sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 44



Wróciłam do domu i napisałam SMS-a do chłopaków.
"Gdybyście może się o mnie martwili to wiedzcie, że jestem cała i zdrowa. Zdołałam im uciec i jestem już w domu."
Po chwili dostałam odpowiedź.
"Cieszymy się przeogromnie, my też się już zwijamy. Umówimy się kiedyś na spokojnie, żeby twoje nowe przyjaciółeczki Cię nam znów nie porwały :P"
Hmmm, nie ma to jak szczere aż do bólu rozmowy z chłopakami... To kolejna oznaka tego, że jestem w Polsce.
Gdy tata wrócił z pracy zjedliśmy obiad i postanowiłam z mamą, że pójdziemy na „szkolne zakupy”. Tata dał mi wykaz potrzebnych mi książek i został z Filipem. Wzięliśmy Passata taty i pojechałyśmy na zakupy.
Gdy wróciłyśmy było już dość późno, zastałyśmy śpiących panów na kanapie w salonie przed telewizorem. Mama wzięła Filipa do jego pokoju, a ja wyłączyłam telewizor i okryłam tatę kocem. Wzięłam kąpiel, która mnie trochę orzeźwiła i po niej nie chciało mi się już spać.
Włączyłam swój komputer i zaczęłam rozmawiać na Skype z Vanessą.
- Van, ja już kończę. Oczy same mi się już zamykają. - była pierwsza w nocy, rozmawiałyśmy już trzy godziny.
- Już chce Ci się spać?! Jest dopiero osiemnasta...
- U was... Tutaj w Polsce jest już pierwsza w nocy.
- Oj, faktycznie. Dobra to miłych snów Ci życzę.
- Jasne. Pa. - rozłączyłam się, wyłączyłam laptopa, rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.

Półtora tygodnia później.

Wraz z Bartkiem wyszłam z budynku, w którym mieliśmy się uczyć.
- No to od jutra zaczynamy naukę. - westchnęłam.
- Kochana, poprawka. To Ty wkuwasz, a ja ściągam od ciebie... - zaśmiał się mój kumpel.
- Ahaa, no pewnie. Jeszcze co?
- Dobra, dobra żartowałem. Zapomniałbym... Wieczorem idziemy z chłopakami na piwo, nie będziemy się spijać do nieprzytomności. Po prostu lekko opijemy początek szkoły. Kamil z Mateuszem kazali mi Cię namówić, żebyś zaszczyciła nas swoją obecnością...
- Chyba tak. Dam Wam jeszcze później znać.
- To oznacza, że będziesz. - zaśmiał się Bartek.
- Nie bądź taki pewny. - zaśmiałam się, gdy wsiadaliśmy do jego samochodu, bo miał mnie odwieść do domu.
Umówiliśmy się o dziewiętnastej u pobliskiej knajpce.
- Jak tam po rozpoczęciu? - zapytała moja mama, gdy wróciła ze spaceru z Filipem, a ja siedziałam przed telewizorem w salonie.
- Wszystko okey, oprócz tego, że starsi wykładowcy podchodzili do mnie i pytali czy jestem córką Wojtka Frencela.
- Co ja Ci poradzę na to, że jesteś córką cholernie dobrego gliny... - zażartowała moja mama.
- Wychodzę dzisiaj wieczorem z chłopakami.
- Okey. Nigdy mi się nie tłumaczyłaś. - uśmiechnęła się moja rodzicielka.
- Tak jakoś, chciałam żebyś wiedziała. - odwzajemniłam uśmiech.
Potem wyszłam z Filipem do ogrodu, a mama zajęła się obiadem.
O osiemnastej wyszłam na górę do siebie i zaczęłam się przygotowywać.
Ubrałam tradycyjne jeansy i żółto-czarną koszulę. Na nadgarstku zawiązałam czerwono-żółto-zieloną bransoletę, a na nogi włożyłam moje ulubione adidasy Nike.
- Wychodzę! - krzyknęłam równo o godzinie 18:40 i wyszłam.
Piętnaście minut później byłam na miejscu. Chłopcy też już byli.
- Od kiedy to wy jesteście tacy punktualni, a nawet jesteście wcześniej. - zaśmiałam się, gdy do nich podeszłam.
- Ludzie się zmieniają. - zaśmiał się Mateusz.
- Wiem o tym. Sama się trochę zmieniłam.
- No tylko nie mów, że na tyle, że ubierasz mini spódniczki, skończyłaś z Rapem, Reggae i inną muzyką takiego typu i masz zamiar zaprzyjaźnić się z Kleopatrami. - zażartował Kamil, a ja popatrzyłam na niego jak na idiotę.
- Bez przesady.  Nie robię ani nie mam zamiaru tego zrobić.
- To dobrze. - uśmiechnął się czarnowłosy.
Po tej krótkiej wymianie zdań, Bartek wstał i poszedł zamówić chmielowy napój.
- Proszę bardzo, zimniuteńki Lech. - powiedział i postawił na stoliku cztery kufle z trunkiem.
W połowie trzeciego pitego przez nas piwa w głośnikach usłyszeliśmy  Lady Punk i ich Kryzysową Narzeczoną, strasznie lubiłam tą piosenkę.
- Jeżeli puścili w końcu coś żywszego to dasz się porwać na parkiet. Hmm? - zaproponował Kamil.
- Kamil, ty bardzo dobrze wiesz, że ja nie umiem tańczyć.
- W takim razie czas najwyższy Cię nauczyć. - uśmiechną się i pociągnął mnie za sobą.
- Kamil! - zawołałam za nim, ale już byliśmy na parkiecie...
Na szczęście nie byliśmy sami, obok nas tańczyło jeszcze kilka par. Potem jeszcze musiałam zatańczyć po jednym kawałku z Mateuszem i Bartkiem, bo z Kamilem tańczyłam, a z nimi nie! Oni są jak dzieci, ale nie tylko oni Carlos, Logan, Kendall, James i nawet starszy od nich Raf, wszyscy to takie wyrośnięte dzieciaki...
Do domu wróciłam po 22. Dobrze, że jutro zaczynam dopiero o 10, bo inaczej to by kiepsko było...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz