Pomogłam Bartkowi z wyborem kwiatów i
bransoletki dla Majki. Później odwiózł mnie do domu. Weszłam spokojnie do
środka, odłożyłam torbę na komodę i zdjęłam buty. Weszłam do salonu i
zobaczyłam Carlosa, siedzącego na kanapie i oglądającego telewizję. Podeszłam i
wyłączyłam urządzenie, po czym stanęłam nad moim chłopakiem z poważną miną, a
ten jakby się przeraził.
-
Co znów zrobiłem?! – zajęczał.
-
Całe miasto wie o koncercie, tylko ja nie! – powiedziałam, patrząc mu w oczy.
On się zaśmiał, a ja zmierzyłam go wzrokiem. Wstał i objął mnie w pasie.
-
To miała być niespodzianka. – uśmiechnął się słodko, a gdy widzę ten jego
uśmiech to się po prostu łamię!
-
Tak myślałam, że coś ostatnio kombinujesz. – zaśmiałam się i też się do niego
przytuliłam. – Kiedy chłopaki przyjadą? – zapytałam, gdy usiedliśmy razem na
kanapie.
-
Mieli jutro rano, ale przylecą w sobotę przed samym koncertem. Wszystko jest
już przygotowane i zapięte na ostatni guzik. – uśmiechnął się i pocałował mnie
w czubek głowy.
-
Tak właściwie to gdzie są wszyscy? – zapytałam.
-
Twój tata jest jeszcze w pracy, a mama razem z babcią zabrały Filipa na spacer.
– odpowiedział.
-
To dobrze. – odpowiedziałam i mocno wtuliłam się w ciało mojego chłopka.
Carlos od rana był w klubie, gdzie miał
się odbyć koncert i załatwiał ostateczne sprawy. Gdyby nie to, że jest już
październik i nie jest tak ciepło, to koncert odbyłby się na zewnątrz, a tak to
zaśpiewają w największym i najbardziej znanym klubie w mieście. Tata pojechał
odwieść babcię na stację kolejową, bo wracała już do swojego ukochanego
Zakopanego. Ja musiałam pomóc mamie sprzątać dom.
Popołudniu do domu wpadł Carlos by zostawić
specjalne wejściówki, dla tych którzy idą ze mną na ten koncert, a mianowicie
dla Majki, Agaty, Kuby, Kamila, Bartka i Mateusza.
Z wielkim trudem zmusiłam go by został i coś
zjadł. Zrobił to dosłownie w mgnieniu oka, tłumacząc się, że musi jechać na
lotnisko po chłopaków.
-
Przyjedziesz tu jeszcze z nimi przez występem? – zapytałam.
-
Skarbie, nie ma czasu. – pocałował mnie i już go nie było. I tak to było.
Wieczorem gdy już byłam gotowa, a miałam na
sobie czarne rurki, granatową bluzkę z nadrukiem i szarą kurtkę. Ubrałam swoje
ulubione buty z nike i zapięłam na lewej ręce swój zegarek. Włosy dokładnie
wyprostowałam i do tego pociągnęłam tylko rzęsy czarnym tuszem. Zapakowałam
portfel, wejściówki dla każdego i swoją lustrzankę. Wzięłam swój telefon z
półki i zeszłam na dół, a komórka zaczęła mi dzwonić. To był Kuba, który miał
po mnie przyjechać, mój samochód ma Carlos.
-
Wychodzę! – krzyknęłam do domowników i wyszłam z domu. Akurat pod bramę podjechał
mój przyjaciel. Wsiadłam do jego samochodu.
-
Cześć. – uśmiechnął się do mnie. Zauważyłam, że miał na sobie granatowe jeansy,
białe adidasy, a pomiędzy rozsuniętej kurtki było widać biały T-shirt z czarnym
napisem „Bad Boy”. Taaa, już widzę jaki z niego niegrzeczny chłopiec…
-
Cześć Kubuś. Co to się stało, że nikt więcej nie chciał się z tobą zabrać? –
zaśmiałam się.
-
No jak widać… Mateusz ma jechać z Kamilem i Agatą, a Bartek i Majka sami. –
odpowiedział.
-
No chyba, że tak. No to do „Live’a” Antonio. – zaśmiałam się.
-
Zabawne. – pokręcił głową i pojechaliśmy.
Pod klubem zastaliśmy mega kolejkę,
składającą się z dziewięćdziesięciu dwóch procent z młodych dziewczyn. Obok
czekali już na nas moja kuzynka ze swoim chłopakiem. Maja miała na sobie pasiastą, długą tunikę,
czarne leginsy, czarne botki i również czarną, skurzaną kurtkę. Rozpuściła
swoje długie kręcone włosy. Bartek miał czarne spodnie, czarne adidasy,
jasnoniebieską koszulkę ze znaczkiem nike i jasną kurtkę. Teraz tylko
czekaliśmy na resztę. Jakieś pięć minut później się pojawili.
Agata ubrała czarną bluzkę na jedno ramię i
białe rurki, beżową kurtkę i szare buty na koturnie. Kamil miał na sobie czarne
jeansy i biała koszulę w prążki z krótkim rękawkiem oraz czarną, skurzaną
kurtkę. Włosy postawił na żelu, co fajnie wyglądało. Mateusz też miał jeansy,
ale jasne, czarny T-shirt i brązową cienką kurtkę.
Byliśmy już w komplecie, więc wyjęłam z torby
wejściówki i rozdałam każdemu, a że były one przymocowane do smyczy,
przewiesiliśmy je sobie przez szyje. Podeszliśmy do wejścia i pokazaliśmy
plakietki, a ochroniarz wpuścił nas bez kolejki, a dziewczyny za nami zaczęły
się drzeć, że też takie chcę, albo skąd takie mamy, a na co nasza siódemka
zareagowała śmiechem. W środku było już dość osób, wszyscy się kłębili przy
scenie. I tak się tam potem dopcham… Na razie stanęliśmy wszyscy z boku. Do
rozpoczęcia było jeszcze piętnaście minut. Na razie z głośników wydobywały się
inne dźwięki, jakieś klubowe rytmy.
W końcu na scenę wyszedł jakiś młody chłopak
i zapowiedział, że tego wieczoru będzie się działo w naszym klubie, a
mianowicie dlatego, że mamy gości prosto ze Stanów Zjednoczonych! Big Time
Rush! Wtedy rozpoczął się jeden wielki pisk.
-
Ejj! Idziemy pod scenę! – wykrzyczałam do reszty.
-
Idź sama! To jest dobra miejscówka, wszystko widzimy. – odpowiedziała mi Agata.
-
Jak chcecie! – odkrzyknęłam i zaczęłam przedzierać się przez tłum fanek moich
przyjaciół. Nie zwracałam uwagi na to, że tamte coś sobie mruczą! Ja muszę być
blisko chłopaków! Na szczęście się udało, a dotarłam pod scenę, gdy oni zaczęli
wchodzić na scenę. Z jednej strony pisk fanek, a z drugiej wydaje mi się, że
ktoś woła moje imię. Rozejrzałam się i nagle zobaczyłam trzy uśmiechnięte,
damskie twarze. Już wtedy nie zwracałam uwagi na to, że chłopcy są już na
scenie i zaczęli śpiewać Elevate.
-
Mia! Meggie! Alice! – teraz to i ja już piszczałam. Zaczęłyśmy się przytulać. –
Carlos mi nic nie powiedział, że wy też macie przylecieć!
-
Bo to miała być niespodzianka! – zawołała uśmiechnięta Meggie.
Miała na sobie czarną bluzkę z rękawem 3/4,
szare jeansy i baleriny, włosy upięła w kok. Mia zaś ubrana była w białą,
dłuższą bluzkę przepiętą brązowym paskiem, szare jeansy i szpilki, a Alice
miała czarne rurki i brzoskwiniową tunikę, a na nogach czarne szpilki na
platformie. Każda z nich również miała taką specjalną wejściówkę jak ja.
Wepchałyśmy
się we czwórkę pod scenę, do pierwszego rzędu, nie odrywając wzroku od swoich
facetów i śpiewając razem z nimi. Gdy skończyli pierwszą piosenkę, to zrobili
chwilkę przerwy na przywitanie się. No i
później ciąg piosenek: City is Ours, Boyfriend, Epic, Famus i Big Night. No i w końcu przyszedł
ten czas…
-
Teraz zaśpiewamy piosenkę, na którą czeka chyba każda dziewczyna na sali. –
zaśmiał się James po angielsku, a że nasze pokolenie w większości zna ten język
to nie było problemów. Wtedy dwóch pracowników klubu zaczęło wnosić wysokie,
barowe krzesła. Dwa, cztery, więc jeszcze jedno, ale… Ku naszemu zdziwieniu,
wnieśli jeszcze cztery! Razem osiem. Po co im osiem krzeseł?!
-
Jak się domyślacie będzie to „Worldwide”. – dodał Kendall. – Dziś wyjątkowo
zaprosimy na scenę cztery dziewczyny, a nie jedną. – zaśmiał się, a cała sala
na zawołanie zaczęła piszczeć.
-
No to chłopaki, zaczynamy łowy. – uśmiechnął się Carlos. Cała czwórka podeszła
do krawędzi sceny, a dokładniej do jednego miejsca. Przykucnęli naprzeciw nas.
Kendall naprzeciw Alice, James przy Meggie, Logi przy Mii, a przy mnie
oczywiście mój kochany Latynos. Nie spodziewaliśmy się takiego wyróżnienia.
Pomogli nam wspiąć się na scenę. Musiałam się przywitać z chłopakami, to co, że
na scenie przy wszystkich, ale po prostu muszę! Strasznie dawno się z nimi nie
widziałam! Najpierw podeszłam i przytuliłam Kendalla, potem Maslowa i na końcu
Logana, no i wróciłam do Carlosa. Zauważyłam, że za sceną stoi Smith i Mark,
jego drugi asystent. Pomachali do mnie, co z uśmiechem odwzajemniłam.
Usiedliśmy na krzesłach, każda para zwrócona do siebie. Carlos złapał za moja
dłoń i spojrzał mi w oczy, a ja poczułam, że czerwień wpływa mi na policzki. No
poczułam się jak co najmniej jak na pierwszej randce!
Z
głośników popłynęła melodia, a James zaczął śpiewać swój kawałek. Latynos
ciągle patrzył mi w oczy, a ja w jego. Uśmiech nie schodził z naszych twarzy.
Gdy
śpiewał swój końcowy kawałek: „Och, gdziekolwiek mnie porwie
wiatr. Nadal jesteś jedyną dziewczyną w moich myślach”
po policzku spłynęła mi łza, a on podniósł swoją dłoń i starł ja kciukiem.
- I love you! – powiedziałam
bezdźwięcznie.
- I love you, too! – odpowiedział ze
swoim słodkim uśmiechem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz