One Story 1



- Ej! Zbieraj się, bo się spóźnimy, a twoi rodzice tego nie lubią! Dobrze o tym wiesz! - rzuciłam poduszką w mojego, zakopanego w białą pościel, jeszcze drzemiącego chłopaka.
- Niee! Proszę, jeszcze pięć minut! - zajęczał.
- Martin! Proszę cię, wstań! Potem znów będziesz zwalał na mnie spóźnienie. - poruszyło mnie to, bo ja już byłam w pełni gotowa, a on jeszcze leżał w łóżku!
- Wioluś, słońce ty moje najukochańsze i najwspanialsze daj mi jeszcze minutę... Obiecuję, że tym razem nie powiem rodzicom, że to ty się tyle stroiłaś. - zajęczał, a ja zrzuciłam z niego kołdrę i stanęłam nad nim.
- Trzeba było jeszcze później wrócić z tego pubu. Nic wczoraj nie mówiłam, ale wiedziałam, że tak będzie.
- Wiesz, że dawno nie widziałem się z chłopakami... - podniósł się i przywarł o mnie swoim ciałem, był w samych bokserkach. - Jesteś najwspanialszą dziewczyną na świecie, wiesz? - zamruczał i przesunął swoich oddechem po mojej szyi.
- I chyba za dobrą... - przesunęłam dłonią po jego zaroście na twarzy. Uwielbiałam go, był niezwykle pociągający i seksowny. - Idź pod prysznic.
- Pójdziesz ze mną? - zapytał zaczepnie.
- No niestety, mam już to za sobą... Trzeba było spać jeszcze dłużej. - udałam współczującą.
Westchną i wyszedł z sypialni, podążając do łazienki. Ja wyszłam do kuchni i zaczęłam pić kawę, którą zrobiłam sobie zanim zaczęłam budzić Martina.
Dziesięć minut później mój chłopak był już gotowy.
- To co, możemy już jechać? - zapytał, biorąc kluczyki, komórkę i swój portfel.
- Możemy. - odpowiedziałam, odłożyłam kubek do zlewu i zaczęłam ubierać czarne baleriny, które w sam raz pasowały do czarnych rurek i luźniej, białej bluzki zapinanej na guziki. Ubieram się tak tylko okazyjnie, gdy trzeba, np. niedzielne obiadki u rodziców Marina, święta lub inne różne uroczystości. Na co dzień wolę ubierać się na sportowo i wygodnie.
- A wiesz... Wczoraj chłopcy cię pochwalili i powiedzieli, że zazdroszczą mi kobiety. - powiedział z dumą, ubierając swoje czarne adidasy. On z kolei miał na sobie jasne jeansy i białą wypuszczoną koszulę.
- Tak? Twoi koledzy ze szkoły mnie nie znają, a już ci mnie zazdroszczą? Ciekawe... Czym sobie na to zasłużyłam? - zaśmiałam się.
- Każdy z moich wczorajszych towarzyszy także już ma dziewczyny i wyobraź sobie, że byłem jedynym facetem, który wczoraj ani razu nie został namierzony przez swoją kobietę.
- No wiesz, mówiłam... Jestem po prostu dla ciebie za dobra.
Wyszliśmy z mieszkania roześmiani. Wsiedliśmy do zaparkowanego przed blokiem naszego samochodu i ruszyliśmy.
Jesteśmy już ze sobą od półtora roku i za każdym razem, gdy jesteśmy u jego rodziców, to jego ojciec za każdym razem musi palnąć coś w żartach, coś typu: Synu, weź w końcu sobie ją zaobrączkuj, bo ci taka wspaniała kobieta jeszcze ucieknie. Na co wszyscy zawsze reagują śmiechem.
Dzień następny.
- Kochanie idę do pracy. - zostałam obudzona takim tekstem i całusem w czoło.
- Dzisiaj to ja leniuchuje. - zaśmiałam się.
- Dokładnie. Co będziesz dzisiaj robić? - zapytał, odłączając swój telefon od ładowarki.
- Może w końcu pójdę na miasto porobić jakieś zdjęcia do tego folderu... - powiedziałam wyciągając się.
- Dobra, ja już pędzę, bo się spóźnię. Pa Skarbie. - powiedział, pocałował mnie delikatnie w usta, wyszedł z pokoju i po chwili byłam już sama w naszym wspólnym mieszkaniu.
Powoli zwlekłam się z łóżka, poszłam pod prysznic, przebrałam się i zjadłam śniadanie popijając go oczywiście kawą.
Wzięłam swoją torbę ze sprzętem i wyszłam z mieszkania. Mam wolny zawód, pracuję na zlecenia. Jestem fotografem. Niedawno dostałam zlecenie od urzędu miasta, by zrobić jakieś fajne ujęcia naszego miasta do jakiejś broszury... W drodze do pobliskiego parku zrobiłam kilka fajnych zdjęć, jednak dzisiaj moim celem był sfotografowanie tego parku.
W pewnym momencie, gdy cofałam się z aparatem przybliżonym do oka, poczułam, że na kogoś wpadłam. Automatycznie się odwróciłam.
- Przepraszam. - zauważyłam przystojnego, brązowookiego Latynosa średniego wzrostu.
- Nic się nie stało. - odpowiedział, ale po angielsku. - Trochę rozumiem, ale nie mówię po polsku.
- Okey. Wakacje? - zaczęłam rozmowę, już po angielsku.
- Yhy, powiedzmy. Jestem tutaj z przyjaciółmi, gramy koncert, chciałem trochę odsapnąć i wyszedłem z hotelu zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Rozumiem, co to za zespół?
- Zwiemy się Big Time Rush. I interesują się nami dziewczyny w wieku  mniej więcej 11- 19...
- Wybacz za szczerość, ale to może dlatego o was nie słyszałam. - zaśmiałam się.
- Nie szkodzi, usiądziemy? - wskazał na stojącą obok nas ławkę.
- Chętnie. - uśmiechnęłam się.
Siedzieliśmy tak ze dwie godziny, śmialiśmy się i opowiadaliśmy o sobie. Dobrze mi się z nim rozmawiało, ale w końcu musiałam przerwać tą sielankę.
- Muszę już lecieć. Fajnie było cię poznać. - wstałam i podałam mu rękę.
- Mi też. Jest szansa, że się jeszcze spotkamy? Oczywiście za pozwoleniem twojego chłopaka. - zaśmiał się.
- Szansa może być zawsze. - uśmiechnęłam się, wyjęłam z torby swoją wizytówkę i podałam ją chłopakowi.
- Dzięki. - wziął ją ode mnie i podał swoja.
- To cześć. - odwróciłam się i ruszyłam alejką ku wyjściu z parku.
Szłam chodnikiem obok budynków. Mijając szklane, ogromne okna jakiejś kawiarni, spojrzałam przelotnie w głąb tego lokalu.
Mogłam tego nie robić... Zobaczyłam przez to okno Martina siedzącego i śmiejącego się w najlepsze ze swoją eks, której nienawidzę, która działa mi na nerwy i z która o mało co mnie nie zabiła.
Postanowiłam, że teraz nic nie zrobię, poczekam aż wróci do domu, wtedy z nim pogadam...
Siedziałam przy stole z gazetą i kubkiem z herbatą. Wtedy do mieszkania wszedł Martin. Podszedł do mnie i na powitanie chciała pocałować mnie w szyje, ale się wywinęłam.
- Wiola, co jest? - zapytał z lekkim zdziwieniem.
- To ja się powinnam zapytać, co jest... - odpowiedziałam nie podnosząc wzroku znad gazety.
- Nie rozumiem. - usiadł na krześle obok mnie.
- Widziałam cię dzisiaj z Sabiną... - spojrzałam na niego i powiedziałam to z anielskim spokojem.
- Hmm... Wiem, głupio wyszło... Pamiętam, że obiecałem ci, że ona będzie się z dala od nas trzymać, ale...
- Ale? - przerwałam mu.
- No przepraszam cie. Spotkałem ją, zaczęła się rozmowa potem tak jakoś się potoczyło... 
- Pamiętasz, że jak ją rzuciłeś dla mnie to o mało mnie nie zabiła, bo jak to powiedziała: pojawiłam się znikąd w 'waszym' życiu i namieszałam... Powiedziałeś, że nie chcesz ją znać! A teraz normalnie wypominaliście sobie dawne czasy... - ciągle wypominałam.
- Wiola, wiem, że źle zrobiłem, ale zrozum, że tylko ciebie kocham i tylko z tobą chcę być. - powiedział spokojnie patrząc mi głęboko w oczy.
- Martin, ja też cię bardzo kocham i nie chcę by coś się między nami zepsuło. - westchnęłam, przybliżyłam się i wtuliłam się w niego.
- Ja też... Skarbie, ja też... - westchnął i pocałował mnie w czoło.
Następnego dnia znów wybrałam się na poszukiwanie jakichś ciekawych ujęć. Teraz chciałam zrobić zdjęcia z nocnej perspektywy. Chodziłam po oświetlonych ulicach miasta. Powoli już kierowałam się w stronę naszego bloku, gdy... Nie!!! Stanęłam zamurowana, a  moje serce chyba razem ze mną. To chyba jakaś iluzja, albo klony Martina i tej laleczki Sabiny! Oni się normalnie całowali! To moje zatrzymane serce w tym momencie rozpadło się na dwie połowy. W końcu się otrzęsłam i puściłam się biegiem w stronę wejścia do klatki. Chciałam jak najszybciej wziąć kilka swoich rzeczy i przenieść się gdzieś. Gdzieś jak najdalej tego kłamcy, który wczoraj wciskał mi, że między nim a ją nie ma nic!
Martin chyba musiał mnie zauważyć, bo gdy wbiegałam do klatki, to on wykrzyczał za mną moje imię.
Wbiegłam do mieszkania, wzięłam jakąś torbę i wrzuciłam do niej jakieś moje ubrania.
- Wiola, proszę cię, to nie jest tak jak myślisz, ona sama mnie pocałowała! - wbiegł za mną i zaczął się tłumaczyć.
- Ja już w ogóle nie myślę. - wymamrotałam przez łzy. - Nie wiem jak uwierzyć w to, że nic was nadal nie łączy.
- Ale proszę cię, wysłuchaj mnie! - załapał mnie za ramię.
- Zostaw. - wyrwałam się i wyszłam z torbą z mieszkania.
Pierwszym miejscem, o którym pomyślałam było mieszkanie mojej przyjaciółki. Tam poszłam. Dziewczyna mnie przyjęła i wysłuchała. Następnego dnia pojechała do mieszkania i zabrała resztę moich rzeczy, na najbliższy czas miałam zatrzymać się u niej.
Tego samego dnia. Wieczorem zostałam sama w jej mieszkaniu, bo ona poszła do pubu, gdzie pracowała. Zaczęłam szperać w małej torbie w poszukiwaniu obiektywu, ale zamiast niego znalazłam małą karteczkę z nazwiskiem chłopaka, którego poznałam trzy dni temu.
- Zawsze można spróbować. - powiedziałam sama do siebie i wykręciłam numer w komórce.
- Słucham. - usłyszałam męski głos zaraz po pierwszym sygnale.
- Cześć, Carlos, tak?
- Tak, a z kim rozmawiam?
- Wiola, poznaliśmy się trzy dni temu w parku. - odpowiedziałam, ciągnąc anglojęzyczną rozmowę.
- Jasne, że pamiętam! Chciałem się z tobą skontaktować, ale taki ze mnie ciamajda, że zgubiłem twoją wizytówkę.
- No widzisz, a ja twoją właśnie znalazłam.
- Fajnie, a może zamiast rozmawiać przez telefon to się spotkamy? - zaproponował. - Oczywiście, jeżeli twój chłopak... - nie dokończył, bo mu przerwałam.
- Już nie mam chłopaka, więc mam wolny wieczór. - dokończyłam.
- A... Aha. To może spotkamy się w parku, tam gdzie ostatnio, a potem się wymyśli co dalej, hmm?
- Dobra, za pół godziny?
- Okey, to do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - powiedziałam i się rozłączyłam. Automatycznie spojrzałam ekran mojego telefonu, na tapecie widniało zdjęcie, jeszcze szczęśliwych Wioli i Martina - mnie i Martina... - Nie! Nie myśl o nim, nie rozklejaj się....- zaczęłam sobie wmawiać, ale na próżno, łzy poleciały mi same. Siedziałam na kanapie skulona, z telefonem w ręku i płacząc zadawałam sobie pytanie: Dlaczego to się musiało stać?!
W końcu się ogarnęłam, włożyłam telefon do kieszeni i poszłam się przebrać. Dziesięć minut później wyszłam z mieszkania Oli i ruszyłam w kierunku parku. Doszłam do ławki, gdzie siedział Carlos.
- Cześć, jestem. - lekko się uśmiechnęłam i podałam mu rękę na powitanie, gdy odwzajemnił gest, usiadłam obok niego na ławce.
- Cześć, wiesz, że zaniepokoiłaś mnie informacją, że już nie masz chłopaka...
- A tam, długa historia... - westchnęłam.
- Ja mam czas. - uśmiechnął się. - Ale oczywiście jak nie chcesz to nie mów. - dodał szybko.
- Ehh, no dobra, opowiem ci. - westchnęłam i zaczęłam mu opowiadać o wydarzeniach z ostatnich dwóch dni oraz o tym, że te 14 miesięcy temu, eks Martina próbowała mnie zabić... - No i teraz mieszkam u przyjaciółki, do rodziców nie pojadę, bo oni mieszkają na drugim końcu Polski, a tutaj na razie mam pracę. A teraz on ciągle mi pisze smsy i dzwoni, nie odbieram i nie czytam wiadomości... - zakończyłam swoją opowieść.
- Przykro mi, musisz się czuć fatalnie.
- Nie ukrywam... - powiedziałam półgłosem.
Tego wieczoru Carlos ciągle starał się mnie rozśmieszać, udawało mu się to.
Następne dni też spędziłam z Carlosem, poznałam jego przyjaciół, Logana, Jamesa i Kendalla. Z nimi, a szczególnie z Carlosem nie czułam się już tak źle, coraz rzadziej myślałam o Martinie, ale nadal bolała ta jego zdrada...  Ciągle wysyłał mi jakieś wiadomości i dzwonił – ignorowałam to wszystko.
Pewnego dnia Carlos zaproponował mi wyjazd za miasto, powiedział, że znalazł jakieś fajne miejsce i można by spędzić tam któreś sierpniowe, gorące popołudnie. Od razu się zgodziłam. Pomyślałam, że może być fajnie.
Wybraliśmy się oboje nad jezioro, rozłożyliśmy się na jednym ogromnym kocu. Leżeliśmy, rozmawialiśmy i śmialiśmy się. W pewnym momencie byliśmy bardzo blisko siebie, nawet za blisko... Nasze oczy się spotkały i nie wiem dlaczego jego stawały się coraz większe, oboje się się do siebie zbliżaliśmy. Chcę tego, czy tego nie chce?! Sama nie znam odpowiedzi... Nie zdążyłam sobie na to odpowiedzieć, kiedy nasze usta się spotkały, dotknęły. Pocałunek był oczywiście delikatny, miły i namiętny, ale nie taki za którym tęskniłam od kilku dni.
- Powiedziałaś, że trzyma Cię tutaj tylko praca, ją można zmienić. Pojedź ze mną do Los Angeles...
- Nie wiem. - powiedziałam cicho. - Muszę pomyśleć. - powiedziałam już mniej pewniej.
- Nie zmuszam, to twoja decyzja. Pojutrze już wyjeżdżamy, dasz mi znać do jutra?
- Jutro ci odpowiem na twoją propozycję.
Wchodząc do mieszkania mojej przyjaciółki ciągle myślałam o jednym, czy wyjechać z Carlosem do LA i zacząć wszystko od nowa, czy zostać tutaj.
Gdy tylko weszłam do mieszkania i opadłam bezsilnie na sofe, Ola od razu zauważyła, że coś mnie męczy.
- Co jest?
- Nic, po prostu jestem trochę zmęczona. - skłamałam tylko po części.
- Wiola, ja mam oczy i znamy się nie od dziś. - spiorunowała mnie wzrokiem.
- Ehh, całowałam się z Carlosem... - westchnęłam.
- Co?! Zresztą nie ma się co dziwić, po tej waszej znajomości to można się było tego prędzej czy później domyślić, że tak będzie. I jak, odegrałaś się na Martinie?
- Tak... Nie... Nie wiem. W pierwszej chwili tak pomyślałam, ale nie poczułam tego. Podobało mi się, jeszcze przedtem myślałam, że się zakocham w Carlosie. Ale to nie było to. Jeszcze zaproponował mi, żebym wyjechała z nim do Stanów...
- To już jest twoja decyzja. I najważniejsze – twoje uczucia. Wiem, że nadal kochasz Martina, on ciebie też. Rozmawiałam z nim dzisiaj rano... - podniosłam wzrok i spojrzałam na Olę.
- O czym? - usłyszałam jak mój głos drży.
- Słuchaj, on naprawdę żałuje, że odnowił z nią kontakt. Dopiero, gdy znienacka ona go pocałowała to on to zrozumiał. On cię kocha, bardzo.
- A nie mógł się od razu domyślić, ze to nie jest doby pomysł rozmowy z nią?! - podniosłam głos.
- Wszyscy uczymy się na swoich błędach. - odpowiedziała spokojnie. - Przemyśl jeszcze to wszystko, ja jestem padnięta, idę się położyć. - wstała i przechodząc obok mnie położyła mi dłoń na ramieniu. - Każda twoja decyzja będzie dla ciebie pod jakimś tam punktem dobra. - przeszła dalej i poszła do swojej sypialni, a ja zostałam sama. Sam na sama z głową pełną myśli.
Skuliłam się w roku kanapy.
Carlosa poznałam kilka dni temu – Martina znam już ponad dwa lata. Z Carlosem mogę uciąć sobie długie, interesujące pogawędki, nie znam go długo i nie wiem czy mogę wyjawić mu moja tajemnice – Martin zna mnie całą na wylot, zna moje słabości, wie czego się boję, co lubię i czego nie. Z Carlosem spędziłam kilka śmiesznych i fajnych chwil – Martin, z nim mogę śmiać się i płakać, kocham chwilę spędzone razem z nim.
Martin... Martin, oby to co powiedziała Ola było prawdą.
W biegu chwyciłam swoją torbę, przerzuciłam ją przez ramię  i wybiegłam z mieszkania. Całą drogę biegłam. Po dziesięciu minutach byłam już pod budynkiem hotelu. Wbiegłam po schodach na drugie piętro, bo nie chciało mi się czekań na windę. Stanęłam przed pokojem z numerem 208 i zapukałam. W drzwiach pojawił się Carlos z dość zdziwioną miną.
- Możemy pogadać? - wydusiłam z siebie, próbując złapać oddech.
- Jasne, wejdź. - przesunął się by wpuścić mnie do środka. Usiedliśmy na sofie. - Wiesz, ja też mam powód do rozmowy z tobą. - dodał po chwili.
- Najpierw ja. Carlos, nie polecę z tobą do LA. Moje miejsce jest tu, moje serce pozostaje w tym mieście i przy facecie, który tutaj mieszka.
- Szanuję twoją decyzję i się cieszę. Chciałem z tobą porozmawiać właśnie o Martinie.  Mogłem to zrobić przedtem, nad jeziorem, ale jakoś nie starczyło mi odwagi. Rozmawiałem z nim wczoraj, właściwie to on mnie zaczepił. Powiedział, że widział nas jak ze sobą  rozmawiamy i chciał ze mną pogadać. Powiedział też, że żałuje tego co się stało i chce żebyś tylko była szczęśliwa, nie ważne czy z nim czy z innym facetem, byłe byś nie płakała. A gdy powiedziałem mu, że chcę ci zaproponować wyjazd, to kazał mi się tobą opiekować i uważać by jakiś koleś nie złamał ci serca, a no, że chyba był bym to ja to osobiście by mi skręcił kark. - zakończył  z uśmiechem.
- Czyli się nie gniewasz, że odmówiłam wyjazdu?
- Ależ skąd! Przyjaciele? - wyciągnął dłoń w moją stronę, ja lekko się uśmiechnęłam i ścisnęłam jego czekoladową dłoń.
- Przyjaciele.
- Rozmawiałaś już z Martinem?
- Jeszcze nie, ale... - przerwał mi.
- To na co czekasz?! Na zbawienie?! Mam cię zawieść?
- Nie, poradzę sobie. To niedaleko. - wstałam i zaczęłam podążać ku wyjściu, a Carlos za mną. Nagle się odwróciłam i mocno przytuliłam do Latynosa. - Wiesz, dzięki tobie zrozumiałam, że chcę  spędzić resztę życia z Martinem.
- Cieszę się. A teraz zmykaj do niego, ale już! - zaśmiał się, a ja wyszłam z jego pokoju. Teraz już nie biegłam, szłam szybkim krokiem.  Nie mogłam się doczekać, gdy zobaczę Martina.
Dwadzieścia minut później wchodziłam już po schodach na trzecie piętro bloku, tam gdzie znajdowało się nasze mieszkanie. Miałam do niego klucze, ale zastanawiałam się czy wejść sama czy zapukać.
Nabrałam i wypuściłam powietrze z płuc, zapukałam. Chwilę później w drzwiach staną półnagi Martin. Pewnie dopiero wyszedł spod prysznica, co na pasie miał zawiązany ręcznik, a z włosów kapały krople wody.
Na pewno moja obecność i sam fakt, że przyszłam go zaskoczyły, bo stał przez chwilę ze wzrokiem utkwionym we mnie.
- Mogę? - zapytałam z lekkim uśmiechem.
- Tak. Jasne. Oczywiście. Mieszkanie jest przecież wspólne. - wpuścił mnie do środka.
Weszłam i stanęliśmy naprzeciw siebie w małym korytarzu.
- Przepraszam. - powiedzieliśmy jednocześnie patrząc sobie głęboko w oczy.
- To był błąd spotykając się ponownie z Sabiną, mogłem jej odmówić po tym pierwszym spotkaniu. Taka moja wrodzona głupota. Proszę wybacz mi, nie chcę... - nie dokończył, bo położyłam palec ma jego ustach, przerywając mu. Wspięłam się lekko na palcach by nasze usta się połączyły w pocałunku. Lekko dotknęłam wargami jego usta. Na początku pocałunek był delikatny i niewinny. Po chwili przyciągnął mnie do siebie i zamknął w objęciach, odruchowo uniosłam ramiona i objęłam go za szyję. Całowaliśmy się coraz zachłanniej i namiętniej. - nie chcę byś cierpiała. - dokończył między pocałunkami.
- Teraz już jestem szczęśliwa, bardzo szczęśliwa. - odpowiedziałam i znów nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz