkę, a ja jedno wielki nic.
- Lena, no bo ty
wybredna jesteś! Tyle fajnych kiecek było. - powiedziała Vanessa, gdy
wchodziłyśmy do mieszkania Meg.
- Oj tam, jeszcze coś
sobie znajdę. - odpowiedziałam.
- Dobra, wiesz proszę mi
się w spodniach nie pokazywać na moim ślubie. - zaśmiała się Van.
- No już obiecałam, że
pójdę w sukience to słowa dotrzymam. - uśmiechnęłam się.
Piątek.
- Cześć. Długo czekasz?
- zapytała Vanessa, wysiadając z samochodu. Za nią wysiadły Maria i Stella.
- Cześć. Nie długo,
dopiero przyjechałam. - uśmiechnęłam się.
Umówiłam się z Venessą,
jej mamą i Marią, że we czwórkę odbierzemy sukienkę ślubną naszej przyszłej
pani młodej.
Rano Meggie pojechała do
studia z Jamesem, a mi zostawiła jej samochód. Więc zamiast spaceru, pod dom
krawcowej przyjechałam samochodem mojej przyjaciółki.
Krawcowa zaprosiła nas
do środka. Vanessa poszła ostatni raz przymierzyć swoją sukienkę. Jeżeli już
będzie wszystko w porządku, dziś już ją zabieramy.
Siedziałyśmy we trzy na kanapie z
filiżankami z herbatą. W pewnym momencie do salonu weszła Vanessa w swojej
sukni ślubnej, a za nią pani, która ją uszyła.
- Córeczko, naprawdę
wyglądasz wspaniale. - Stella wstała, podeszła do swojej córki i mocno
przytuliła.
- Dziękuję mamo. -
rozpromieniła się Van.
- Sukienka jest gotowa.
Nie potrzebuje żadnych poprawek. Leży jak ulał. - uśmiechnęła się starsza
kobieta, krawcowa. W tym momencie ja i Maria też podeszłyśmy po nich.
- No mamy jeszcze dwóch,
a jak by się uparł to czerech, kawalerów na zbyciu i gdy będą się żenić to pani
musi uszyć suknie ich wybrankom. Ta jest przepiękna. - uśmiechnęła się Maria.
- Dziękuję. Polecam się
na przyszłość. Jeżeli panie chcą mogę pokazać inne suknie, nad którymi pracuję.
- wskazała na pokój obok. Poszyłyśmy za nią i trafiłyśmy do jej pracowni, gdzie na manekinach
prezentowały się białe suknie. Nie każda była skończona. Kobieta coś
opowiadała, a ja niekoniecznie słuchałam. Rozejrzałam się po pokoju i w kącie
zobaczyłam suknię. Piękna. Wyglądała na skończoną.
- Ta suknia jest wolna.
Skończyłam ją, ale para się rozstała. - kobieta zobaczyła, że się na nią patrzę
i do mnie podeszła. - Chcesz ją może przymierzyć? - zapytała.
- Ja? Nieee. -
uśmiechnęłam się.
- Lena, noo! Ubierz ją!
Chcę zobaczyć jak będziesz wyglądać! - zaczęła Vanessa.
- Vanessa ma rację. Z
Marią też chcemy zobaczyć jak będziesz wyglądała w niej. - uśmiechnęła się mama
Van. Spojrzałam na namawiające mnie kobiety, a później jeszcze raz na sukienkę.
- No dobrze. - złamałam
się.
- To my zaczekamy w
salonie. - powiedziała Maria i wyszła razem ze Stellą i Vanessą.
Krawcowa pomogła mi z
uporaniem się z nią. W pewnym momencie usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
- Zaraz wrócę. -
powiedziała i wyszła z pokoju. Po jakichś dwóch minutach znów do mnie wróciła.
- Ktoś do twoich towarzyszek. - uśmiechnęła się i dokończyłyśmy ubieranie mnie w tą suknię.
Stanęłam przed lustrem.
Miałam na sobie długą, prześliczną, białą suknię. Czułam się przecudownie.
- No, a tak się
broniłaś, że nie chcesz, a wyglądasz przecudnie w niej. Pomijając fakt, że
czarne twoje trampki tu nie pasują... Ale i tak wyglądasz jak prawdziwa panna młoda. - kobieta, podciągnęła kawałek sukni
do góry i się za śmiała, ja też. - To ja idę na dół, przyjdź i się pokaż. -
dodała i wyszła z pokoju.
Stałam jeszcze przez
kilka sekund przed lustrem. W końcu wyszłam z pokoju.
Przeszłam krótkim
korytarzem i weszłam uśmiechnięta przez łuk drzwiowy do salonu. Krawcowa stała
przy oknie z Vanessą i rozmawiały, a
Stella z Marią rozmawiały o czymś z
siedzącym na oparciu...
Co? Dlaczego on tu
przyjechał?
O niee, nie będę się
łamać i zamykać w sobie. Tym razem i przy następnych posłucham rady Kacpra.
Odchrząknęłam, a wzrok
wszystkich zgromadzonych utkwił we mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz