**Oczami Leny**
Jedenasty dzień w LA,
środa.
Tak na serio to ja się śmiałam wczoraj z
Logana, pod względem Mii i zdziwiłam się kiedy zadzwonił do mnie i powiedział,
że zgodziła się z nim iść na wesele Rafa i Van. Ale to dobrze, następny będzie szczęśliwy.
Leżałam ciągle w łóżku, nic mi się nie
chciało. Meg dawno już wyszła do studia, a ja od rana nie wyszłam jeszcze z
pościeli.
Wpadłam na pewien
pomysł. Od razu zadzwoniłam do Vanessy i z nią go obgadałam. Później
skontaktowałam się z Loganem. Wyciągnęłam od niego numer Mii. Zadzwoniłam do niej.
- Słucham. - odebrała po
drugim sygnale.
- Cześć, mówi Lena.
Poznałyśmy się przedwczoraj wieczorem. - powiedziałam.
- A tak. Cześć.
- Najpierw zapytam. Masz
jakieś plany na piątkowy wieczór?
- Jeszcze nie, a czemu
pytasz?
- No to już masz ten
czas zaplanowany. Bo jak już wiesz, w sobotę siostra Logana wychodzi za mąż, no
i w piątek organizuje taki mały, babski wieczór. Zapraszamy.
- Ale ja nie chce wam
przeszkadzać. - odpowiedziała.
- Jakie tam
przeszkadzać, razem z tobą byłoby nas tylko pięć. Nalegam żebyś przyszła. -
uśmiechnęłam się.
- No dobrze, okey.
Przynajmniej poznam więcej osób, bo tak to na weselu znałabym tylko Logana i
ciebie.
- No właśnie. Cieszę
się. W taki razie jeszcze się zdzwonimy.
- Tak, dziękuję za
zaproszenie.
- W takim razie do
usłyszenia lub do zobaczenia. Pa. - powiedziałam.
- Dzięki, pa. -
usłyszałam i się rozłączyłam.
Odłożyłam telefon i rozprostowałam kości,
wyciągając się. Już miałam wstawać, kiedy zadzwoniła moja komórka. Wzięłam ją
ponownie do ręki. Odebrałam.
- Cześć Tony. -
powiedziałam.
- Cześć Księżniczko. -
usłyszałam jego roześmiany głos.
- O ja nie mogę, czyżbym
awansowała? - zaśmiałam się.
- No oczywiście, na
Księżniczkę. - zaśmiał się. - Słuchaj, postanowiłam później pospacerować po
mieście, ale jakoś nie chcę samemu. Dotrzymałabyś mi towarzystwa? - zapytał.
- No ja nie wiem, nie
wiem. - zaczęłam udawać zamyśloną.
- Mam nadzieję, że nie
masz żadnych planów na popołudnie, hmm? - nie dawał za wygraną.
- No nie mam. Też bym
się przeszła, ale mam chyba dziś za dużego lenia. - zaśmiałam się.
- No Księżniczko, noo!
Jeżeli sama się nie zmobilizujesz do wyjścia z domu...
- Jak na razie nie mogę
się zmobilizować do wyjścia z łóżka, co dopiero z mieszkania. - przerwałam mu,
śmiejąc się.
- Nooo, jeszcze
lepiej... No to jeżeli sama się nie zmobilizujesz, to ja przyjadę i ci pomogę.
- No dobra, postaram
się.
- A obiecasz? - zapytał
takim tonem, że wyobraziłam sobie w tym momencie jego śmieszną minę. Zaczęłam
się śmiać.
- Okey, obiecuję.
- W takim razie bardzo
się cieszę. To może spotkamy się o piątej w tym parku, w którym byliśmy w
niedzielę z twoim bratem na spacerze?
- Okey, pasuję. - zaśmiałam
się.
- No to dobrze, to do
zobaczenia.
- Paa. - rozłączyłam
się. Spojrzałam jeszcze na wyświetlacz telefonu, na zegarek. Była już 11:30. -
No, czas najwyższy wstać. - powiedziałam sama do siebie. Poszłam do kuchni, tam zrobiłam sobie kanapki i
kawę. Później poszłam wziąć szybki prysznic. Wysuszyłam się i przebrałam w
zielone rybaczki i biały top. Włosy spięłam w kucyka. Zapakowałam do brązowej
torby na ramię chusteczki higieniczne, portfel i aparat. Ubrałam buty, wzięłam
do ręki telefon ze słuchawkami, a do drugiej klucze.
Gdy zamknęłam
mieszkanie, kluczę wrzuciłam do torebki, a słuchawki włożyłam do uszu, telefon
powędrował do kieszeni spodni.
O równej 13
przekroczyłam furtkę domu Penów. Frontowe drzwi były otwarte, więc weszłam. W
tym samym momencie mój brat wybiegł z salonu, gdy tylko mnie zobaczył, zaczął wykrzykiwać moje imię i tym samym
wybawił mamę i Marię z kuchni. Przywitałam się z nimi i wzięłam na ręce Filipa.
Weszłam z nim do salonu, gdzie był mój tata.
- Cześć Lenko. -
uśmiechnął się.
- Cześć. Oddaje ci
twojego syna i idę pomóc przy obiedzie. - powiedziałam, zostawiłam z nim
Młodego i wróciłam do kuchni. Godzinę później obiad był już gotowy, a i Raf z Pedrem wrócili do domu. Zjedliśmy i
później poszliśmy wszyscy do ogrodu.
**Oczami Carlosa**
Po nagraniu poszliśmy w piątkę z Kendallem,
Loganem, Meg i Jamesem na obiad do pobliskiego baru. Później nie chciałem
wracać do domu i tam siedzieć przed
telewizorem, siedzieć samemu w pokoju czy znajdywać kolejnego powodu do kłótni
z Samanthą.
Była dopiero trzecia, więc postanowiłem
pojechać do rodziców. Zostawiłem samochód na podjeździe i wszedłem do domu.
Nikogo w nim nie było, więc od razu wyszedłem tarasowymi drzwiami do ogrodu. Tak jak myślałem, byli tam
wszyscy, rodzice, Raf, Frencelowie, a
nawet i Lena. Podszedłem do nich i przywitałem się.
Rozmawialiśmy i
śmialiśmy się. Lena ciągle bawiła się z Filipem na rozłożonym na trawie kocu.
Ja, Raf i rodzice, siedzieliśmy przy stoliku.
- Która godzina? - zapytała
Lena, wstając z koca.
- Zaraz ci powiem... -
Raf wyjął spojrzał na swój zegarek. - Jest wpół do piątej.
- To w takim razie będę
się już zbierać. - powiedziała, przekładając swoją torbę przez ramię.
- Gdzie już uciekasz? -
zapytała moja mama.
- Właśnie, zamiast
posiedzieć tu z nami, to zawsze gdzieś uciekasz. - zaśmiała się Joanna.
- Przepraszam, ale już
się umówiłam. - powiedziała uśmiechnięta Lena.
- Umówiłaś się? Z kim? -
zdziwił się Raf, a ja myślałem, że się przesłyszałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz