piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 90




Piąty dzień w LA, czwartek.
 Włączyłam swojego laptopa i usiadłam z nim na swoim łóżku.
Prawie od razu na pulpicie pokazało się małe okienko Skype z powiadomieniem: Kacper dzwoni.
- No witam. - powiedziałam, gdy tylko zobaczyłam w kamerce brata mojej mamy.
- Witam moją ukochaną siostrzenicę. - zaśmiał się.
- No i dodajmy do tego jeszcze, że jedyną. - również się zaśmiałam.
- No dobra, dobra. Co tam u ciebie?
- Spokojnie.
- Spokojnie? To znaczy? Pogodziłaś się już ze swoim Latynosem?
- Nie moim!
- Czyli nie.
- No nie. Kacper trudno jest zapomnieć o kimś, z kim widujesz się prawie codziennie.
- To powiem ci tak, będąc w jego towarzystwie pokaż, że już ci na nim nie zależy. Śmiej się, baw i nie pokazuj, że ciągle rozpamiętujesz to co było. Pokaż, że jest ci dobrze, tak jak jest teraz. Nie chowaj do niego urazy, w towarzystwie przyjaciół normalnie z nim rozmawiaj. Przynajmniej spróbuj być wojowniczką, może nie taką jaką byłaś w dzieciństwie gdy biliśmy się na patyki, ale bądź kobietą, która da facetowi popalić. - mówił Kacper.
- Może masz i rację...
- Morze, moja droga to jest duże, niebieskie i głębokie. - zaśmiał się.
- Kto wie, może się uda.
- Uda się, uda. Wierzę w ciebie. Posłuchaj starszego, doświadczonego faceta. - zaakcentował w zabawny sposób.
- Starszy, doświadczony facet? Hah. No wiesz, starym rupieciem to ty jeszcze nie jesteś, a poza tym jesteś tylko ode mnie 6 lat starszy, wujaszku. - zaśmiałam się.
- Ja ci dam wujaszka! Słysząc to, staro się czuję.
- Filip tak do ciebie mówi – wujek.
- Filip tak, ale słysząc to tak takiej pannicy jak ty to stary się czuję.
- No dobra, dobra. A czemu u ciebie tak cicho? Gdzie zgubiłeś żonę i córkę?
- Karolina wzięła Manię i pojechały do dziadków.
- To czemu nie chciałeś teściów odwiedzić?
- No, bo byliśmy dopiero u nich wczoraj! Co za dużo to nie zdrowo. Nie mam zamiaru znowu słuchać, że czas to najlepszy czas na drugie dziecko. - po tych słowach wybuchnęłam śmiechem.
- No wiesz, równie dobrze możecie jeszcze poczekać i między Manią, a jakimś Stasiem, Rysiem czy Eustachym będzie 20 lat różnicy.
- Nie będę brał takiego przykładu ze starszej siostry. - zaśmiał się.
- Okey. Ja będę kończyć, bo zaraz mają przyjść dziewczyny.
- Dobra, ale pamiętaj  - Fighterka!
- No pewnie! Cześć. - zaśmiałam się.
- Pa. - powiedział i zakończyliśmy rozmowę.
Wyłączyłam laptopa i wyszłam z pokoju.
Kilka minut później usłyszałyśmy z Meg dzwonek do drzwi. Była to Alice, a kilka minut po niej dołączyła do nas Vanessa.
Najpierw wyszłyśmy wszystkie na podbój sklepów z nadzieją, że Meg, ja i Alice, którą Kendall już zaprosił jako osobę towarzyszącą na ślub, znajdziemy coś dla siebie. Nie ma to jak szukanie stroju dla siebie, tak na ostatnią chwilę.
Oczywiście Meggie dzisiaj sprzyjało szczęście, bo znalazła dla siebie wszystko, zaczynając od sukienki i kończąc na biżuterii. Alice kupiła tylko sukienkę, a ja jedno wielki nic.
- Lena, no bo ty wybredna jesteś! Tyle fajnych kiecek było. - powiedziała Vanessa, gdy wchodziłyśmy do mieszkania Meg.
- Oj tam, jeszcze coś sobie znajdę. - odpowiedziałam.
- Dobra, wiesz proszę mi się w spodniach nie pokazywać na moim ślubie. - zaśmiała się Van.
- No już obiecałam, że pójdę w sukience to słowa dotrzymam. - uśmiechnęłam się.

Piątek.
- Cześć. Długo czekasz? - zapytała Vanessa, wysiadając z samochodu. Za nią wysiadły Maria i Stella.
- Cześć. Nie długo, dopiero przyjechałam. - uśmiechnęłam się.
Umówiłam się z Venessą, jej mamą i Marią, że we czwórkę odbierzemy sukienkę ślubną naszej przyszłej pani młodej.
Rano Meggie pojechała do studia z Jamesem, a mi zostawiła jej samochód. Więc zamiast spaceru, pod dom krawcowej przyjechałam samochodem mojej przyjaciółki.
Krawcowa zaprosiła nas do środka. Vanessa poszła ostatni raz przymierzyć swoją sukienkę. Jeżeli już będzie wszystko w porządku, dziś już ją zabieramy.
       Siedziałyśmy we trzy na kanapie z filiżankami z herbatą. W pewnym momencie do salonu weszła Vanessa w swojej sukni ślubnej, a za nią pani, która ją uszyła.
- Córeczko, naprawdę wyglądasz wspaniale. - Stella wstała, podeszła do swojej córki i mocno przytuliła.
- Dziękuję mamo. - rozpromieniła się Van.
- Sukienka jest gotowa. Nie potrzebuje żadnych poprawek. Leży jak ulał. - uśmiechnęła się starsza kobieta, krawcowa. W tym momencie ja i Maria też podeszłyśmy po nich.
- No mamy jeszcze dwóch, a jak by się uparł to czerech, kawalerów na zbyciu i gdy będą się żenić to pani musi uszyć suknie ich wybrankom. Ta jest przepiękna. - uśmiechnęła się Maria.
- Dziękuję. Polecam się na przyszłość. Jeżeli panie chcą mogę pokazać inne suknie, nad którymi pracuję. - wskazała na pokój obok. Poszyłyśmy za nią i trafiłyśmy do jej pracowni, gdzie na manekinach prezentowały się białe suknie. Nie każda była skończona. Kobieta coś opowiadała, a ja niekoniecznie słuchałam. Rozejrzałam się po pokoju i w kącie zobaczyłam suknię. Piękna. Wyglądała na skończoną.
- Ta suknia jest wolna. Skończyłam ją, ale para się rozstała. - kobieta zobaczyła, że się na nią patrzę i do mnie podeszła. - Chcesz ją może przymierzyć? - zapytała.
- Ja? Nieee. - uśmiechnęłam się.
- Lena, noo! Ubierz ją! Chcę zobaczyć jak będziesz wyglądać! - zaczęła Vanessa.
- Vanessa ma rację. Z Marią też chcemy zobaczyć jak będziesz wyglądała w niej. - uśmiechnęła się mama Van. Spojrzałam na namawiające mnie kobiety, a później jeszcze raz na sukienkę.
- No dobrze. - złamałam się.
- To my zaczekamy w salonie. - powiedziała Maria i wyszła razem ze Stellą i Vanessą.
Krawcowa pomogła mi z uporaniem się z nią. W pewnym momencie usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
- Zaraz wrócę. - powiedziała i wyszła z pokoju. Po jakichś dwóch minutach znów do mnie wróciła. - Ktoś do twoich towarzyszek. - uśmiechnęła się i dokończyłyśmy ubieranie mnie w tą suknię.
Stanęłam przed lustrem. Miałam na sobie długą, prześliczną, białą suknię. Czułam się przecudownie.
- No, a tak się broniłaś, że nie chcesz, a wyglądasz przecudnie w niej. Pomijając fakt, że czarne twoje trampki tu nie pasują... Ale i tak wyglądasz jak prawdziwa panna młoda. - kobieta, podciągnęła kawałek sukni do góry i się za śmiała, ja też. - To ja idę na dół, przyjdź i się pokaż. - dodała i wyszła z pokoju.
Stałam jeszcze przez kilka sekund przed lustrem. W końcu wyszłam z pokoju.
Przeszłam krótkim korytarzem i weszłam uśmiechnięta przez łuk drzwiowy do salonu. Krawcowa stała przy oknie z Vanessą i  rozmawiały, a Stella z Marią rozmawiały o czymś z siedzącym na oparciu...
Co? Dlaczego on tu przyjechał?
O niee, nie będę się łamać i zamykać w sobie. Tym razem i przy następnych posłucham rady Kacpra.
Odchrząknęłam, a wzrok wszystkich zgromadzonych utkwił we mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz