piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 106



Trzy dni później.
  To już jutro, a ja jeszcze nawet nie zaczęłam się pakować! Dopiero co wróciłam z pracy, zjadłam obiad i mam zacząć się pakować, bo inaczej się nie wyrobię.
Wyjęłam z szafy dużą walizkę na kółkach i otwartą położyłam na łóżku. Otworzyłam swoją szafę i zaczęłam przebierać swoje ubrania. Najpierw, to co biorę ze sobą odłożyłam na bok, czyli jakieś topy i t-shirty, parę jeansów, dwie pary rybaczek i trzy pary spodenek, bielizna i kosmetyki, buty. No i najważniejsze, kiecka i dodatki na przyjęcie. Była godzina dwudziesta, gdy męczyłam się z zapięciem walizki. Po prostu nie mogłam jej domknąć. Nagle usłyszałam śmiech. Spojrzałam w stronę drzwi. Zobaczyłam, opierającego się o framugę Tonego z uśmiechem na ustach.
- Długo masz taki ubaw ze mnie? - zapytałam.
- Odkąd męczysz się z tą walizką, czyli od dobrych kilku minut. - zaśmiał się.
- Zabawne... - spiorunowałam go wzrokiem. - Zamiast naśmiewać się ze mnie, to może bądź tak łaskaw i mi pomóż?
- A z przyjemnością. - powiedział z dumą i wszedł do mojego pokoju, bez żadnego problemu domknął moją walizkę.
- Dziękuję. - westchnęłam i usiadłam na rogu materaca, a Tony przykucnął obok, podpierając się łokciem na ramie łóżka. - Już myślałam, że nigdy nie skończę tego pakowania. - spojrzałam na niego z lekki, wymuszonym uśmiechem.
- Zmęczona? - zapytał.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - westchnąłem i przymknęłam oczy. Po chwili poczułam uginający się za mną materac oraz dłonie na ramionach, które po chwili rozmasowywały mój spięty kark.
- O taaak... Wiesz jak dogodzić kobiecie po ciężkim dniu. - westchnęłam i odwróciłam głowę w jego stronę.
- Trochę nudno mi było samemu, bez ciebie... - powiedział z miną małego szczeniaka, która wychodziła mu znakomicie.
- Jakiś film? - zaproponowałam.
- Będzie. - uśmiechnął się.
  Zdjęliśmy walizkę z łózka i zabraliśmy się za szukanie jakiegoś filmu na necie w moim laptopie. Znaleźliśmy jakiś triller pomieszany z kryminałem i romansidłem... Zamknęłam drzwi na klamkę i zgasiłam światło. Ustawiliśmy laptopa na biurku, obok łóżka, tak byśmy dobrze widzieli ekran.  Wygodnie ułożyliśmy na łóżku, przytuleni do siebie i oglądaliśmy film.
  Pamiętam, że to była już końcówka filmu, gdy oczy same już mi się zamykały. Kojarzę jeszcze tylko, że bohater wykiwał policjantów i potem całował się z jakąś kobietą... Ciągu dalszego już nie znam... Wiem jeszcze tylko, że gdy zasypiałam było bardzo wygodnie, trzymając głowę i dłoń na  torsie mojego mężczyzny.
   Gdy rano otwarłam oczy, leżałam sama w łóżku, opatulona kocem. Zauważyłam, leżącą obok laptopa małą popisaną karteczkę.
 ' Musiałem pojechać wcześniej do hotelu po swoje rzeczy. Przyjadę po Ciebie o 9. Potem razem pojedziemy na lotnisko.
                                                                                                              Twój Wariat ; ) '

Zaśmiałam się, gdy przeczytałam jak się podpisał. Oj tak, mój Wariat...
Zeszłam na dół, gdzie na nogach była już cała reszta domowników. Tata dopijał swoją poranną kawę przy tym czytając gazetę, a mama karmiła Filipa.
- Cześć wszystkim. - powiedziałam, gdy tylko przekroczyłam próg salonu połączonego z kuchnią.
- Hej, jak się spało? - zapytała mama z głupkowatym uśmieszkiem.
- A wiesz, bardzo dobrze. - odgryzłam się.
- Co to za facet, który ucieka nad ranem? Hmm? - teraz z kolei zaczął mój tata. O jak dobrze, że Młody nie jest jeszcze taki wygadany...
- No proszę cię! Nie jestem aż taka straszna! - zaśmiałam się.
- Nie no, to był joke. - noo, mój tata czasem potrafi być choć troszkę nowoczesny. - Gdy wychodził, już nie spałem i byłem na dole. Rozmawiałem z nim chwilę. Już ci to wcześniej mówiłem. To porządny facet.
- Tato, wiem o tym. - uśmiechnęłam się i nałożyłam plasterek szybki na kanapkę, po czym ją ugryzłam.
   Do przybycia Tonego miałam jeszcze pół godziny, więc pobiegłam na górę by przygotować się do wyjazdu. Przebrałam się i zniosłam na dół swoją walizkę. Stanęłam w progu salonu, oparta o framugę.
- I pomyśleć, że jeszcze niedawno byłaś taka mała, chodziłaś z dwoma warkoczami albo kucykami, a teraz już kobieta, która co chwila gdzieś wybywa. - westchnęła moja mama, patrząc na mnie.
- No wiesz, lata robią swoje. - uśmiechnęłam się delikatnie. W tym momencie usłyszeliśmy dźwięk dzwonka do drzwi. Że byłam najbliżej, to podeszłam by otworzyć. Nacisnęłam na klamkę i przyciągnęłam do siebie. W progu stał, nie kto inny tylko mój chłopak.
- Cześć. - uśmiechnął się.
- Hej. - podeszłam do niego, wspięłam się na palcach i delikatnie go pocałowałam.
- Hmmm, takie powitania to ja lubię! - słodko się uśmiechnął.
- No wchodź Wariacie! - zaśmiałam się i weszliśmy do środka.
- Gotowa? - zapytał.
- Jak najbardziej. - odpowiedziałam i zaczęłam ubierać buty.
- Już jedziecie? - usłyszałam głos taty, który stał obok z mamą i Filipem
- Już czas na nas. - powiedział Tony, podszedł do mojej walizki i ją podniósł. Ja zdjęłam z wieszaka, swoją cienką, skórzaną kurtkę i zarzuciłam ją na siebie.
- No dobrze... Tony, uważaj mi tam na nią. - uśmiechnęła się moja mama.
- Oczywiście, że będę uważał na Lenę, nie będę jej z oczu spuszczał. - podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.
- No, a przynajmniej do łazienki będę mogła chodzić sama? - udałam lekkie oburzenie.
- No nie wiem, zastanowię się. - zamyślił się, a ja lekko szturchnęłam go w bok i podeszłam do rodziców, przytuliłam każdego z osobna.
- Trzymaj się kochanie. - powiedziała mama.
- Też się trzymajcie. - uśmiechnęłam się i wyszliśmy z domu. Gdy Tony pakował walizkę do swojego wypożyczonego, na pobyt samochodu, moi rodzice jeszcze życzyli nam udanej podróży. Wsiedliśmy do auta i gdy wyjeżdżaliśmy z podwórka, rodzice odprowadzali nas wzrokiem, stojąc przed domem.
 Gdy byliśmy już na miejscu, Tony najpierw zwrócił samochód, a potem udaliśmy się z naszymi rzeczami do budynku miejscowego lotniska. Byli już wszyscy; Majka z Bartkiem, Mateusz, Kuba i Kamil z Agatą. Nasze bagaże już dawno wywędrowały do swojej osobnej odprawy, a my nadal czekaliśmy aż nas wezwą.
 W końcu ruszyliśmy wszyscy do wyjścia. Wsiedliśmy do busa, który podwiózł wszystkich pasażerów, wybierających się do Barcelony, pod ogromny, pasażerski samolot, stojący i czekający na swoim pasie.
W środku siedzieliśmy po dwoje, czyli w sam raz, Majka z Bartkiem, Kamil z Agatą, ja z Tonym i Mateusz z Kubą. Lecieliśmy jakieś trzy godziny, to o wiele, wiele mniej niż dotychczas latałam do LA... Miła odmiana.
Gdy tylko wyszłam z samolotu, od razu moją twarz zaczęły pieścić gorące promienie katalońskiego słońca. Zabraliśmy nasze bagaże i ruszyliśmy w stronę wyjścia z gmachu lotniska. W jednej sekundzie, przed nami pojawił się chłopak średniego wzrostu, brunet o ciemnych oczach i lekkim, czarnym zaroście. Przywitał się, po hiszpańsku z Tonym, wymienili kilka zdań w swoim tym języku i w końcu zwrócili się do nas, już w języku, które każde z nas rozumie, czyli po angielsku.
- Poznajcie, to jest mój przyjaciel Christian. - zwrócił się do nas Martinez. - No, a to Lena. - objął mnie ramieniem. Teraz przedstawił każdego z nas, z osobna.
- Miło mi was wszystkich poznać. - uśmiechnął się.
- Nam oczywiście też. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- No dobra, podstawiłem ci twój samochód Tony, mam też swój. Spokojnie, wszyscy się zabierzemy. - powiedział.
- Dzięki Christian, zawsze można na ciebie liczyć. - Tony klepnął przyjaciela po ramieniu.
  Wzięliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy z lotniska, trafiając od razu na ogromny parking.  Przeszliśmy kawałek za Christianem i stanęliśmy przed dwoma, stojącymi obok siebie samochodami. Zapakowaliśmy się do nich i od teraz byliśmy zdani na naszych kierowców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz