piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 82



**Oczami Leny**

Zapaliłam silnik i wyjechałam z podwórza na drogę. Mijałam domy, po chwili wyjechałam z osiedla i włączyłam się do ruchu na głównej ulicy.
Dziesięć minut później parkowałam już swój samochód na podziemnym parkingu pod komendą.
Za chwilę znów założę swoją drugą maskę, tą która się bez powodu uśmiecha się i wygłupia, normalnie wykonuje swoje obowiązki. Zawsze gdy jestem sama czuję się inaczej, myślę o Carlosie, bo w końcu trudno tak zapomnieć o tym wszystkim... Zawsze 'zakładam' tą drugą maskę w pracy i gdy jestem z przyjaciółmi.
Kilka godzin później.
Siedziałam przy swoim biurku w niedużym pomieszczeniu, wbiłam wzrok w długopis, którym się bawiłam. To oznaczało, że nic nie miałam do roboty i się nudziłam. Ten dzień jest właśnie tym dniem, kiedy nic się nie dzieje. Z tego mojego transu wyrwał mnie Arek.
- Halo! Ziemia do Leny! Jesteś tam? - zawołał, stojąc obok mojego biurka.
- Tak... Jestem, co? - spojrzałam na niego po krótkiej chwili.
- Mówię do ciebie, a ty nie reagujesz. No ale jak już powróciłaś to mam ci przekazać, że masz iść na korytarz obok schodów.
- Po co?
- Masz gości. - odpowiedział, a ja odparłam mu pytającą miną. - Kuba tam z nimi stoi, jest tam twój ojciec i jeszcze ktoś. Jak się nie ruszysz to się nie dowiesz. - podsumował, a ja się podniosłam i ruszyłam w stronę dużych drzwi prowadzących na główny korytarz. Wyszłam na korytarz i zobaczyłam opierających się o barierkę Kubę, mojego tatę i jeszcze trzy osoby. Strasznie ucieszyłam się na ich widok. Podbiegłam do nich i po kolei każdego uściskałam. Byli to Vanessa, Raf i Logan.
- Ale się za wami stęskniłam! - uśmiechnęłam się, gdy stanęłam obok nich. Teraz staliśmy w takim kółku, ja między Kubą, a Logim.
- A za mną?! - zaśmiał się Kuba, szturchając mnie łokciem.
- Taa, szczególnie za tobą, nie widziałam cię aż jakieś dwadzieścia minut! Ahhhh! Usycham z tęsknoty! - zadrwiłam z niego, po czym wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
W tym momencie na chwilę ich przeprosiłam i ruszyłam w stronę biura naszego komendanta. Weszłam po tym jak usłyszałam 'proszę'. Wiedział jaki dzisiaj jest nudny dzień i że nic się nie dzieje, więc od razu wyczuł sprawę.
- Ile jeszcze zostało do końca twojego dyżuru? - zapytał gdy tylko weszłam.
- Trzy godziny. - odpowiedziałam.
- To zmykaj, zostaniesz te trzy godziny wtedy kiedy będzie trzeba. - powiedział i machną ręką.
- Dziękuję komendancie. - zasalutowałam z uśmiechem i wróciłam na korytarz do moich gości. - Możemy jechać. Załatwiłam sobie już dzisiaj wolne. - powiedziałam.
- Tej to dobrze, jakbym poszedł wcześniej to bym ja się cieszył, a tak to ty skorzystałaś, dwoje nas nie puści. - dodał Kuba i rozłożył ręce.
- No widzisz, a teraz zrób dobry uczynek i przynieś mi moją bluzę z małego biura. - uśmiechnęłam się do niego prosząco.
- No idę, idę. - westchnął i po chwili zniknął za dużymi drzwiami do wydziału. 
- To teraz pytanie, co robimy? Jedziemy do domu czy może chcecie gdzieś się poszlajać? - zaproponowałam.
- Na mnie się nie patrz, ja ci tylko ich tu przyeskortowałem. Muszę wracać do siebie na komendę. - powiedział mój tato, pożegnał się i zeszedł po schodach na dół.
- To okey, ja proponuję może jakąś galerię, a tam dobrą kawę? - zapytałam, a oni Vanessa i chłopcy się zgodzili. - Wszystko okey, tylko gdzie on poszedł po ta moją bluzę? Co on przez Zakopane tam poszedł?! - zaśmiałam się, a w tym momencie zza drzwi wydziału wyłonił się Kubą z moją biało-czarną bluzą. - Dziękuję ci dobry człowieku. - odpowiedziałam, gdy mi ją podał.
- A bardzo proszę.
- To co, idziemy? - zapytał Logan.
- No pewnie. Pa Kuba. - powiedziałam.
- Cześć. - dorzuciła Vanessa, a z mężczyźni pożegnali się przez podanie sobie dłoni.
Zeszliśmy po schodach na parking. Wsiedliśmy do mojego samochodu, ja na miejscu kierowcy, Logan obok mnie, a para za nami. Wyjechaliśmy z podziemnego parkingu i po piętnastu minutach byliśmy pod dużym centrum handlowym. Zaparkowałam i weszliśmy do środka.
Najpierw przeszliśmy obok wielu wystaw, a gdy doszliśmy do kawiarni, wtedy usiedliśmy przy czteroosobowym stoliku obok ogromnego okna. Zamówiliśmy wszyscy kawę i zaczęliśmy rozmawiać.
- Długo jeszcze masz te praktyki, kiedy przyjedziesz? - zapytała Vanessa.
- Jest wtorek, a w sobotę idę ostatni raz, potem dwa tygodnie, które spędzę oczywiście w LA. A wy, ile tutaj zabawicie?
- Pojutrze już mamy samolot powrotny. Mamy jeszcze masę rzeczy do zrobienia. To już tylko dwa i pół tygodnia. - odpowiedziała czarnowłosa.
- No to ja mam w niedzielę samolot. Umówiłam się z Meg, że przez ten czas zamieszkam u niej. - powiedziała.
- No, ale przecież możesz u nas...
- Raf wiem, ale hmmm... Uwierz, to nie jest takie proste. - przerwałam Penie.
- Tak postanowiłaś, to tak będzie. Ale szkoda, że zaraz po weselu będziesz musiała wracać już. Choć tyle, że będziesz z nami te dwa tygodnie przed. - uśmiechnęła się Van.
Siedzieliśmy jeszcze w galerii półtora godziny, pochodziliśmy i obejrzeliśmy to co każdego interesowało. W końcu zgłodnieliśmy i wróciliśmy do domu, bo już moja mama nam zapowiedziała, żeby na obiad wracać do domu, bo się napracowała.
No więc wróciliśmy do domu, był już mój tata. Zjedliśmy obiad i całe popołudnie spędziliśmy w ogrodzie na zabawie z psem i moim młodszym bratem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz