Obudziłam się
rano w objęciach Carlosa, w nogach na łóżku spał mój, nowy, mały przyjaciel.
Dobrze, że Carlito z resztą pomyśleli wcześniej by kupić dla Demona karmę, bo
teraz nie miałby co jeść. To jeszcze mały szczeniak więc np. takich kości mu
nie dam.
Dowiedziałam się, że Carlos kupił psa zaraz
po tym jak wylądował, zawiózł go do Kacpra i Karoliny i wczoraj gdy przyjechali
na wigilię go przywieźli. Miałam ochotę wstać i
sprawdzić, która jest godzina, ale to było nie do wykonania. Po pierwsze byłam
wtulona w Carlosa i jego ręka mnie obejmowała, wstając nie chciałam go budzić,
a po drugie nie chciałam też zbudzić Demona leżącego w naszych nogach. Więc
leżałam dalej. Po trzydziestu minutach już musiałam wstać, ponieważ zachciało
mi się siusiu! Poczułam, że pies się poruszył i wstał. Wspiął się do naszych
twarzy i widząc, że nie śpię zamerdał ogonkiem i zaczął szczekać na powitanie.
Dzięki temu Carlos się obudził.
- Dzień Dobry. - powiedział uśmiechnięty
Carlito.
- A dzień dobry. - powiedziałam i musnęłam
usta mojego chłopaka na przywitanie, wtedy Demon znów zaczął szczekać.
- Chyba trzeba wstać. - westchnął i odwrócił
się by sprawdzić która jest godzina. - Jest 8:45.
- No to ja wstaję. - wygramoliłam się z
łóżka, narzuciłam na siebie bluzę i zeszłam na dół, a za mną mój piesek.
Najpierw oczywiście zahaczyłam o łazienkę, bo mój
pęcherz już nie wytrzymywał. Na dole, byli już moi rodzice z Młodym. Mama
zmywała naczynia po wczorajszej kolacji, a tata bawił się z Filipem. Do
dwukomorowej miski wsypałam karmę i wlałam trochę wody. Demon zajął się
jedzeniem, a ja wróciłam do pokoju by się przebrać. Zobaczyłam, że Carlos
jeszcze drzemie. Usiadłam obok niego na brzegu łóżka. Przybliżyłam się trochę
do niego, przesunęłam nosem po jego szyi i pocałowałam go lekko w policzek.
- Skarbie, nie śpij bo Cię okradną. - on
leniwie otworzył jedno oko i spojrzał na mnie, znów je zamknął i nagle jednym
ruchem ręki mnie położył na sobie. Leżałam na nim. -
Carlito, trzeba wstać. - powiedziałam ciągle się śmiejąc.
- Wcale nie trzeba. - mrukną.
- Hehe, no pewnie, przeleż cały dzień.
- Nie sam, nie sam. Z tobą.
- Taki jesteś pewien?
- A nie? - ja pokręciłam głową, a ten wyczuł
chwilę i zaczął mnie łaskotać!
- Carlos, proszę no! - tarzaliśmy się po
całym łóżku. - Stop! - automatycznie przestał, bo ja już nie mogłam złapać
powietrza. Wtedy delikatnie go pocałowałam.
- Oj dziewczyno, co ty ze mną wyrabiasz...
Najpierw robisz wszystko żebym zerwał z Kimberly, od początku coraz bardziej
się w Tobie zakochuję, a teraz żyć bez Ciebie nie mogę.
- A co ja mam powiedzieć? Gdy jesteś obok
czuję się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Kocham Cię! - ponownie
złożyłam na ustach Carlosa buziaka, tym razem trochę
dłuższego i namiętniejszego. Zwlekłam się z łóżka, wyjęłam z szafy ubranie i
wyszłam do łazienki się przebrać. Gdy wróciłam zobaczyłam nie leżącego, ale już
siedzącego na łóżku Carlosa. - O ja nie mogę! Ale postęp! - zaśmiałam się.
Dziesięć minut później zeszliśmy na dół.
Razem z moimi rodzicami były tam teraz jeszcze Meggie i Vanessa.
- Czyżbyście też miały problem ze zdarciem
swoich chłopaków z łóżek? - zaśmiałam się.
- Dokładnie! - powiedziała Meg, z udawaną
złością.
- Carlos, dlaczego ty wstałeś bez problemu a
twój brat nawet o tym nie chce słyszeć? - zapytała Van
- Bo jest bardziej leniwy i …
- Ty to już lepiej się nie wypowiadaj... -
przerwałam mu. - Bez problemu? To może omińmy ten temat, co? - dziewczyny
zaśmiały się, zrozumiały że nie tylko one miały
problem ze zdarciem chłopaków z łóżek.
Chwilę później kolejno Kendall, Raf, James i
Logan zeszli na dół. Przygotowaliśmy świąteczne śniadanie i ze smakiem go
zjedliśmy. Potem oczywiście wkopaliśmy panów w
sprzątanie po jedzeniu pod pretekstem „My je przygotowałyśmy, wy posprzątacie”.
Ten dzień tak jakoś szybko zleciał.
Dnia następnego, w drugi dzień Świąt, po
obiedzie udaliśmy się w ósemkę na świąteczny koncert, który miał się odbyć w
centrum miasta na tzw. rynku.
Postanowiliśmy pójść pieszo. Na miejsce
doszliśmy dwadzieścia minut przed rozpoczęciem się imprezy. Szliśmy w stronę
sceny, gdy zobaczyłam znajomą twarz. Był to
znajomy ze szkoły, rok starszy Artur. Widać było, że był czymś zajęty, ale go
zaczepiłam.
- Cześć Artur.
- Ooo Lena, cześć. Sory, ale mam czasu na
pogaduchy, bo mamy tu małą awarię. - odpowiedział.
- Jaką awarię? - zaciekawiłam się.
- Przez ten śnieg i ogólnie pogodę na czas
nie dojedzie dwa zespoły i mamy lukę. Musimy coś wymyślić by ją jakoś załatać.
Jakiś występ kogoś, pokaz... Cokolwiek.
- Wiesz... - spojrzałam na chłopców. - Chyba
mogę Ci jakoś pomóc...
- Jak? - gdy tylko usłyszał moje wcześniejsze
słowa od razu tak jakby się ożywił.
- Interesuje was może występ takiego zespołu
jak Big Time Rush?
- Poczekaj zadzwonię do organizatorów i się
zapytam... Dzięki Lena, powiedzmy że ratujesz to popołudnie.
Artur wyciągnął telefon i zaczął dzwonić. Ja
wróciłam do moich przyjaciół i zaproponowałam im taki pierwszy występ na
polskiej scenie. Oczywiście się zgodzili.
Organizatorzy się zgodzili i nawet się
ucieszyli. Carlos, Logan, James i Kendall
poszli z Arturem uzgodnić kiedy wchodzą i tak dalej. Ja z Vanessą,
Meggie i Rafem stanęliśmy sobie pod samą sceną. W końcu się
zaczęło. Na scenę wyszło dwóch prowadzących, facet i kobieta. On powiedział
kilka słów na powitanie potem prezydent miasta się jeszcze krótko wypowiedział.
Następnie prowadzący zapowiedział wokalistów i zespoły, które mają dzisiaj
zagrać i zaśpiewać.
- …, a także jeszcze jeden zespół, to taka
niespodzianka wieczoru szczególnie dla dziewczyn, nastolatek. - mówił facet.
- Czwórka mega przystojniaków, prosto ze
słoneczniej Kalifornii. Dzisiaj po raz pierwszy na polskiej scenie zaśpiewa
zespół BIG TIME RUSH! - wykrzyczała na końcu
kobieta. Gdy tłumy dziewczyn usłyszały tę nazwę, od razu zaczęły się piski i
okrzyki.
Usłyszeliśmy, że obok nas ktoś próbował się
przecisnąć pod samą scenę, przepraszając i przepychając się. Gdy ujrzałam trzy
blond czupryny...
- Błagam, schowajcie mnie! - wyjęczałam, ale
za późno...
- Lena! Dlaczego ty nas wcześniej nie
uprzedziłaś, że przyjadą chłopcy!? Przygotowałybyśmy się jakoś. - zaczęła
pierwsza. Ja zrobiłam minę męczennika i je zignorowałam.
- Kto to jest? - zapytała szeptem Meg, gdy
tamte już sterczały pod barierkami i wydzierały się wniebogłosy.
- Pamiętasz jak opowiadałam Wam o takich
trzech czarownicach? Jedna chce Ci Jamesa odbić swoją „urodą”.
- Aaaa to te! Kleopatry, tak?
- Dokładnie. - potwierdziłam.
- To jest tylko tona pudru i mózg
dziesięciolatki. - Raf patrzył się na nie jakby zobaczył kogoś kto usiekł z
wariatkowa.
- Oj masz rację, w stu procentach się z tobą
zgadzam. - odpowiedziałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz