piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 95



**Oczami Leny**

Jedenasty dzień w LA, środa.
   Tak na serio to ja się śmiałam wczoraj z Logana, pod względem Mii i zdziwiłam się kiedy zadzwonił do mnie i powiedział, że zgodziła się z nim iść na wesele Rafa i Van. Ale to dobrze, następny będzie szczęśliwy.
  Leżałam ciągle w łóżku, nic mi się nie chciało. Meg dawno już wyszła do studia, a ja od rana nie wyszłam jeszcze z pościeli.
Wpadłam na pewien pomysł. Od razu zadzwoniłam do Vanessy i z nią go obgadałam. Później skontaktowałam się z Loganem. Wyciągnęłam od niego numer Mii. Zadzwoniłam do niej.
- Słucham. - odebrała po drugim sygnale.
- Cześć, mówi Lena. Poznałyśmy się przedwczoraj wieczorem. - powiedziałam.
- A tak. Cześć.
- Najpierw zapytam. Masz jakieś plany na piątkowy wieczór?
- Jeszcze nie, a czemu pytasz?
- No to już masz ten czas zaplanowany. Bo jak już wiesz, w sobotę siostra Logana wychodzi za mąż, no i w piątek organizuje taki mały, babski wieczór. Zapraszamy.
- Ale ja nie chce wam przeszkadzać. - odpowiedziała.
- Jakie tam przeszkadzać, razem z tobą byłoby nas tylko pięć. Nalegam żebyś przyszła. - uśmiechnęłam się.
- No dobrze, okey. Przynajmniej poznam więcej osób, bo tak to na weselu znałabym tylko Logana i ciebie.
- No właśnie. Cieszę się. W taki razie jeszcze się zdzwonimy.
- Tak, dziękuję za zaproszenie.
- W takim razie do usłyszenia lub do zobaczenia. Pa. - powiedziałam.
- Dzięki, pa. - usłyszałam i się rozłączyłam.
 Odłożyłam telefon i rozprostowałam kości, wyciągając się. Już miałam wstawać, kiedy zadzwoniła moja komórka. Wzięłam ją ponownie do ręki. Odebrałam.
- Cześć Tony. - powiedziałam.
- Cześć Księżniczko. - usłyszałam jego roześmiany głos.
- O ja nie mogę, czyżbym awansowała? - zaśmiałam się.
- No oczywiście, na Księżniczkę. - zaśmiał się. - Słuchaj, postanowiłam później pospacerować po mieście, ale jakoś nie chcę samemu. Dotrzymałabyś mi towarzystwa? - zapytał.
- No ja nie wiem, nie wiem. - zaczęłam udawać zamyśloną.
- Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów na popołudnie, hmm? - nie dawał za wygraną.
- No nie mam. Też bym się przeszła, ale mam chyba dziś za dużego lenia. - zaśmiałam się.
- No Księżniczko, noo! Jeżeli sama się nie zmobilizujesz do wyjścia z domu...
- Jak na razie nie mogę się zmobilizować do wyjścia z łóżka, co dopiero z mieszkania. - przerwałam mu, śmiejąc się.
- Nooo, jeszcze lepiej... No to jeżeli sama się nie zmobilizujesz, to ja przyjadę i ci pomogę.
- No dobra, postaram się.
- A obiecasz? - zapytał takim tonem, że wyobraziłam sobie w tym momencie jego śmieszną minę. Zaczęłam się śmiać.
- Okey, obiecuję.
- W takim razie bardzo się cieszę. To może spotkamy się o piątej w tym parku, w którym byliśmy w niedzielę z twoim bratem na spacerze?
- Okey, pasuję. - zaśmiałam się.
- No to dobrze, to do zobaczenia.
- Paa. - rozłączyłam się. Spojrzałam jeszcze na wyświetlacz telefonu, na zegarek. Była już 11:30. - No, czas najwyższy wstać. - powiedziałam sama do siebie. Poszłam do kuchni, tam zrobiłam sobie kanapki i kawę. Później poszłam wziąć szybki prysznic. Wysuszyłam się i przebrałam w zielone rybaczki i biały top. Włosy spięłam w kucyka. Zapakowałam do brązowej torby na ramię chusteczki higieniczne, portfel i aparat. Ubrałam buty, wzięłam do ręki telefon ze słuchawkami, a do drugiej klucze.
Gdy zamknęłam mieszkanie, kluczę wrzuciłam do torebki, a słuchawki włożyłam do uszu, telefon powędrował do kieszeni spodni.
O równej 13 przekroczyłam furtkę domu Penów. Frontowe drzwi były otwarte, więc weszłam. W tym samym momencie mój brat wybiegł z salonu, gdy tylko mnie zobaczył, zaczął wykrzykiwać moje imię i tym samym wybawił mamę i Marię z kuchni. Przywitałam się z nimi i wzięłam na ręce Filipa. Weszłam z nim do salonu, gdzie był mój tata.
- Cześć Lenko. - uśmiechnął się.
- Cześć. Oddaje ci twojego syna i idę pomóc przy obiedzie. - powiedziałam, zostawiłam z nim Młodego i wróciłam do kuchni. Godzinę później obiad był już gotowy, a i Raf z Pedrem wrócili do domu. Zjedliśmy i później poszliśmy wszyscy do ogrodu.

**Oczami Carlosa**

  Po nagraniu poszliśmy w piątkę z Kendallem, Loganem, Meg i Jamesem na obiad do pobliskiego baru. Później nie chciałem wracać do domu i tam siedzieć przed telewizorem, siedzieć samemu w pokoju czy znajdywać kolejnego powodu do kłótni z Samanthą.
 Była dopiero trzecia, więc postanowiłem pojechać do rodziców. Zostawiłem samochód na podjeździe i wszedłem do domu. Nikogo w nim nie było, więc od razu wyszedłem tarasowymi drzwiami do ogrodu. Tak jak myślałem, byli tam wszyscy, rodzice, Raf, Frencelowie, a  nawet i Lena. Podszedłem do nich i przywitałem się.                                   
Rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Lena ciągle bawiła się z Filipem na rozłożonym na trawie kocu. Ja, Raf i rodzice, siedzieliśmy przy stoliku.
- Która godzina? - zapytała Lena, wstając z koca.
- Zaraz ci powiem... - Raf wyjął spojrzał na swój zegarek. - Jest wpół do piątej.
- To w takim razie będę się już zbierać. - powiedziała, przekładając swoją torbę przez ramię.
- Gdzie już uciekasz? - zapytała moja mama.
- Właśnie, zamiast posiedzieć tu z nami, to zawsze gdzieś uciekasz. - zaśmiała się Joanna.
- Przepraszam, ale już się umówiłam. - powiedziała uśmiechnięta Lena.
- Umówiłaś się? Z kim? - zdziwił się Raf, a ja myślałem, że się przesłyszałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz