piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 104



**Oczami Logana**

  Po rozmowie z Leną, od razu wsiadłem do samochodu i obrałem kierunek – mieszkanie Carlosa. Gdy dotarłem na miejsce, zaparkowałem pomiędzy samochodem przyjaciela, a  pojazdem mojej siostry i Rafa. Nawet bardzo dobrze, że są, nie będę sam przywracał Carlosa do porządku.
Wszedłem do klatki i wyszedłem po schodach pod mieszkanie Peny. Już miałem pukać, kiedy drzwi otworzyły się same i stanęła w nich Sam z torebką i kluczami w ręce. Od razu się wyszczerzyła.
- Cześć Logi! Wchodź! - krzywy uśmiech nadal widniał na jej twarzy. Z przymusu, bo z przymusu, ale też wyszczerzyłem zęby. Wpuściła mnie do środka i wyszła. Ja, nie zmieniając miny wszedłem w głąb pomieszczenia, gdzie siedzieli Carlos, Raf i Vanessa.
- A kiedy ona wyjdzie stąd, ale już tak na dobre? - zapytałam, przez  nadal zaciśnięte zęby. Carlos nic nie odpowiedział. Przywitał się tylko i zapytał czy się czegoś napiję. Przywitałem się z siostrą i szwagrem. - Dobrze się złożyło, że akurat tu jesteście. - zwróciłem się do siedzącej pary, gdy Carlos przyniósł mi szklankę z sokiem.
- Czemu? Coś się stało? - zapytała Van.
- Chodzi o Lenę. - rzuciłem, a Carlos automatycznie uwiesił wzrok na mnie. - Wiecie, że Tony jest w Polsce i że tak powiem... Ona i on...
- Czekaj, nie kończ... - przerwał mi Raf. - Chyba wiem, co masz na myśli... Carlos, ja ci już raz powiedziałem, że on ci ją może świsnąć sprzed nosa. Udało mu się, więc czekaj dalej, już nie wiadomo na co... - powiedział z poważnym tonem.
- Raf ma rację, Carlos. Ale nie dziw się, ona po prostu chce być szczęśliwa. Ja ja w pełni rozumiem. - dodała Vanessa. Carlos przełkną ślinę i wstał. Wyszedł na balkon i oparł się o balustradę, patrząc na panoramę Los Angeles.
- Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jaki ma teraz bałagan w głowie i co się dzieje w środku niego... - westchnąłem.

Minęło jeszcze trochę czasu zanim wyszedłem z mieszkania Peny.
Wsiadłem do samochodu i już miałem zapalać silnik, gdy zadzwonił mój telefon – Mia.
- Cześć. Co tam? - zapytałem.
- Logan, możesz tu przyjechać? - usłyszałem jej roztrzęsiony głos w słuchawce.
- No pewnie. Mia, gdzie jesteś i co się stało?! - zapytałem, lekko przestraszony i w tym samym momencie odpaliłem silnik mojego samochodu.
- W tym małym parku, niedaleko Beverly Hills.
- Wiem, gdzie to. Czekaj, zaraz przyjadę. - odłączyłem się i rzuciłem telefon na fotel pasażera. Z piskiem opon wyjechałem z parkingu i włączyłem się do ruchu na jezdni. Jechałem jak szalony. Ciągle mieszały mi się myśli w głowie, po pierwsze to, że Lena jest jednak z Tonym, a po drugie co się mogło stać Mii.
Chwilę później zaparkowałem samochód przed wejściem do parku. Zamknąłem auto i wbiegłam na chodnik parku. Pobiegłem przed siebie. Wiedziałem, że jest gdzieś tu, ale gdzie dokładnie?
Stanąłem pośrodku okrągłego skweru. Obejrzałem się dookoła. Po mojej lewej stronie było jezioro, ruszyłem w jego kierunku. Nie wiem co mnie tchnęło by tam iść, ale... Ale słusznie. Zobaczyłem, siedzącą na trawie, przy brzegu drobną blondynkę wpatrującą się w powoli falującą taflę jeziora.
Podszedłem powoli bliżej, zdejmując swoją marynarkę. Położyłem ją na trawie obok Mii.
- Nie siedź na ziemi. - powiedziałem, spojrzała na mnie. Widziałem w jej oczach pełno bólu, smutku i żalu. Wskazałem na leżącą obok niej moją kurtkę. Usiadła da niej, a ja przycupnąłem przy niej. - Mia, co się stało? - zapytałem.
- Okłamywali mnie przez te całe dwadzieścia lat... - powiedziała, nie odrywając wzroku od wody.
- Kto cię okłamywał?
- Moi rodzice... A właściwie... Ehhhh. - przerwała. - Podsłuchałam rozmowę rodziców i babci. Wywnioskowałam z niej, że nie jestem ich biologiczną córką...
- Może się pomyliłaś, może chodziło o coś innego?
- Na pewno nie, bo gdy weszłam do nich, zamilkli, a mama cała zbladła. Zapytałam ich o to, na początku zaczęli się wywijać od odpowiedzi, ale w końcu to potwierdzili... Logan, czuję się jakbym wcale się nie znała. Nie wiem kim jestem. Nie wiem kim są moi biologiczni rodzice. Nie wiem skąd pochodzę. Nie wiem... - przerwałem jej.
- Mia przestań. To co teraz mówisz jest głupotą. Jesteś wspaniałą kobietą, silną przede wszystkim. Tak wychowali cię rodzice. Porozmawiaj z nimi. Muszą ci teraz wszystko wytłumaczyć.
- Nie wiem czy potrafię teraz z nimi spokojnie rozmawiać...
- Nie mówię, że teraz, w tym momencie. Ale gdy będziesz gotowa na tą rozmowę. - odpowiedziałem.
- Wiem, że muszę... - odparła spokojnie i oparła swoją głowę na mojej klatce piersiowej. Objąłem ją ramieniem. - Nawet nie wiem gdzie teraz iść. Nie chcę na razie wracać do domu. Jestem już naprawdę zmęczona tym wszystkim. - dodała załamanym głosem. Ja wstałem i wyciągnąłem do niej dłoń.
- Chodź, wiem gdzie możesz w spokoju odpocząć.- powiedziałem, ona na mnie spojrzała i kiwnęła głową. Pomogłam jej wstać. Wziąłem swoją kurtkę, na której siedzieliśmy i ruszyliśmy w stronę mojego samochodu.
  Pojechaliśmy do mojego rodzinnego domu. Vanessa mieszka z Rafem, a rodzice wyjechali na kilka dni za miasto, więc w domu i tak jest pusto.
Była naprawdę zmęczona, chciała się położyć, więc zaprowadziłem ją do starego pokoju Van.
Wróciłem na dół, zaparzyłem sobie kawę i usiadłem w salonie, włączając telewizor.
  Jakieś dwie godziny później Mia zeszła na dół i usiadła obok mnie.
- Cieszę się, że cię poznałam, że mam taką osobę, na której mogę polegać. - powiedziała. - Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła...
- Też się cieszę, że cię poznałem. - spojrzałem na nią i na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Logan dziękuję ci za wszystko. Dziękuję, że po prostu jesteś i mi pomagasz. - odpowiedziała.

**

Siedzieli blisko i patrzyli na siebie. Czuła, że jej czekoladowe oczy mieszają się z jego, a drżenie ich dłoni jest tylko dreszczem podniecenia. Ich twarze powoli się do siebie zbliżały, usta były coraz bliżej i bliżej. Poczuła jak lekko dotyka swoimi ustami jego. Poczuła, że jej ciało, od czubka głowy do palców stóp, przeszedł prąd.
Odsunęli się od siebie i ponownie spojrzeli sobie w oczy. Niepewne i pragnące siebie nawzajem spojrzenia. Przylgnęli do siebie jak dwa, przeciwne bieguny magnesu. Jego serce przyspieszyło rytmu, a w brzuchu uwolniły się miliony szalonych motylków. Ten pocałunek był jak muśnięcie skrzydeł jednego z nich. Wplótł dłoń w jej długie blond włosy i pogłębił pieszczotę.
Podnieśli się oboje i ciągle się całując ruszyli w stronę schodów.
Odbijając się od ściany do ściany, doszli pod drzwi pokoju chłopaka. Lgnęli do siebie, całowali tak zachłannie, tak jakby potrzebowali siebie jak tlenu. Weszli do środka i powoli położyli swoje ciała na dużym, zaścielonym białą pościelą łóżku. Nagle dziewczyna położyła palec na ustach Logana, przerywając pocałunek. Spojrzał na nią.
- Logan, ja... Ja nigdy... - zaczęła, ale teraz będący nad nią chłopak położył jej palec na ustach.
- Jak już wcześniej wspominałem, jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną. Gdy tylko cię zobaczyłem, wiedziałem że jesteś wyjątkowa. Nie myliłem się. Nic nie poradzę na to, że w moim brzuchu motyle urządziły sobie imprezę. Kocham gdy się śmiejesz, wtedy chcę śmiać się razem z tobą. Gdy smucisz, z całego serca pragnę być przy tobie i cię pocieszać. Mia, kocham cię. - wypowiedział ciągle patrząc jej jasnobrązowe tęczówki. Na jej twarzy pojawił się lekki, śliczny uśmiech.
- Czy ciągłe myślenie to tobie, może być jedną z oznak zakochania? - zapytała, a on się tylko promiennie uśmiechnął. - Obiecałam sobie, że moim pierwszym prawdziwym facetem będzie osoba, którą pokocham i naprawdę zaufam. Logan, jesteś nim. - dodała i złożyła namiętny pocałunek na ustach chłopaka.

**

Przetarłem, dopiero co otworzone, zaspane oczy. Spojrzałem na miejsce obok, ale zastałem tylko wgniecioną poduszkę. Podniosłem się i rozejrzałem. Odetchnąłem, bo to, na szczęście nie był sen. Na fotelu obok leżały moje i ubrania Mii. Wygramoliłem się z łóżka i naciągnąłem na siebie spodnie. Wyszedłem z pokoju i zszedłem po schodach na dół. W salonie nikogo nie było, więc zajrzałem do kuchni.
Przy niewielkim, kuchennym stole siedziała Mia ze szklanką wody. Wpatrywała się w leżącą na środku stołu, swoją komórkę. Taki widok mógłbym mieć co rano. Piękna i wspaniała kobieta, w moim domu i na dodatek, jedynie w mojej koszuli. Podszedłem do niej i przykucnąłem.
- Muszę w końcu oddzwonić do rodziców. Wczoraj cały dzień ignorowałam połączenia od nich. - powiedziała, wpatrując się w telefon.
- Zadzwoń. Na pewno się o ciebie martwią. - podałem jej komórkę. Wzięła ją, obróciła się do mnie i wybrała numer. Przyłożyła słuchawkę do ucha i czekała.
- Mamo... Nie, nic mi nie jest... Naprawdę, wszystko jest w porządku... Musimy porozmawiać... Gdy wrócę... Do zobaczenia. - skończyła i odłożyła telefon na stół, tam gdzie leżał. Usiadłem na krześle i wziąłem ją na kolana. Usiadła bokiem. - Boję się tej rozmowy. - powiedziała, opierając głowę o moją.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Pojechać z tobą?
- Dziękuję. Wystarczy, że mnie odwieziesz.
- Dobrze. - odpowiedziałam i pocałowałem ją delikatnie w szyję. Ona wtedy bardziej przylgnęła do mojego nagiego torsu. Zaczęliśmy się całować i nagle usłyszeliśmy otwierające się i zamykające drzwi oraz czyjeś szybkie kroki. Do kuchni wkroczyła wysoka brunetka – moja starsza siostra. Gdy nas tylko zauważyła, stanęła i wlepiła swój wzrok w nas, siedzących razem w kącie kuchni. Najpierw na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie, a po sekundzie szeroki, bardzo szeroki uśmiech z iskierkami w oczach.
- No w końcu ! - zapiszczała. - Już miałyśmy z dziewczynami tu na siłę Lenę sprowadzać, ona jest ekspertką od swatania. A tu niespodzianka! Wspaniała niespodzianka!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz