Dzień następny,
niedziela. Z Zakopanego wyjechaliśmy już o 6 rano. Znów droga trwała niecałe
pięć godzin. O 11 byliśmy już w domu. Filip od razu po takiej podróży poszedł spać, takiemu to dobrze... Przygotowaliśmy i zjedliśmy obiad. Potem
goście posprawdzali jeszcze swoje walizki, czy wszystko w nich jest. Niestety,
dzisiaj wieczorem już musieli wracać do Ameryki. Szkoda... Gdy wszystko
posprawdzali tradycyjnie zasiedliśmy przed telewizorem. Po kolacji, o 19
musieliśmy już wyjechać. Pożegnali się z moimi rodzicami i pojechałam z nimi na
lotnisko. Gdy na nie dotarliśmy, od razu poszliśmy oddać wypożyczone tydzień
wcześniej auto. No i też przyszedł czas na pożegnania, których tak bardzo nie
lubiłam. Pożegnałam się z każdym z osobna, tradycyjnie Carlosa zostawiałam
sobie na koniec.
- Za niedługo znów się
zobaczymy. - powiedział Carlito.
- Czyli mam się Ciebie
spodziewać, tylko jeszcze nie wiadomo kiedy? Hmm, w końcu zawsze robisz takie
niespodzianki i zjawiasz się ni z tego, ni z owego. - zaśmiałam się.
- Podobno lubisz
niespodzianki, więc nie narzekaj.
- Nie narzekam, mogę
dopiero zacząć. - odpowiedziałam zaczepnie.
Wtedy w głośnikach
rozbrzmiał ten wkurzający mnie zawsze głos, by moi przyjaciele kierowali się
już na odprawę.
- No to do zobaczenia. -
mocno go przytuliłam i pocałowałam.
- Do zobaczenia, trzymaj
się. - odpowiedział i jeszcze mnie na szybko pocałował, bo reszta naszych
przyjaciół już szła do wejścia.
Pomachałam im jeszcze z
daleka. Stanęłam przy ogromnym oknie i odprowadziłam ich samolot wzrokiem.
Dopiero gdy zniknął mi z pola widzenia, ruszyłam w stronę parkingu.
Wsiadłam do samochodu
mojego taty, po drodze do domu pojechałam jeszcze do Majki po mojego psa. Do
domu wróciłam około 21:30, wzięłam szybki prysznic, wskoczyłam w piżamę i położyłam się do łóżka. Od
jutro znów się wszystko zaczyna, to poranne wstawanie i zajęcia. W nogach
mojego łóżka smacznie spał sobie Demon, ja po chwili też już odpłynęłam w sen.
2 miesiące później –
marzec.
Mam już załatwione
praktyki na komisariacie i z trzech rzeczy cieszę się najbardziej. Po pierwsze,
trafiłam do wydziału śledczego. Po drugie, nie będę sama, trafiło się, że będziemy na nim we dwoje, razem z Bartkiem. Po trzecie i ostatnie,
to nie jest komenda, na której pracuje mój tata. Nie chciałabym trafić na nią,
a i jeszcze gdybym była na tym samych wydziale co on... Ciągle by mi się
patrzył na ręce i mówił co mam robić, a ja chcę sama, chcę sama dojść ideału.
Te praktyki zaczną mi
się dopiero w maju, no i trochę potrwają.... Najpierw do końca czerwca, potem
ostatni tydzień lipca z dwoma pierwszymi tygodniami sierpnia. No i dwa pierwsze tygodnie września, dwa
pozostałe mam wolne. I znów się zacznie... Trochę zagmatwane będą te wakacje...
No, ale mówi się trudno, chce się do czegoś dojść to trzeba się namęczyć i
zrezygnować z innych rzeczy, np. nie spędzę całych wakacji w LA.
Środek tygodnia, tak jak
przeważnie pojechałam Astrą na zajęcia. Kilka godzin męczarni i znów pół dna
zleciało w murach uczelni. Wykończona, ponownie wsiadłam do samochodu i pojechałam prosto do domu. Gdy
tylko zatrzymałam samochód na podjeździe, z domu wybiegł mój tata, który w
biegu zapinał broń w kaburze na pas.
- Daj kluczyki. -
powiedział gdy wysiadłam z Opla.
- A ty gdzie? Masz
przecież wolne... - zdziwiłam się.
- Nagły wypadek, muszę
jechać. Czekałem kiedy wrócisz, bo mama pojechała z Filipem do lekarza moim
samochodem. - odpowiedział.
- Coś się stało? -
podałam mu kluczyki.
- Nic się nie stało, jakieś
badania kontrolne. - odpowiedział, wsiadając do auta. Ja już nic nie
odpowiedziałam. Stałam jeszcze przez chwilę, dopóki nie wyjechał na drogę. Wtedy zza domu wbiegł Demon. Nie był już
szczeniakiem, był już pięknym pieskiem. Moim kochanym psiakiem, który zawsze
się cieszy z mojego powrotu do domu. Pobawiłam się z nim chwilę na polu i
weszliśmy do środka. Ja od razu zaparzyłam sobie herbatę by się trochę
rozgrzać. Usiadłam na kanapie przed telewizorem, obok mnie ułożył się Demon i
położył głowę na moim kolanach. To drapałam go za uchem, to po prostu głaskałam
i oglądałam jakiś teleturniej. Godzinę później mama z Fifim wrócili do domu.
- Cześć. A gdzie tata? -
zapytała mama gdy rozbierała z kurtki mojego brata.
- Miał jakieś pilne
wezwanie, wziął Astrę i pojechał.
- Uhhh, w tej policji to
nawet nie dają ci żyć gdy masz wolne... Co was obojga podkusiło, żeby być tymi
glinami... - westchnęła moja mama i poszła do korytarza by sama się rozebrać.
Wieczorem wyszłam na
spacer z Demonem. Gdy wracałam z psem na smyczy, zatrzymał się obok mnie
samochód. Zorientowałam się, że to służbowy samochód taty i wujka Adama. Ktoś odsuną szybę i w środku
zobaczyła ich samych. Wujek na miejscu kierowcy, a tata na miejscu pasażera.
- Cześć. A coś ty taki
wygodny, żeby Cię do domu odwozić?! Hmm... - zaśmiałam się.
- Nie miałem innej
opcji. - odpowiedział tata.
- Jak to nie miałeś
innej opcji? A samochód mamy?
- To długa historia,
dowiesz się w domu. - westchnął i odjechali.
Gdy tylko samochód
zniknął za zakrętem, ja i Demon zaczęliśmy biec. Dla niego była to radocha, dla
mnie też to było jakąś tam przyjemnością.
W domu dowiedziałam się,
że tata uczestniczył się w strzelaninie. Zaparkował samochód obok starych
magazynów, tam gdzie go wezwali. W pewnym momencie samochód stał się zasłoną, policjanci kryjący z
pistoletami i gotowi do strzałów byli za Astrą. Z magazynów wybiegli ci,
których mieli złapać i wtedy zaczęła się strzelanina. Ostrzelali samochód,
wyleciał w powietrze. Jednak na szczęście nikomu nic się nie stało. Akcja się
udała.
Bez drugiego samochodu
będzie trudniej, tata zabierze się Passatem do pracy, a my zostajemy bez
pojazdu. Będę zmuszona znów przesiąść się do autobusu, a jeżeli będzie już ciepło to znów zacznę spotkania
z moim Arkusem (przypominam, to rower:D). Jakoś tam sobie damy radę. Będzie
dobrze, może za odszkodowanie zainwestujemy w coś nowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz