Trzy dni później.
To już jutro, a ja jeszcze nawet nie zaczęłam
się pakować! Dopiero co wróciłam z pracy, zjadłam obiad i mam zacząć się
pakować, bo inaczej się nie wyrobię.
Wyjęłam z szafy dużą
walizkę na kółkach i otwartą położyłam na łóżku. Otworzyłam swoją szafę i
zaczęłam przebierać swoje ubrania. Najpierw, to co biorę ze sobą odłożyłam na
bok, czyli jakieś topy i t-shirty, parę jeansów, dwie pary rybaczek i trzy pary
spodenek, bielizna i kosmetyki, buty.
No i najważniejsze, kiecka i dodatki na przyjęcie. Była godzina dwudziesta, gdy
męczyłam się z zapięciem walizki. Po prostu nie mogłam jej domknąć. Nagle
usłyszałam śmiech. Spojrzałam w stronę drzwi. Zobaczyłam, opierającego się o
framugę Tonego z uśmiechem na ustach.
- Długo masz taki ubaw
ze mnie? - zapytałam.
- Odkąd męczysz się z tą
walizką, czyli od dobrych kilku minut. - zaśmiał się.
- Zabawne... -
spiorunowałam go wzrokiem. - Zamiast naśmiewać się ze mnie, to może bądź tak
łaskaw i mi pomóż?
- A z przyjemnością. -
powiedział z dumą i wszedł do mojego pokoju, bez żadnego problemu domknął moją
walizkę.
- Dziękuję. -
westchnęłam i usiadłam na rogu materaca, a Tony przykucnął obok, podpierając
się łokciem na ramie łóżka. - Już myślałam, że nigdy nie skończę tego
pakowania. - spojrzałam na niego z lekki, wymuszonym uśmiechem.
- Zmęczona? - zapytał.
- Nawet nie wiesz jak
bardzo. - westchnąłem i przymknęłam oczy. Po chwili poczułam uginający się za
mną materac oraz dłonie na ramionach, które po chwili rozmasowywały mój spięty
kark.
- O taaak... Wiesz jak
dogodzić kobiecie po ciężkim dniu. - westchnęłam i odwróciłam głowę w jego
stronę.
- Trochę nudno mi było
samemu, bez ciebie... - powiedział z miną małego szczeniaka, która wychodziła
mu znakomicie.
- Jakiś film? -
zaproponowałam.
- Będzie. - uśmiechnął
się.
Zdjęliśmy walizkę z łózka i zabraliśmy się za
szukanie jakiegoś filmu na necie w moim laptopie. Znaleźliśmy jakiś triller
pomieszany z kryminałem i romansidłem... Zamknęłam drzwi na klamkę i zgasiłam
światło. Ustawiliśmy laptopa na biurku, obok łóżka, tak byśmy dobrze widzieli ekran. Wygodnie ułożyliśmy na łóżku, przytuleni do
siebie i oglądaliśmy film.
Pamiętam, że to była już końcówka filmu, gdy
oczy same już mi się zamykały. Kojarzę jeszcze tylko, że bohater wykiwał
policjantów i potem całował się z jakąś kobietą... Ciągu dalszego już nie
znam... Wiem jeszcze tylko, że gdy zasypiałam było bardzo wygodnie, trzymając głowę i dłoń na torsie mojego mężczyzny.
Gdy rano otwarłam oczy, leżałam sama w
łóżku, opatulona kocem. Zauważyłam, leżącą obok laptopa małą popisaną
karteczkę.
' Musiałem pojechać wcześniej do hotelu po swoje rzeczy. Przyjadę po Ciebie
o 9. Potem razem pojedziemy na lotnisko.
Twój Wariat ; ) '
Zaśmiałam się, gdy
przeczytałam jak się podpisał. Oj tak, mój Wariat...
Zeszłam na dół, gdzie na
nogach była już cała reszta domowników. Tata dopijał swoją poranną kawę przy
tym czytając gazetę, a mama karmiła Filipa.
- Cześć wszystkim. -
powiedziałam, gdy tylko przekroczyłam próg salonu połączonego z kuchnią.
- Hej, jak się spało? -
zapytała mama z głupkowatym uśmieszkiem.
- A wiesz, bardzo
dobrze. - odgryzłam się.
- Co to za facet, który
ucieka nad ranem? Hmm? - teraz z kolei zaczął mój tata. O jak dobrze, że Młody
nie jest jeszcze taki wygadany...
- No proszę cię! Nie
jestem aż taka straszna! - zaśmiałam się.
- Nie no, to był joke. -
noo, mój tata czasem potrafi być choć troszkę nowoczesny. - Gdy wychodził, już
nie spałem i byłem na dole. Rozmawiałem z nim chwilę. Już ci to wcześniej
mówiłem. To porządny facet.
- Tato, wiem o tym. -
uśmiechnęłam się i nałożyłam plasterek szybki na kanapkę, po czym ją ugryzłam.
Do przybycia Tonego miałam jeszcze pół
godziny, więc pobiegłam na górę by przygotować się do wyjazdu. Przebrałam się i
zniosłam na dół swoją walizkę. Stanęłam w progu salonu, oparta o framugę.
- I pomyśleć, że jeszcze
niedawno byłaś taka mała, chodziłaś z dwoma warkoczami albo kucykami, a teraz
już kobieta, która co chwila gdzieś wybywa. - westchnęła moja mama, patrząc na
mnie.
- No wiesz, lata robią
swoje. - uśmiechnęłam się delikatnie. W tym momencie usłyszeliśmy dźwięk
dzwonka do drzwi. Że byłam najbliżej, to podeszłam by otworzyć. Nacisnęłam na
klamkę i przyciągnęłam do siebie. W progu stał, nie kto inny tylko mój chłopak.
- Cześć. - uśmiechnął
się.
- Hej. - podeszłam do
niego, wspięłam się na palcach i delikatnie go pocałowałam.
- Hmmm, takie powitania
to ja lubię! - słodko się uśmiechnął.
- No wchodź Wariacie! -
zaśmiałam się i weszliśmy do środka.
- Gotowa? - zapytał.
- Jak najbardziej. -
odpowiedziałam i zaczęłam ubierać buty.
- Już jedziecie? - usłyszałam
głos taty, który stał obok z mamą i Filipem
- Już czas na nas. -
powiedział Tony, podszedł do mojej walizki i ją podniósł. Ja zdjęłam z
wieszaka, swoją cienką, skórzaną kurtkę i zarzuciłam ją na siebie.
- No dobrze... Tony,
uważaj mi tam na nią. - uśmiechnęła się moja mama.
- Oczywiście, że będę
uważał na Lenę, nie będę jej z oczu spuszczał. - podszedł do mnie i objął mnie
ramieniem.
- No, a przynajmniej do
łazienki będę mogła chodzić sama? - udałam lekkie oburzenie.
- No nie wiem, zastanowię
się. - zamyślił się, a ja lekko szturchnęłam go w bok i podeszłam do rodziców,
przytuliłam każdego z osobna.
- Trzymaj się kochanie.
- powiedziała mama.
- Też się trzymajcie. -
uśmiechnęłam się i wyszliśmy z domu. Gdy Tony pakował walizkę do swojego wypożyczonego,
na pobyt samochodu, moi rodzice jeszcze życzyli nam udanej podróży. Wsiedliśmy
do auta i gdy wyjeżdżaliśmy z podwórka, rodzice odprowadzali nas wzrokiem, stojąc przed domem.
Gdy byliśmy już na miejscu, Tony najpierw
zwrócił samochód, a potem udaliśmy się z naszymi rzeczami do budynku
miejscowego lotniska. Byli już wszyscy; Majka z Bartkiem, Mateusz, Kuba i Kamil
z Agatą. Nasze bagaże już dawno wywędrowały do swojej osobnej odprawy, a my nadal czekaliśmy aż nas wezwą.
W końcu ruszyliśmy wszyscy do wyjścia.
Wsiedliśmy do busa, który podwiózł wszystkich pasażerów, wybierających się do
Barcelony, pod ogromny, pasażerski samolot, stojący i czekający na swoim pasie.
W środku siedzieliśmy po
dwoje, czyli w sam raz, Majka z Bartkiem, Kamil z Agatą, ja z Tonym i Mateusz z
Kubą. Lecieliśmy jakieś trzy godziny, to o wiele, wiele mniej niż dotychczas
latałam do LA... Miła odmiana.
Gdy tylko wyszłam z
samolotu, od razu moją twarz zaczęły pieścić gorące promienie katalońskiego
słońca. Zabraliśmy nasze bagaże i ruszyliśmy w stronę wyjścia z gmachu
lotniska. W jednej sekundzie, przed nami pojawił się chłopak średniego wzrostu,
brunet o ciemnych oczach i lekkim,
czarnym zaroście. Przywitał się, po hiszpańsku z Tonym, wymienili kilka zdań w
swoim tym języku i w końcu zwrócili się do nas, już w języku, które każde z nas
rozumie, czyli po angielsku.
- Poznajcie, to jest mój
przyjaciel Christian. - zwrócił się do nas Martinez. - No, a to Lena. - objął
mnie ramieniem. Teraz przedstawił każdego z nas, z osobna.
- Miło mi was wszystkich
poznać. - uśmiechnął się.
- Nam oczywiście też. -
odpowiedziałam z uśmiechem.
- No dobra, podstawiłem
ci twój samochód Tony, mam też swój. Spokojnie, wszyscy się zabierzemy. -
powiedział.
- Dzięki Christian,
zawsze można na ciebie liczyć. - Tony klepnął przyjaciela po ramieniu.
Wzięliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy z
lotniska, trafiając od razu na ogromny parking.
Przeszliśmy kawałek za Christianem i stanęliśmy przed dwoma, stojącymi
obok siebie samochodami. Zapakowaliśmy się do nich i od teraz byliśmy zdani na
naszych kierowców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz