piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 119



    Nie wypuścili nas tak szybko ze sceny, ponieważ po tej piosence, gdy cały klub zaczął bić brawo, od razu rozpoczęła się następna. No Idea – moja ulubiona. Znów patrzyliśmy sobie w oczy, uśmiechnięci. Tym razem gdy Carlos śpiewał: ‘Pocałuję Cię, gdziekolwiek zechcesz bym Cię pocałował. Och, tęsknię za Tobą po dwóch sekundach kiedy wyjdziesz, krzycząc wróć do mnie. Pozwól mi Cię prosić, pozwól mi Cię widzieć, pozwól mi wziąć serce od Ciebie. I będę gdziekolwiek będziesz mnie potrzebowała. Dobry chłopak zły chłopak. Po prostu mi powiedz kochanie.’, tym razem udało mi się nie rozpłakać. Pod koniec piosenki dopiero wstaliśmy i podeszliśmy wszyscy do krawędzi podwyższenia. Każdy położył swoją rękę na ramieniu sąsiada, przytulając się do niego. Ja stałam pomiędzy Carlosem i Loganem. Tak wyszło, że staliśmy na przemian, chłopak i dziewczyna, Carlos, ja, Logan, Mia, James, Meg i Kendall z Alice. A gdy muzyka umilkła, ukłoniliśmy się razem z chłopakami.
- Prosimy o wielkie brawa dla dziewczyn! – zawołał Carlito do mikrofonu, no a fanki zrobiły to o co ich poproszono. Każda z nas przytuliła się jeszcze do swojego chłopaka, dziękując mu za taką niespodziankę. Zeszłyśmy ze sceny na swoje miejsca, a chłopcy kontynuowali występ. Postanowiłyśmy dołączyć do reszty mojej paczki, więc przedarłyśmy się przez tłum fanek i wyszłyśmy na balkon, gdzie byli moi przyjaciele. Dziewczyny przywitały się z Majką, Agatą, Bartkiem, Mateuszem, Kamilem i Kubą.
   Po koncercie spotkaliśmy się wszyscy za klubem, na parkingu dla pracowników, gdzie stał mój Tiguan. Ci co dziś przylecieli byli zameldowani w hotelu i chcieli zamówić taksówki, ale, że mieliśmy przecież trzy samochody to postanowiliśmy ich odwieść. Ze mną i z Carlosem pojechali James i Meg, z Kubą i Mateuszem Logan i Mia, a Kendall z Alice zabrali się z moja kuzynką i Bartkiem.
     Największe zaskoczenie wywołała u mnie informacja następnego ranka. Carlos oznajmił mi, że dziś w centrum handlowym, dziś popołudniu odbędzie się takie małe spotkanie z fankami. Dość ciekawe zaplanowali sobie ten pobyt w Polsce.
   Popołudniu zajęłyśmy z Meg, Mią i Alice miejsce przy kawiarence, która znajdowała się na wprost miejsca, które wytyczono dla chłopaków i Rusherek. O równej piętnastej kłębiło się mnóstwo nastolatek, którym organizatorzy kazali usiąść przed specjalnym, małym, dwupiętrowym podeście dla zespołu. No i w końcu nadeszli. Czwórka przystojnych i młodych mężczyzn zajęło swoje miejsca. Najpierw rozmawiali z dziewczynami po angielsku, a później Kendall wziął gitarę i zaczęli śpiewać i grać. Każda tutejsza Rusherka na pewno była wniebowzięta. W końcu i na szczęście, ale tylko dla mnie to się skończyło i dostałam z powrotem swojego Carlita. Teraz chciałam spędzić z nim każdą chwilę. Dlaczego? Dlatego, że jutro w samo południe, razem z resztą wraca do Kalifornii. Odprowadziliśmy Alice, Mię, Meg, Kendalla, Jamesa i Logiego do ich hotelu, po czym wybraliśmy się na spacer, tylko we dwoje.
   O godzinie siódmej było już raczej ciemno. Szliśmy przytuleni do siebie, trzymając się za ręce, po oświetlonej latarniami, wąskiej alejce w parku.
- Wiesz co… Gdyby nie obowiązki związane z zespołem, te wszystkie koncerty, wywiady… Najchętniej zostałbym tu z tobą. – pocałował mnie w czubek głowy.
- Nie protestowałabym, ale jeżeli chcesz za kilka lat chodzić tak w większej ilości, to ktoś musi zarobić na rodzinę. – zażartowałam.
- No oczywiście, będziemy tak kroczyć, a wokół nas będzie biegać gromadka dzieci, podobnych do swojej pięknej i cudownej mamusi. – uśmiechnął się.
- Ale ja chce, żeby były podobne do tatusia. – zaczęłam się z nim sprzeczać.
- W takim razie je pomieszamy. – zaśmiał się, mocniej mnie do siebie przytulając.
- A no nie wiem, nie wiem. – udałam zamyśloną.
- Wystarczy, że ja wiem. – uśmiechnął się.
- Taki jesteś pewny? To mnie złap! – zaśmiałam się i mu wyrwałam. Zaczęłam biec przed siebie. Roześmiany Carlos pobiegł za mną. Złapał mnie kawałek dalej, mocno do siebie przysunął i pocałował.
- Kocham cię. – wyszeptał, przerywając pocałunek.
- Też cię kocham. – uśmiechnęłam się, patrząc w jego brązowe tęczówki. Delikatnie musnęłam jego usta. Objęci ruszyliśmy razem w stronę mojego domu.
   Wróciliśmy i przez następną godzinę razem bawiliśmy się z Filipem i Mańką, a mama, tata, Kacper i Karolina, którzy nas odwiedzili, siedzieli obok i ciągle dogryzali, że i nam przydałby się taki bobas, co od początku ignorowaliśmy. Później tamci pojechali, a mama poszła wykąpać Młodego i go uśpić. Zjedliśmy kolacje i obejrzeliśmy z moimi rodzicami jeszcze jakiś film. Później pierwsza poszłam się kąpać, a gdy wróciłam położyłam się w łóżku i przy nocnej lampce zagłębiłam się w lekturę książki. Po dziesięciu minutach drzwi mojego pokoju się otwarły i do środka wszedł Carlos w białym podkoszulku i czarnych bokserkach, też pewnie wyszedł już z łazienki. Położył się za mną i objął w pasie. Pochylił się nade mną i pocałował i ramię, tuż obok gazy, starannie przymocowanej do mojej, gojącej się rany.
- Słonko, co czytasz? – zapytał i ponownie pocałował to samo miejsce.
- Czytałam. – uśmiechnęłam się, zamykając książkę i odwracając się do mojego chłopaka.
- Mnie się jeszcze nie chce spać. – poruszył brwiami Carlos.
- A czy ja coś wspominałam o spaniu? – powiedziałam obniżonym głosem, przesuwając dłonią po jego czarnych włosach.
- Hmmm, przed nami długa noc. Masz jakiś pomysł jak ją spędzić? – zamruczał mi do ucha.
- Jutro już niestety jedziesz, chciałabym się pożegnać. – wyszczerzyłam się i delikatnie musnęłam jego usta. Ten tylko znów zamruczał jak zadowolony kociak i wbił swoje ciepłe i miękkie usta w moje.

       Stałam przy przeźroczystej, szklanej ścianie i patrzyłam na oddalających się w stronę tunelu Carlosa, Meg, Jamesa, Mii, Logana, Alice i Kendalla. Gdy już mieli do niego wchodzić, Carlito stanął i się obejrzał. Szeroko się uśmiechnął i puścił mi buziaka w powietrzu. Ja się zaśmiałam i złożyłam dłonie w kształt serca. Chłopak poklepał się do swojej lewej stronie klatki piersiowej i ruszył za swoimi przyjaciółmi. Ja wtedy ruszyłam w stronę ogromnego okna, wychodzącego na pas startowy. Oparłam się o barierkę i stałam tam, dopóki ich samolot nie zniknął z mojego pola widzenia.
   Wyszłam powoli z budynku lotniska i skierowałam się do stojącego na parkingu, mojego Volkswagena. Wróciłam do domu, a potem, wieczorem pojechałam do Mateusza, on dziś miał wolny dom, więc zamiast w naszym pubie, spotkaliśmy się wszyscy u niego.

     Minął cały październik, listopad i połowa grudnia. Wszyscy kolejno wchodziliśmy do samolotu i zajmowaliśmy nasze miejsca, zdejmując grube kurtki. Praktycznie połowa rzędu foteli zajmowaliśmy my. Na samym końcu siedzieli moi rodzice z półtorarocznym Filipem, przed nimi Majka z Bartkiem, później Agata z Kamilem, następne ja i Kuba, a przed nami siedział Mateusz. Chciał zacząć protestować, że dlaczego on ma siedzieć sam, ale w porę miejsce obok niego zajęła śliczna, brązowowłosa szatynka. Od razu zmienił swoje nastawienie do tej podróży. Wszyscy wygodnie usiedli w swoich miejscach i zapieli pasy. Wystartowaliśmy.

    W końcu nasza jedenastogodzinna męczarnia się zakończyła. Wysiadłyśmy i kurtki od razu powędrowały do walizek, bo przy dwudziestoczterostopniowej temperaturze, można by było się usmażyć. Przeszliśmy przez ‘rękaw’, zabraliśmy z taśm resztę naszych bagaży i wyszliśmy na główny hol kalifornijskiego lotniska, a tam pierwsza zauważyłam dobrze znaną mi trójkę. Od razu uśmiech wskoczył mi na twarz. Cisnęłam swoją dużą torbę Mateuszowi, a małą Bartkowi i rzuciłam się pędem w stronę tej trójki. Wskoczyłam i uwiesiłam się na szyi mojego kochanego Latynosa i złożyłam długi pocałunek na jego ustach.
- Stęskniłem się, wiesz… - uśmiechnął się.
- Wiem, ale ja bardziej. – zaśmialiśmy się i nagle poczułam, że ktoś mnie od niego odciąga.
- Nie ma tego dobrego. Teraz ja chce! – głośno zaśmiał się starszy brat Pena.
- Cześć Raf! – do niego również się mocno przytuliłam.
- No to ja to rozumiem. – poruszył brwiami.
- No mój drogi, ja ci przypominam, że jesteś nadal w związku małżeńskim z moją kochaną siostrzyczką. – usłyszałam za sobą głos trzeciego chłopaka.
- Cześć Logi! – zawołałam i teraz do niego mocno się przytuliłam.
- No ty tu się tulisz, a my mamy twoje torby nosić?! – usłyszałam śmiech Mateusza i Bartka.
- Pozwólcie, że ja to od was przejmę. – zaśmiał się Carlito i zabrał od nich moje bagaże. Wszyscy się przywitali i ruszyliśmy na parking. Carlos i Raf przyjechali swoimi osobówkami, a Logan pożyczył od swojego ojca siedmioosobowe auto. Razem z Rafem pojechali moi rodzice i Fifi, z Hendersonem Majka, Agata, Bartek, Kamil, Mateusz i Kuba, a ja z Carlosem. Na szczęście nasze wszystkie walizki pomieściły się w tych trzech pojazdach.
   Wszystko było już omówione i przygotowane od dłuższego czasu. Moi rodzice z bratem oraz Bartek z Mają, przez ten czas mieszkają u Penów seniorów, Mateusz z Kubą u Meg i Jamesa – wiadomość z ostatniej chwili, pan Maslow z panną Myers, w końcu postanowili zamieszkać razem! James wprowadził się do mieszkania Meg! Kamil z Agatą u Vanessy i Rafa, a mieszkanie Carlosa zostaje tylko i wyłącznie dla mnie i mojego księcia z bajki!
   To był wspaniały pomysł by zaplanować takie święta – pierwsze bez śniegu dla naszej polskiej części! A nie przepraszam bardzo, przecież gdy mieszkałam w dzieciństwie, przez te cztery lata w Stanach, to wtedy miałam okazje takich świąt doświadczyć, ale rzeczywiście… Dużo taka trzy czy czterolatka pamięta…
 Stwierdzam jeden fakt! To będą na pewno wspaniałe i niezapomniane Święta Bożego Narodzenia oraz Nowy Rok!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz