sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 29



Gdy rano otworzyłam oczy, zobaczyłam uśmiechniętego Carlosa. Leżał obok mnie, ciągle mnie przytulał i przeczesywał palcami moje rozpuszczone włosy. Zawsze chciałam zasypiać i budzić się obok mężczyzny na którym mi zależało, którego pokochałam.
- Dziękuję.... Że zostałeś. - uśmiechnęłam się.
- Nigdy nie zostawiłbym Cię samej w potrzebie. - odpowiedział i odgarnął kosmyki włosów z mojego policzka. - Nigdy już Cię samej nie zostawię, jeżeli będziesz tego chciała. - patrzył mi prosto w oczy. Facet w którym się kocham, mówi mi że nigdy mnie nie zostawi, patrzy mi w oczy i jeszcze leży obok mnie, a ja tonę w jego ramionach!!! Bosko!!! Tylko co ja mu mam teraz odpowiedzieć?! - Lena, ja Ci muszę coś powiedzieć.... - zamilkł. - Ja po prostu Cie kocham. - dokończył patrząc mi się w oczy. Lena... - położyłam mu palec na ustach, przybliżyłam się i pocałowałam go. Leżeliśmy tak i się całowaliśmy.
- Carlos, ja też Cię kocham. - wyszeptałam mu do ucha i mocno go przytuliłam. Leżeliśmy tak chwilę w ciszy w swoich objęciach. - Powiedz, że nie jestem dziewczyną na pocieszenie... - zażądałam. Niedawno zerwał z Barbie, nie wiem co on ma w swojej głowie, o czym myśli...
- Nie jesteś. Nigdy więcej tak nie myśl! Kocham Cię! Słyszysz, kocham Cię! Kimberly to już odległa przeszłość! - powiedział, a ja poczułam się lepiej. Wróciliśmy do całowania. Jego ciepła ręka powędrowała na mój brzuch.
Kiedy wczoraj Carlos przyszedł do mnie, wszyscy już spali.
Zeszliśmy na dół, nikogo nie było.
- Chyba nadal śpią. - powiedział Carlos stojący za mną.
- Na to wygląda. - przyznałam.
- To chyba nawet lepiej. - powiedział, objął mnie w talii i musnął ustami moją szyję.
- Hmm, przyjemnie. Postanowiliśmy, że na razie nikomu nic nie powiemy. Co jeżeli teraz ktoś tutaj wejdzie? - zaśmiałam się.
- Usłyszelibyśmy - powiedział w przerwie między całowaniem mojej szyi.
Staliśmy tak jeszcze chwilę i w końcu Carlos zdecydował, że pójdzie. Zostałam sama, nie całkiem, reszta spała, ale to tak jakbym była sama.
Postanowiłam zrobić dla wszystkich śniadanie, rano dzięki Carlosowi, a teraz dzięki temu nie będę ciągle myśleć o Timym.
Gdy kończyłam wszystko układać na stole usłyszałam kroki, ktoś schodził ze schodów. Raf, mama albo tata... Chociaż to mogą być tylko mama, albo tata, bo rozróżnię chód Rafa z kulami po schodach.
- Witaj córeczko. Myślałam, że będę pierwsza. - uśmiechnęła się moja rodzicielka. - Ooo, co ja widzę. - popatrzyła się na stół, a potem znów na mnie.
­ - Musiałam się czymś zająć, żeby nie myśleć o... - nie dokończyłam, bo mama mnie przytuliła.
- Kochanie, stało się. Niestety nie możemy cofnąć czasu. Ktoś ustalił, że raz jesteśmy szczęśliwi, a raz cierpimy. Nic już na to nie poradzimy.
- Masz rację, ale on miał dopiero siedem lat. Miał całe życie przed sobą! - czułam, że moje łzy znów chcą się wydostać na zewnątrz.
- Jaka miła niespodzianka. - zaśmiała się Maria, która właśnie weszła z mężem do jadalni. - Ostatnio nie musiałam  przygotowywać śniadania, chyba jakieś dziesięć lat temu, kiedy to moi panowie postanowili podać mi śniadanie do łóżka w rocznicę naszego ślubu. - dodała z uśmiechem na ustach.
- Dzisiaj to wszystko Lena przyrządziła. - zaśmiała się moja mama, gdy już mnie puściła.
- Jeżeli tak, to musimy zawołać resztę i zabierać się do jedzenia. - zaśmiała się Latynoska.
Raf i tata z Filipem po chwili zeszli i zjedliśmy śniadanie.
- No to ja teraz proponuję, żeby teraz nasi mężczyźni posprzątali. - zaśmiała się Maria.
- Jestem za! - dodała mama, a ja się tylko uśmiechnęłam.
- Ale... - zaczął mój tato.
- Jedyny mężczyzna w naszym gronie jest z tego zwolniony to Filip, a reszta do roboty i nie ma żadnego "ale". - przerwała mu moja mama.
Tata, Pedro i Raf jeszcze coś jęczeli, ale posprzątali i pozmywali. A my w tym czasie z Filipem wygrzewaliśmy się na słońcu w ogrodzie. Leżałam na zielonej i miękkiej trawie i przypominałam sobie dzisiejszą noc w objęciach Carlosa. Potem nawiedziły mnie Vanessa i Maggie, nie rozmawiałyśmy o kilku ostatnich dniach, wiedziały że nie chciałam tego. Siedziałyśmy w moim pokoju i plotkowałyśmy na różne tematy, jakby w ogóle nic się nie stało.
Wieczorem, gdy Filip już spał, siedzieliśmy w szóstkę w salonie.
- Lenko, mamy jedno pytanie z tatą. - powiedziała moja mama.
- Słucham. - odpowiedziałam.
- Musimy już wracać, tata musi wracać na komisariat. Nie dali mu urlopu. I chcielibyśmy wiedzieć czy wracasz z nami czy jeszcze zostajesz...
- Leno, decyzja należy do Ciebie. Wiedz, że my Cię nie wyganiamy i cieszmy się, że tutaj jesteś. - dodała Maria.
- Zostanę jeszcze tu. - odpowiedziałam zdecydowana po jakimś czasie.
Moi rodzice uszanowali moją decyzję.
Dwa dni później żegnaliśmy ich wszyscy na lotnisku.
- Tylko macie panowie nadal na nią uważać, teraz ze zdwojoną czujnością. - zaśmiała się moja mama do chłopaków. 
- Oczywiście. - uśmiechnął się Carlos i zrobił to samo gdy moja mama mówiła to, gdy wyjeżdżałam do LA, po prostu mnie objął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz