Gdy o 10 wychodziłam z domu i miałam już wsiadać do samochodu by pojechać
na komisariat, zadzwonił mój telefon. Wyjęłam dzwoniącą komórkę z kieszeni
jeansów, dzwonił jakiś nieznany numer.
- Słucham. - odebrałam.
- Mówi Marek Sosnicki, popołudniu ty i ten
drugi macie się ze mną spotkać. - usłyszałam męski głos w słuchawce.
- Dobrze, o której i gdzie?
- Proponuję godzinę 16. Przyjedziecie na
podziemny parking Millenium Hall, dalej zobaczycie.
- Okey. - odpowiedziałam i facet się
rozłączył.
Szybko wsiadłam do samochodu i wyjechałam z
podjazdu. Ruszyłam w stronę komisariatu.
Wbiegłam po schodach na drugie piętro i
szybko weszłam do naszego wydziału.
- Do ciebie też dzwonił? - usłyszałam głos
Kuby, gdy wbiegłam do dużego biura. Byli tam wcześniej wspomniany Kuba z
Łukaszem, Kingą i Krzysztofem.
- Cześć. Tak, tak, do mnie też dzwonił.
Szesnasta przy Millenium Hall?
- Dokładnie. Dostaniecie podsłuchy. -
powiedział Łukasz. - Coś czuję, że ten Sosnicki szykuje coś dużego. Macie na
siebie uważać. Nie wiadomo na co facet was naraża. - dodał.
- Nie mamy po pięć lat. Poradzimy sobie. -
odpowiedział Jakub.
- Ale ty czasami się tak zachowujesz jakbyś
miał te pięć lat, więc proszę później nic nie kombinować. - zaśmiał się
Krzysztof, za nim zaczęliśmy się śmiać, prócz Kuby, który się skrzywił i
wyszedł z biura.
Do tej szesnastej musiałam zająć się jakimiś
zwykłymi obowiązkami, tym razem znów padło na stos raportów.
Już prawie zaczęłam zasypiać nad tymi
papierami, już na mnie kawa nie działała. Działał na mnie te arkusze papieru,
niestety usypiająco.
- No, do roboty, do roboty. Bierz kluczyki i
choć. - Kuba postawił mnie na nogi.
- To już ta godzina?! - spojrzałam na
zegarek. Była 15.30.
- Noo, widzę, że nie tylko ty tracisz rachubę
czasu przy raportach... - dodał żartobliwie, a skarciłam go wzrokiem, wzięłam
kluczyki do Hondy i zeszliśmy na dół, na parking. Tam mundurowi zaopatrzyli nas
w wcześniej wspomniane podsłuchy. Wsiedliśmy do samochodów
i wyjechaliśmy z podziemi.
Na miejscu byliśmy na pięć minut przed
czasem, były dość spore korki, więc i tak mieliśmy dobry czas. Zaparkowaliśmy
samochody obok siebie, wysiedliśmy z nich i oparliśmy się o ich maski. Chwilę
później na poziom wjechał czarny opel. Zaparkował naprzeciw nas. Ku naszemu zdziwieniu z pojazdu
wysiadł Kruk.
- Mogłeś uprzedzić, że to ty tu przyjedziesz.
- powiedziałam na powitanie.
- Bo nie miałem, ale w ostatniej chwili plany
się zmieniły. - powiedział i podszedł do nas. Rozejrzał się. Poziom był prawie
pusty. - Macie o 19 przyjechać pod ten adres. - podał nam małą karteczkę z
adresem. - Od razu dostaniecie robotę, więc radzę, żebyście akcję przygotowalibyście sobie wcześniej. W okolicy, jest mało miejsca dla
policji, więc musicie swoich rozstawić przy wyjazdach z osiedla. Przygotujcie
sobie coś przez co będziecie się komunikować, najlepiej krótkofalówki. Chyba
tyle. Od Sosnickiego miałem wam przekazać ten adres i godzinę, a reszta była
ode mnie.
- Aha, i po to mieliśmy się tylko spotkać? -
zapytał zirytowany Kuba.
- Sosnicki to dziwny facet. - powiedział
odchodząc do samochodu. Wsiadł i odjechał.
Wróciliśmy na komisariat, razem z Kingą,
Łukaszem i Krzysztofem, który dołączył do sprawy siedzieliśmy w dużym biurze i
planowaliśmy dzisiejszy wieczór.
Wydrukowaliśmy mapkę z satelity, mapkę
obszaru gdzie mieliśmy się spotkać z Sosnickim. Naszkicowaliśmy mniej więcej
gdzie będą poustawiane samochody z policjantami.
W końcu przyszedł czas, gdy wszystko było już
ustalone i wszyscy musieliśmy się zacząć zbierać. Wszyscy byliśmy już gotowi.
Samochody dostały czipy, które pozwalały namierzyć samochód. My dostaliśmy
kieszonkowe krótkofalówki nastawione na jedną falę, by się swobodnie komunikować. Zostaliśmy też wyposażeni w podsłuchy, nasza
rozmowa z Sosnickim jak zawsze miała być nagrywana. Na wszelki wypadek w
schowkach Mazdy i Hondy znalazły się nasze służbowe pistolety. Dwa, jedyne
wyjazdy z tego małego osiedla były już obstawione. Okolice tego domu też.
W końcu Ja w Hondzie, Kuba w Mazdzie i Kinga
z Łukaszem w ich służbowym samochodzie wyjechaliśmy z komendy. Trzymaliśmy
między sobą różne odległości, by gdy zajedziemy pod podany adres, nie było
podejrzane, że za nami pozjeżdża inny samochód.
Kilka minut przed 19 wjeżdżaliśmy już z
głównej drogi na poboczną, prowadzącą na osiedle. Minęliśmy Laurę i Arka
siedzących w samochodzie i obstawiających ten wjazd. Po chwili znaleźliśmy dom
znajdujący się pod podanym nam wcześniej przez Kruka adresie. Brama sama się nam otworzyła. Wjechaliśmy na podjazd, dość dużych
rozmiarów. Dom i obszar wokół niego był naprawdę spory. Z willi wyszedł znajomy
łysy facet i wprowadził nas do środka. W ogromnym salonie siedział Sosnicki
razem ze swoimi 'facetami w czerni', ochroniarzami. Był tam też Kruk. Jeżeli
nie chce być złapany przez policję, to co on tutaj jeszcze robi?
- Witam Was. Usiądźcie. - przywitał nas nasz
zleceniodawca. Usiedliśmy. - Mam nadzieję, że nikt prócz nas tu zebranych nie
wie o tym co dzisiaj dla mnie zrobicie?
- Oczywiście, że nikt. - odpowiedziała,
patrząc mu prosto w oczy. No, teraz w policji chyba nauczyłam się kłamać tak,
by nikt się nie orientuję, że to robię.
- To dobrze, bo mam nadzieję, że nie będzie
powtórki z rozrywki... Mój poprzedni pracownik zapłacił za sprzeciwienie się
mi. - odpowiedział i upił whisky ze szklanki. Oooo taaak! O to chodziło! Czyżby
mówił o tym nieszczęsnym kierowcy z Supry, który teraz walczy o życie w szpitalu?!
- Co takiego zrobił, że sobie tak nagrabił? -
zapytał Kuba, który siedział obok mnie.
- Chciał coś powiedzieć pewnej osobie, ale
już pewnie nie powie...
- Nie żyje? - udałam głupią.
- Jeżeli będę mieć taki kaprys to się pożegna
z życiem, ale wy się nie martwcie. Jeżeli wszystko zgrabnie pójdzie to
dostaniecie swoją zapłatę. - szczerze powiedziawszy to mnie nie uspokoił tymi
słowami, ale przynajmniej wiedzieliśmy na pewno, kim nasz poprzednik. Mieliśmy już pewność, że to Sosnicki stoi za tym całym wypadkiem.
Kilka minut później wyszliśmy na zewnątrz,
otwarliśmy nasze bagażniki i ochroniarze, zaczęli wynosić z garażu jakieś
pudełka i pakować do Mazdy i Hondy. Ciekawiło mnie to, co jest w środku.
- No dobra, to ja już się zwijam. -
powiedział w pewnym momencie Kruk, gdy staliśmy w piątkę przed willą. Ruszył do
czarnego opla i wyjechał. Policja wiedziała, że w razie czego za nim mają nie
jechać.
- Szefie gotowe. - powiedział w pewnym
momencie jeden z ochroniarzy.
- Okey. Tu macie napisane, gdzie macie
jechać. - powiedział Sosnicki i podał mi i Kubie po kartce papieru. Rozwinęłam
ją i zobaczyłam, że mamy jechać aż do miejscowości, która znajdowała się tuż
przy granicy ze Słowacją.
- Okey. To roboty. - powiedział Kuba i
wsiedliśmy do samochodów. Wyjechaliśmy z podwórza i po chwili byliśmy już na
głównej ulicy. Kawałek dalej dostaliśmy ochronę, Bartek jechał kawałek za nami.
Kilka minut później byłam już pewna, że mamy
ogon.
- Ja nie chcę nic krakać, ale chyba mamy
ogon. - powiedziałam do krótkofalówki.
- Który samochód? - odezwał się jadący ciągle
za nami Bartek.
- Tak mi się wydaje, że ten granatowy Jeep
jedzie za nami od samego początku.
- To Bartek pilnuj go i obserwuj. - odezwał
się Kuba.
- Dobra, będę na niego uważał. - odpowiedział
mój stary kumpel.
**Oczami Krzysztofa**
Tradycyjnie nuda! Kaśka ma wolne, ja mam
dyżur, a nie ma dla mnie żadnej roboty. Niby zostałem przydzielony do akcji
Kingi i Łukasza, ale i tak zostałem na komendzie. Ciekawe jak im idzie... To
taka pierwsza większa akcja naszych stażystów.
W tym momencie zadzwonił telefon. Podniosłem
się z fotela i odebrałem.
- Policja, słucham.
- Dobry wieczór. Dzwonię ze szpitala.
Mężczyzna, o którego się ciągle pytacie się obudził, można przyjechać i z nim
porozmawiać. - usłyszałem kobiecy głos.
- Dziękuję, za niedługo się zjawię. -
odpowiedziałem i się rozłączyłem. - No, w końcu mam coś do roboty. -
powiedziałem sam do siebie i wyszedłem z komendy. Wsiadłem do samochodu i
pojechałem do szpitala.
Szpital był w miarę blisko więc kilka chwil
później byłem już na miejscu. Zaparkowałem na wolnym miejscu i szybkim krokiem
wszedłem do szpitala. Podszedłem do recepcji.
- Jestem z policji. Gdzie leży... - nie
dokończyłem, bo od razu pielęgniarka mi przerwała.
- Ten pirat drogowy? Trzecie piętro, sala
311.
- Dziękuję. - rzuciłem i skierowałem się do
windy. Po chwili byłem już pod drzwiami
sali 311. Zapukałem i powoli wszedłem do sali. Pośrodku stało łóżko, a w nim
leżał facet. Obok stała pielęgniarka i robiła coś przy kroplówce.
- Pan z policji, tak? Proszę, ale nie długo.
Pacjent jest jeszcze słaby. - powiedziała i wyszła. Ja przysunąłem do łóżka
krzesło i usiadłem na nim okrakiem.
- Nazywam się Krzysztof Pawłowski, razem z
innymi policjantami prowadzę twoją sprawę. Czy z twoim wypadkiem miał coś
wspólnego Marek Sosnicki?
- Czyli aż tak daleko już jesteście? Wiecie o
wyścigach? - powiedział cicho młody mężczyzna.
- Tak, wiemy. Powiedz nam co wiesz, a
Sosnicki na dobre w końcu siądzie.
- Facet na wyścigach wybiera sobie kierowce,
który przewiezie dla niego paczki. Mówi, że będzie wszystko ładnie, a tak
naprawdę, jeżeli już ten kierowca zadanie wykona to kulka w łeb i do piachu. I
najciekawsze, że w tych pudełkach jest masa heroiny. Ja to odkryłem i chciałem iść z tym na policję, ale nie wiem jakim cudem się o tym
dowiedzieli i już reszta jest wiadoma... - powiedział pacjent.
- To już wystarczająco dużo. Kuruj się. Życzę
szybkiego powrotu do zdrowia. - powiedziałem i wybiegłem z sali. Biegnąc po
schodach, wyjąłem komórkę i zacząłem dzwonić do Łukasza.
- No co jest? - usłyszałem głos komisarza.
- Mój syn i Lena są w niebezpieczeństwie. W
tych pudełkach, które przewożą jest hera. Jak tylko dowiozą ją na wyznaczone
miejsce, mogą ich posłać do nieba. - powiedziałem wsiadając do samochodu.
- Okey, to w takim razie zaczynamy plan B.
**Oczami Łukasza**
- Okey, to w takim razie zaczynamy plan B. -
powiedziałem i się rozłączyłem. Wziąłem krótkofalówkę. - AT do jedynki, zgłoś
się.
- Zgłaszam się.
- Jednak jesteście potrzebni, wykonujemy plan
B. - dodałem.
- Zrozumiałem, bez odbioru.
Teraz ze stojącego obok nas granatowego
transporta kolejno wyskakiwali AT-cy. Wysiedliśmy z Kingą i my. Zaczęliśmy
otaczać dom, na szczęście na zewnątrz nikogo nie było. W końcu jeden z
antyterrorystów wyważył główne drzwi i dostaliśmy się do środka. Wszyscy rozbiegliśmy się po całym domu. W dużym salonie było pięciu
gości. Sosnicki, dobrze znany każdemu glinie, jakiś łysy facet i trzech
ochroniarzy, jego ludzi.
- Na ziemię, policja! Łapy na kark! Szeroko
nogi! - rozbrzmiewały głosy w całym domu. Na szczęście wszystkich bez problemy
udało nam się aresztować.
- Zobaczycie, nie ujdzie wam to na sucho! -
pluł się Sosnicki, gdy prowadziłem go do radiowozu.
- Yhyy, zobaczymy, ale ciebie w końcu za
kratkami. - powiedziałem i wtedy przejął go ode mnie mundurowy.
W garażu było pełno pudeł narkotykami, ale to
już nie nasza sprawa, resztę przejmuje prokurator i wydział narkotykowy.
** Oczami Leny**
- Jedziemy już dobrą chwilę, a ten Jeep
ciągle jedzie za nami. - powiedziałam do mikrofonu w krótkofalówce.
- To skręć za mną zaraz w jakąś małą uliczkę,
zobaczymy czy pojedzie za nami. - powiedział Kuba.
- Ok.
- To pojadę za tym Jeepem. - wtrącił się
Bartek.
Chwilę później Kuba skręcił w jakąś boczną
uliczkę. Skręciłam za nim. Tak jak przypuszczałam Jeep skręcił za nami.
Zatrzymaliśmy się. Wysiedliśmy z samochodów. Na wszelki wypadek włożyłam z tyłu
za spodnie pistolet i zasłoniłam bluzą.
Z Jeepa wysiadł facet w garniturze,
przypominał mi jednego z ochroniarzy, który był przy willi.
- Co wy odwalacie?! Mieliście jechać bez
zatrzymywań! - zaczął się drzeć. Wtedy z samochodu rozległ się głos z
krótkofalówki.
- Plan B! Lena, Kuba, Bartek ! Powtarzam plan
b!
W tym samym momencie ja i Kuba wyjęliśmy
pistolety i wycelowaliśmy w ochroniarza.
- Policja! Jesteś zatrzymany! - krzyknął
Jakub.
Facet chciał zwiać, ale w dobrej chwili
zajechał Bartek i obezwładnił faceta. Zawiadomiliśmy resztę i gdy przyjechali
mundurowi ja, Bartek i Kuba wróciliśmy na komendę.
Była godzina 22:30.
- Naprawdę! Dobra robota! A Lana z Bartkiem
zachowywali się nie jak stażyści tylko jak prawdziwi policjanci. - chwalił nas
komendant, gdy po akcji wszyscy zebraliśmy się w dużym biurze.
- Sosnicki w końcu siedzi, a to było
najważniejsze. - dodał Krzysztof.
- Okey, wracajcie już do domów. Odwaliliście
kawał dobrej roboty, gratuluję. - dodał Stary.
- Ej! Chwila! Sprawa się skończyła, a to
oznacza, że musimy oddać Mazdę, Nissana, Mitsubishi i Hondę! - wyjęczał Kuba.
- Oj ty biedny. - zaśmiała się Kinga, a zaraz
za nią cała reszta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz