sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 7



Mijały dni, ja dowiedziałam się, że Kendall ma sześcioletnią siostrę Kelly. Spędzałam dużo czasu z Rafem i Vanessą, a szczególnie z Van gdy chodziłyśmy na zakupy. Pewnego dnia Vanessa zaproponowała wycieczkę rowerową.
- Van, ja jestem jak najbardziej za, ale nie mam roweru. - powiedziałam.
- To żaden kłopot, weźmiesz rower Carlosa. - powiedział chłopak.
- No to postanowione, ja pobiegnę do domu i wrócę na rowerze a wy się zbierajcie. - powiedziała Van i już jej nie było.
Poszłam się przebrać i gdy schodziłam na dół to Raf już na mnie czekał.
- No w końcu. - powiedział do mnie po czym krzyknął. - Mamo, jedziemy na rowery z Vanessą. Nie wiem o której będziemy z powrotem.
-  Dobrze, ale wiesz masz się Leną opiekować. - powiedziała Maria wychodząc z kuchni.
- Jestem już przecież dorosła. - zaśmiałam się.
- Wiem, wiem ale jakby coś Ci się stało to Asia z Wojtkiem mi by głowę urwali. - Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy z Rafaelem do garażu.
Weszłam za chłopakiem do pomieszczenia, gdzie stał samochód, narzędzia, kosiarka i rowery. Chłopak stanął przy czarnym górskim rowerze, a mi wskazał inny, który stał dalej. Gdy podeszłam bliżej zobaczyłam srebrno granatowy rower MTB z tegorocznej kolekcji - Cudny. - pomyślałam i wyciągnęłam rower na zewnątrz, wtedy na podjeździe pojawiła się Van na rowerze.
- To co, jedziemy? - uśmiechnęła się do nas.
- Jasne. - odpowiedziałam.
Po kilku godzinach wróciliśmy do domu.
- Mamo, ty sobie nie wyobrażasz jak ona potrafi skakać na rowerze. - powiedział chłopak opadając na kanapę obok swojej rodzicielki. Ja usiadłam na drugiej obok Pedra.
- Jeżeli ma się dobry sprzęt to można robić z nim różne rzeczy. - zaśmiałam się.
- Lena jest dobra w te klocki, widzieliśmy jak raz skakała w Polsce na swoim rowerze. - powiedział Pena.
Nie ukrywałam, że po tej przejażdżce byłam wykończona, więc życzyłam wszystkim dobranoc i położyłam się spać.
Następnego ranka gdy wstałam wszyscy byli już na nogach. Zjedliśmy śniadanie i wtedy Pedro zawołał wszystkich do salonu.
- To co, dzwonimy? - zapytał najstarszy Latynos.
- No pewnie, powiedział Raf i podał ojcu telefon, który leżał obok chłopaka.
- Gdzie dzwonimy? - zapytałam zdziwiona, nie wiedziałam co się dzieje i gdzie mieliśmy dzwonić.
- Zapomnieliśmy Ci powiedzieć, że Carlito ma dzisiaj urodziny. - powiedziała Maria.
- Noo, Młody kończy już dwadzieścia lat. ( Wiem, że ma więcej, ale postanowiłam tu odmłodzić całą czwórkę :D ) .  - No tak, dzisiaj 15 sierpnia, jak ja mogłam zapomnieć. - pomyślałam
- To może na razie my mu złożymy życzenia, a potem powiemy mu o tobie, będzie miał niespodziankę. - zaproponowała Maria.
- Dobry pomysł. Dzwoń tato. - powiedział Raf.
 Po krótkiej chwili usłyszeliśmy krótkie " Halo?", Pedro ustawił na głośnomówiący by mogli wszyscy usłyszeć solenizanta
- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje Nam !!! ....... - zaczęli śpiewać we trójkę. W słuchawce było słychać śmiech chłopaka, szkoda że przez słuchawkę, ale zawsze to coś.
- Ok, już starczy. Dziękuję Wam. - powiedział chłopak.
- Jak tam trasa, koncerty? - zapytała jego mama.
- Jakoś to wszystko się ciągnie, ogólnie podoba nam się.
- Słuchaj synu, mamy dla Ciebie niespodziankę. Tylko powiedz czy jesteś sam czy z chłopakami. - powiedział Pedro.
- W tym momencie sam. A co to za niespodzianka? Mam się bać? - zapytał i się zaśmiał. Wtedy senior wyłączył głośnik i podał mi słuchawkę. Wtedy wyszli we trójkę z salonu jakby się zmówili, została wtedy tam sam na sam z Carlosem, a właściwie ze słuchawką w ręce.
- Halo? Jest tam ktoś? - usłyszałam głos w słuchawce, gdy przyłożyłam ją do ucha. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, ale zaczęłam.
- Cześć, pamiętasz dziewczynę którą w dzieciństwie ciągle ciągnąłeś za warkocz? - zapytałam.
- Lena? - usłyszałam po chwili ciszy.
- No chyba, że ciągnąłeś jeszcze inną za warkocz. Tak to ja.
- Naprawdę?! Cieszę się, że cię słyszę! Ile to już lat...
- Dwanaście. - uprzedziłam chłopaka. - Też się cieszę, ale żałuję, że nie było mi dane was zobaczyć.
- Ile jeszcze będziesz w LA? Może po trasie się spotkamy?
- Jeszcze tydzień. Muszę wracać, bo jeszcze najważniejszy rok szkoły mi został do odwalenia.
- Szkoda, ale napewno się jeszcze spotkamy. Ja Ci to obiecuję. - słyszałam w słuchawce ciągle radosnego chłopaka. Ucieszył się tak z powodu telefonu z życzeniami? Może to z mojego powodu?
- Zapomniałabym o najważniejszym, Wszystkiego Najlepszego Carlos.
- Dziękuję. Muszę już kończyć, bo zaraz mamy próbę. Naprawdę cieszę się, że mogliśmy no przynajmniej tak porozmawiać.
- Jasne. Pozdrów ode mnie Jamesa, Logana i Kendalla.
- Zrobię to. Cześć.
- Cześć. - powiedziałam i odłożyłam słuchawkę.
Przez resztę dnia byłam cała w skowronkach. Naprawdę! W końcu kopnął mnie ten zaszczyt rozmowy z Carlosem – seksownym brązowookim brunetem, przez telefon, bo przez telefon ale zawsze to coś. To był chyba mój najlepszy dzień spędzony w LA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz