niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 68



Gdy o 10 wychodziłam z domu  i miałam już wsiadać do samochodu by pojechać na komisariat, zadzwonił mój telefon. Wyjęłam dzwoniącą komórkę z kieszeni jeansów, dzwonił jakiś nieznany numer.
- Słucham. - odebrałam.
- Mówi Marek Sosnicki, popołudniu ty i ten drugi macie się ze mną spotkać. - usłyszałam męski głos w słuchawce.
- Dobrze, o której i gdzie?
- Proponuję godzinę 16. Przyjedziecie na podziemny parking Millenium Hall, dalej zobaczycie.
- Okey. - odpowiedziałam i facet się rozłączył.
Szybko wsiadłam do samochodu i wyjechałam z podjazdu. Ruszyłam w stronę komisariatu.
Wbiegłam po schodach na drugie piętro i szybko weszłam do naszego wydziału.
- Do ciebie też dzwonił? - usłyszałam głos Kuby, gdy wbiegłam do dużego biura. Byli tam wcześniej wspomniany Kuba z Łukaszem, Kingą i Krzysztofem.
- Cześć. Tak, tak, do mnie też dzwonił. Szesnasta przy Millenium Hall?
- Dokładnie. Dostaniecie podsłuchy. - powiedział Łukasz. - Coś czuję, że ten Sosnicki szykuje coś dużego. Macie na siebie uważać. Nie wiadomo na co facet was naraża. - dodał.
- Nie mamy po pięć lat. Poradzimy sobie. - odpowiedział Jakub.
- Ale ty czasami się tak zachowujesz jakbyś miał te pięć lat, więc proszę później nic nie kombinować. - zaśmiał się Krzysztof, za nim zaczęliśmy się śmiać, prócz Kuby, który się skrzywił i wyszedł z biura.
Do tej szesnastej musiałam zająć się jakimiś zwykłymi obowiązkami, tym razem znów padło na stos raportów.
Już prawie zaczęłam zasypiać nad tymi papierami, już na mnie kawa nie działała. Działał na mnie te arkusze papieru, niestety usypiająco.
- No, do roboty, do roboty. Bierz kluczyki i choć. - Kuba postawił mnie na nogi.
- To już ta godzina?! - spojrzałam na zegarek. Była 15.30.
- Noo, widzę, że nie tylko ty tracisz rachubę czasu przy raportach... - dodał żartobliwie, a skarciłam go wzrokiem, wzięłam kluczyki do Hondy i zeszliśmy na dół, na parking. Tam mundurowi zaopatrzyli nas w wcześniej wspomniane podsłuchy. Wsiedliśmy do samochodów i wyjechaliśmy z podziemi.
Na miejscu byliśmy na pięć minut przed czasem, były dość spore korki, więc i tak mieliśmy dobry czas. Zaparkowaliśmy samochody obok siebie, wysiedliśmy z nich i oparliśmy się o ich maski. Chwilę później na poziom wjechał czarny opel. Zaparkował naprzeciw nas. Ku naszemu zdziwieniu  z pojazdu wysiadł Kruk.
- Mogłeś uprzedzić, że to ty tu przyjedziesz. - powiedziałam na powitanie.
- Bo nie miałem, ale w ostatniej chwili plany się zmieniły. - powiedział i podszedł do nas. Rozejrzał się. Poziom był prawie pusty. - Macie o 19 przyjechać pod ten adres. - podał nam małą karteczkę z adresem. - Od razu dostaniecie robotę, więc radzę, żebyście akcję przygotowalibyście sobie wcześniej. W okolicy, jest mało miejsca dla policji, więc musicie swoich rozstawić przy wyjazdach z osiedla. Przygotujcie sobie coś przez co będziecie się komunikować, najlepiej krótkofalówki. Chyba tyle. Od Sosnickiego miałem wam przekazać ten adres i godzinę, a reszta była ode mnie.
- Aha, i po to mieliśmy się tylko spotkać? - zapytał zirytowany Kuba.
- Sosnicki to dziwny facet. - powiedział odchodząc do samochodu. Wsiadł i odjechał.
Wróciliśmy na komisariat, razem z Kingą, Łukaszem i Krzysztofem, który dołączył do sprawy siedzieliśmy w dużym biurze i planowaliśmy dzisiejszy wieczór.
Wydrukowaliśmy mapkę z satelity, mapkę obszaru gdzie mieliśmy się spotkać z Sosnickim. Naszkicowaliśmy mniej więcej gdzie będą poustawiane samochody z policjantami.
W końcu przyszedł czas, gdy wszystko było już ustalone i wszyscy musieliśmy się zacząć zbierać. Wszyscy byliśmy już gotowi. Samochody dostały czipy, które pozwalały namierzyć samochód. My dostaliśmy kieszonkowe krótkofalówki nastawione na jedną falę, by się swobodnie komunikować. Zostaliśmy też wyposażeni w podsłuchy, nasza rozmowa z Sosnickim jak zawsze miała być nagrywana. Na wszelki wypadek w schowkach Mazdy i Hondy znalazły się nasze służbowe pistolety. Dwa, jedyne wyjazdy z tego małego osiedla były już obstawione. Okolice tego domu też.
W końcu Ja w Hondzie, Kuba w Mazdzie i Kinga z Łukaszem w ich służbowym samochodzie wyjechaliśmy z komendy. Trzymaliśmy między sobą różne odległości, by gdy zajedziemy pod podany adres, nie było podejrzane, że za nami pozjeżdża inny samochód.
Kilka minut przed 19 wjeżdżaliśmy już z głównej drogi na poboczną, prowadzącą na osiedle. Minęliśmy Laurę i Arka siedzących w samochodzie i obstawiających ten wjazd. Po chwili znaleźliśmy dom znajdujący się pod podanym nam wcześniej przez Kruka adresie. Brama sama się nam otworzyła. Wjechaliśmy na podjazd, dość dużych rozmiarów. Dom i obszar wokół niego był naprawdę spory. Z willi wyszedł znajomy łysy facet i wprowadził nas do środka. W ogromnym salonie siedział Sosnicki razem ze swoimi 'facetami w czerni', ochroniarzami. Był tam też Kruk. Jeżeli nie chce być złapany przez policję, to co on tutaj jeszcze robi?
- Witam Was. Usiądźcie. - przywitał nas nasz zleceniodawca. Usiedliśmy. - Mam nadzieję, że nikt prócz nas tu zebranych nie wie o tym co dzisiaj dla mnie zrobicie?
- Oczywiście, że nikt. - odpowiedziała, patrząc mu prosto w oczy. No, teraz w policji chyba nauczyłam się kłamać tak, by nikt się nie orientuję, że to robię.
- To dobrze, bo mam nadzieję, że nie będzie powtórki z rozrywki... Mój poprzedni pracownik zapłacił za sprzeciwienie się mi. - odpowiedział i upił whisky ze szklanki. Oooo taaak! O to chodziło! Czyżby mówił o tym nieszczęsnym kierowcy z Supry, który teraz walczy o życie w szpitalu?!
- Co takiego zrobił, że sobie tak nagrabił? - zapytał Kuba, który siedział obok mnie.
- Chciał coś powiedzieć pewnej osobie, ale już pewnie nie powie...
- Nie żyje? - udałam głupią.
- Jeżeli będę mieć taki kaprys to się pożegna z życiem, ale wy się nie martwcie. Jeżeli wszystko zgrabnie pójdzie to dostaniecie swoją zapłatę. - szczerze powiedziawszy to mnie nie uspokoił tymi słowami, ale przynajmniej wiedzieliśmy na pewno, kim nasz poprzednik. Mieliśmy już pewność, że to Sosnicki stoi za tym całym wypadkiem.
Kilka minut później wyszliśmy na zewnątrz, otwarliśmy nasze bagażniki i ochroniarze, zaczęli wynosić z garażu jakieś pudełka i pakować do Mazdy i Hondy. Ciekawiło mnie to, co jest w środku.
- No dobra, to ja już się zwijam. - powiedział w pewnym momencie Kruk, gdy staliśmy w piątkę przed willą. Ruszył do czarnego opla i wyjechał. Policja wiedziała, że w razie czego za nim mają nie jechać.
- Szefie gotowe. - powiedział w pewnym momencie jeden z ochroniarzy.
- Okey. Tu macie napisane, gdzie macie jechać. - powiedział Sosnicki i podał mi i Kubie po kartce papieru. Rozwinęłam ją i zobaczyłam, że mamy jechać aż do miejscowości, która znajdowała się tuż przy granicy ze Słowacją.
- Okey. To roboty. - powiedział Kuba i wsiedliśmy do samochodów. Wyjechaliśmy z podwórza i po chwili byliśmy już na głównej ulicy. Kawałek dalej dostaliśmy ochronę, Bartek jechał kawałek za nami.
Kilka minut później byłam już pewna, że mamy ogon.
- Ja nie chcę nic krakać, ale chyba mamy ogon. - powiedziałam do krótkofalówki.
- Który samochód? - odezwał się jadący ciągle za nami Bartek.
- Tak mi się wydaje, że ten granatowy Jeep jedzie za nami od samego początku.
- To Bartek pilnuj go i obserwuj. - odezwał się Kuba.
- Dobra, będę na niego uważał. - odpowiedział mój stary kumpel.

**Oczami Krzysztofa**

Tradycyjnie nuda! Kaśka ma wolne, ja mam dyżur, a nie ma dla mnie żadnej roboty. Niby zostałem przydzielony do akcji Kingi i Łukasza, ale i tak zostałem na komendzie. Ciekawe jak im idzie... To taka pierwsza większa akcja naszych stażystów.
W tym momencie zadzwonił telefon. Podniosłem się  z fotela i odebrałem.
- Policja, słucham.
- Dobry wieczór. Dzwonię ze szpitala. Mężczyzna, o którego się ciągle pytacie się obudził, można przyjechać i z nim porozmawiać. - usłyszałem kobiecy głos.
- Dziękuję, za niedługo się zjawię. - odpowiedziałem i się rozłączyłem. - No, w końcu mam coś do roboty. - powiedziałem sam do siebie i wyszedłem z komendy. Wsiadłem do samochodu i pojechałem do szpitala.
Szpital był w miarę blisko więc kilka chwil później byłem już na miejscu. Zaparkowałem na wolnym miejscu i szybkim krokiem wszedłem do szpitala. Podszedłem do recepcji.
- Jestem z policji. Gdzie leży... - nie dokończyłem, bo od razu pielęgniarka mi przerwała.
- Ten pirat drogowy? Trzecie piętro, sala 311.
- Dziękuję. - rzuciłem i skierowałem się do windy. Po chwili  byłem już pod drzwiami sali 311. Zapukałem i powoli wszedłem do sali. Pośrodku stało łóżko, a w nim leżał facet. Obok stała pielęgniarka i robiła coś przy kroplówce.
- Pan z policji, tak? Proszę, ale nie długo. Pacjent jest jeszcze słaby. - powiedziała i wyszła. Ja przysunąłem do łóżka krzesło i usiadłem na nim okrakiem.
- Nazywam się Krzysztof Pawłowski, razem z innymi policjantami prowadzę twoją sprawę. Czy z twoim wypadkiem miał coś wspólnego Marek Sosnicki?
- Czyli aż tak daleko już jesteście? Wiecie o wyścigach? - powiedział cicho młody mężczyzna.
- Tak, wiemy. Powiedz nam co wiesz, a Sosnicki na dobre w końcu siądzie.
- Facet na wyścigach wybiera sobie kierowce, który przewiezie dla niego paczki. Mówi, że będzie wszystko ładnie, a tak naprawdę, jeżeli już ten kierowca zadanie wykona to kulka w łeb i do piachu. I najciekawsze, że w tych pudełkach jest masa heroiny. Ja to odkryłem i chciałem iść z tym na policję, ale nie wiem jakim cudem się o tym dowiedzieli i już reszta jest wiadoma... - powiedział pacjent.
- To już wystarczająco dużo. Kuruj się. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. - powiedziałem i wybiegłem z sali. Biegnąc po schodach, wyjąłem komórkę i zacząłem dzwonić do Łukasza.
- No co jest? - usłyszałem głos komisarza.
- Mój syn i Lena są w niebezpieczeństwie. W tych pudełkach, które przewożą jest hera. Jak tylko dowiozą ją na wyznaczone miejsce, mogą ich posłać do nieba. - powiedziałem wsiadając do samochodu.
- Okey, to w takim razie zaczynamy plan B.

**Oczami Łukasza**

- Okey, to w takim razie zaczynamy plan B. - powiedziałem i się rozłączyłem. Wziąłem krótkofalówkę. - AT do jedynki, zgłoś się.
- Zgłaszam się.
- Jednak jesteście potrzebni, wykonujemy plan B. - dodałem.
- Zrozumiałem, bez odbioru.
Teraz ze stojącego obok nas granatowego transporta kolejno wyskakiwali AT-cy. Wysiedliśmy z Kingą i my. Zaczęliśmy otaczać dom, na szczęście na zewnątrz nikogo nie było. W końcu jeden z antyterrorystów wyważył główne drzwi i dostaliśmy się do środka. Wszyscy rozbiegliśmy się po całym domu. W dużym salonie było pięciu gości. Sosnicki, dobrze znany każdemu glinie, jakiś łysy facet i trzech ochroniarzy, jego ludzi.
- Na ziemię, policja! Łapy na kark! Szeroko nogi! - rozbrzmiewały głosy w całym domu. Na szczęście wszystkich bez problemy udało nam się aresztować.
- Zobaczycie, nie ujdzie wam to na sucho! - pluł się Sosnicki, gdy prowadziłem go do radiowozu.
- Yhyy, zobaczymy, ale ciebie w końcu za kratkami. - powiedziałem i wtedy przejął go ode mnie mundurowy.
W garażu było pełno pudeł narkotykami, ale to już nie nasza sprawa, resztę przejmuje prokurator i wydział narkotykowy.

** Oczami Leny**
- Jedziemy już dobrą chwilę, a ten Jeep ciągle jedzie za nami. - powiedziałam do mikrofonu w krótkofalówce.
- To skręć za mną zaraz w jakąś małą uliczkę, zobaczymy czy pojedzie za nami. - powiedział Kuba.
- Ok.
- To pojadę za tym Jeepem. - wtrącił się Bartek.
Chwilę później Kuba skręcił w jakąś boczną uliczkę. Skręciłam za nim. Tak jak przypuszczałam Jeep skręcił za nami. Zatrzymaliśmy się. Wysiedliśmy z samochodów. Na wszelki wypadek włożyłam z tyłu za spodnie pistolet i zasłoniłam bluzą.
Z Jeepa wysiadł facet w garniturze, przypominał mi jednego z ochroniarzy, który był przy willi.
- Co wy odwalacie?! Mieliście jechać bez zatrzymywań! - zaczął się drzeć. Wtedy z samochodu rozległ się głos z krótkofalówki.
- Plan B! Lena, Kuba, Bartek ! Powtarzam plan b!
W tym samym momencie ja i Kuba wyjęliśmy pistolety i wycelowaliśmy w ochroniarza.
- Policja! Jesteś zatrzymany! - krzyknął Jakub.
Facet chciał zwiać, ale w dobrej chwili zajechał Bartek i obezwładnił faceta. Zawiadomiliśmy resztę i gdy przyjechali mundurowi ja, Bartek i Kuba wróciliśmy na komendę.
Była godzina 22:30.
- Naprawdę! Dobra robota! A Lana z Bartkiem zachowywali się nie jak stażyści tylko jak prawdziwi policjanci. - chwalił nas komendant, gdy po akcji wszyscy zebraliśmy się w dużym biurze.
- Sosnicki w końcu siedzi, a to było najważniejsze. - dodał Krzysztof.
- Okey, wracajcie już do domów. Odwaliliście kawał dobrej roboty, gratuluję. - dodał Stary.
- Ej! Chwila! Sprawa się skończyła, a to oznacza, że musimy oddać Mazdę, Nissana, Mitsubishi i Hondę! - wyjęczał Kuba.
- Oj ty biedny. - zaśmiała się Kinga, a zaraz za nią cała reszta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz