piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 118



     Pomogłam Bartkowi z wyborem kwiatów i bransoletki dla Majki. Później odwiózł mnie do domu. Weszłam spokojnie do środka, odłożyłam torbę na komodę i zdjęłam buty. Weszłam do salonu i zobaczyłam Carlosa, siedzącego na kanapie i oglądającego telewizję. Podeszłam i wyłączyłam urządzenie, po czym stanęłam nad moim chłopakiem z poważną miną, a ten jakby się przeraził.
- Co znów zrobiłem?! – zajęczał.
- Całe miasto wie o koncercie, tylko ja nie! – powiedziałam, patrząc mu w oczy. On się zaśmiał, a ja zmierzyłam go wzrokiem. Wstał i objął mnie w pasie.
- To miała być niespodzianka. – uśmiechnął się słodko, a gdy widzę ten jego uśmiech to się po prostu łamię!
- Tak myślałam, że coś ostatnio kombinujesz. – zaśmiałam się i też się do niego przytuliłam. – Kiedy chłopaki przyjadą? – zapytałam, gdy usiedliśmy razem na kanapie.
- Mieli jutro rano, ale przylecą w sobotę przed samym koncertem. Wszystko jest już przygotowane i zapięte na ostatni guzik. – uśmiechnął się i pocałował mnie w czubek głowy.
- Tak właściwie to gdzie są wszyscy? – zapytałam.
- Twój tata jest jeszcze w pracy, a mama razem z babcią zabrały Filipa na spacer. – odpowiedział.
- To dobrze. – odpowiedziałam i mocno wtuliłam się w ciało mojego chłopka.

     Carlos od rana był w klubie, gdzie miał się odbyć koncert i załatwiał ostateczne sprawy. Gdyby nie to, że jest już październik i nie jest tak ciepło, to koncert odbyłby się na zewnątrz, a tak to zaśpiewają w największym i najbardziej znanym klubie w mieście. Tata pojechał odwieść babcię na stację kolejową, bo wracała już do swojego ukochanego Zakopanego. Ja musiałam pomóc mamie sprzątać dom.
   Popołudniu do domu wpadł Carlos by zostawić specjalne wejściówki, dla tych którzy idą ze mną na ten koncert, a mianowicie dla Majki, Agaty, Kuby, Kamila, Bartka i Mateusza.
  Z wielkim trudem zmusiłam go by został i coś zjadł. Zrobił to dosłownie w mgnieniu oka, tłumacząc się, że musi jechać na lotnisko po chłopaków.
- Przyjedziesz tu jeszcze z nimi przez występem? – zapytałam.
- Skarbie, nie ma czasu. – pocałował mnie i już go nie było. I tak to było.
  Wieczorem gdy już byłam gotowa, a miałam na sobie czarne rurki, granatową bluzkę z nadrukiem i szarą kurtkę. Ubrałam swoje ulubione buty z nike i zapięłam na lewej ręce swój zegarek. Włosy dokładnie wyprostowałam i do tego pociągnęłam tylko rzęsy czarnym tuszem. Zapakowałam portfel, wejściówki dla każdego i swoją lustrzankę. Wzięłam swój telefon z półki i zeszłam na dół, a komórka zaczęła mi dzwonić. To był Kuba, który miał po mnie przyjechać, mój samochód ma Carlos.
- Wychodzę! – krzyknęłam do domowników i wyszłam z domu. Akurat pod bramę podjechał mój przyjaciel. Wsiadłam do jego samochodu.
- Cześć. – uśmiechnął się do mnie. Zauważyłam, że miał na sobie granatowe jeansy, białe adidasy, a pomiędzy rozsuniętej kurtki było widać biały T-shirt z czarnym napisem „Bad Boy”. Taaa, już widzę jaki z niego niegrzeczny chłopiec…
- Cześć Kubuś. Co to się stało, że nikt więcej nie chciał się z tobą zabrać? – zaśmiałam się.
- No jak widać… Mateusz ma jechać z Kamilem i Agatą, a Bartek i Majka sami. – odpowiedział.
- No chyba, że tak. No to do „Live’a” Antonio. – zaśmiałam się.
- Zabawne. – pokręcił głową i pojechaliśmy.
      Pod klubem zastaliśmy mega kolejkę, składającą się z dziewięćdziesięciu dwóch procent z młodych dziewczyn. Obok czekali już na nas moja kuzynka ze swoim chłopakiem.  Maja miała na sobie pasiastą, długą tunikę, czarne leginsy, czarne botki i również czarną, skurzaną kurtkę. Rozpuściła swoje długie kręcone włosy. Bartek miał czarne spodnie, czarne adidasy, jasnoniebieską koszulkę ze znaczkiem nike i jasną kurtkę. Teraz tylko czekaliśmy na resztę. Jakieś pięć minut później się pojawili.
 Agata ubrała czarną bluzkę na jedno ramię i białe rurki, beżową kurtkę i szare buty na koturnie. Kamil miał na sobie czarne jeansy i biała koszulę w prążki z krótkim rękawkiem oraz czarną, skurzaną kurtkę. Włosy postawił na żelu, co fajnie wyglądało. Mateusz też miał jeansy, ale jasne, czarny T-shirt i brązową cienką kurtkę.
 Byliśmy już w komplecie, więc wyjęłam z torby wejściówki i rozdałam każdemu, a że były one przymocowane do smyczy, przewiesiliśmy je sobie przez szyje. Podeszliśmy do wejścia i pokazaliśmy plakietki, a ochroniarz wpuścił nas bez kolejki, a dziewczyny za nami zaczęły się drzeć, że też takie chcę, albo skąd takie mamy, a na co nasza siódemka zareagowała śmiechem. W środku było już dość osób, wszyscy się kłębili przy scenie. I tak się tam potem dopcham… Na razie stanęliśmy wszyscy z boku. Do rozpoczęcia było jeszcze piętnaście minut. Na razie z głośników wydobywały się inne dźwięki, jakieś klubowe rytmy.
  W końcu na scenę wyszedł jakiś młody chłopak i zapowiedział, że tego wieczoru będzie się działo w naszym klubie, a mianowicie dlatego, że mamy gości prosto ze Stanów Zjednoczonych! Big Time Rush! Wtedy rozpoczął się jeden wielki pisk.
- Ejj! Idziemy pod scenę! – wykrzyczałam do reszty.
- Idź sama! To jest dobra miejscówka, wszystko widzimy. – odpowiedziała mi Agata.
- Jak chcecie! – odkrzyknęłam i zaczęłam przedzierać się przez tłum fanek moich przyjaciół. Nie zwracałam uwagi na to, że tamte coś sobie mruczą! Ja muszę być blisko chłopaków! Na szczęście się udało, a dotarłam pod scenę, gdy oni zaczęli wchodzić na scenę. Z jednej strony pisk fanek, a z drugiej wydaje mi się, że ktoś woła moje imię. Rozejrzałam się i nagle zobaczyłam trzy uśmiechnięte, damskie twarze. Już wtedy nie zwracałam uwagi na to, że chłopcy są już na scenie i zaczęli śpiewać Elevate.
- Mia! Meggie! Alice! – teraz to i ja już piszczałam. Zaczęłyśmy się przytulać. – Carlos mi nic nie powiedział, że wy też macie przylecieć!
- Bo to miała być niespodzianka! – zawołała uśmiechnięta Meggie.
  Miała na sobie czarną bluzkę z rękawem 3/4, szare jeansy i baleriny, włosy upięła w kok. Mia zaś ubrana była w białą, dłuższą bluzkę przepiętą brązowym paskiem, szare jeansy i szpilki, a Alice miała czarne rurki i brzoskwiniową tunikę, a na nogach czarne szpilki na platformie. Każda z nich również miała taką specjalną wejściówkę jak ja.
Wepchałyśmy się we czwórkę pod scenę, do pierwszego rzędu, nie odrywając wzroku od swoich facetów i śpiewając razem z nimi. Gdy skończyli pierwszą piosenkę, to zrobili chwilkę przerwy na przywitanie się. No i później ciąg piosenek: City is Ours, Boyfriend, Epic, Famus i Big Night. No i w końcu przyszedł ten czas…
- Teraz zaśpiewamy piosenkę, na którą czeka chyba każda dziewczyna na sali. – zaśmiał się James po angielsku, a że nasze pokolenie w większości zna ten język to nie było problemów. Wtedy dwóch pracowników klubu zaczęło wnosić wysokie, barowe krzesła. Dwa, cztery, więc jeszcze jedno, ale… Ku naszemu zdziwieniu, wnieśli jeszcze cztery! Razem osiem. Po co im osiem krzeseł?!
- Jak się domyślacie będzie to „Worldwide”. – dodał Kendall. – Dziś wyjątkowo zaprosimy na scenę cztery dziewczyny, a nie jedną. – zaśmiał się, a cała sala na zawołanie zaczęła piszczeć.
- No to chłopaki, zaczynamy łowy. – uśmiechnął się Carlos. Cała czwórka podeszła do krawędzi sceny, a dokładniej do jednego miejsca. Przykucnęli naprzeciw nas. Kendall naprzeciw Alice, James przy Meggie, Logi przy Mii, a przy mnie oczywiście mój kochany Latynos. Nie spodziewaliśmy się takiego wyróżnienia. Pomogli nam wspiąć się na scenę. Musiałam się przywitać z chłopakami, to co, że na scenie przy wszystkich, ale po prostu muszę! Strasznie dawno się z nimi nie widziałam! Najpierw podeszłam i przytuliłam Kendalla, potem Maslowa i na końcu Logana, no i wróciłam do Carlosa. Zauważyłam, że za sceną stoi Smith i Mark, jego drugi asystent. Pomachali do mnie, co z uśmiechem odwzajemniłam. Usiedliśmy na krzesłach, każda para zwrócona do siebie. Carlos złapał za moja dłoń i spojrzał mi w oczy, a ja poczułam, że czerwień wpływa mi na policzki. No poczułam się jak co najmniej jak na pierwszej randce!
Z głośników popłynęła melodia, a James zaczął śpiewać swój kawałek. Latynos ciągle patrzył mi w oczy, a ja w jego. Uśmiech nie schodził z naszych twarzy.
Gdy śpiewał swój końcowy kawałek: Och, gdziekolwiek mnie porwie wiatr. Nadal jesteś jedyną dziewczyną w moich myślach” po policzku spłynęła mi łza, a on podniósł swoją dłoń i starł ja kciukiem.
- I love you! – powiedziałam bezdźwięcznie.
- I love you, too! – odpowiedział ze swoim słodkim uśmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz